28 grudnia 2011

Literackie szkatułki


Ale w życiu, do którego właśnie wkraczała, mogło nie być nikogo, na kogo mogłaby się obrażać, kto by cokolwiek jej zawdzięczał, kto w ogóle poczułby się kiedyś nagrodzony czy ukarany, czy w jakikolwiek sposób dotknięty jej postępowaniem. Jej uczucia mogłyby stracić jakiekolwiek znaczenie dla kogokolwiek poza nią, a przecież nadal będą się w niej gotować, ściskając serce i dławiąc w gardle.


Gdy czytam opowiadania Alice Munro, mam zawsze nieodparte wrażenie, że są one jak eleganckie szkatułki, w których przechowujemy drogie nam małe przedmioty i kryjące się za nimi tajemnice. Nowele kanadyjskiej pisarki, coraz częściej tłumaczone na język polski, to skarbnice uczuć, spojrzeń i gestów, naprędce podjętych decyzji czy nic nieznaczących – jak zdawałoby się – zdarzeń. Do czytelnika, a może należałoby powiedzieć czytelniczki, przemawiają szczegóły: list, gest, deszcz, słowo, szklanka... Kolejny tom opowiadań ukazujący się w Polsce, już czwarty, a w Kanadzie opublikowany w 2001 roku, to swoiste misterne puzderko na drobiazgi, z których pisarka komponuje przenikliwy obraz relacji międzyludzkich oraz uczuć determinujących kobiece wybory i życie

20 grudnia 2011

"Czas ludzki"




Wprawdzie  świąteczne życzenia już Wam złożyłam i wierszyki o Bożym Narodzeniu powklejałam, ale myślę, że warto poruszyć  przy tej okazji jeszcze jedno zagadnienie. Mam na myśli mało znane obyczaje związane z obchodzeniem tych bliskich każdemu z nas świąt.

Jestem dumną posiadaczką unikatowego albumu poświęconego wielowiekowym i wciąż żywym obyczajom Małopolski. Tę piękną publikację wygrałam w jednym z konkursów, w których staram się brać udział od czasu do czasu, ponieważ odkryłam, że mam szczęście do nich…:) W moim antykwariacie uzbierało się już sporo tych książkowych nagród…
Szerzej na temat wspomnianego albumu napiszę kiedy indziej, dziś natomiast podzielę się z Wami tym, co można w nim przeczytać o regionalnych obyczajach związanych ze świętami Bożego Narodzenia.

15 grudnia 2011

Bajki Księcia Poetów

W chatce na skraju lasu mieszkała sobie matka i jej synek. Oni kochali się. Bardzo. Razem oglądali zachody słońca i hodowali oswojone minuty. Nie chcieli także umrzeć. Ale mama umarła. Synek został. Naprawdę był to dość stary dywanik pod łóżko.

Zbigniew Herbert, Matka i jej synek

Ładna bajka? To ma być bajka?! Już słyszę głosy protestu…  Dziwna... Zgodnie z naszym potocznym rozumieniem i doświadczeniem czytelniczym bajka to bowiem taki utwór, w którym dobro zawsze zwycięża ze złem, prawda? Czy tak jest w przytoczonym utworze?

13 grudnia 2011

Stan wojenny w literaturze i muzyce



O tym, jak polska literatura opisywała i opisuje rzeczywistość stanu wojennego, zastanawiają się w grudniowym wydaniu „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” Krzysztof Masłoń i Tomasz Zapert. 

11 grudnia 2011

Ostateczne pożegnanie historyka z mitem o"patriotach w mundurach" z LWP

Jak to się stało, że w Warszawie, w gmachu przy al. Niepodległości, przez tyle lat funkcjonował jeden z najważniejszych instrumentów podległości naszego kraju.
Jak to się stało, że dopiero w siedemnastym roku budowania demokratycznej Polski rozmontowano tę postsowiecką redutę zlokalizowaną w najdalej na wschód położonym kraju zachodniej części Europy. I jak to się stało, że do realizacji tego zadania polskie państwo wyznaczyło doktora nauk historycznych.
Z wprowadzenia Sławomira Cenckiewicza

W jednym z wywiadów Sławomir Cenckiewicz opowiedział, jak zadzwonił do niego pewien profesor, który spotkał na swoim targu osiedlowym Czesława Kiszczaka.  „Podszedł do generała, mówiąc mu,  że wyszła książka Cenckiewicza o służbach wojskowych z nim i Jaruzelskim na okładce, a jej tytuł to Długie ramię Moskwy. Kiszczak się uśmiechnął, powiedział: »A to ciekawe« i skończył rozmowę” (cały wywiad tutaj: http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/dlugie_ramie_moskwy_15823).
Najnowsza książka Cenckiewicza jest ogromnym wydarzeniem zarówno na rynku księgarskim, jak i w polskiej historiografii, biorąc pod uwagę nikły stan wiedzy o służbach specjalnych komunistycznego wojska i brak zainteresowania polskich historyków ich badaniem. Publikacje poświęcone służbom specjalnym są na całym świecie bestsellerami w dziedzinie literatury faktu. Okazuje się, że pod tym względem nie mamy się czego wstydzić. Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1989 cieszy się olbrzymim zainteresowaniem wśród polskich czytelników i to pomimo zmowy milczenia wśród potencjalnych recenzentów prasowych w ciągu dwóch tygodni sprzedano kilka tysięcy egzemplarzy, a na spotkaniach autorskich są zawsze tłumy (jako uczestniczka krakowskiego spotkania mogę potwierdzić, że duża aula na ulicy Gołębiej pękała w szwach). Ostatnio na wyraźne życzenie czytelników historyk przedłużył swoją trasę autorską.

8 grudnia 2011

Marek Nowakowski wspomina stan wojenny





Zapraszam serdecznie do przeczytania niezwykle interesującego wywiadu pt. Wylazły męty i gnidy przeprowadzonego z autorem Raportu o stanie wojennym w 30. rocznicę jego wprowadzenia. Z pisarzem rozmawiał Krzysztof Świątek:


 Jak wyglądał Pana 13 grudnia?
O 6 rano budzi mnie bębnienie do drzwi. Mieszkaliśmy z żoną na Długiej w Warszawie. Przychodzi mój przyjaciel Czesiek, który był magazynierem w gastronomii. Od progu woła: „Marek, ty nic nie wiesz? Stan wojenny! Na ulicach czołgi, wozy opancerzone, włącz telewizor”. I dziwne wrażenie, bo generał wygłasza komunikat jakby z bunkra. Po pewnym czasie znowu pukanie. Urzędowe osoby. „Jesteśmy z MSW, prosimy pana na Rakowiecką”. Żona zaniepokojona, Czesiek robi wielkie oczy, bo potwierdza się, że sytuacja jest nadzwyczajna. Wychodzę z dwoma funkcjonariuszami w cywilu. Na dole czeka samochód. Na Rakowieckiej goły pokój przesłuchań – biurko, szafka metalowa, parę krzeseł. Przychodzi młody cywil i zaczyna rozmowę. Wpada w lekki patos, ale mówi bez specjalnego żaru, monotonnym głosem: „Ważą się losy naszego kraju, musi pan podpisać zobowiązanie”. Ludzie „S” nazywali je później lojalką....

6 grudnia 2011

O wpływie pozbawienia wolności na pisarstwo

Wystarczy siedzieć w więzieniu i dzieciństwo samo wypływa na powierzchnię.

Frédéric Beigbeder, Francuska powieść


Powieść opublikowana przez Oficynę Literacką Noir Sur Blanc. Na okładce wykorzystano portret autora z 1974 roku


Czy pamiętamy swoje dzieciństwo? Czy większość ludzi nie ma czasem skłonności do konfabulacji, czyli opowiadania zmyślonych faktów jako wspomnień z okresu dzieciństwa? Między innymi takie wątpliwości nurtowały autora powieści, do której przeczytania chcę dziś zachęcić. Dziwimy się często, gdy ktoś nam mówi, że nie pamięta swojego dzieciństwa, prawda? Takim osobom nie można nie wierzyć, ponieważ rzeczywiście ich wspomnienia z tego okresu życia mogą być głęboko schowane. Trzeba je tylko na nowo odnaleźć, po prostu wybrać się w swoistą podróż w przeszłość. O owocach takiej wyprawy opowiada właśnie Francuska powieść Frédérica Beigbedera, który do jej odbycia został niejako zmuszony przez niechlubne okoliczności.

5 grudnia 2011

Literackie graffiti przy ulicy Traugutta w Krakowie!

Okazuje się, że osoby mieszkające poza Krakowem wiedzą znacznie więcej od tubylców...  Wczoraj drogą  e-mailową dostałam dwie dobre wiadomości, które powinny ucieszyć "zjadaczy" książek. Muszę się przyznać, że jako krakuska nie miałam o tym zielonego pojęcia... Dziękuję zatem mojej znajomej za e-maila z informacją o tym wyjątkowym przedsięwzięciu;).
Zobaczcie, jak powstawał ten niezwykły projekt artystyczny!

2 grudnia 2011

Rozmowa z Markiem Nowakowskim



Najtrudniej jest tworzyć sztukę z własnego życia. To najoporniejsze tworzywo. Mgławica, ulotna, rozprasza się jak pył, zmienia się z sekundy na sekundę. Ogarnąć nie sposób, umyka, tyle staje się z udziałem przypadku. A jeszcze wznieść to wszystko wysoko, oderwać od grzęzawiska codzienności. 
Marek Nowakowski (z książki Empire)

W moim antykwariacie nie może tego zabraknąć;) Zachęcam do obejrzenia i posłuchania najnowszej rozmowy z jednym z najwybitniejszych pisarzy polskich  i moim ulubionym - Markiem Nowakowskim - o Polsce i Polakach. Tutaj:

Oprócz tego zamieszczam też bardzo ciekawy film biograficzny o nim z cyklu "Errata do biografii".

1 grudnia 2011

Zamiast papierosów;)

Byłam dziś odebrać zamówione w mojej ulubionej księgarni internetowej  książki. Gdy weszłam do punktu odbioru osobistego, zobaczyłam niemałą kolejkę, a oprócz tego zapełnione książkami wszystkie olbrzymie półki, aż nawet się nie mieściły i albo leżały w kartonach na podłodze, albo kłębiły się na biurku, tak że nie było prawie widać obsługujących klientów pracowników! Ile razy tam byłam, nigdy nie widziałam takiej kolejki i tylu zamówionych książek! Krakowian ogarnęła prawdziwa książkowa zakupomania przedświąteczna!:)

30 listopada 2011

Dlaczego Czesi są najbardziej zaczytanym narodem Europy?



Jak myślicie, dlaczego Czesi są najbardziej zaczytanym narodem Europy? :)
Sądzę, że fenomen masowego czytelnictwa w tym kraju najlepiej może wyjaśnić nie kto inny, ale właśnie jeden z czeskich pisarzy, który już jest w Polsce. 

Wydawnictwo Good Books zaprasza na spotkania z
Jaroslav Rudišem  – autorem Grandhotelu.


Poniżej podaję szczegóły jego trasy autorskiej, gdyby był ktoś zainteresowany:

Warszawa, czwartek 1 grudnia, g.18.30 -  klubokawiarnia Wrzenie Świata, ul. Gałczyńskiego 7
Kraków, piątek 2 grudnia, g. 19,   – księgarnia Bona, ul. Kanonicza 11
Wrocław, sobota 3 grudnia, g. 16.45 – Wrocławskie Promocje Dobrych Książek,
Łódź, niedziela 4 grudnia, g. 18.30 -  Festiwal Puls Literatury


O pisarzu czytajcie tutaj:
http://goodbooks.pl/2011/06/06/jaroslav-rudis/




PS. Mimo dobrych wyników czytelnictwa Czesi i tak się niepokoją... Zobaczcie, jaką kampanię wymyślili przeciwko spadającemu czytelnictwu w ich kraju! Jest naprawdę bardzo zabawna i straszna...






29 listopada 2011

Parada Moli Książkowych;)

Jak donosi krakowski Instytut Książki,  1 grudnia ulicami Wrocławia przemaszeruje Parada Moli Książkowych, czyli miłośników czytania, a dołączyć do niej może każdy, "najlepiej w rogowych oprawkach, znaku rozpoznawczym literackich maniaków".
A jeśli ktoś nosi soczewki kontaktowe, niech weźmie po prostu ze sobą książki pod pachę:)

Więcej szczegółów na ten temat tutaj: http://www.instytutksiazki.pl/pl,ik,site,6,4,26660.php

PS.  Gdyby taka Parada była organizowana w Krakowie, na pewno bym się wybrała;)

28 listopada 2011

„Czy moja opowieść może coś zmienić?"

Takie pytanie stawia we wstępie do swojej autobiograficznej książki jeden z najodważniejszych dziennikarzy śledczych i autor dwóch całkowicie przemilczanych publikacji o niewyjaśnionych dotąd okolicznościach brutalnego zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki – Wojciech Sumliński.
Gdy czytałam jego publikację zatytułowaną Z mocy bezprawia. Thriller, który napisało życie, co chwilę ją odkładałam, aby zaczerpnąć głęboki oddech, po czym znów wrócić do lektury. Sumliński opisuje bowiem tak wstrząsające do głębi i niewiarygodne wręcz historie, że czytelnik może mimowolnie zastanawiać się, czy nie ma czasem do czynienia z kunsztownie stworzoną przez niego fikcją… Co nie pozwala wątpić w prawdziwość jego relacji? Rafał Ziemkiewicz twierdzi, że ogromna, granicząca z utratą życia, cena, jaką musiał zapłacić Sumliński za podejmowanie w swojej dziennikarskiej pracy śledczej tematów związanych z funkcjonującym w Polsce światem przestępczym – z siecią mafijnych interesów z udziałem najważniejszych osób w państwie. Trudno się z nim nie zgodzić.

27 listopada 2011

Sposób na spędzenie jesieni życia według Alice Munro

[…] mija pełnia lata, czas otwiera swe podwoje, gotów, by znowu w nie przyjąć drobne sprzeczki i błahostki. Dni tracą swe ostre krawędzie, znika poczucie fatum, które brzęczało nam w żyłach jak rój drobnych nieustępliwych owadów.
Następuje powrót do stanu, w którym nikt nam nie obiecuje wielkich zmian, poza zmianą pory roku. Jakieś niedopracowanie, niedbałość, nawet sporadyczna nuda zawisają ponownie w przestworzu ziemi i nieba.
Alice Munro

Zaczynam od dosłownego przytoczenia fragmentu jednego z opowiadań. Dlaczego? Otóż Alice Munro należy cytować, bo cytat lepiej niż opis odda szlachetną spontaniczność jej prozy („New York Times”). Trudno się z tym nie zgodzić. Zastanawiam się nawet, czy jest sens pisania recenzji:). Może najlepiej byłoby tylko zacytować parę akapitów, aby przekonać Was, że warto sięgnąć po jej książki?
Na wolno upływające jesienne wieczory najlepsze są spokojne i eleganckie opowiadania Alice Munro. Jej proza jest niezwykle wyciszająca, co wcale nie oznacza, że nie może czytelnika wprawić w zdumienie. Zebrane w tomie zatytułowanym Widok z Castle Rock, układają się w sagę rodzinną, ale dla mnie są to opowieści przede wszystkim o przemijaniu. Kiedy wraz z pisarką poznajemy losy jej praprzodków, mimowolnie pojawiają się refleksje o upływie czasu, choćby wtedy, gdy czyta się powyżej przytoczone słowa. Są te opowieści, jak podkreśla w przedmowie Munro, literacką fikcją osnutą na kanwie prawdziwych wydarzeń. Zatem przeplatają się w nich wyobraźnia i mity z życiową prawdą.
Oprócz znanych z poprzednich tomów (Uciekinierka i Zbyt wiele szczęścia) wątków, takich jak relacje rodzicielskie i małżeńskie, szukanie swojego miejsca w życiu, w autobiograficznych opowieściach kanadyjska pisarka porusza motyw więzi międzypokoleniowej, czyli łączności zmarłych z żywymi czy żywych ze zmarłymi.  
Dzieje rodzinne pisarki zaczynają się pod koniec XVIII wieku w kraju odległym od miejsca jej dorastania, gdyż w Szkocji, a kończą w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy sześćdziesięcioletnia bohaterka wraz z mężem przemierza okolice kanadyjskiej prowincji Ontario, aby odkrywać ślady pradawnych wydarzeń oraz rodzinnych historii i anegdot. Wraca wtedy do krainy, w której spędziła młodość. Przemierza ścieżki starych cmentarzy, odwiedza kościoły i rozmawia z miejscowymi ludźmi dobrze znającymi historię okolic. Ku swojemu zdumieniu spotyka wtedy kogoś, kto pamiętał jej ojca, i miejsce, gdzie pracowali jej rodzice. W jednej chwili napływają wspomnienia…

Te pełne magii opowieści scalają teraźniejszość z przeszłością. Mogą być wspaniałą inspiracją do zainteresowania się gałęziami swojej rodziny i własnego rozgrzebywania przeszłości. Tak! Tak! Według Munro najodpowiedniejszym ku temu okresem życia jest wiek podeszły, „kiedy kończą się nasze perspektywy na przyszłość  i nie potrafimy sobie wyobrazić (czasem nie możemy w nią uwierzyć) przyszłości naszych dzieci”. Pisarka podsuwa nam zatem propozycję spędzenia emerytury na poznawaniu genealogii swojej rodziny i podróżowaniu po miejscach naszego zakorzenienia. I choć pewnie większość z nas, młodych, nie myśli jeszcze o tym okresie ludzkiej egzystencji, to jednak, kiedy nadejdzie ten czas, jak Bóg da, być może przypomnimy sobie te opowiadania i wyruszymy w drogę śladami naszych przodków?


Alice Munro, Widok z Castle Rock, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

PS. Ten obrazek (trochę wycięty), który widać na zdjęciu obok  lustra moich książek, przedstawiający domek i drzewa, jest wyszywany przez mamę mojej przyjaciółki. Potrafi ona wyszywać jeszcze większe cuda:)

26 listopada 2011

"Uciekinierka", "Minotaur" oraz inne książki warte przeczytania

A teraz zamilknę na jakiś czas, aby dokończyć lekturę autobiograficznych opowiadań Alice Munro... Zatem zaszyję się w moim antykwariacie;) Tymczasem zapraszam do lektury moich recenzji opublikowanych na granice.pl:

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2352,Wojna%20Klary:

„Działy się piękne rzeczy w nieludzkich warunkach" - te słowa zmarłego niedawno Marka Edelmana, wypowiedziane podczas warszawskiej promocji jego ostatniej książki pt. I była miłość w getcie, mogłyby być znakomitym mottem książki Wojna Clary. Prawdziwa historia cudownego ocalenia z Holokaustu. Oparta na dziecięcym pamiętniku historia spisana przez Clarę Cramer, żydówkę polskiego pochodzenia, obecnie przewodniczącą fundacji Holocaust Resource Foundation (we współpracy ze Stephenem Glantzem), to zarazem pełne grozy i nadziei świadectwo o czasie ciemnej nocy Zagłady Żydów, o tym, że ekstremalne sytuacje wyzwalały w ludziach skrajne emocje: od szlachetnych uczuć i gestów po zdradę i nienawiść.W czasie drugiej wojny światowej dorastająca Clara mieszkała z rodziną w Żółkwi - odległej zaledwie 35 kilometrów od Lwowa. Po wybuchu wojny do miasteczka wkroczyli radzieccy żołnierze. Pod okupacją Sowietów jej rodziny nie opuszczał lęk przed wywózką na Sybir. Po ataku Hitlera na Związek Radziecki i wkroczeniu jego wojsk do Żółkwi pojawił się inny lęk - przed represjami, wywózkami do obozów bądź getta. Dla zrozpaczonych Żydów jedynym sposobem na ocalenie staje się kryjówka pod domem volkdesutscha Becka - pijaka, mizantropa, kobieciarza oraz zdeklarowanego antysemity! Bunkier był kwadratem trzy na trzy metry i miał wysokość półtora metra. W tym schronie, dusząc się w ciemnościach i odczuwając ciągły strach przed dekonspiracją, będzie mieszkać przez prawie dwa lata początkowo 11, a potem 18 Żydów! Przez cały ten czas ich los będzie w rękach gardzącego wszelkimi autorytetami oraz pełnego sprzeczności mężczyzny i jego pracowitej żony. „Każdy, kto musiał ukrywać 18 Żydów, musiał być szalony, butny, arogancki i pewny siebie" - jak napisała Kramer.
    Z inicjatywy matki nastoletnia Clara będzie w tej kryjówce pisała dziennik jedną niebieską kredką, którą podarował jej Beck. Mało brakowało, aby ten pamiętnik - będący historią zagłady żółkiewskich Żydów (z pięciu tysięcy zostało pięćdziesięciu) i cudownego ocalenia - nie został po wojnie zniszczony przez jej autorkę podczas nielegalnej ucieczki wraz rodziną do Palestyny!
     Losy garstki Żydów zgromadzonych w podziemnym bunkrze czytelnik poznaje zatem oczami dziecka. Dziewczynka doświadcza nie tylko głodu, obezwładniającego strachu i straty siostrzyczki - Manii, lecz także miłości oraz międzyludzkiej solidarności. Razem z nią przeżywamy zarówno pełne dramatyzmu sytuacje, np. kiedy w pobliżu domu z kryjówką wybucha pożar, albo lęk przed demaskacją, gdy tuż nad schronem mieszkają esesmani, jak i piękne chwile, np. wieczerzę wigilijną, na którą zaprosili Żydów ukrywający ich państwo Beckowie, czy świętą dla nich noc Jom Kippur. Przebywający w ciasnej kryjówce nadzieję i siłę czerpali od Becka, który wraz z żoną i córką nie tylko codziennie ryzykował dla nich życie, lecz także dzielił z nimi ból i niemy płacz. Poświęcenie tego mężczyzny nie miało granic - jego dobroć i odwaga były poddawane ciągłej próbie. Codziennie dostarczał im jedzenie i ich chronił. W sytuacji, gdy na zewnątrz szalała woja, a miliony ludzi wyrzekały się wszystkiego, w co wierzyli, byle tylko pozostać przy życiu, ile osób zachowywało się tak jak Beck?" - zastanawia się Clara Kramer. Ten Niemiec i antysemita okazał się zaskakująco hojnym i prawym człowiekiem.
   Ocalona z Holokaustu autorka określiła swoich wybawców jako jednych z 36 sprawiedliwych, „przez wzgląd których Bóg nie zniszczył wszechświata". Po ponad sześćdziesięciu latach od wyjścia z kryjówki wyznała również: Wszystko, czego nauczyłam się o miłości, honorze i odwadze, nauczyłam się od nich".

    Napisana żywym językiem książka opowiada o tym, że w czasie wojennego koszmaru, kiedy bliscy przebywających w bunkrze Żydów szli na śmierć, największym z cudów była miłość bliźniego. To przejmująca historia nie tylko cudu ocalenia, lecz także solidarności, walki o godność narodu żydowskiego oraz miłość, która często rodzi się w sytuacji zagrożenia, o czym przypominał Marek Edelman w ostatnich latach swojego życia. Świadectwo Clary Cramer również podkreślę tę prawdę, że najprostsze i najszlachetniejsze gesty i emocje powstają pod presją ciężkich czasów. Książka dotyka także problemu haniebnej postawy Polaków wobec Zagłady, m.in. sprzedawania Niemcom informacji o ukrywających się Żydach (siostra Clary została sprzedana za kilka litrów wódki) oraz symbiozy społeczności polsko-żydowskiej. Przede wszystkim jednak jest to trzymająca w napięciu i szczera opowieść o tym, że „działy się piękne rzeczy w nieludzkich warunkach", że w ekstremalnych sytuacjach, gdy szaleje nienawiść, można kochać i być, tak jak Beck, solidarnym człowiekiem.
     Książka przypomina też okrutną prawdę - że człowiek człowiekowi zgotował taki los. Dziś w Żółkwi nie ma ani jednego Żyda, który mógłby odmówić kadisz przy stojącym na miejscu masowych grobów pomniku ocalałych.



Życie większości ludzi zawsze przypomina «wachlarz malowany w kwiecie brzoskwini»”.

„[…] życie większości ludzi zawsze przypomina «wachlarz malowany w kwiecie brzoskwini»”. Znękani, walimy głową w mur, a krople krwi kapią na wachlarz – gdy dodamy pędzelkiem kilka szczegółów, plamy zmienią się w piękne kwiaty”.

Ponieważ mamy w tym roku ładną, bezdeszczową jesień (niektórych to niepokoi, bo mówi się nawet o suszy), chciałabym zachęcić Was do sięgnięcia po powieść Eileen Chang, która doskonale oddała klimat tej pory roku. Może już sam tytuł Was zachęci? Brzmi:  Czerwona róża, biała róża.
To znakomita i naprawdę świdrująca literatura! Nie tylko dla kobiet.
Opowiadania Eileen Chang - chińskiej pisarki, nazywanej „Jane Austen bez rękawiczek” - zebrane w tomie pt. Czerwona róża, biała róża najlepiej czytać jesienią, czyli w porze krzewu osmanthusa, którego białe kwiaty są stosowane w kuchni chińskiej do aromatyzowania potraw i herbaty. Wysnute z jesiennej aury, melancholijno-gorzkie nowele ukazują świat poszarpanych więzi międzyludzkich, lęków, nikczemnych postępków oraz tęsknoty za prawdziwą miłością. Opowiadania Chang to wygrywane na huqinie melodie życia. Dotykają czułych nerwów, nie dają spokoju, nie pozwalają na obojętność, ponieważ odsłaniają naszą egzystencję – ułomną i dziurawą.
Mieszkańcy Szanghaju niespokojnych lat 40. i 50. minionego wieku palą opium, snują intrygi, grają w madżonga, uprawiają hazard, a w kręgu rodzinnym rozmawiają o pieniądzach lub swataniu. Wbijają szpilki swoim bliskim, przeżywają namiętności, kochają i nienawidzą. Na przykład państwo Lou udają przed otoczeniem, że są dobranym i zgodnym małżeństwem. On przed otoczeniem odgrywa rolę troskliwego męża, ale w domowym zaciszu nieustannie wypomina żonie jej braki. Ona, wyczuwając, że znajomi współczują jej mężowi, iż ma tak niezaradną żonę, w domu znosi jego złośliwości, ale wśród innych celowo go poniża.

W swoich opowiadaniach Chang portretuje przede wszystkim kobiety, wobec których jest bezlitosna i czuła zarazem. Przyłapuje je w chwilach słabości, przeżywania samotności lub namiętności. Jej bohaterki to „czerwone i białe róże” – mogą być „czerwienią zmieniającą się w krew zabitego komara” lub „promieniem księżyca padającym na posadzkę przed łożem”. Bywają dobroduszne, uczuciowe i cnotliwe albo małostkowe, znerwicowane, złośliwe i zdolne do niecnych występków. Potrafią ranić i „wypalić znamię w sercu” albo być „grudką ryżu przyklejoną do ubrania”. Jedne łamią społeczne konwenanse, a drugie nie potrafią się od nich uwolnić lub im przeciwstawić. Życie kobiet Chang opisuje na tle zachodzących w Chinach przemian politycznych i obyczajowych, które w znaczący sposób determinują ich wybory i decyzje. Dorastają przeważnie wśród licznych krewnych zaludniających dom, a więc niejako w tłumie – popychane i deptane; żyją zgodnie z niezmiennymi zasadami życia rodzinnego, którym rządzą pieniądze, albo się buntują i opuszczają dom, by zaznać prawdziwej miłości, nie zważając na to, że ich reputacja może na tym ucierpieć.
Nowele Chang są niezwykle plastyczne. Jedno zdanie i wyraźnie widzimy daną sytuację: „Za zasłonami z czerwonej gazy niewyraźnie majaczyła postać jej matki, leżącej na wielkim mahoniowym łożu i wachlującej się z wolna białym, okrągłym wachlarzem”. Albo: „Podwórko, drzewo, dwoje ludzi rzucających smutne cienie, cisza – za mało na wspomnienie, lecz w sam raz, by włożyć do maleńkiej kryształowej buteleczki, którą będzie kiedyś oglądała z uwagą, trzymając ostrożnie w dłoniach”.
Z każdego opowiadania można bez trudu zaczerpnąć scenkę czy motyw potrzebny do namalowania wachlarza lub napisania scenariusza filmowego. Chang myśli obrazami, a język jej jest niezwykle precyzyjny – skutecznie narzuca wyobraźni czytelnika wizualne kompozycje, które są nasycone detalami, przedmiotami i kolorami. Niesłychanie filmowe są również dialogi – zawsze autentyczne i mocne. Są skondensowane i nie rażą czytelnika sztucznością czy teatralnością. Sceneria, w jakiej rozgrywają się losy bohaterów, jest tak obrazowo opisywana, że bez trudu wyobrażamy sobie na przykład miejski pejzaż: widzimy szereg domów z czerwonej cegły z balkonami, na których, mimo pochmurnej pogody, jest rozwieszone pranie, a na dachu przechadza się dostojnie kot „czarny jak cień chmury na śniegu”. W duszny dzień, w którym „nawet niebo odwróciło się tyłem, zmieniając się w mroczną, pustą przestrzeń bez wyrazu”, słyszymy „szum samochodów, odgłosy trzepania dywanów, brzęk szkolnych dzwonków, stukot rzemieślniczych młotków, zgrzyt pił i warkot silników”. Chang zmysłowo charakteryzuje przedmioty, nie tylko te z najszlachetniejszego kruszcu, a postaci w taki sposób, że stają przed naszymi oczami w całej swej okazałości - jako żywe osoby, a nie kukiełki. Jej metafory i porównania, choć wyszukane, nie są nużące. Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z mocno zagęszczoną, intensywną prozą.
Jednym z motywów przewijających się przez wszystkie opowiadania jest konflikt między indywidualizmem a wartościami tradycyjnego społeczeństwa. Potrzeby serca stale zderzają się z ogólnie przyjętymi i uświęconymi tradycją zasadami, związanymi z życiem rodzinnym i towarzyskim czy kontaktami między mężczyznami a kobietami. Inną dominantą jej utworów jest złożoność relacji międzyludzkich – Chang ukazuje ich nieskończenie wiele odcieni. Wskazuje na rozpad więzi, zanik empatii i wrażliwości w codziennym funkcjonowaniu. Komponuje gorzki obraz rodziny jako miejsca i źródła przeważnie bolesnych przeżyć: małżeństwo jawi się jako chwiejny układ zależności i zobowiązań oraz spróchniały i sztuczny twór. Świetnie oddaje również trud szukania porozumienia, uciążliwość komunikacji międzyludzkiej, która bywa pełna pułapek i pomyłek, jak również znaczenie wypowiadanych w czasie rozmowy słów lub milczenia. Obnaża prawdziwą naturę człowieka. Stara się zbliżyć do tego wszystkiego, co w nim demoniczne, chore, oraz do tego, co ma wartość dodatnią.
Bohaterów prozy Chang łączy aura nieszczęścia, poczucie bezdomności oraz osaczenia, a także poszukiwanie prawdziwej miłości i sensu życia. Podłożem ich tragedii jest rozdźwięk między skromnymi marzeniami i próbami ułożenia sobie życia a rzeczywistością panującą wśród światów obojętnych lub nieżyczliwych. Każdy z nich ma swoją, prywatną drogę godzenia się lub trwania w tej rzeczywistości.
Choć uwagę czytelnika przykuwają dramaty osobiste, sprowokowane przez nieprzyjazny świat lub przez samych bohaterów, to jednak spojrzenie na człowieka nie jest jednowymiarowe. Tak zwane ludzkie sprawy są w prozie Chang po prostu bardziej obnażone, absorbujące swą autentycznością, a życie opisuje ona w odcieniach zarówno zjawiskowych, kwiatowych, jak i mrocznych, szarych, ponieważ: „[…] życie większości ludzi zawsze przypomina «wachlarz malowany w kwiecie brzoskwini»”. Znękani, walimy głową w mur, a krople krwi kapią na wachlarz – gdy dodamy pędzelkiem kilka szczegółów, plamy zmienią się piękne kwiaty”.




Eileen Chang, Czerwona róża, biała róża, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009. 

Właśnie ukazała się autobiograficzna książka tej pisarki pt. Gorzkie spotkanie. Zamierzam ją kupić i przeczytać, a następnie podzielić się wrażeniami po lekturze.

Ruszam! Witajcie!

Wiem, wiem… Tego typu blogów jest w internetowym świecie niezliczona masa. Zapytacie: po co zatem jeszcze jeden? Odpowiem trochę górnolotnie: chcę dołożyć swoją skromną cegiełkę w promowanie czytelnictwa nie tyle w Polsce, ile w wąskim kręgu osób, a jeśli z czasem to skromne grono zacznie się rozszerzać, tym lepiej dla nas wszystkich:). Poza tym chcę po prostu dzielić się swoimi wrażeniami i refleksjami po lekturze mądrych książek. Nie dziwcie się. Każdy pasjonat odczuwa bowiem taką potrzebę.
      Dlaczego swój blog zatytułowałam właśnie tak?
Inspiracją była dla mnie przeczytana dwa lata temu powiastka filozoficzna o szczurze, o wdzięcznym imieniu Firmin, mieszkającym w piwnicy bostońskiego antykwariatu. Dla stworzonej przez Sama Savage’a postaci największą pasją są książki – zjadane najpierw dosłownie, a później w przenośnym, można powiedzieć, symbolicznym sensie. Jest to błyskotliwa, pełna subtelnego humoru i mądra książka o książkach, ich pożeraczach i stworzycielach, czyli pisarzach i poetach, a przede wszystkim o fenomenie czytania – coraz mniej popularnej w naszym kraju pasji, o czym z bólem muszę wspomnieć.
    Czy pochłanianie książek to zdrowy nałóg? Chcę, za pomocą mojego bloga, przekonać sceptyków i ludzi trzymających się z dala od wszelkich książek, że najzupełniej zdrowy.
   Chcę zatem „zaszczurzyć” świat! Czyli pozarażać – na początek parę osób – swoją miłością do literatury, chcę żeby wpadli w nałóg czytania. Czy mi się uda? Czas pokaże. Liczę na Waszą pomoc.
   Jak przystało na gryzonia książkowego będę Wam polecać publikacje pożerane w moim skromnym domowym antykwariacie (zdjęcia zamieszczę w stosownym czasie, proszę o cierpliwość). Nie ma co go porównywać do tych antykwariatów, które mijacie na ulicach miast. Wybaczcie, to nie te rozmiary. Mimo to na osobach odwiedzających moje progi robi ponoć spore wrażenie.
   Zapraszam Was serdecznie do śledzenia mojego bloga. To dla mnie wielka niewiadoma. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Będę pisała nie tylko o nowościach, lecz także o dziełach napisanych pięć, dziesięć, a nawet pięćdziesiąt lat temu.

Poniżej zamieszczam filmik o książce opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie pt. Firmin. Przygody wielkomiejskiej szumowiny Sama Savage’a. Gorąco zachęcam Was do  jego obejrzenia, a szczególnie do przeczytania tej książki.