O tym, jak polska literatura opisywała i opisuje rzeczywistość stanu wojennego, zastanawiają się w grudniowym wydaniu „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” Krzysztof Masłoń i Tomasz Zapert.
Literatura stanu wojennego po trzydziestu latach
Bluźnierczymi majakami zgniłego inteligenta znad Wisły” ironicznie nazwał Tadeusz Konwicki swoje „Wschody i zachody księżyca”, pisane w „karnawale” Solidarności, z charakterystycznym dla tego pisarza — w jego największych osiągnięciach — szwunkiem czy, jak kto woli, biglem. Powstał bardzo ciekawy zapis stanu psychicznego Polaka roku 1981, tegoż inteligenta, który nagle znalazł się w centrum światowych wydarzeń. Światowych, gdyż „cały nasz układ słoneczny lęka się sowieckiej inwazji na Polskę. Oczywiście termin »inwazja« jest umowny. Rosjanie nie muszą naszego kraju najeżdżać. Oni tu są, siedzą wygodnie, żyją dostatnio od trzydziestu pięciu lat. Otorbili się w garnizonach, bazach, fortecach, usadowili się w administracji państwowej, w aparacie bezpieczeństwa, a także w środowisku artystycznym. Świat po prostu lęka się zamachu stanu i ostatecznej sowietyzacji Polski. Świat ciągle jeszcze wierzy, że komunizm radziecki powolutku uczłowieczy się, zeuropeizuje i zatrzyma się w stadium łagodnej, dobrodusznej egzotyki z niedźwiedziami, blinami i kawiorem. A ten niedźwiedź będzie tańczył sobie z Krakowiakiem, a ten Krakowiak przegryzać będzie blinami z kawiorem i zapijać płynem zwanym russian vodka”.
W tej książce narasta dramatyzm, z dnia na dzień. Nieuchronnie zbliża się — jak pisał Konwicki — „jeszcze jeden niedokończony koniec świata”.
Jak on wyglądał? „Wszędzie wojsko. Zmarznięte, mrukliwe i biedne jak sto nieszczęść. Jakieś samochody pancerne, które nie chcą ruszyć z miejsca. Mróz, ponowa, pod spodem, cienki lód. Ślizgawka. Polska rewia na lodzie.
Ktoś takie plakaty porozklejał w nocy. Bez złej woli. Reklama rozrywki. Jedynej niewinnej i nie budzącej skojarzeń. Polska rewia na lodzie.
Władza schwyciła naród za gardło. A naród ścisnął władzy krtań. Obie strony są jednakowo silne albo jednakowo słabe. Nikt nie zwycięży. Jedni drugich pociągną na dno.
Matko Boska, który to raz?”.
Lepkie osocze: dziejowość
Trzeba było ważyć słowa, bo patos zgrzytał nieznośnie w obliczu tego, co działo się za oknem. Chociaż wydarzenia narzucały słowa pisane z dużej litery. Grzegorz Musiał w „Dzienniku wojny jaruzelskiej” w Sylwestra roku 1981 zapisał: „Dziś ostatni dzień 1981 roku. Będą się go uczyły dzieci. Czuję już wokół siebie to lepkie osocze: dziejowość. Teraz wiem, o ile szczęśliwszy był Gombrowicz, będąc bezpiecznie z daleka od Polski, naszej szalonej matki. Wciąż myślę o scenie, którą w swym liście, wydrukowanym przez ‘Twórczość’, opisał jego przyjaciel (Dipi?). Okręt już, już odbija od nabrzeża, kapitan z mostku daje znaki Gombrowiczowi, który stoi na przystani. Jeszcze może wsiadać… ale on patrzy kapitanowi w twarz i powoli, w milczeniu kręci głową.
Jeden mały gest — a jaki bezmiar desperacji. Mały gest — a odmienia życie. Ciarki przechodzą, bo przecież za tą sceną — ginie Polska”.
Kazimierza Brandysa stan wojenny zastał w Nowym Jorku. Nie musiał kłaniać się żadnemu kapitanowi, a przecież to właśnie czynił. I w swoich „Miesiącach” odnotowywał koszmary dręczące go nad ranem, w styczniu 1982 roku. Było ich — wyliczył — osiem: „1. że nigdy nie wrócę do mieszkania w Warszawie; 2. że Rosja podbije całą Europę; 3. że będę wykładowcą na uniwersytecie w Ohio; 4. że wysyłam za mało paczek do Warszawy; 5. że jestem stary; 6. że zepsuł mi się ściągacz w spodniach i nie wiem, gdzie w Nowym Jorku mi naprawią; 7. że Polska ginie; 8. czy Bóg istnieje”.
Modlitwa za umarłych
W kraju internowani pisarze niepokoją się już nie o swoje życie i zdrowie, a o to raczej, czy przebiegła władza nie chce ich wykorzystać w jakiś nie do końca jasny, ale z całą pewnością podstępny sposób. Andrzej Kijowski, przewieziony do Jaworza, zapisuje: „Po przyjeździe Bierezina, Wiesiołowskiego i Kornhausera nasze towarzystwo liczy 21 osób. Składa się przeważnie z osób znajomych, które mogłyby się spotkać na jednych imieninach i obsiąść jedną kanapę. Pilnuje nas 120 potężnych milicjantów oraz osiem szykownych milicjantek. Ta liczba strażników, stanowczo wygórowana jak na nasze potrzeby, wskazuje również na to, że mają tu przybyć inni. Jednakowoż nie przybywają, co nas niezmiernie niepokoi. Dlaczego nas jest tak mało i dlaczego akurat my tu jesteśmy, a inni, nie mniej od nas delikatni, i też »z nazwiskami«, siedzą w Białołęce i innych więzieniach?
— Żeby oni nie chcieli z nas zrobić pekawuenu — powiedział wczoraj Bartoszewski, którego wybraliśmy starostą”.
Brakuje informacji; że za kratami, to nikogo specjalnie nie dziwi, ale i na rzekomej wolności. „Newsy”, które docierają via Radio Wolna Europa nie zawsze się sprawdzają. Ale nadchodzą te najgorsze: „Na wiadomość o śmierci górników w kopani »Wujek« — notuje Kijowski — wszystkie cele odmówiły chórem modlitwę za umarłych”.
[...]
Krzysztof Masłoń i Tomasz Z. Zapert
Materiał pochodzi z czasopisma
Zapraszam także do lektury wywiadu z Markiem Nowakowskim na temat stanu wojennego:
http://beata-szczurwantykwariacie.blogspot.com/2011/12/marek-nowakowski-wspomina-stan-wojenny.html
http://beata-szczurwantykwariacie.blogspot.com/2011/12/marek-nowakowski-wspomina-stan-wojenny.html
Piosenka z Łupkowa.
W noc grudniową o północy dekret ogłoszono
Narodowi wojnę wydał ślepy ze swą wroną.
Pędzą czołgi i tankietki, a za nimi ZOMO
Ale wroga jakoś nie ma lub nie dowieziono.
Ref: 2x: Nas nie złamie żadna siła, ducha nie osłabi
Orła wrona nie pokona, my niepokonani.
La la la, la la la, la la la...
Nie przestraszą nas mundury ani długie pały,
Gazów też się nie boimy, nie straszne nam strzały
Cieszy się generał-premier, a z nim cała sitwa,
Że Kremlowi prezent zrobią, robotnikom figla.
Ref: 2x: Nas nie złamie...
Choć nas biją, opluwają, metodą nie nową,
Telewizja chce z nas zrobić grupę wywrotową,
Nikt nie wierzy w takie brednie spod pióra Urbana,
Co ma uszy jak dwa żagle, a gębę pawiana.
Ref. 2x: Nas nie złamie...
Choćby chciano nas zniewolić wizją interwencji,
Nie oddamy to co polskie, my pełni ambicji,
Niech pamięta pan generał i jego kompani,
Że my z Bogiem, a on przeciw, my niepokonani!
Ref. 2x: Nas nie złamie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.