Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film polski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film polski. Pokaż wszystkie posty

30 stycznia 2016

"Żołnierzu - spocznij! Artysto - trwaj!" Biografia Aleksandra Żabczyńskiego




Fascynującą książkę Ryszarda Wolańskiego przeczytałam z wypiekami na twarzy w ubiegłym roku, ale dziś wracam do niej, bo wciąż tkwią we mnie ujawnione fakty z życia jednego z najwybitniejszych aktorów polskiego kina i teatru. Brakowało mi dotąd czasu, by o tej publikacji napisać tak, jak na to zasługują zarówno autor, jak i znakomicie przez niego sportretowany artysta.

Aleksander Żabczyński… Wszechstronnie utalentowany artysta, piękny duszą i wnętrzem człowiek, wielki patriota. Po lekturze biografii aktor ten zawładnął moim sercem. Żadnego aktora polskiego tak nie pokochałam jak jego. Nawet współczesne gwiazdy, czy to zagraniczne, czy polskie, bledną przy nim, przynajmniej w moich oczach.

Autor biografii wykonał iście tytaniczną pracę dokumentacyjną, kronikarską, pisarską i rekonstrukcyjną. Najtrudniejszym zadaniem było, jak sam autor wyznał, zbadanie i odtworzenie losów wojennych i powojennych Aleksandra Żabczyńskiego. Mamy do czynienia z publikacją wyjątkową na tle podobnych, licznie dziś ukazujących się. Bo nie jest ona jedynie biografią „Żaby”, lecz także swoistą monografią na temat naszego dorobku kinowego i teatralnego, zwłaszcza przedwojennego „Pollywoodu”. Mieliśmy bowiem własny Hollywood, próbowaliśmy go budować z niemałymi sukcesami, czego przejawy opisuje Ryszard Wolański. Trudno nie zadawać sobie pytania, jak wyglądałoby polskie kino, gdyby nie wybuchła druga wojna światowa i gdyby nie jarzmo komunizmu, które narzucono nam po jej zakończeniu.


18 września 2015

Przedwojenni aktorzy (część 5). Historia niezwykłej kolekcji

Tak wygląda unikatowa kolekcja Jana Janoty, o którym pisałam w pierwszej części cyklu na temat przedwojennych aktorów (TUTAJTUTAJ)! Sam cymes! Trzy dni temu dostałam w paczce od wnuczki aktora, Pani Beaty Płaczek (bardzo dziękuję!). Gdy zaczęłam oglądać i analizować, po prostu przepadłam. Zapomniałam o całym bożym świecie. Przeniosłam się do dwudziestolecia międzywojennego dosłownie i w przenośni. Ogromna kolekcja, a była ponoć jeszcze większa.  Godna podziwu jest pasja Jana Janoty. Dziś dzięki niemu niektóre zapomniane gwiazdy przedwojennego kina i teatru nabierają nowego blasku. Przynajmniej w moich oczach. Jak to się mówi, papier (w tym wypadku gazetowy) jest cierpliwy. W epoce Internetu wszystkie przedwojenne czasopisma dostępne są bez wychodzenia z domu. Ale co innego oglądać je w tak zwanej globalnej sieci, a co innego dotykać i mieć starocie u siebie ze świadomością, że dana kolekcja - w tym wypadku pieczołowicie gromadzona przed wojną przez człowieka, który sam był aktorem, a następnie przechowywana przez jego potomków jak relikwia - ma już osiemdziesiąt lat... Prawda? Starocie mają duszę.


Album jest uroczy. Zdjęcia - wycięte z czasopisma ukazującego się w latach 30. ubiegłego wieku -  naklejone są na solidnych kartach ksiąg prowadzonych przez Kasę Chorych, w której pracował Jana Janota. Owe księgi statystyczne, zawierające wiele liczb, również są interesujące:)


Druga teczka z różnymi wycinkami i ciekawostkami, po prostu wieloma niespodziankami.


A oto jedna ze stronic albumu Jana Janoty. Lewostronne zdjęcie już nie jest tak zagadkowe dzięki Oli. To fotografia z planu zdjęciowego w Czombrowie (z plenerowych ujęć pierwszej ekranizacji  Pana Tadeusza w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego). Na fotografii Zosia i Tadeusz, czyli Zofia Zajączkowska i Leon Łuszczewski. Adnotacja pod prawym zaś zdjęciem brzmi: "Teatr Letni w Warszawie wystawił Piękną Helenę J. Offenbacha w przekładzie M. Hemara. Na zdjęciu Maria Modzelewska, jako Piękna Helena i Witold Conti w roli Parysa".


Inna strona księgi: Pola Negri po lewej, a po prawej Gwen Lee. Napis pod fotografią głosi: "Zanim wystąpi w filmach mówionych, nasza rodaczka Gwen Lee (Lipińska) uczy się dobrej dykcji u swojej ulubionej papugi".


Na kartach wyjątkowego albumu Jana Janoty zapisana jest duża i ważna część historii (nie tylko polskiego) kina i teatru, a także ogromna miłość tego aktora do Dziesiątej Muzy i sztuki scenicznej. Każde wycięte przez niego zdjęcie domaga się odświeżenia albo odkrycia faktów o losach ludzi, którzy przed wojną tworzyli kinematografię. Zdaniem znawcy polskiego i światowego filmu, Stanisława Janickiego:

 Nie ma dwóch życiorysów filmowców, które byłyby do siebie podobne. To są fascynujące historie, przez to, że to są fascynujący ludzie.


 W tej niezwykłej księdze znalazłam także fotografię przedstawiającą Juliusza Osterwę, z którym współpracował Jan Janota. A dziś mogłam zobaczyć i dotknąć list, który napisał do niego w 1925 roku twórca Reduty (jak udało mi się odczytać: z prośbą o przygotowanie dekoracji do Wesela).



Poniżej natomiast zamieszczam (za zgodą Pani Beaty Płaczek) zdjęcia ślubne Jana Janoty z 1920 roku.


 Jan i Sabina (z domu Jasińska) Janotowie









19 listopada 2012

W tajemniczym świecie iluzji i wzruszeń


Było, minęło… Na salonach i w kuchni X Muzy Stanisława Różewicza to wspaniały przewodnik po tajemniczym świecie iluzji i wzruszeń i zarazem piękny pamiętnik filmowy. Wspomnienia wybitnego reżysera tworzą odznaczającą się żywymi barwami historię kina polskiego. Zapiski Różewicza obejmują lata 1946-1989. Zaczynają się od opowieści o jego wejściu w świat filmu dzięki listowi od reżysera Jerzego Zarzyckiego, który przysłał młodemu Różewiczowi scenariusz filmu Jutro premiera. Świeżo upieczony maturzysta skorzysta z zaproszenia i pojedzie do Łodzi.

Co składa się na ten ułożony chronologicznie tekst? Sylwetki (u)znanych, choć dziś już raczej zapomnianych aktorów, scenarzystów, reżyserów, montażystów, dźwiękowców, z którymi Różewicz zetknął się na swojej drodze zawodowej. Różewicz przypomina między innymi postać Antoniego Bohdziewicza, który 
bywał ostry w swoich sądach, na planie dawał czasem „spektakl na wynos”, ofiarą padali asystenci lub kierownicy zdjęć. Producenta zwymyślał od „sprzedawców śledzi”, po minucie był już spokojny i uśmiechnięty. Na rodowód artystyczny Różewicza duży wpływ mieli dwaj krakowscy pisarze: Jan Józef Szczepański oraz Kornel Filipowicz. Obok brata, Tadeusza, byli oni jego największymi współpracownikami. Z Filipowiczem spotykał się najczęściej w jego krakowskim mieszkaniu na ul. Lea: Kornel czasami nastawiał płytę z muzyką Handla, Brahmsa, piosenki Ordonki, nucił „Bywaj dziewczę zdrowe”. Robił herbatę, kawę, piekł kartofle w piekarniku, serwował kaszę gryczaną ze zsiadłym mlekiem.