Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wołyń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wołyń. Pokaż wszystkie posty

2 czerwca 2019

"Nad Słuczą" - kolejna piękna książka "wołyńska" Feliksa Trusiewicza


Był taki kraj kwieciem i miodem pachnący, światłem słońca przejmująco malowany od różowych zórz budzącego się dnia do purpur zachodu. Kraj bogactwem dzikiej, nieskażonej cywilizacją natury słynący […]. Na łonie tej dzikiej natury, w symbiozie z nią, żył lud prymitywny o duszy lirycznej, fizycznie odporny na trudy, czerpiący środki do życia z uprawy ziemi i owoców las oraz rzek. Ten kraj to północny Wołyń – moja umiłowana, utracona ziemia ojczysta, rękami zbrodniarzy UPA usiana mogiłami polskich rodzin, popiołami ich osiedli i świątyń. Ta kolebka mojego życia nigdy nie zostanie zapomniana – w moich myślach i snach pozostanie jak cudowna legenda – tak pięknie na okładce najnowszej książki Pan Feliks Trusiewicz wyjaśnia czytelnikom motywy swojego pisania o ziemi rodzinnej. 




W Nad Słuczem unoszą się rzadkie w najnowszej literaturze żar miłości do ojczyzny i duch historii, polskich powstań, walk, zmagań o wolność, wejście w głąb dziejów, na co zwraca uwagę w przedmowie ceniony pisarz i poeta, także urodzony na Kresach, Stanisław Srokowski, który nazwie Feliksa Trusiewicza znakomitym kronikarzem naszych dziejów i gawędziarzem. Stanisław Srokowski wskazuje również na literacki artyzm opisów wiejskich pejzaży Wołynia, prac polowych, tradycji i obrzędów, zwyczajów i obyczajów oraz na bogato pokazany śpiewny język lokalny, nasycony gwarą polską, rusińską, ukraińską, białoruską i rosyjską.

4 maja 2017

"Ścieżki życia" Feliksa Trusiewicza - harcerza, żołnierza wołyńskiej Armii Krajowej i pisarza




Ścieżki mojego życia to napisana przepiękną polszczyzną kresową autobiografia - urodzonego u zarania niepodległości Drugiej Rzeczpospolitej - wybitnego Polaka, przez całe życie wiernego trzem wartościom: Bóg, honor i Ojczyzna, harcerza, kolejnego zasługującego na odznaczenie Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, żołnierza wołyńskiej Armii Krajowej, mechanika samolotowego, mającego na swoim koncie wiele osiągnięć inżyniera, debiutującego w późnym wieku obiecującego pisarza, a także męża, ojca i dziadka.

Ścieżki mojego życia to cenny dokument historyczny, to bowiem charakterystyka kawału polskiej historii rozgrywającej się przez cały XX wiek, ale także zapis obserwacji rzeczywistości dzisiejszej, postnowoczesnej. Jej siłą są rzeczowość, pokora, powściągliwość ocen, szczerość opowiadania. W tej autobiograficznej książce znajdziemy także swego rodzaju pamiętnik z okresu dojrzewania i lat edukacji kolejno w Łucku, Klewaniu, Kołkach i znów w Klewaniu (nie brakuje interesujących anegdot dotyczących szkolnych przygód, kolegów Żydów i Ukraińców oraz nauczycieli), a także subtelną, zapisaną między wierszami historię rodzącego się uczucia do przyszłej żony Wiesławy. Ponadto z ogromnym pietyzmem Feliks Trusiewicz odtworzył topografię swojego domu i gospodarstwa, obyczaje i codzienne życie ludzi zamieszkujących Wołyń przed drugą wojną światową, szczególnie jego rodzinną wieś Obórki i okolice. Z czułością i miłością sportretował swojego przedwcześnie zmarłego ojca, macochę, rodzeństwo i ukochaną babcię Wiktorię Kopij, której zadedykował tę książkę.

Są w autobiografii zachwyty nad pięknem tamtejszej przyrody o każdej porze roku, często groźnej i niedostępnej, jest pamięć o niezwykłych mieszkańcach tej krainy podmokłych łąk, mszarów, lasów, błot i rozlewisk… Jak wspomina autor,

[…] chodziłem z kolegami na długie wycieczki na wschód od Klewania. Tam w okolicy Smorżew były przepastne jary i tajemne, ukryte w zieleni pieczary po wydobyciu kredy. Taka jest rzeźba wyżyny rówieńskiej, pofałdowana i pełna jarów.


Autor zapamiętał również przejażdżki saniami w zimowej scenerii do Łopatnia, wycieczki szkolne, między innymi do Janowej Doliny, na cmentarze legionistów w Koszyszczach i Kostiuchnówce, do Czartoryska nad Styrem, gdzie zwiedził „piękny gotycki kościół i jego rozległe tajemne podziemia”.
Mapka w Leksykonie zabytków architektury Kresów południowo-wschodnich

Obok reminiscencji znajdziemy w książce wspaniałe, pełne cennych detali przyczynki etnograficzne (np. fascynujące opisy bogatej kultury ludowej Wołynia, jego folkloru, architektury miast i miasteczek, powszednich i świątecznych obyczajów) oraz historyczne. Autor przypomina na przykład, że

Kołki doskonale znał Józef Ignacy Kraszewski, który przez siedem  był zarządcą majątku we wsi Omelno, oddalonej o siedem kilometrów od Kołek. W tym czasie pisarz napisał Wspomnienia Wołynia, Polesia  i Litwy. Według Kraszewskiego to miasteczko nazywało się kiedyś Romanów, ale po pożarze, który je strawił w połowie osiemnastego wieku, nadano mu nazwę Kołki.
Miasteczko to było typowe dla północnego Wołynia. Położone nad rzeką Styr, długim szeregiem parterowych drewnianych budynków ciągnęło się wzdłuż prawego brzegu tej rzeki. Ubogie i cywilizacyjnie zacofane, jak cały otaczający region, nie posiadało kanalizacji, studni głębinowych, porządnych chodników ani utwardzonych ulic […]. Dopiero na przełomie lat 20. i 30. wybrukowano część głównej ulicy biegnącej od mostu. Większe budowle w miasteczku to: kościół, cerkiew, synagoga, młyn, no i most, wszystko drewniane.

Na następnych stronach możemy przeczytać charakterystykę wielonarodowościowego społeczeństwa kołkowskiego. Jak pisze autor, „taka różnorodność występowała też w szkole, zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli”. Nauczycielką polskiego w klasach szóstej i siódmej była Dora Herszkowiczówna - Żydówka. Warto przytoczyć historyjkę związaną z jedną z prowadzonych przez nią lekcji, którą Feliks Trusiewicz zapamiętał szczególnie:


Pewnego razu ćwiczyliśmy inscenizację wiersza Adama Mickiewicza Pani Twardowska. Ja grałem rolę Twardowskiego. W miejscu, gdzie należało mówić: „z bród żydowskich ma być strzecha…”, pani Dora przerwała mi, mówiąc: „Trusiu, powiedz z bród hiszpańskich…”. Byłem zadowolony z tej zmiany, bo wobec moich żydowskich koleżanek i kolegów brzmiało to niezręcznie. Żydzi dobrze postrzegali Mickiewicza, chociażby za Jankiela, ale dzieci i młodzież mogła czuć się urażona zwrotem „z bród żydowskich ma być strzecha…”. Jak wiadomo, w czasach mickiewiczowskich wszyscy Żydzi mieli długie brody, zaś Polacy, Litwini i Rusini - rzadziej.

Autor wspomina z dumą swoją przynależność do harcerstwa, Krucjaty Eucharystycznej, organizacji „Strzelec” w Obórkach, lektury wielu książek, mrożącą krew w żyłach przygodę… z wilkami (tak! tak!) oraz ciężką pracę polową w gospodarstwie, by utrzymać rodzinę po śmierci ojca. Wszystko to ukształtowało silny charakter i zaszczepiło wartości, dzięki którym pokolenie Feliksa Trusiewicza, co on sam podkreśla, zdało egzamin w czasie drugiej wojny światowej.

23 kwietnia 2017

Kresowe peregrynacje z albumem wydawnictwa Arkady



Magda i Mirek Osip-Pokrywkowie zajęli się głównie tak zwaną polską Ukrainą. Jak napisał Seweryn Goszczyński w powieści poetyckiej pt. W zamku kaniowskim,

tą częścią ziemi, którą od wschodu Dniepr oblewa, Boh od zachodu, od północy Wołyń, a od południa chersońskie stepy otaczają.


Z Leksykonu zabytków architektury Kresów południowo-wschodnich wyłania się skomplikowany wskutek zawieruch dziejowych i niezwykle barwny zarazem obraz przeszłości polskiej na ziemiach należących dziś w dużej mierze do Ukrainy.


Książka może być wspaniałą pomocą przy lekturze literatury pięknej i wspomnieniowej. Czytając ostatnio wspomnienia pisarza rodem z Wołynia, Feliksa Trusiewicza, pt. Ścieżki mojego życia, mogłam zajrzeć do leksykonu, aby sprawdzić, czy coś ocalało i jaki jest obecny stan miejscowości czy miast, które należały do krainy dzieciństwa i młodości autora. Leksykon pozwala ponadto przełożyć literacką wizję opisanych w klasycznych utworach poetyckich czy prozatorskich terenów kresowych na język geograficzny, a więc umiejscowić w konkretnych (przeszłych i obecnych) realiach historyczno-społecznych. Sprzyjają temu nie tylko liczne fotografie wykonane przez Magdę i Mirosława Osip-Pokrywków i znajdujące się obok nich szczegółowe opisy danego zabytku, lecz także zamieszczone na końcu mapy. Taki był zresztą ich zamiar, o czym wzmiankują we wstępie. Autorzy słusznie zauważają, że

W świadomości większości Polaków wiele ukazanych w tym tomie obiektów istnieje jako literacka wizja przedstawiona na kartach Trylogii Henryka Sienkiewicza lub w cyklu Cuda Polski Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Wiele osób czerpie wyobrażenie o Kresach z zachowanych w domowych archiwach zdjęć i pocztówek lub wspomnień przodków, którzy kiedyś mieszkali na tych terenach. Cennych informacji dostarcza 11-tomowe dzieło Romana Aftanazego […]. Jednak bogaty opis obiektów i ich historia najczęściej urywa się wraz  wybuchem II wojny światowej, a monografia z założenia dotyczy pałaców i dworów i pomija chociażby świątynie.

14 kwietnia 2017

Wielkanoc na Wołyniu



Edward Pomarański



Wielkanoc na Wołyniu


Moi Drodzy Przyjaciele.
Świąt Wielkanocnych mieliśmy tak wiele,
Choć tu i ówdzie się bywało,
Świąt Wielkanocnych z Wołynia się nie zapomniało.
Święta wołyńskie tak uroczyste były,
One z pamięci naszej się nie ulotniły.
Często do nich myślami powracamy
I na nowo je przeżywamy.
Na Wołyniu, w naszym kościółku pod świerkami,
Dziś nasze święta oglądamy tylko myślami.
Gdzie dziewczyny z organistą grób Jezusa przystrajały,
A babcie po kącikach cicho różaniec odmawiały.

Ze Związku Strzeleckiego strzelcy warty przy grobie zaciągali,
Stali tak nieruchomo jakby byli skamieniali.
Gdzie dziadzio Horoszkiewicz w pieśniach przewodził,
Przy tym śpiewaniu jakby parę lat się odmłodził.
Parafianie przy grobie Jezusa przez całą noc czuwali,
Modlili się i pieśni wielkopostne śpiewali.
Gdy słońce wstawało i promienie na ziemię rzucało,
Wokół głos różnych dzwonów się słyszało.
Dzwony Zmartwychwstanie Pana zwiastowały,
Modlitwy wiernych to Zmartwychwstanie potwierdzały.
Wokół kościołka wiekowe świerki szumiały,
Tym szumem Zmartwychwstałemu pokłon oddawały.
Chrystus Zmartwychwstały z grobu na świat wychodził,
Oddział strzelców przed kościołem szpaler zrobił.
Wierni postępując za Jezusem „Wesoły dzień nastał…” śpiewali,
Strzelcy z broni honorowe salwy oddawali.
Procesja trzykrotnie alejkami pod świerkami okrążała,
Następnie z modlitwą i śpiewem do kościoła wkraczała.
W kościele pokornie wszyscy mszy słuchali,
Na zakończenie „Boże coś Polskę…” odśpiewali.
Wychodząc z kościoła wierni życzenia sobie składali,
Gdzieniegdzie chłopcy z dziewczynami się całowali.
Chłopcy na Rezurekcję przychodzili cała gromadą,
Bo przydarzyło im się uściskać dziewczynę ładną.
Po Rezurekcji uścisnąć wolno było,
W tym czasie oko rodziców się nie gorszyło.
Po zakończeniu uroczystości żwawo do domów wracali,
Za przystrojonym i zastawnym stołem z całą rodziną zasiadali.
Na stole w koszu święcone stało,
Ono na biesiadę wielkanocną zapraszało.
Święconym jajkiem się dzielili,
Przy tym bez liku serdecznych życzeń sobie złożyli.
Po spożyciu posiłku niejedna rodzina w pole wychodziła,
Przyglądała się ziemi, która dla nich będzie rodziła,
O dobre plony Zmartwychwstałego prosiła,
Spacerkiem za biesiadny stół powróciła.
Dziewczyny przed domami w gromadki się zbierały,
Dowcipami i śpiewem się popisywały.
Obok dziewcząt chłopcy swymi pisankami nawzajem stukali,
Rozbitą pisankę koledze zabierali.
Kto rozbitej pisanki nie oddawał,
Musiał opowiedzieć wybranej dziewczynie sprośny kawał.
Dziewczyny gromadą na takiego się rzucały,
Gdzie się im dało, tam go szarpały.
Taki biedak wyrywał, zostawiając swe pisanki,
Nie chciał przechodzić zadawanej od dziewcząt męki.
Za to chłopcy w poniedziałek lany dziewczynom odpłacali,
Idącą dziewczynę łapali i w zimnej wodzie ją kąpali.
Dziewczyny niby to się złościły i oburzały,
Ale zadowolone były, że zimnej kąpieli zaznały.
Wybranemu na wykąpanie pozwalały,
Bo w nim swego ukochanego widziały.
Wieczorem w Domu Strzelca gromadnie się zbierano,
Przez całą noc przy dźwiękach kapeli tańcowano.
Takie Święta Wielkanocne z Wołynia zapamiętałem
I Wam Drodzy Przyjaciele o nich przypomniałem.
Niech święta wołyńskie w naszych sercach pozostają,
Naszą młodość na Wołyniu przypominają,
Może dziś za tamtymi świętami zatęsknimy.
Bądźmy zdrowi, a we śnie na nowo je zobaczymy.
O sobie i Wołyniu nie zapominajmy,
Kochajmy się - tak jak na Wołyniu się kochajmy.
W święta wspólnie Wesołe Alleluja zaśpiewajmy,
Braterskie dłonie sobie podajmy.




Wrocław, Wielkanoc 2000 roku

[Podaję za: Feliks Trusiewicz, Pokolenie, cz. III, Wrocław 2013, s. 187-188]


Do kościółka pod świerkami chodziłem na rezurekcję. Do dziś brzmi mi w uszach śpiew dziadzia Horoszkiewicza. Do dziś mam w oczach procesję i honorowe warty, i salwy strzelców...

Ze wspomnień Feliksa Trusiewicza, Wrocław, Wielkanoc 2017 roku

17 marca 2017

Ukazały się wspomnienia Feliksa Trusiewicza - wybitnego pisarza rodem z Wołynia

Dotarła dziś do mnie niezwykła przesyłka z Wrocławia! Od znakomitego pisarza rodem z Wołynia - Pana Feliksa Trusiewicza. Odkrycie jego powieści było w moim czytelniczym życiu jednym z największych i ubogacających przeżyć lekturowych. W tym roku ukazała się autobiograficzna książka, w której "urodzony u zarania niepodległości Drugiej Rzeczypospolitej" pisarz opowiedział o ścieżkach swojego długiego i niewątpliwie barwnego życia. W liście autor wspomniał, że to jego ostatnia książka... Mam nadzieję, że jednak nie... Że opowie nam jeszcze o krainie swojego dzieciństwa i młodości, o swojej/naszej polskiej - kresowej Atlantydzie... 

We Słowie wstępnym bardzo ciepło i obszernie Pan Feliks Trusiewicz napisał o mojej skromnej osobie i blogu... Nie wiem, czy zasłużenie... Ślicznie dziękuję za wszystko! Za książki z pięknymi dedykacjami, za słoiki z pysznym miodem, za uważne czytanie moich czytelniczych refleksji, za pamięć i mejle (tak! Pan Feliks, mimo zaawansowanego wieku, pisze mejle! I to jakie wspaniałe!). Jestem dumna, że Pana znam, że odkryłam Pana wyjątkową twórczość.















 PS. Pan Feliks Trusiewicz zauważył, że zmieniłam wystrój bloga, że "jest inny, ale nie mniej piękny, a nawet bardziej ożywiony". Ucieszyłam się tą opinią.

Pomyślałam, żeby zrobić na blogu więcej przestrzeni, "oddechu", tak, żeby lepiej się czytało, a sąsiedzkie elementy nie rozpraszały. Mam nadzieję, że mojego małemu, ale wiernemu gronu odwiedzających blog, ta zmiana przypadła do gustu? Czy wystrój jest bardziej przyjazny dla oka? Proszę o Wasze sygnały i opinie! Dziękuję.








11 lipca 2016

Historia cudownego odnalezienia się rodzeństwa po wojnie


 Post ku Pamięci Męczeństwa Kresowian w rocznicę krwawej niedzieli na Wołyniu




Feliks Trusiewicz opowiedział w tej poruszającej do głębi książce niewiarygodną historię przypadkowego (!) odnalezienia się w Lublinie po niemal czterdziestu latach brata i siostry osieroconych w trakcie ataku ukraińskich nacjonalistów na polską osadę w Janowej Dolinie. Tym bardziej przejmującą historię, że prawdziwą! Do opisanego przez pisarza cudu odnalezienia się rodzeństwa oraz ponownego złączenia się bogobojnej  i doświadczonej cierpieniem rodziny przyczynił się tytułowy medalionik przedstawiający wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej, wyrzeźbiony przez artystycznie utalentowaną matkę, która zawiesiła swoim małym dzieciom na szyi. Treść książki trzyma w napięciu, wzrusza, krzepi, a przy tym dotyka problemu wiary i jej ocalającej mocy.

3 października 2015

"Oto baśń, w której wszystko wydarzyło się naprawdę". O Krzemieńcu i Zygmuncie Janie Rumlu



Z godną podziwu pieczołowitością i ogromnym czarem ukazała Barbara Gorska atmosferę międzywojennego Krzemieńca, dzieje tamtejszego Liceum, a na tym tle sylwetkę Jana Zygmunta Rumla. Wołyńskie miasteczko, którego sercem i centrum kulturalnym była znakomita szkoła, pod piórem tej autorki odżywa wszystkimi swoimi barwami, dźwiękami i zapachami. Na podstawie kwerendy przedwojennej prasy i innych źródeł udało się autorce ułożyć pasjonującą opowieść poecie, którego dziś określa się nie bez powodu mianem "Baczyński Wołynia", oraz o Atenach Wołyńskich: jej twórcach, kadrze nauczycielskiej, metodach kształcenia i wychowania oraz najsłynniejszych uczniach. Choć Barbara Gorska podaje olbrzymi materiał faktograficzny (wiele nazwisk i dat), to jednak czyni to w tak zniewalającym stylu, że ani przez moment nie byłam znudzona. Autorka świadomie nadała swojej opowieści sztafaż baśniowy, by wzbudzić w czytelniku zachwyt i emocje. Wskazują na to już pierwsze słowa książeczki:

Oto baśń, w której wszystko wydarzyło się naprawdę.


Wydana po raz drugi przez Stowarzyszenie  Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich publikacja podzielona jest na trzy części. W pierwszej - największej objętościowo - autorka opowiada dzieje wyjątkowego Gimnazjum, a potem Liceum Wołyńskiego. W drugiej części Barbara Gorska prezentuje sylwetkę Rumla jako człowieka przede wszystkim i społecznika, opierając się (jak sama to ujmie) na swego rodzaju archeologii, gdyż poruszała się wśród białych plam oraz dysponowała niewieloma dokumentami, publikacjami i wspomnieniami na temat przedwcześnie zmarłego poety. W ostatniej zaś części poznajemy go jako poetę. Jego skromna twórczość wskazuje na duży talent, który jednak nie zdążył w pełni wybrzmieć...  Wszystkie rozdziały harmonijnie łączą się ze sobą, tworząc niezwykle pociągający obraz Kresów jako zagłębia wszelkich talentów na przykładzie Krzemieńca i poety, którego charakter i światopogląd ukształtowała kulturotwórcza atmosfera miasteczka położonego w malowniczym jarze, otoczonym siedmioma wzgórzami.


20 sierpnia 2015

Biografia wołyńskiego rodu: Trusiewiczów (część 1)


Wołyń, ziemia położona na wschodnich rubieżach Polski, po rozbiorach zwana wołyńską gubernią, historycznie bardzo związana z Polską i Litwą, w dawnych latach była przedpolem wielkich stepów sięgających hen aż do Dzikich Pól. Wielokrotnie najeżdżana przez Tatarów i Turków, usiana licznymi kurhanami po krwawych bitwach, zawsze niespokojna i burzliwa, była bastionem polskiego oręża przeciw wschodnim najeźdźcom. W czasie drugiej wojny światowej ziemia ta była świadkiem tragedii ludności polskiej barbarzyńsko mordowanej przez szalejący żywioł szowinizmu ukraińskiego (Feliks Trusiewicz, Kraj nad Styrem, w: Pokolenie, wyd. II, Wrocław 2005, s. 12).




Feliks Trusiewicz, którego dwie znakomite powieści kresowe prezentowałam już na blogu, jest jednym z ostatnich żyjących świadków niespotykanej i wstrząsającej rzezi Polaków na Wołyniu. Miał dwadzieścia jeden lat, gdy policja ukraińska (tzw. szucmani) przy pomocy Niemców spacyfikowała w listopadzie 1942 roku jego ukochaną wieś i bestialsko wymordowała wszystkie mieszkające tam rodziny polskie. Był to pierwszy masowy mord ludności polskiej na Wołyniu, inspirowany przez nacjonalistów ukraińskich. Położoną wśród pięknych lasów kolonię tworzyło do czasu masakry dziesięć rodzin... Feliks Trusiewicz jako jedyny we wsi cudem wtedy ocalał. W czasie obławy i masakry dokonanej przez ukraińską policję z Cumania (rankiem 13 i 14 listopada) nie było go we wsi.

O swoich traumatycznych przeżyciach napisał w 1985 roku (z inspiracji i przy wsparciu mieszkającej od lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych kuzynki Krystyny Korneluk-Eliasz) wspomnienia, którym nadał tytuł Pokolenie. Rodzinna monografia została wydana w tym samym roku w dwóch wersjach: polskiej i angielskiej w Filadelfii (ostatnia w przekładzie kuzynki autora). Kronika obejmuje okres od założenia Obórek do końca drugiej wojny światowej. Kilkanaście lat później ukazała się jej kontynuacja (dwa kolejne tomy). 


2 kwietnia 2015

8 lutego 2015

"Duszohubka" - piękna opowieść o północnym Wołyniu



Teren Kresów, który Polska zajmowała od wieków, nazywamy dziś Ziemiami Utraconymi. Zagarnięte w 1939 roku przez Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich i ostatecznie anektowane przez to państwo Kresy Wschodnie tworzyło siedem najdalej wysuniętych na wschód województw: wileńskie, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie, a także część województwa białostockiego oraz duża część powiatu augustowskiego.  Kresy Wschodnie to nie był zatem jakiś odległy i niewielki pas naszych ziem, tylko ponad połowa terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Tereny te zamieszkiwało około 13 milionów obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, z czego blisko połowę stanowili Polacy. Ponadto mieszkali tam Ukraińcy i Rusini, Białorusini, Żydzi, Litwini i Tatarzy. Kresowi Polacy zostali w znacznej części zniszczeni i zamordowani przez okupantów oraz ich sojuszników lub wygnani z ojcowizny. W Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu można mówić o ich już tylko znikomej obecności. Wschodnie województwa II Rzeczypospolitej Polskiej to nie tylko wspólna historia, krajobrazy i zabytki, lecz także ludzie - mieszkańcy ziemi kresowej. Żyją tam do dziś. Przeważnie w ciężkich warunkach. Starają się walczyć - w ramach prawa dozwolonego przez kraj, którego są obecnie obywatelami - o zachowanie polskiej tożsamości, o język polski w kościele i oświacie, o możliwość tworzenia organizacji krzewiących polską historię i kulturę.

Ci zaś, którzy ocaleli z pożogi wojennej, okrutnych represji okupantów oraz rzezi dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich, zostali albo rozproszeni po całym świecie, albo przesiedleni w granice pojałtańskiej Polski, głównie na ziemie odzyskane. Mieszkali i mieszkają nadal obok nas, np. we Wrocławiu, i stają się strażnikami kresowej pamięci. Jednym z nich jest urodzony w 1921 roku na Wołyniu Feliks Trusiewicz, który cudem ocalał z dokonanej przez policję ukraińską i Niemców krwawej pacyfikacji polskiego osiedla Obórki. Stracił wtedy całą swoją rodzinę. Do spisania rodzinnych wspomnień namówiła go w latach osiemdziesiątych kuzynka mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. Dzięki jej pomocy, jak podkreśla Feliks Trusiewicz, powstała trzyczęściowa rodzinna kronika zatytułowana Pokolenie. Obecnie na zestaw literatury wspomnieniowej o rodzie Trusiewiczów i ich ojcowiznie - Wołyniu, składa się już pięć książek. Na temat jednej z nich - przejmującej i autentycznej w swej dokumentalnej warstwie - pragnę dziś napisać. 


Duszohubka to oparta na faktach fabularna opowieść z rodzinnych stron autora. Już sam tytuł opublikowanej w 2002 roku książki intryguje i zachęca do sięgnięcia. Sceną wydarzeń tu przedstawionych jest leżący w dorzeczach Styru i Horynia północny Wołyń, zwany także Polesiem Wołyńskim – ziemia zamieszkana przed drugą wojną światową przez różne nacje i stany, pełna rozległych lasów, niedostępnych moczarów, bagnistych łąk, rozlewisk rzecznych, ale i piaszczystych nieużytków; kraina targana burzliwymi wypadkami historii. Symbolem tej ziemi uczynił autor nie bez powodu „duszohubkę” - prymitywnie wykonaną, chybotliwą i łatwo wywrotną łódkę, której używali tamtejsi rybacy.