21 kwietnia 2012

Smoleńsk 2010 w powieści Martyny Ochnik

Bo jeśli nawet wobec śmierci zapanuje kłamstwo, to jaki jest sens upierać się przy prawdzie za życia?


Takie pytanie skieruje do przyjaciela – przejęta z powodu dopiero co usłyszanej wiadomości o wątpliwym sposobie wykonania identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej – babcia jednego z bohaterów, trzydziestoletniego Maćka, który  pragnie wyjechać „z tego pieprzonego kraiku”, jak w ferworze nazwie on Polskę. Mężczyzna ma do polityki awersję, irytuje go „ten cały syf, ten Kaczor żywy i martwy, te krzyże, te powstania, klęski”. O swojej decyzji informuje rodzinę w trakcie wigilijnej kolacji, między innymi oznajmiając, ku wielkiemu oburzeniu babci – pani Aleksandry, że „nie widzi dla siebie miejsca w tym kraju” i że „nie ma zamiaru niczego robić dla… Polski”. Postawa Maćka zmusza jego zgorzkniałego i zamkniętego w sobie ojca do odbycia pierwszej szczerej rozmowy z synem o swoich życiowych wyborach  i okresie zaangażowania w walkę z komunizmem.

Dzięki niemałej galerii postaci (aluzje do rzeczywistych osób, a także sytuacji, są nadto wyraźne) jawi się nam bogactwo zachowań, światopoglądów, emocji i spekulacji związanych z katastrofą smoleńską. Mamy nawet do czynienia ze zbyt wielką ich obfitością, przyprawiającą o zawrót głowy, co niewątpliwie wynika z tego, że to tragiczne wydarzenie wciąż owiane jest tajemnicą, a ponadto wywołało, czego jesteśmy świadkami, spore reperkusje w polskim społeczeństwie. Każdy czytelnik odnajdzie w powieści postać, z którą będzie się mógł w pełni identyfikować. Jedni bohaterowie uosabiają uśpionych, zobojętniałych na sprawy publiczne, apatycznych, zmęczonych, znużonych Polaków, a inni mających wzniosłe pragnienia i czujących, że 10 kwietnia doszło do największej powojennej tragedii narodowej i w związku z tym zaangażowanych w zachowanie pamięci o niej i ofiarach, co jest symbolem działania na rzecz dobra publicznego. Są też tacy, których nie jest łatwo zaklasyfikować do żadnej z tych grup. Jednak najważniejszym bohaterem tego utworu jest naród polski – rzadko zjednoczony, częściej zantagonizowany. Fabuła powieści jest tak skonstruowana, że przedstawia całe ostatnie dwa lata zbiorowych doświadczeń. Przypomina zarówno stan narodowego podniesienia, erupcję patriotycznych uczuć, która nastąpiła zaraz po tragedii, jak i przejawy pęknięcia w narodzie, coraz głębszego atomizowania się społeczeństwa: „Ledwo zabliźniona na ciele narodu rana rozwierała się coraz szerzej, ukazując nowe pokłady wątpliwości, starych uraz, niepomszczonych krzywd i kłamstw nieodwołanych”.

15 kwietnia 2012

Ernest Hemigway - miłośnik kotów

Ernest Hemingway podczas I wojny światowej
Zdjęcie zapożyczyłam stąd.
ANEGDOTY NA PONIEDZIAŁEK

Takich arcyzabawnych anegdot o autorze Starego człowieka i morze na pewno nie znacie.

Ernest Hemingway został pewnego razu poproszony o wyjaśnienie "tajemnicy" swojego stylu, który charakteryzował się tym, że pisarz używał bardzo krótkich zdań. Hemingway odpowiedział:
- Tajemnica mojego stylu jest bardzo prosta. Piszę bowiem, stojąc na jednej nodze. Oczywiście taka pozycja bardzo mnie męczy, a  zmęczenie zmusza do tego, abym się zwięźle wyrażał. Kiedy jednak poprawiam to, co napisałem, siadam w wygodnym fotelu. Ta komfortowa pozycja pozwala mi na to, abym z calą rozwagą skreślił wszystko, co zbędne.

Po powrocie do USA z dłuższej podróży po Europie dziennikarze zapytali Hemingwaya o wrażenia z Paryża:
- Paryż mocno mnie rozczarował - odpowiedział pisarz. - Wygląda zupełnie inaczej, niż go opisałem w swojej książce.

Poniższą anegdotę przypisuje się też M. Twainowi:

Jakiś przyjaciel laureata nagrody Nobla pewnego razu zaadresował  doń list w ten sposób:
"Do pisarza Ernesta Hemingwaya, Bóg wie gdzie".
Nawet tak zaadresowany list dotarł do pisarza, który potwierdził jego odbiór telegramem:
"Bóg wiedział. Ernest".


I jeszcze jedna:

Hemingway zaliczał się do wielkich miłośników kotów. Kiedys powiedział o nich:
- Udaje im się to, czego ja nie mogę osiągnąć. Idą przez całe swoje życie, nie robiąc żadnego hałasu.



Przepisałam z: Andrzej i Remigiusz Pettyn, Wielka Księga Anegdot, Kleks, Bielsko-Biała 1998.