Jezu, bądź nam grzesznym miłościwy! Jezu!
O dolo człowiekowa, dolo nieustępliwa!
A cóże są te wszystkie znojne trudy? Cóże ten żywot
człowieczy, co jako śniegi spływa bez śladu, że o nim nawet dzieci rodzone nie
przypomną?
Żałością jeno, płakaniem jeno, cierzpieniem jeno…
I cóże są one szczęśliwości, dobroście, nadzieje?
Czczym dymem, próchnicą, mamidłem i zgoła niczym…
A cóżeś to ty sam, człowieku, który się puszysz, a dmiesz, a
wynosisz hardo ponad wszelkie stworzenie?
Tym wiatrem jeno jesteś, co nie wiada, skąd przychodzi, nie
wiada, po co się miecie, i nie wiada, kaj się rozwiewa…
I ty się masz panem wszystkiego świata, człowieku?…
A bych ci kto raje dawał — opuścić je musisz.
Bych ci kto wszystkie moce dawał — śmierć ci je wydrze.
Bych ci kto rozum przyznał największy — próchnem ostaniesz.
I nie przemożesz doli, mizeroto, nie przezwyciężysz śmierci,
nie…
Boś ano bezbronny, słaby i płony jako ten listeczek, którym
wiater żenie po świecie.
Boś ano, człowieku, w pazurach śmierci, jako ten ptaszek z
gniazda podebrany, co se piuka radośnie, trzepoce, przyśpiewuje, a nie wie, że
go wnet zdradna ręka przydusi za gardziel i lubego żywota zbawi.
O duszo, po cóż dźwigasz człowieczego trupa, po co?
(…) jedyna człowiekowa dufność w Panajezusowej łasce, a
jedyna ucieczka duszy w Jego świętym miłosierdziu.