Przeżył dwa najbardziej
zbrodnicze totalitaryzmy w historii ludzkości, trzy wojny, dwa (a może nawet
trzy, biorąc pod uwagę tajemniczy epizod ze znalezieniem się poety w szpitalu
psychiatrycznym) pobyty w więzieniu: sanacyjnym (do którego pułkownik Wieniawa-Długoszowski
przysłał poecie, Hemplowi i Watowi kosz z delikatesami) i sowieckim
(w którym Broniewski stracił wszystkie zęby) oraz dwie tragedie rodzinne:
śmierć drugiej żony Marii (i to dwukrotnie, bowiem za pierwszym razem myślał,
że zginęła ona w obozie koncentracyjnym, a drugi raz, gdy kilkanaście
miesięcy po tym, jak ją odzyskał, umarła naprawdę na nieuleczalną wtedy
chorobę) i córki Anki. Jego biografia odzwierciedla całą złożoność polskiej
historii, a także życia w ogóle, ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami. Jaki
naprawdę był Władysław Broniewski?
Wśród mrocznych miast, po mrocznych stronach,
jak stada wypędzanych szczurów,
gromady ludzi przerażonych
pełzają u strzaskanych murów;
bezdomni, ślepi i wylękli,
ruszają chyłkiem, znów przyklękli,
złowrogo patrzą w niebo, szepcą,
że głód, że śmierć, że - wszystko jedno,
i przeklinając ziemię biedną,
ruszają znów, po trupach depczą,
znikają mroczni i samotni...
(Władysław
Broniewski Homo sapiens)
Mariusz Urbanek, autor
znakomitej biografii Władysława Broniewskiego, opowiadał kiedyś o
braku zainteresowania opublikowaniem książki na temat poety. - Wydawcy,
z którymi rozmawiałem, obawiali się, że Broniewski to już zamknięty temat.
Pytali wprost: „Mariusz, kogo on dziś zainteresuje?”. Okazało się, że jednak
interesuje. Bo też i żywot Broniewskiego to gotowy materiał na
znakomity film.
Dziwny to był człowiek
Olbrzymim wyzwaniem jest próba
zrozumienia wewnętrznych pęknięć Broniewskiego, jego wyborów i postawy po
drugiej wojnie światowej. Na tle jego młodzieńczych zasług w walce o
niepodległość Polski u boku Piłsudskiego, żołnierskiej odwagi, jaką wtedy
okazał, jego konszachty z władcami PRL oraz sławienie Stalina, którego był
przecież przez półtora roku (1940-1941) więźniem, jawią się jako szczególne
kuriozum. Marek Hłasko, który był w latach pięćdziesiątych jego nieoficjalnym
sekretarzem, długo nie potrafił go zrozumieć. W Pięknych dwudziestoletnich napisał:
Dziwny to był człowiek; oficer legionów, komunista nie należący do partii,
więzień naszych kapryśnych braci, najbardziej polski poeta, jakiego można sobie
wyśnić. Hłasko miał kiedyś powiedzieć w czasie jednego z suto zakrapianych
wieczorów, że napisać Słowo o Stalinie to jakby pocałować wodza
rewolucji w dupę. Broniewski wpadł w furię i krzyczał wówczas, że to
jego bito w mordę, więc może pisać, co chce i jak chce, i nikt nie ma prawa
zarzucać mu zdrady jego życiorysu. Następnie kazał Hłasce uklęknąć i pocałować
w rękę na przeprosiny. Nigdy – usłyszał Broniewski, który miał wtedy
złapać Hłaskę za kark i wyrzucić ze swojej willi na Mokotowie. Komunizm
potrzebny mu był tylko z jednego powodu: ponieważ, on, Broniewski, najbardziej
lubił pisać o komunizmie – stwierdził Hłasko.
Żołnierz Komendanta
Chopinowski mazurek, który
nauczył się grać w dzieciństwie na pianinie dzięki namowom swojej babki, będzie
towarzyszyć Broniewskiemu przez całe życie. W płockiej szkole był płowowłosym,
niesfornym chłopcem, popisującym się w czasie przerw, jak wspominał Jan Lechoń,
tańczeniem kozaka. W rodzinnym domu Broniewskiego odbywały się spotkania, w
trakcie których czytano patriotyczne utwory Mickiewicza, Słowackiego, Norwida,
Wyspiańskiego i Żeromskiego oraz dyskutowano o zbliżającej się wojnie, nazwanej
później pierwszą wojną światową. Usłyszy wtedy, że muszą być gotowi do walki o
niepodległą Polskę. Tuż przed jej wybuchem założy zatem w Płocku harcerską
drużynę, a także sekcję Związku Strzeleckiego – organizacji, która za cel
stawiała sobie przygotowanie młodzieży do powstania.
Na wojnę Broniewski wyruszył
jako nastolatek. Rzucił wtedy w tajemnicy przed wszystkimi szkołę. W kwietniu
1915 roku jako jeden z gimnazjalistów wchodzących w skład oddziału strzelców
dostaje biało-czerwoną opaskę na ramię z napisem „Legiony Polskie 1 pułk”.
Uczestniczy w słynnej bitwie pod Jastkowem, gdzie legioniści z 4. pułku
piechoty Legionów starli się z oddziałami armii rosyjskiej. Po odmowie złożenia
przysięgi wierności Austrii i Niemcom, zostaje internowany obozie pod Kaliszem,
w którym spędzi cztery miesiące. W 1918 roku wróci do Płocka, ale gdy powrót do
gimnazjum okaże się niemożliwy, zda maturę eksternistycznie w stolicy i
rozpocznie studia filozoficzne.
Diabli
mi nadali być całą noc na tańcach i zaspałem
Tak zapisał w swoim pamiętniku
chwilę przyjazdu do Warszawy zwolnionego z Magdeburga Piłsudskiego. Gdy w
stolicy rozbrajano Niemców, na rok przed maturą popędził do POW, gdzie zbierali
się legioniści. Pod koniec listopada, na wieść o wybuchu wojny
polsko-sowieckiej, rzuca studia i zgłasza się do wojska. Znów zatem rezygnuje z
wygody i własnego dobra, aby walczyć o Polskę. Otrzymuje przydział w jednostce
stacjonującej we Włodzimierzu Wołyńskim oraz oficerską kwaterę, ale oczekiwany
awans na podporucznika dostanie dopiero rok później. „Życie oficerskie” mijało
mu jednak nie tyle na służbie, ile na zabawach, hazardzie, pijaństwie i
romansach. W styczniu 1919 roku, gdy Ukraińcy zaatakowali Włodzimierz, pozna
prawdziwe oblicza wojny. Jako oficer 1. pułku piechoty Legionów bierze udział w
walkach z Armią Czerwoną na terenie Ukrainy, Białorusi i Litwy. Podczas wojny
polsko-sowieckiej jego żołnierska odwaga zostanie doceniona przyznaniem mu
krzyża Virtuti Militari, a także - czterokrotnie - Krzyża Walecznych.
Po wielu miesiącach spędzonych w
wojsku cywilne życie go nużyło i wydawało mu się banalne. W czasie urlopu
romansował, czytał Trockiego, plażował, pił wódkę i oglądał „głupie
sztuczydła”. Tylko w armii czuł się naprawdę „u siebie”. Swoją legionową
epopeję jako żołnierz Komendanta będzie z dumą wspominać przez całe życie,
nawet w najczarniejszym, bo stalinowskim okresie PRL-u oraz w obecności
komunistycznych aparatczyków. Mógł sobie na to pozwalać z uwagi, jak zauważa
reżyser Maciej Gawlikowski, na pozycję, jaką później zyskał – na pozycję
nadwornego poety władców PRL.