[...] W XI wieku, […] przed tatarskim „igiem” […]
kraj ten był tak niesłychanie bujnie rozkwitający, pełen bizantyjskiego
bogactwa, bojarów i książąt, sokolników z sokołami na ręce i dojeżdżaczy z
psami na smyczy, białogłów w zawojach na głowie, dworów z cegły murowanych,
monasterów, życia, co kwitło pełnią, pieśniami układanymi przez rybałtów,
księgami pisanymi przez latopisów; a dziś pozostało jako ślad tylko parę
monasterów warownych, parę cerkwi i drobne, cienkie cegły wbudowane w stare
dwory, cerkwie i młyny, i głos niektórych pieśni i bylin, i słowa o Pułku
Igora, i bojarskie stroje bab - mleczarek z Zadnieprza, które - raz modę
prawieczną przyjąwszy - pozostały jej wierne przez długie, długie wieki. [...]
(Irena Bączkowska, Letnie noce. Opowieść o Ukrainie początku XX wieku, Veritas, Londyn 2005, s. 268)
Polska
literatura zakorzeniona jest w Kresach, tam urodziło się najwięcej
autorów, którzy kształtowali naszą wyobraźnię, tam też powstały
najcenniejsze dzieła. Do grona takich parających się piórem „kresowiaków”
należy zaliczyć Irenę Bączkowską. Jej powieść Letnie noce to epicka historia opowiadająca o losach mieszkańców polskich
zaścianków położonych na ziemiach nadniebrzańskich w latach 1900-1914. Przedstawiam
Wam urzekającą powieść zapomnianej polskiej pisarki rodem z Kijowa!
Powieść szybko
została doceniona i wyróżniona I nagrodą londyńskich „Wiadomości”. Walory
utworu dostrzegli między innymi Józef Mackiewicz i Jan Rostworowski. Irena
Bączkowska zadebiutowała opowiadaniem Kujawski
bal opublikowanym dziesięć lat wcześniej na łamach wspomnianego pisma.
Krytycy i czytelnicy od razu okrzyknęli autorkę objawieniem literackim na
emigracji. Kolejne opowiadanie - Droga do
Braiłowa - potwierdziło jej talent pisarski. Warto wspomnieć, że
opowiadaniami Ireny Bączkowskiej zachwycali się między innymi Melchior Wańkowicz i Stanisław Cat-Mackiewicz. Pierwsze
wydanie powieści, którą miałam niedawno przyjemność przeczytać, ukazało się w 1963 roku
pod tytułem Wróble noce. W ponownej
edycji, londyńskiej z 2005 roku, zmieniono tytuł na Letnie noce. Autorka przedmowy, Regina Wasiak-Taylor, nie wyjaśnia
jednak powodu tej zmiany. Wydaje mi się, że pierwotny tytuł trafniej oddaje
urodę powieści i brzmi bardziej poetycko.
Pisarka ukazuje codzienne życie polskiej społeczności mieszkającej w Koczorówce i Pszenorodzi; tylko czasami
przenosimy się do Kijowa albo Brusiłowa, gdzie mądrzy Żydzi […] mieszkają, światowi, kombinatorzy, międzynarodowi ludzie,
wszędzie swoich mają, po świecie całym. Galeria wykreowanych przez Bączkowską postaci cechuje się dużym zróżnicowaniem. Poznajemy przede wszystkim taką oto populację:
[...] Szlachta polska kresowa od
wieków tu osiadła, bogata, pyszna i barwna. Łby męskie - wielkie i uparte, karki trudne do zgięcia,
czoła szerokie, buta na twarzach, chociaż korzą się w tej chwili przed Bogiem.
Odważni są i szaleńczy, jakżeż zdolni i pracowici. Jakże pyszni w swym
„samodurstwie”, nieustępliwi i dufni w sobie. Ileż to krwi, ras i gatunków
złożyło się na tę szlachecką kombinację […] A jakżeż inny jest świat
pracowników i urzędników. To ludzie, co
przyszli przeważnie za chlebem z głębi Polski, sublaponoidzi lub typ dynarski -
śródziemnomorski; ludzie znacznie drobniejsi i delikatniejsi w budowie,
eleganccy i wiotcy, sentymentalni i szemrzący z lekka w mowie, jak zwiewna nuta
kujawiaka […] (s. 227-229).
W położonym w Koczorówce szlacheckim dworze, w którym straszy zmarły dziadek Fredzio ("wariat, muzyk, szaleniec, dziwak i esteta"), mieszka Ariana, zwracająca uwagę swoją osobliwością nastolatka, lubiąca łazić po dachach i plewić buraki, wraz z matką i francuską guwernantką Luisą, którą gorące serce wygnało
z dalekiej, południowym słońcem rozgrzanej, Prowancji, od zapachu winogron i
gorącej oliwy, od szarych, oliwkowych drzew i szarawych winnic, od łapacatych o
dwukolorowym pniu platanów - do szerokich stepów i wysokich topoli Ukrainy. Poznajemy też Katerinę, córkę lokaja, która swego czasu służyła u dwóch hrabin, ale właśnie zaczyna pracę u nowej pani - młodej i nabożnej, która sporo dzieci chowa, szkółki i ochronki dla dzieci wiejskich zakłada. Nielekkie i pracowite życie ma Klimowa - żona lubiącego zaglądać do butli z gorzałką chłopa i matka dwanaściorga dzieci. Zmarniała i wyczerpana kobieta umiera nagle, przy pieczeniu chleba, tuż po porodzie kolejnego dziecka. A tymczasem w sąsiedniej Pszenorodzi żyje sobie w pałacu bez większych trosk, stale przyciągając mężczyzn swym zewnętrznym powabem i szaloną dezynwolturą, pięć córek hrabiny "Riepusze" ("wymawiaj z francuska" - radzi snujący opowieść wszechwiedzący narrator), jak panią Melę przezwała Grey - studentka z Krakowa. Wszystkie damy na leniwym życiu wyhodowane - wytworne kobiety tego kraju.
Taki mniej więcej przekrój społeczny Ukrainy przed wybuchem pierwszej wojny światowej przedstawia powieść Ireny Baczkowskiej. Życie większości bohaterów biegnie niespiesznym rytmem, jednak nie omijają ich nie tylko troski materialne, nieporozumienia, ale i rodzinne tragedie. Jedni są oddani pracy i zapobiegliwi, co urasta do symbolu polskości, tak jak w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej - w ich domach w przechowuje się tradycja i mówi polsku. Pozostali, wywodzący się z wyższego stanu, próżnują i nudzą się, dzieląc życie między spacery, bale i intrygi. W okresie rozbiorów Polacy wywodzący się ze szlachty zagrodowej przybywali z Królestwa na Ukrainę za chlebem, szukając posady między innymi przy cukrowniach. W usta jednej z bohaterek włoży pisarka znamienne słowa:
Wieki my tu już siedzimy, rżną nas, od czasu do czasu, pala, grabią, w jasyr gonią, uciekamy, po lasach się chowamy, wyjeżdżamy do Polski, znów wracamy, i tak trwa już parę wieków - [...] po polsku dobrze mówimy, wszyscy czytać i pisać umieją i tej polskości - jak zbawienia się trzymają.
Powieść cechuje styl gawędy kresowej; można niemal usłyszeć ukraiński zaśpiew, a ponadto zwiewną nutę kujawiaka, kozaka czy hopaka. Autorka bardzo malowniczo i z wyraźnym znawstwem opisuje obyczajowość mieszkańców Ukrainy u początku XX wieku, np. obyczaj zachowany od czasów pańszczyzny, czyli chodzenie służby do dworów po srebrnego rubla, a także chrzest, pogrzeb, bale i kuligi. Zaglądamy również do kresowej kuchni oraz wnętrz domostw chłopskich i szlacheckich. Letnie noce tchną niedeklaratywnym patriotyzmem i przywiązaniem do swojej rodzinnej ziemi.
Sylwetka pisarki
Irena Bączkowska, z domu Zabłocka, jest
nazywana nestorką polskiej literatury. Miała długie i pracowite życie, ale
tylko osiem lat poświęciła literaturze. Urodziła się w 1902 roku Kijowie w
rodzinie o bogatych tradycjach powstańczych. Jej pradziadem był regimentarz
Konfederacji Barskiej Zaremba - postać piękna i romantyczna, babką Honorata
Garczyńska, autorka ciekawego pamiętnika, siostra podchorążych belwederskich z
1831 roku oraz Stefana - dowódcy powstania wielkopolskiego z 1846 roku. Ojciec
pisarki, Wielkopolanin, przeniósł się na Kresy, do Kijowa. Matka, Janina z
Sochaczewskich, wywodziła się z Pruszyńskich, ze znanego rodu osiadłego od
dawna na Ukrainie. Irena Zabłocka w rodzinnym mieście ukończyła prestiżowe
polskie gimnazjum żeńskie Wacławy Perietiatkowiczowej, gdzie uczyły się
dziewczęta z polskich rodzin kresowych. Okres pierwszej wojny światowej
przeżyła z rodzicami i młodszym bratem w kijowskim mieszkaniu przy bulwarze
Bibikowa. W czasie wojny polsko-bolszewickiej pracowała w szpitalach polowych. W wolnej Polsce ukończyła studia w bydgoskiej Akademii Rolniczej i była instruktorką rolną,
zajmując się hodowlą drobiu i zwierząt futerkowych. Uprawiała jeździectwo.
Zamiłowanie do przyrody i koni podzielał z nią jej mąż
- jak mówiła po latach - „piękny oficer ułanów”, Jan Bączkowski, którego
poślubiła w latach trzydziestych XX wieku. Wracając pamięcią do lat młodości, wspominała
konne przejażdżki z mężem i Henrykiem Dobrzańskim. Wybuch drugiej wojny
światowej zastał Irenę Bączkowską na Litwie, skąd przedostała się przez Estonię
do Szwecji, a stamtąd do Francji, gdzie urodziła syna. W 1942 roku przyjechała
do Szkocji (do końca życia mieszkała na emigracji). Po wojnie, po powrocie męża
z Normandii, o którą walczył u boku gen. S. Maczka, założyli farmę drobiu w
Norfolku, ale wkrótce zbankrutowali. Aby utrzymać rodzinę, podjęła pracę w domu
starców. Wtedy zaczęła pisać. Po wyczerpujących zajęciach siadała, żeby pisać,
bo - jak sama mówiła - potrzebowała innego świata, dostępnego tylko we wspomnieniach. Po nagrodzonej powieści Wróble noce nagle zamilkła. Powód okazał
się prozaiczny. Jej czas i energię pochłonęła praca zarobkowa, gdyż na
emigracji niełatwo było utrzymać się z pióra. W 1961 roku zmarł jej mąż.
Pozostała sama z synem, który marzył o tym, by zostać lotnikiem. Uczyła biologii w
angielskich szkołach prywatnych. Studiowała też etnografię. Po
przejściu na emeryturę zamieszkała w ulubionej przez Polaków dzielnicy Londynu
- Ealingu. Czasami publikowała. W 2005 roku, u schyłku życia, otrzymała Nagrodę
Literacką Związku Pisarzy na Obczyźnie. Do końca swoich dni była silną,
niezależną i energiczną kobietą. Nawet gdy przekroczyła już sto lat, wybrała
się w podróż do Polski, by spędzić lato w Puszczy Kampinowskiej (gdzie ulubionym
jej zajęciem były przejażdżki odkrytym wozem zaprzężonym w parę koni).
Biogram opracowałam na podstawie
książki Reginy Wasiak-Taylor, Ojczyzna
literatura. O środowisku skupionym wokół Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie,
Oficyna Poetów i Malarzy, Londyn 2013. To właśnie ta książka, o której postaram się także napisać, zainspirowała mnie do lektury powieści.
Smakowity, literacki "kąsek".
OdpowiedzUsuńPostać autorki, jej biogram, to kolejny życiorys pokazujący zawiłe, trudne polskie drogi w XX wieku.
Dzięki za ten opis, bo świadoma istnienia tej książki i tej autorki nie byłam.
Ależ to była uczta - ta powieść! Z żalem opuszczałam opisany w niej świat.
UsuńO Irenie Baczkowskiej wcześniej nic nie wiedziałam, dopóki nie przeczytałam książki R. Wasiak-Taylor. To dzięki niej odkryłam tę pisarkę i postanowiłam od razu sięgnąć po powieść Bączkowskiej. Zupełnie zapomniana postać polskiej literatury, w kraju, pomijając brytyjską Polonię (na marginesie mówiąc, pisarka raczej stroniła od polskiego środowiska londyńskiego). W publikacji "Ojczyzna literatura" znalazłam zresztą więcej inspiracji do lektur.
Ależ niesamowitą postać przypomniałas! Nie muszę dodawać, że nazwisko Ireny Bączkowskiej jest mi kompletnie nieznane. Książkę dopisuję do swojej listy i poszukam, aczkolwiek wydaje mi się, że może być trudna do zdobycia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogę tę pisarkę przybliżyć i że być może zachęcę kogoś do zapoznania się z jej dorobkiem. Skromnym wprawdzie, ale wielce obiecującym. Powieść nie jest trudna do zdobycia. Zamówiłam sobie bez problemu w księgarni internetowej.
UsuńW książce R. Wasiak-Taylor znajduje się interesujący wywiad z Ireną Bączkowską przeprowadzony przez autorkę, gdy pisarka była już w mocno podeszłym wieku, oraz obszerna jej sylwetka.
Co za zbieg okoliczności, akurat czytam "Burzę od Wschodu" Dunin-Kozickiej, wspomnienia ziemanki z Kijowszczyzny z okresu rewolucji i wojny domowej w Rosji.
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mam na uwadze książkę Dunin-Kozickiej, odkąd przeczytałam opinię o niej na blogu Magdaleny. Teraz, po lekturze powieści Bączkowskiej, miałabym ciekawą płaszczyznę porównawczą. Będę wypatrywać Twojej opinii o "Burzy na Wschodzie" i może mnie jeszcze bardziej zmobilizujesz do jej przeczytania w końcu.
UsuńPóki co jestem w 1/3 ale już nawet na tym etapie widać, że w gruncie rzeczy "Burza ..." i "Pożoga" to jedna książka tylko w dwóch wariantach, tyle że niektóre akcenty są rozłożone inaczej. W każdym razie czyta się całkiem dobrze.
UsuńA "Burza..." to opowieść czy wspomnienia? Albo zbeletryzowane wspomnienia? Już nie pamiętam.
UsuńMoim zdaniem wspomnienia a biorąc pod uwagę dialogi to można powiedzieć że przynajmniej trochę beletryzowane.
UsuńCiekawa jestem Twojej opinii o tej książce!
UsuńNa nowym blogu kresowym udostępniony został wcześniejszy wpis Magdaleny:
http://literackiekresy.blogspot.com/2014/09/maria-dunin-kozicka-burza-od-wschodu.html
Też jestem ciekawa. Myślę, że nawet na podstawie tylko jednego cytatu, która podała Magdalena, może zauważyć pewne podobieństwo do "Pożogi".
UsuńZajrzałem, przeczytałem ... Hm, jeśli wpis ma referować zapatrywania Dunin-Kozickiej to ok, jeśli natomiast ma stanowić ocenę książki to trochę się w tej ocenie różnimy już na tym etapie lektury (mam za sobą mniej więcej połowę książki). Jeśli chodzi o podobieństwo do "Pożogi", to tak jak pisałem, po prostu rzuca się ono w oczy.
UsuńOceny czytelników mogą być różne. Jest to jak najbardziej uprawnione, a nawet wskazane :)
UsuńIm więcej dyskusji wzbudza książka, tym lepiej dla niej. :)
UsuńMam wrażenie, że nie są to poglądy dominujące :-) ale już niezależnie od tego spróbuję "się różnić pięknie" :-)
UsuńZ naciskiem na słowo "pięknie" :)
UsuńTo już wiem, skąd pytanie o Bączkowską! Teraz pozostaje usiąść i z zimną krwią zaplanować jakiś napad na bank przed krakowskimi targami;)
OdpowiedzUsuńTak, to dlatego Cię o nią pytałam:) Uważaj, żeby policja Cię nie nakryła;) Do targów również odliczam dni.
UsuńNastolatka z dobrego domu, która lubiła wspinać się na dachy i plewić ziemniaki, musiała w czasach przed pierwszą wojną światową bardzo gorszyć :) Książkę chętnie przeczytam, o ile ją zdobędę.
OdpowiedzUsuńI siała zgorszenie:) W powieści są opisy reakcji otoczenia na jej "wyskoki" (dosłownie i w przenośni). W ogóle galeria bohaterów stworzonych na kanwie wspomnień autorki jest wielce osobliwa i humorystyczna.
UsuńTak zachęciłaś, że popędziłam na allegro i udało się taniutko nabyć.
OdpowiedzUsuńJa nie mogę do Was zaglądać, bo jestem typowy chomik. Uwielbiam mieć a kiedy czytać będę?
To niezwykła postać.
Ja mam zamiar napisać o innej ciekawej postaci związanej z limanowska ziemią, gdyż nawet jak ktoś czytał jej książki to nie wie jaką była interesującą postacią.
Muszę dodać, że magia okładki też tu jest winna.
UsuńWiem, Natanno, jaką postać masz na myśli i czekam na ten post :)
UsuńNo to mnie zaintrygowałyście. Cóż to za pisarkę macie na myśli? Zdradzicie?
UsuńLilian Seymur-Tułasiewicz. Pochodziła chyba z Kasiny Wielkiej.
UsuńW takim razie będę wypatrywać Twojego wpisu. Przyznaję się bez bicia, że nie znam i nie kojarzę nazwiska.
UsuńMnóstwo lat temu czytałam jej "Dag córka Kasi" I:Ostatnie lato", ale dopiero teraz dzięki koczowniczce natrafiłam na krótki rys biograficzny jej, jak się okazuje nietuzinkowego życia.
UsuńPrzeczytałam "Letnie noce" i pozostaję pod urokiem piękna słowa i stylu w jakim książka została napisana.
Usuń