28 grudnia 2012

"Nie ma wyjścia dobrego"

Świadectwo półwiecznej i dozgonnej przyjaźni, niezwykle ciekawe dzieje krakowskiego „Tygodnika Powszechnego” oraz imponującej i niestrudzonej działalności jego redaktora naczelnego w czasach PRL, słowniczek uroczych neologizmów, tworzonych przez korespondentów będących poliglotami, galeria portretów najważniejszych polskich twórców, pochwała życia rodzinnego oraz przykład pięknej epistolografii (sztuki dziś zapomnianej), jak również ukryta w aluzjach historia Polski w latach 1950-1998 − to najważniejsze, ale nie jedyne walory korespondencji Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego z małżeństwem Turowiczów, zebranej w tomie zatytułowanym Wspólna obecność a opublikowanej nakładem krakowskiego wydawnictwa A5.

Pokaźny tom otwiera poruszający list Julii Hartwig z 10 lipca 1950 roku, zaadresowany do nieznanego jej wtedy osobiście Jerzego Turowicza, w którym poetka prosi redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” o położenie kwiatów na grobie jej niedoszłego męża, Ksawerego Prószyńskiego, pochowanego na krakowskim cmentarzu Rakowickim. Prószyński zginął miesiąc wcześniej w wypadku samochodowym na terenie RFN, jadąc z Hagi do narzeczonej. Jerzy Turowicz poznał Prószyńskiego przed II wojną światową, a w 1945 roku zaproponował pisarzowi współpracę z „Tygodnikiem...”. Nie mniej wzruszające są kolejne listy pisane przez Julię Hartwig w tym trudnym dla niej czasie po stracie narzeczonego. W drugim liście, dziękując Turowiczowi za spełnienie prośby, dzieli się ona bólem i refleksją na tematy ostateczne: Kiedy przychodzi się zwrócić do tych, co odeszli, potrafimy przywołać tylko ich dotykalne wspomnienie, ale co dalej, co dziś, w tej chwili, gdy ich już nie ma - pyta poetka. Zauważa też, że kiedy wszystko obsuwa się spod nóg, ludzie systematycznie wierzący wydają się godni zazdrości. 

Piękna jest odpowiedź katolika Jerzego Turowicza na rozterki młodej kobiety, osamotnionej w wyniku nagłej śmierci najbliższej osoby. Naprawdę warto ją przeczytać i wracać do niej, bo samotność jest wpisana w ludzkie doświadczenie. Pisze Pani, że ludzie wierzący są godni zazdrości. Oczywiście, że są godni zazdrości, choć może nie jest zawsze rzeczą łatwą być chrześcijaninem. Właśnie dlatego, że jesteśmy źli i mali, i właśnie dlatego że być chrześcijaninem to jest przede wszystkim olbrzymia odpowiedzialność – stwierdził Turowicz.