28 stycznia 2012

Europejskie pola śmierci


Bardzo ważna scena „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego rozgrywa się w Pustelni Optyńskiej w Kozielsku, gdzie w latach 1939−1940 działał sowiecki obóz jeniecki. To tutaj odbyła się najsłynniejsza rozmowa w książce: dyskusja między młodym szlachcicem a starcem z monasteru o możliwości zaistnienia moralności bez Boga. Jeżeli Bóg nie żyje, czy wszystko wolno? W 1940 roku prawdziwy budynek, gdzie miała miejsce ta fikcyjna konwersacja – dawniej siedziba mnichów – posłużył śledczym z NKWD. Reprezentowali oni sowiecką odpowiedź na to pytanie: jedynie śmierć Boga umożliwia wyzwolenie ludzkości. Wielu polskich oficerów nieświadomie udzielało odpowiedzi innej: gdzie wszystko wolno, Bóg jest ucieczką. Swoje obozy uważali za świątynie i w nich się modlili. Przed wysłaniem na śmierć wielu wzięło udział w nabożeństwach wielkanocnych.

Timothy Snyder, Skrwawione ziemie. Między Hitlerem a Stalinem, tłum. B. Pietrzyk, Świat Książki, Warszawa 2011, s.  160−161).
Zacytowany wyżej fragment książki Snydera jest dla mnie kluczowy i jednym z najbardziej poruszających i przeszywających do głębi akapitów. Przez cały czas tej wstrząsającej lektury w mojej głowie kołatała taka myśl: oto do czego doprowadziła moralność bez Boga.  Czy człowiekowi wszystko wolno? Trudno mi było uciec od tej myśli, gdy czytałam realistyczne, a nawet drastyczne miejscami opisy okrucieństw dwóch wzbudzających grozę totalitaryzmów. Ich ofiary liczy się w milionach… Na europejskich polach śmierci reżimy sowiecki i nazistowski zgładziły w ciągu 12 lat, od roku 1933 do 1945, 14 mln ludzi. Niektóre zbrodnie do dziś wymazuje się z historii i sumień.
Na początku XX wieku na ziemiach, po których między innymi my, Polacy, stąpamy, działy się najkoszmarniejsze rzeczy na świecie. Wiemy to. Wiedzą to też i pamiętają o tym, jak śmiem sądzić, współcześni Żydzi, Ukraińcy, Białorusini, Łotysze, Litwini… Jednak, czy wiedzą o tym choćby młodzi Amerykanie, Brytyjczycy, Włosi, Hiszpanie, Niemcy…? Co do tego mamy prawo mieć spore wątpliwości. Z opublikowanego niedawno sondażu Instytutu Forsa  przeprowadzonego dla tygodnika „Stern” wynika, że co piąty Niemiec w wieku od 18 do 29 lat nie wie, że Auschwitz to nazwa byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego, a blisko jedna trzecia ankietowanych nie miała pojęcia, gdzie znajdował się Auschwitz (http://www.rp.pl/artykul/11,797727-Co-piaty-mlody-Niemiec-nie-wie--co-to-Auschwitz.html) .  
Choćby w tym kontekście takie książki jak Skrwawione ziemie Snydera są na Zachodzie dużymi i głośnymi wydarzeniami. Mogą tam zmienić postrzeganie drugiej wojny światowej. Opublikowana w 2010 roku w amerykańskim wydawnictwie Basic Books, została już przetłumaczona na kilkanaście języków. Publikacja wykładowcy Uniwersytetu Yale jest wyraźnie skierowana do zachodniego czytelnika i wypełnia sporą lukę w tamtejszej historiografii. Jest bowiem pierwszą syntezą dziejów środkowo-wschodniej Europy (terenów od środkowej Polski po zachód Rosji poprzez Ukrainę, Białoruś i kraje bałtyckie) oraz dokonanych w tym regionie z pobudek politycznych masowych mordów. Opowiada o erze masowego zabijania (1933-1945) i czystek etnicznych (1945-1947). Autor przypomina w niej między innymi, że pierwszymi ofiarami ludobójstwa Stalina, o czym wciąż nieliczni wiedzą, byli Polacy. Polski czytelnik nie dowie się z tej książki nic nowego na temat cierpień ludności Polski i Ukrainy, Białorusi i Litwy, ale z pewnością zaskakujące i szokujące mogą być dla niego szczegóły związane z niektórymi wydarzeniami i zjawiskami. 
W przedmowie historyk wykłada krótko mity narosłe wokół zbrodni Związku Radzieckiego i III Rzeszy, aby w następnych rozdziałach rozprawić się z nieścisłościami i stereotypowymi wyobrażeniami, a czyni to niezwykle przekonująco i wnikliwie. Dzięki jego książce nie tylko zachodni czytelnicy, lecz także mieszkańcy skrwawionych ziem mogą poznać prawdziwy obraz najważniejszych zbrodni wojennych. Snyder stwierdza na przykład, za pomocą pomysłowej metaforyki (to jedna ze wspaniałych cech języka, którym jest napisana ta książka), że współczesny obraz niemieckich obozów koncentracyjnych jako najgorszego oblicza narodowego socjalizmu to iluzja, mroczny miraż nad nieznaną pustynią. Wyjaśnia też, jak i dlaczego powstały owe fałszywe obrazy niemieckiego systemu totalitarnego, a także stalinowskiego. Pod tym względem Snyder zmusza nas do przewartościowania swoich sądów i do postawienia sobie wielu ważkich pytań, np. dlaczego Stalin i Hitler aż tak nienawidzili Polaków? Zastanawialiście się nad tym? Chyba znam odpowiedź. Umiłowanie wolności. Ta cecha narodu polskiego mogła aż tak rozsierdzać oprawców.
W trakcie lektury będziecie bardzo, ale to bardzo zaskoczeni, jak mocno Wasze wyobrażenia na temat pewnych wojennych wydarzeń odbiegają od faktów. Na przykład, kiedy myślimy o Holokauście, odruchowo przywołujemy nazwę między innymi Auschwitz. Jednak, jak konstatuje autor, w międzynarodowej pamięci o zagładzie Żydów zapomina się o niemal pięciu milionach Żydów zamordowanych na wschód od Auschwitz oraz o pięciu milionach nie-Żydów zgładzonych przez nazistów. Snydera dziwi też, że nawet polscy historycy rzadko wspominają o Polakach ze ZSRR, których zamorzono głodem w sowieckim Kazachstanie i na sowieckiej na początku lat trzydziestych.Nikt nie dostrzega, że Polacy w Związku Radzieckim ucierpieli w latach trzydziestych bardziej niż jakakolwiek inna europejska mniejszość narodowa. Podkreśla również, że nieczęsto przywołuje się uderzający fakt, iż w 1940 roku sowieckie NKWD dokonało na okupowanych ziemiach wschodnich Polski większej liczby aresztowań niż na reszcie terytorium Związku Radzieckiego.
Tego rodzaju zaskakujące wnioski amerykańskiego historyka dają wiele do myślenia. Demaskatorski charakter wywodów sprawia, że jest to niesamowita, „odświeżająca” lekcja historii, którą ułatwiają ponadto osobowość autora połączona z przeogromną erudycją, język i kompozycja książki.
Po pierwsze, olbrzymim jej atutem jest to, że o dziejach tej części Europy napisał człowiek niepochodzący z niej, a więc ktoś, kto nie jest kulturowo i historycznie obciążony dziedzictwem tego regionu i w związku z tym jego narracja jest zdystansowana, pełna rezerwy. Możemy autorowi zaufać.
Po drugie, niezmiernie kunsztowny i żywy jest język, którym posługuje się Snyder. Porywający wręcz. Śmiem twierdzić, że rzadko który historyk operuje takim językiem w swoich naukowych publikacjach. Język Snydera jest literacki, pełny bogatej metaforyki, przemawiającej do wyobraźni i sumienia. O kwestiach skomplikowanych i wywołujących grozę pisze językiem nienachalnym i nienastręczającym trudności w ich zrozumieniu.
Po trzecie, klarowna jest struktura książki. Dzieje obydwu systemów totalitarnych przeplatają się ze sobą, co wynika z założenia autora, który uważa, że bez osadzonego we wspólnym europejskim kontekście historycznym opisu wszystkich masowych zabójstw paralele między nazistowskimi Niemcami a Związkiem Radzieckim są z konieczności ułomne. Konieczne jest ich porównanie, abyśmy, jak stwierdza, odwołując się do poglądów Hannah Arendt, mogli zrozumieć nasze czasy i nas samych. Historii skrwawionych ziem nie opowiada, opierając się na podziale według leżących na nich państw i narodów. Kompozycję książki kształtuje bowiem tematyka, czyli lokalizacja i metody zabijania, zwracając na przykład uwagę, że Europejczycy celowo morzyli Europejczyków głodem na straszliwą skalę. W tym wniosku tkwi klucz do takiej a niej formy opracowania. Jej kompozycja opiera się na koncepcji uniwersalistycznej, na dążeniu do ogarnięcia pewnej całości.
W moim przekonaniu książka Snydera jest protestem przeciwko dzisiejszemu patrzeniu na historię dwóch dwudziestowiecznych systemów totalitarnych i spustoszenia, jakie spowodował, wyłącznie przez pryzmat liczb. Wyraża pogląd, że sama liczba ofiar może utrudnić wyobrażenie sobie każdej z osobna. Z tego względu swoją naukową narrację wzbogaca słowami zaczerpniętymi choćby z zachowanych wspomnień Żydówki, Diny Proniczewej, której udało się wyczołgać z dołu śmierci w Babim Jarze (opis masowego mordu na kijowskich Żydach jest jednym z najbardziej wstrząsających), oraz innej dziewiętnastoletniej Ity Straż, która zdołała uczynić to samo w Ponarach koło Wilna: Nie miałam butów. Szłam i szłam po ciałach. Wydawały się nie kończyć.
Ofiarom reżimów nazistowskiego i sowieckiego, a także ich katom, należy przywrócić imiona i nazwiska – zdaje się apelować historyk z Uniwersytetu Yale. Szczególnie dobitnie i wprost wyraził to w zakończeniu, który zatytułował Człowieczeństwo. Jednak przesłanie to pobrzmiewa we wszystkich jedenastu rozdziałach, w których swoje naukowe analizy i rozważania, miejscami nawet filozoficzne, oparte, co także warto zaznaczyć, na wieloletnich studiach prowadzonych w licznych archiwach i lekturach w różnych językach, urozmaica przywoływaniem świadków zbrodni Hitlera i Stalina na podstawie ocalałych dokumentów, np. odnalezionego archiwum getta warszawskiego. Historyk oddaje głos ofiarom i to jest kolejny, czwarty, atut jego książki. Szerzej pisałam o tym we wcześniejszym poście:http://beata-szczurwantykwariacie.blogspot.com/2012/01/skrwawione-ziemie.html.
Z uwagi na mroczną tematykę Skrwawione ziemie nie są łatwe w odbiorze. Treść może być przytłaczająca, ale raczej nie jest deprymująca. Chce się czytać dalej, ponieważ walory, o których wyżej wspomniałam, potęgują ciekawość i uzależniają, jeśli można tak to ująć. Co do treści, mam mały niedosyt. Zabrakło mi choćby wzmianki o człowieku, który dobrowolnie zstąpił do piekła, jakim był obóz w Auschwitz, aby między innymi poinformować aliantów o tym, co działo się za drutami kolczastymi, czyli o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, a także szerokiego opisu ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Jednak chyba nie powinniśmy mieć o to żalu do autora, skoro sami nie chcemy przywracać pamięci o tych wydarzeniach, spychamy te wydarzenia na margines zbiorowej historii, naszej, narodowej.
Skrwawione ziemie… Snydera to doskonała lektura. Śmiało mogą po nią sięgnąć nawet ci, którzy na co dzień nie obcują z historią. Zapewniam, że będzie to mocne i niezapomniane doświadczenie czytelnicze.