12 lipca 2015

"Ten podręcznik geografii serdecznej..."

Witajcie w Wielkim Księstwie Bałaku! Nie lada niespodziankę sprawiło swoim czytelnikom wydawnictwo LTW z Łomianek wydaniem wspomnień drohobyczanina Andrzeja Chciuka (1920-1978)!!! Książka Atlantyda. Opowieść o Wielkim Księstwie Bałaku ukazała się po raz pierwszy w Londynie w 1969 roku, nakładem Polskiej Fundacji Kulturalnej. To był debiut Andrzeja Chciuka. Druga krajowa edycja została bardzo starannie przygotowana. Zawiera wkładkę z archiwalnymi zdjęciami pokazującymi przedwojenny Drohobycz i okładki pierwszych wydań (rzecz jasna emigracyjnych) książek Andrzeja Chciuka, który w swoich gimnazjalnych latach był uczniem Brunona Schulza. Wydanie zamyka przypomnienie przez Jerzego Pileckiego sylwetki autora wspomnień. Na okładce mamy zaś rekomendacje Mariana Hemara i Mariana Kukiela. Nie ma się co zastanawiać. Każdy miłośnik Kresów powinien mieć tę książkę w swojej bibliotece!


Ten pamiętnik z okresu dojrzewania, ten podręcznik geografii serdecznej, te wypisy o kraju lat dziecinnych, o Rubikonie-Tyśmienicy, o kolorycie, o ludziach i sprawach, o stylu i krajobrazach, których już nie ma i jakich nie można już dziś w pełni odczuć i zrozumieć, o potopie, którego wody niestety ciągle dziś nie ustępują... - jest skrzącą się od humoru, zapachów, kolorów i detali opowieścią o rodzinnym mieście Andrzeja Chciuka i jego szczenięcych latach, o junackich przygodach (gdyż każdy jest durny, jak je młody szkut!), o codziennym życiu mieszkańców przedwojennego Drohobycza. Miasta Brunona Schulza, Kazimierza Wierzyńskiego, Iwana Franki i generałów Stanisława Maczka i Michała Tokarzewskiego, którzy uczyli się w tej samej budzie bardzo miłej. Miasta, w którym każdy operował bałakiem, wspólnym dla całej Małopolski Wschodniej, gdyż - jak stwierdza autor - Lwów jest jedynie dalszym przedłużeniem Drohobycza, a Drohobycz dalszym przedmieściem Lwowa, naturalnym przedłużeniem. 

 Moim skromnym zdaniem, mamy do czynienia ze wspomnieniami mistrzowsko napisanymi, na miarę Szczenięcych lat Melchiora Wańkowicza. Na dodatek bardzo ładnie i symbolicznie spotykają się ci trzej pisarze: Chciuk, Schulz i Wańkowicz, za sprawą publikacji, gdyż wspomnienia tego pierwszego są wzbogacone o zdjęcie między innymi okładki pierwszego wydania (z 1933/34 r.) debiutanckiej książki jego gimnazjalnego profesora rysunku, Brunona Schulza. Sklepy cynamonowe z okładką według projektu autora ukazały się bowiem w założonym i prowadzonym z powodzeniem przez M. Wańkowicza i M. Kistera Towarzystwie Wydawniczym "Rój". Na tym choćby przykładzie  łatwo zobaczyć, że wydawnictwo Wańkowicza wniosło niemały wkład w polską literaturę.


Andrzej Chciuk spisał swoje wspomnienia na przełomie lat 1966 i 1967 roku na dalekich Antypodach. Kiedy mu zakiełkował ten pomysł, był wigilijny wieczór australijskiego lata, gorący grudzień, upał wtedy ciekł z nieba, a choinka w kącie czuła się nieswojo. Chciał utrwalić szum swojej młodości, wyłowić choćby kontur ruin zatopionej Atlantis, zanotować dla potomnych urodę bałaku, opisać szkandały i tragedie, które wstrząsały Drohobyczem w okresie jego młodości, uwiecznić swoją rodzinę, sąsiadów, kolegów z ławy szkolnej (drohobyckich chłopców z placu Broni) i nauczycieli, w tym oczywiście Brunona Schulza. Powstała niezwykle wzruszająca, zabawna i mądra, jak sam autor to ujmie, książeczka o przylądku dobrej nadziei.

Ze swadą balika do nas Andrzej Chciuk na temat rozwoju gospodarczo-społecznego przedwojennego Trójmiasta: Borysławia będącego prawdziwym zagłębiem naftowym, Drohobycza, który był swoistą siedzibą administracyjną ze swoimi rafineriami i pałacykami, oraz Truskawca, który zapewniał nuworyszom wypoczynek i zdrowie. Opowiada o codziennej egzystencji w tych miastach ludzi różnych narodowości i wyznań bez mitologizowania, ubarwiania i słodzenia, gdyż - jak sam podkreśla na początku wspomnień - nie było owo Księstwo Bałaku wyłącznie jakąś Arkadią, pełna wiecznej szczęśliwości i uroku. Nędza czasem tu aż skwierczała, nie bajerujmy się barwikiem i perspektywą wspomnień, które wszystko uróżuwiają i przemeblowują proporcje na milusie i ślicznusie. Zatem można zawierzyć pisarzowi, zaufać mu, ponieważ starał się, o czym sam wielokrotnie wspomina, ukazać prawdziwy wizerunek Księstwa Bałaku. Uświadamia jednak zarazem czytelników, że pamięć czasem może zawodzić, dlatego krytycyzm  i czujność należy zachować.


Spędziłam za sprawą tej książki kilka miłych lipcowych popołudni i wieczorów i żal mi się z nią rozstawać. Z pewnością będę do niej wracać. Pragnę ostrzec, gdyż niektóre fragmenty, w których autor opisuje szkandałe i szczenięce figle, wzbudzają salwę śmiechu, więc nie radzę zabierać książki w miejsca publiczne.








Wszystkie cytaty zaznaczone kursywą pochodzą z książki Andrzeja Chciuka wydanej w tym roku przez LTW. Przeczytałam w ramach projektu Kresy zaklęte w książkach.