W wywiadzie udzielonym dziennikarzowi „Uważam Rze Historia” (2012, nr 5), Piotrowi Zychowiczowi, Anna Reid powiedziała:
[…] Dla rosyjskich tłumaczy, którzy
ze mną współpracowali, wszystko to było szokiem. Mówiono im bowiem coś
zupełnie innego. Problem ten nie dotyczy jednak tylko Rosjan. Wszystkie
narody Europy hołdują rozmaitym wojennym mitom.
We wstępie do swojej monumentalnej
książki brytyjska historyk podkreśla, że opowieść o oblężeniu Leningradu
jest nie tylko próbą rozprawienia się z pewnymi radzieckimi mitami,
związanymi z tym wciąż traumatycznym dla Rosjan okresem ich historii
(komunistyczna propaganda ukazywała bowiem nieprawdziwy obraz wydarzeń),
lecz przede wszystkim zrozumienia, co tak naprawdę oznacza być człowiekiem oraz jakiego dna i jakich wyżyn może sięgnąć ludzkie zachowanie.
Położenie przez Reid akcentu na taki wymiar przedstawionych wydarzeń
pozwala odkryć ponadczasowe prawdy: o cierpieniu, heroizmie i mrocznych
zakamarkach ludzkiej duszy.
Anna Reid, wykorzystując wspomnienia
autentycznych postaci – ofiar oblężenia – prowadzi narrację fabularną,
zawsze jednak opartą na faktach. Skupia się na jednostkowych losach,
dzięki czemu tę historyczną książkę czyta się jak najlepszą powieść
literatury rosyjskiej. Autorka pozwala także zajrzeć za kulisy
gabinetów, w których zapadały decyzje wojskowe dowódców wrogich armii, a
także umożliwia prześledzenie ich przemieszczania się. Czyni to równie
zajmująco, jak przy opisie codziennej walki o przetrwanie skazanych na
głód mieszkańców oblężonego miasta. Książka jest studium z pogranicza
socjologii i historii, a także, jak śmiem sądzić, psychologii. Reid
bowiem opisuje również na podstawie zachowanych pamiętników życie
wewnętrzne i procesy zachodzące w ludziach doświadczających straszliwego
głodu, a także represji ze strony sowieckiej policji politycznej, która
w czasie trwającego dziewięćset dni oblężenia przez wrogą armię
dokonywała egzekucji na swoich rodakach. Jak powiedział jeden z
ocalałych, Dmitrij Lichaczow, który w chwili napaści Niemiec na Związek
Radziecki był trzydziestopięcioletnim pracownikiem naukowym: Byliśmy w podwójnym oblężeniu. Od środka i od wewnątrz.
Autorami dzienników, których fragmenty Reid obficie cytuje, nie są, jak podkreśla, bezimienni
ubodzy chłopi z drugiego końca świata, lecz dobrze wykształceni
Europejczycy z wielkiego miasta – pisarze, artyści, wykładowcy
uniwersyteccy, bibliotekarze, kustosze muzeów, przedsiębiorcy, księgowi,
emeryci, a także gospodynie domowe, studenci i młodzież szkolna; dobrze
ubrani właściciele gramofonów, zwierzątek domowych, czytający ulubione
powieści – jednym słowem ludzie tacy jak my. Dzięki oddaniu głosu
mieszkańcom Leningradu, historyczna książka staje się poruszającą do
głębi i zmuszającą do refleksji epopeją.
Podzieloną na cztery części publikację poświęconą najstraszliwszej blokadzie miasta w całej historii ludzkości
otwiera opis pierwszych miesięcy inwazji Niemców, kiedy w całym Związku
Radzieckim panował ogromny chaos, kolejne zaś rozdziały opowiadają o
początku oblężenia, umieraniu i oczekiwaniu na upragnione wyzwolenie.
Reid zwraca uwagę, że za horror, jaki przeżywało dwa i pół miliona
leningradczyków uwięzionych w mieście, ponosili odpowiedzialność zarówno
Niemcy, którzy niechętnie chcą dziś o tym mówić, jak i system
komunistyczny, który był z natury okrutny i bestialski. Celowa polityka
rządu, bałagan organizacyjny, bezmyślne marnotrawstwo ludzkiego życia,
niekompetencja, głupia biurokracja, korupcja – to wszystko walnie
przyczyniło się do śmierci około 750 tysięcy mieszkańców, którzy zginęli
z głodu. Jak przypomina Reid, w 1941 roku przeciętny, pięćdziesięcioletni Rosjanin miał już za sobą trzy wielkie okresy głodu.
Wielu Rosjan nienawidziło bolszewików. W momencie napaści Niemiec na
Związek Radziecki większość mieszkańców Leningradu było rozdartych
wewnętrznie z tego powodu, co najlepiej oddają słowa młodej wówczas
matki Jeleny Skrabiny:
Tak oto grają w nas wszystkich dwa
sprzeczne uczucia: wiara, że Rosja nie ulegnie jednak zniszczeniu, oraz
świadomość, iż jedynie wojna niesie ze sobą jakąkolwiek realną szansę na
uwolnienie nas od terroru, który sieje ten reżim.
W sowieckim mieście po domknięciu się
pierścienia oblężenia rozgrywał się koszmar. Klęska głodu doprowadziła
do aktów kanibalizmu. Jak opowiedzieć o przeżywanej wtedy przez
leningradczyków gehennie, nie wpadając w przesadny patos? Niełatwe
zadanie stało przed Anną Reid. Udało się jednak autorce wystrzec tego
błędu dzięki pokazaniu wielowymiarowości faktów i umiejętnym zestawieniu
skrajnych ludzkich zachowań: przejawów solidarności i łajdactwa,
bohaterstwa i kanibalizmu. Ponadto autorce powiodła się ta sztuka dzięki
doskonałemu wplataniu w narrację historyczną fragmentów wspomnień
ofiar, których świadectwa, co naturalne, nasycone są niezwykłym
dramatyzmem, a także za sprawą przeplatania wątków socjologicznych,
militarnych i historycznych.
Opowiadanie o tragedii oblężonych
mieszkańców z ich perspektywy, czyli charakterystyczna dla angielskiej
historiografii metoda przedstawiania i badania historii ze skupianiem
się na dramacie pojedynczego człowieka to nie jedyny walor monografii.
Warto przy tym wspomnieć, że przez karty tej książki przewijają się losy
jednej z najwybitniejszych poetek rosyjskich Anny Achmatowej, która w
latach trzydziestych, gdy szalał terror, każdego nowego, napisanego
przez siebie wiersza uczyła się na pamięć, a rękopis paliła. Po
wyzwoleniu miasta zarówno ona, jak i jej syn nie uniknęli prześladowań
ze strony komunistycznego reżimu. Możemy także przeczytać zapiski
siostrzenicy francuskiego poety Guillaume’a Appolinaire’a, Wiery
Kostrowickiej, która była nauczycielką tańca w leningradzkiej szkole
baletowej. Anna Reid stworzyła znakomite portrety leningradczyków,
którzy stają się nam bliscy właśnie dlatego, że autorka pozwoliła poznać
ich imiona, myśli i uczucia, które jednak stopniowo zamierały wskutek
doświadczanej męki głodu.
Socjologiczne i psychogiczne ujęcie
tematu, ukazanie rozmaitych metod przetrwania (niektóre były
niesamowicie drastyczne), rozpaczliwych wysiłków zachowania pozorów
normalnego życia oraz różnych reakcji i postaw członków rodzin wobec
siebie nawzajem w najtrudniejszych miesiącach masowych zgonów, a także
żywy, literacki język sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem.
PS.
1. Jeden z najbardziej poruszających rozdziałów tej publikacji opowiada o terapeutycznej mocy książek. Wielu umierających z głodu leningradczyków szukało w nich ucieczki, czerpali z nich emocjonalne wsparcie. To jeden z najbardziej wstrząsających i zarazem najpiękniejszych fragmentów, bo udowadniających, że książka nawet w traumatycznych, niezwykle dramatycznych, wręcz niewyobrażalnych chwilach może pełnić eskapistyczną, prawdziwie zbawienną funkcję.
2. W czwartek zaczynają się Targi Książki Historycznej! Potrwają do soboty. Będę, będę:) Wybiera się ktoś?
Recenzja opublikowana na wortalu
Czytałam trochę. Pamiętam kanibalizm i takie fragmenty, np. że ludzie gotowali tapety, żeby wykorzystać mąkę z kleju. Czasem to zostaje w pamięci. Przy takich lekturach zawsze myślami jestem przy kondycji moralnej człowieka:(
OdpowiedzUsuńKołatała mi w głowie taka sama myśl.. przez cały czas lektury. Najlepiej to ujął jeden z ocalałych leningradczyków:
Usuń"W czasie głodu ludzie się odsłaniali, ogałacali, uwalniali od jakichkolwiek błyskotek czy ozdób. Niektórzy okazywali się wówczas wspaniałymi, niezrównanymi bohaterami, inni zaś draniami, łajdakami, mordercami, kanibalami. Nie sięgano po żadne półśrodki. Wszystkie było takie prawdziwe. Wrota niebios stały szeroko otworem, a w nich można było dostrzec Boga".
Gratuluję świetnej recenzji!
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że robiłam kilka podejść do "Leningradu" w księgarni internetowej i "naziemnej" i jednak zawsze rezygnowałam z zakupu. Z jednej strony mam świadomość, że to bardzo wartościowa książka, z drugiej przeraża mnie ta tematyka. Mam nadzieję, że powoli dojrzeję. Twój PS1 o książkach bardzo mnie wzruszył i natchnął optymizmem!
Dziękuję. Lektura tego rodzaju książek bywa wyczerpująca emocjonalnie i to zrozumiałe, że tematyka może przerażać. Też się bałam, ale już od pierwszej strony ujął mnie styl, w jakim pisze Anna Reid, więc po prostu "przepadłam". Cieszę się, że moje postcriptum o terapeutycznej wartości książek natchnęło cię optymizmem. Nie omieszkałam wspomnieć o tej problematyce z racji charakteru bloga;)
UsuńMogę zdradzić, co czytali oblężeni leningradczycy?:)
"Wieczorami, leżąc na kanapie tuż obok pieca opalanego meblami i ramami obrazów, Bołdyriew czytał powieści. 19 grudnia skończył..........".
I tu proszę zgadnąć:)
Może coś Dickensa?
UsuńZdradź koniecznie!
Niesamowite! Zgadłaś!:) Gratuluję:)
UsuńTo jest szokująca niespodzianka, bo zapewniam, że książki nie mam, a przeglądając ją w księgarni w ogóle nie zauważyłam fragmentu o literaturze. Zastanawiałam się, co chciałabym przeczytać w ciężkich chwilach, skupiłam się na optymistycznych, krzepiących książkach i odruchowo pomyślałam właśnie o Dickensie! :)
UsuńCzy możesz zdradzić, którą powieść czytał Bołdyriew?
Ten zbieg okoliczności to chyba wyraźny znak, że powinnam zwalczyć opory i czym prędzej przeczytać książkę Anny Reid.
"Wielkie nadzieje" czytał:)
UsuńA oprócz tego "Dobrych towarzyszy" Priestleya, potem sięgnął po "Kima" Kiplinga (o tej lekturze napisał w pamiętniku "niebiańska przyjemność"), a po nim był "Paul Clifford" Bulwera-Lyttona, następnie de Maupassant,"Ostatni Mohikanin" F. Coopera, no i "Gra losu" Conrada:)
Aż sama mam ochotę teraz sięgnąć po którąś z tych książek:)
Dzięki za listę lektur. :) "Wielkie nadzieje" czytałam kilka lat temu i byłam zachwycona! Pozostałe książki też ciekawe i autorzy warci odkurzenia. A Bulwer-Lytton podobno słynął z nieudanych początków powieści, więc trzeba to będzie sprawdzić. :)
UsuńZdecydowanie trzeba te powieści odkurzyć!:) Będę ich szukać w bibliotece przy następnej wizycie, zwłaszcza utworu Dickensa "Wielkie nadzieje".
UsuńŚwietna książka - świetna recenzja :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zachęcam do zgadywania, jaką książkę, albo lepiej, jakiego pisarza czytał jeden z leningradczyków. Zob. komentarz wyżej:)
UsuńFantastyczna recenzja. Tematyka z jednej strony przeraża a z drugiej zmusza do lektury, zawsze przy tego typu pozycjach czuję jakiś wewnętrzny przymus do czytania.
OdpowiedzUsuńOdczuwam taki sami przymus. Mimo trudnej problematyki poruszanej w książce warto po nią sięgnąć. PS. To, co napisałam do komentarza Lirael, kieruję też do ciebie:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie innymi ujęciami tematu. Nie znam żadnego ze wspomnianych przez ciebie tytułów. Chętnie obejrzałabym film. Może nadarzy się okazja. Tymczasem zachęcam do lektury książki Anny Reid.:)
UsuńZnakomita recenzja!
OdpowiedzUsuńCzytuję książki historyczne, a te które dotyczą okresu II wojny światowej- zawsze.
O blokadzie i oblężeniu Leningradu, tak jak Alicja2010, miałam okazję poznać dzięki książce "Jeździec miedziany" Paulliny Simons. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
"Leningrad" Anny Reid wpisuję na swoją listę życzeń.
Pozdrawiam :)
Dziękuję. Zaintrygowałyście mnie tym "Jeźdźcem miedzianym":) Nie mam wyjścia, będę musiała ją upolować:) Boję się tylko, że fabuła tej powieści może mnie irytować i - jak to bywa w fikcji literackiej - mocno odbiegać od prawdziwego obrazu oblężenia, jaki możemy poznać dzięki Annie Reid. Zresztą nawet ona zaznacza, że jej książka nie jest pełną syntezą, bo nie wszystkie dokumenty zostały odtajnione. Tak czy siak będę szukać owej powieści albo może ona sama mnie znajdzie:)
UsuńŻyczę Ci tego i jestem ogromnie ciekawa Twojej opinii.
UsuńPaullina Simons napisała "Jeźdźca miedzianego" korzystając ze wspomnień bodajże swojej babki...
Beatko, ja raz jeszcze, bo o "Jeźdźcu miedzianym" czytam. Nie zamieściłam recenzji, co u mnie znaczy, że książka na to nie zasłużyła. Poza przypomnieniem poematu Puszkina i scenami z oblężenia Leningradu, niczego ta lektura mi nie dała. Beznadziejny wątek romansowy, mdłe postaci, nieprawdopodobna fabuła - bo ile razy można umierać... Oczywiście sama decyduj, ale może lepiej książkę pożyczyć, a nie np. kupować. Ja w takich wypadkach czuję się okropnie, bo polowałam na nią po samych entuzjastycznych recenzjach, a zdzierżyłam tylko pierwszy tom trylogii. Według mnie to nawet nie książka budyń (w nawiązaniu do kolejnego posta), bo nic po niej nie zostaje.
OdpowiedzUsuńTak wyczuwałam, dlatego nie zamierzałam jej kupować, tylko właśnie pożyczyć, ale nie wiem, czy nawet to warto zrobić;) Wydawało mi się, że szkoda czasu na nią, w czym utwierdziłaś mnie jeszcze bardziej.;) Dzięki za czujność!:)
UsuńJejku rzeczywiście zapowiada się wspaniale. Zapiszę ją sobie!!!
OdpowiedzUsuń