![]() |
Aurelia i Władysław Reymontowie w towarzystwie znajomych we FlorianowieŹródło: Polona.pl |
15 sierpnia 1925 roku Władysław Reymont przyjechał do niewielkich
podtarnowskich Wierzchosławic na zaproszenie Wicentego Witosa. Wtedy
już mocno schorowanemu Nobliście towarzyszyła żona Aurelia. Na cześć autora
czterotomowej powieści Chłopi wyprawiono w Wierzchosławicach
wielkie dożynki reymontowskie. Uroczystość powitania Noblisty odbyła się na stacji kolejowej w Bogumiłowicach. Na trasie od tamtejszej stacji kolejowej na błonia wierzchosławickie ustawili się chłopi z całej
Polski ze sztandarami. Na spotkanie z noblistą przybyło, według niektórych źródeł, nawet 40
tysięcy osób, a wyjątkowy gość przyjechał specjalnie wynajętym
pociągiem. Na pisarza czekała dorożka. Wysiadającego z wagonu pisarza chłopi przywitali niezwykle entuzjastycznie. Reymonta wzięli na ręce i wśród
okrzyków na jego cześć zanieśli na udekorowany wóz zaprzężony w cztery
siwe konie. Odświętny pochód ze śpiewem i muzyką wiejskiej kapeli ludowej podążył do Wierzchosławic, przejeżdżając zbudowaną na tę okazję bramę w kształcie wiejskiej strzechy. Po wysłuchaniu laudacji wygłoszonych na swoją cześć poruszony gorącym przyjęciem pisarz zwrócił
się do uczestników uroczystości dożynkowych:
Obywatele! Darujcie,
tylko kilka słów powiem, gdyż jestem chory. Zawstydzacie mnie - hołd wasz
niezasłużony [...] Obdarzyliście mnie po królewsku. Wzruszenie mię dławi
i nie pozwala mi dłużej mówić, więc kończę staropolskim - Bóg zapłać za
wszystko, Chłopi, Obywatele i Polacy.
Po skończonej uroczystości
odwieziono pisarza do szpitala w Krakowie, a potem do Poznania. Wracał
jednak myślami do tamtych dożynek. W ostatnim liście adresowanym do J.
Gluzińskiej napisał:
A przecież do Wierzchosławic jechać musiałem.
Wydobyłem na to ostatki sił. [...] Nie żałuję. Niestety, nawet za najwyższe
dobro placić trzeba. Nic darmo.
Zdawał sobie sprawę, że pogarsza się jego stan jego
zdrowia. Zmarł 5 grudnia 1925 roku. Noblistę pochowano
w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, a jego serce
złożono w kościele Św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.
[...] Południe już przechodziło, chude cienie jęły wypełzać spod drzew i domów, a we zbożach, co się ździebko kłoniły za słońcem, zagrały z cicha koniki polne, bąk też kajś niekaj zahuczał i przepiórki odzywały się po swojemu.
Suma
się wnet skończyła i nad stawem jęły gęsto przysiadać kobiety do
zezuwania trzewików, zaś drogi tak się zamrowiły ludźmi, wozami a
gwarem, że Hanka spiesznie powróciła do chałupy. [...]
(Władysław Reymont, Chłopi, cz. IV: Lato)