[...] Rozrachowały się dwie prawdy. Kresom to nie nowina. Szumią sobie lasy
dalej, jak przed laty, broczy żywica na wrzosowiska, pachnie ziemia, lśni
rzeka, mrówki po lasach odbudowały kopce na wyrąbanych przez wojnę przesiekach
i snują się drożynami z igliwia. […] Ziemi tej to nie
pierwszyzna i Bogu nie pierwszyzna, pamięci lat kresowych nie pierwszyzna […].
Melchior Wańkowicz, Szczenięce lata, wstęp Anna Bernat,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 93.
Uwodzicielskim urokiem gawędy i
miłością do tradycji (co wyraża choćby taka inwokacja: O, jakże przedziwnie mocne szpony ma tradycja wieków) tchnie Melchiora
Wańkowicza opowieść o „kraju lat dziecinnych” i jego blaskach. Nie ma bowiem cenniejszej i piękniejszej
książki o Kresach, zwyczajach, minionej epoce niż „Szczenięce lata” - jak
pisze Aleksandra Ziółkowska-Boehm w
swojej książce Na tropach Wańkowicza po
latach, poświęconej pisarzowi rodem z Mińszczyzny. Jej zdaniem piękniejsza
niż Dolina Issy Czesława Miłosza.
Wańkowicz powraca myślą do czasu, gdy
życie w dworku kalużańskim i „majątku babki, matczynych Nowotrzebach”, było dla
niego oazą tradycji, polskości, piękna i dobra. Kultywowany we wspomnieniach
arkadyjski obraz przeszłości ulega mitologizacji, nie brakuje jednak gorzkich
refleksji, np. o tajemnicy istnienia, nieubłaganym upływie czasu lub dramatycznych zakrętach historii, gdy pisze w puencie: Pstrokatemu srokoszowi historii podobało się
przewłóczyć żywe serca ludzkie.
Pisarz odtwarza niewzruszone piękno pejzażu Kowieńszczyzny i Mińszczyzny,
ponadczasowy urok domostw tam położonych oraz pokrytych patyną dziesięcioleci
przedmiotów. Nie stanowią one jedynie tła i odległego echa wspomnień, ale
odżywają na naszych oczach dzięki rzadkiemu talentowi autora, który potrafi
wzbudzić entuzjazm i rozrzewnienie czytelnika odpowiednim budowaniem nastrojów,
sposobem narracji i innymi zabiegami literackimi. Potrafi także rozśmieszyć,
wplatając w swoją opowieść „witaminy humoru”, jak to nazywał, by rozładować
wzniosłość.