12 stycznia 2013

Cormac McCarthy: portret pisarza

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony pisarza.

Sporo się pisze o tym, jak bardzo tajemniczym pisarzem jest Cormac McCarthy, bo nie udziela wywiadów i rzadko pokazuje się publicznie. Zaskoczył wizytą na premierze filmu Droga nakręconego na podstawie jego powieści. Pojawił się także na rozdaniu Oskarów, gdy braci Coen nagrodzono za adaptację jego książki To nie jest kraj dla starych ludzi. Udzielił tylko dwóch wywiadów: "New York Timesowi" w 1992 roku i Oprah Winfrey w 2007 roku. Więcej ujawnił o sobie w na poły autobiograficznej i pięknej powieści Suttree, której akcja rozgrywa się w Knoxville, gdzie spędził kilka lat w tanich hotelach i barach. McCarthy pisze bowiem w swoich powieściach o miejscach, które dobrze zna.
Nietrudno się domyślić, że to świadoma strategia autokreacyjna. Pisarz w ten sposób buduje swoją legendę jako samotnika i milczka i trzeba przyznać, że mu się to udaje. Nimb tajemniczości, jaki go otacza, sprawia, że czytelnicy i krytycy często zastanawiają się, jakim jest człowiekiem, a ciekawość tę potęguje lektura jego prozy, która przeniknięta jest pesymizmem, grozą i katastrofizmem, ale i zarazem poetyckością.

Pozbierałam trochę informacji biograficznych o McCarthym i  sami oceńcie, jaki wizerunek wyłania się ze scalonych ułamków jego życiorysu. 

9 stycznia 2013

"Bo człowiek może wszystko"

Człowiek mozoli się, żeby poznać własny umysł, bo do tego nie ma nic, tylko własny umysł. Może poznać własne serce, ale nie chce tego zrobić. I słusznie. Lepiej tam nie zaglądać. Bo nie jest to serce stworzenia, które by przestrzegało wszystkiego, co Bóg dla niego zamyślił. W najpodlejszym stworzeniu znajdziesz nikczemność, ale gdy Bóg lepił człowieka, diabeł stał obok. Bo człowiek może wszystko. Może zrobić maszynę. I maszynę taką, co sama zrobi drugą maszynę. I czynić może zło, które przetrwa tysiąc lat, nie trzeba go podsycać.

Cormac McCarthy, Krwawy południk albo wieczorna łuna na Zachodzie, tłum. R. Sudół, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 30.



To literatura, która potrafi przewiercić człowieka. Obezwładniająca, wyrafinowana, mroczna proza. Mimo grozy, posępności, brutalności i szaleństwa ogarniającego świat wykreowany przez McCarthy’ego nie sposób uwolnić się od niego, choć często brakuje tchu. Ponury, przygnębiający pejzaż, jaki namalował w tej powieści McCarthy, typowy zresztą w jego twórczości, urzeka i odpycha zarazem. W tym tkwi niejako paradoksalnie  przyciągająca moc utworu. Przez cały czas lektury jest się w sidłach pisarza, z których trudno się wyrwać, mimo że nieustannie dostarcza nam on pretekstu do odłożenia książki.

Powieść osnuta jest na kanwie prawdziwych wydarzeń z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku: masakry Indian oraz cywilnej ludności dokonanej w Teksasie i przy granicy z Meksykiem. Ich scenerią są zatem dzikie pustkowia amerykańskiego Południa, z którymi McCarthy kojarzony jest najczęściej. Podobno przygotowując się do pisania, odwiedził wszystkie miejsca pojawiające się w książce, a także nauczył się hiszpańskiego.

Opisy masakr są niesamowicie realistyczne i szokujące. Akty przemocy są na porządku dziennym wędrującej po Dzikim Zachodzie grupy najemników ogarniętych szałem zabijania. McCarthy opisuje stopniowo etapy ich przemiany w bestie cuchnące krwią ludzkości.

Jechali jak ludzie mający wytyczony cel sprzed swych narodzin, jak spadkobiercy nakazu, który jest równie nieodwołalny, co odległy. […] w ich zbiorowej duszy kryły się pustkowia niezbadane prawie tak samo jak wyblakłe regiony na starych mapach, gdzie żyją monstra i prócz  domyślnych wiatrów nie ma żadnych form znanego świata.