Człowiek mozoli się, żeby poznać własny
umysł, bo do tego nie ma nic, tylko własny umysł. Może poznać własne serce, ale
nie chce tego zrobić. I słusznie. Lepiej tam nie zaglądać. Bo nie jest to serce
stworzenia, które by przestrzegało wszystkiego, co Bóg dla niego zamyślił. W
najpodlejszym stworzeniu znajdziesz nikczemność, ale gdy Bóg lepił człowieka,
diabeł stał obok. Bo człowiek może wszystko. Może zrobić maszynę. I maszynę
taką, co sama zrobi drugą maszynę. I czynić może zło, które przetrwa tysiąc
lat, nie trzeba go podsycać.
Cormac McCarthy,
Krwawy południk albo wieczorna łuna na
Zachodzie, tłum. R. Sudół, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 30.
To literatura,
która potrafi przewiercić człowieka. Obezwładniająca, wyrafinowana, mroczna
proza. Mimo grozy, posępności, brutalności i szaleństwa ogarniającego świat
wykreowany przez McCarthy’ego nie sposób uwolnić się od niego, choć często
brakuje tchu. Ponury, przygnębiający pejzaż, jaki namalował w tej powieści
McCarthy, typowy zresztą w jego twórczości, urzeka i odpycha zarazem. W tym tkwi niejako paradoksalnie przyciągająca moc utworu. Przez cały czas lektury jest się w sidłach pisarza, z których trudno się wyrwać, mimo że nieustannie dostarcza nam on pretekstu do odłożenia książki.
Powieść osnuta
jest na kanwie prawdziwych wydarzeń z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku:
masakry Indian oraz cywilnej ludności dokonanej w Teksasie i przy granicy z
Meksykiem. Ich scenerią są zatem dzikie pustkowia amerykańskiego Południa, z
którymi McCarthy kojarzony jest najczęściej. Podobno przygotowując się do
pisania, odwiedził wszystkie miejsca pojawiające się w książce, a także nauczył
się hiszpańskiego.
Opisy masakr są niesamowicie realistyczne i szokujące. Akty przemocy są na porządku
dziennym wędrującej po Dzikim Zachodzie grupy najemników ogarniętych szałem
zabijania. McCarthy opisuje stopniowo etapy ich przemiany w bestie cuchnące krwią ludzkości.
Jechali jak ludzie mający wytyczony cel
sprzed swych narodzin, jak spadkobiercy nakazu, który jest równie nieodwołalny,
co odległy. […] w ich zbiorowej duszy
kryły się pustkowia niezbadane prawie tak samo jak wyblakłe regiony na starych
mapach, gdzie żyją monstra i prócz
domyślnych wiatrów nie ma żadnych form znanego świata.
Natężenie scen grabieży, rozbojów i rzezi z
użyciem skalpów jest w powieści tak olbrzymie, że z trudem można powstrzymać
podchodzący do gardła żołądek. Pisarz nie pozwala czytelnikowi ani na chwilę
wytchnienia. Obdziera ze wszelkich złudzeń i każe trwać w beznadziei. Dlaczego?
By pokazać prawdziwą naturę człowieka, który porzuciwszy raz dobro - staje się bardziej
drapieżną istotą niż wilk.
Wbrew pozorom Krwawy południk nie opowiada o świecie
minionym i opisanym przez historyków czy obrosłym w mity dzięki westernom. To
się wciąż wydarza. Krwawe historie nieustannie się powtarzają w ciągu stuleci
na całym globie ziemskim. Siejący spustoszenie barbarzyńcy, których wędrówkę
śledzimy na kartach tej powieści, blisko nas pozostawiali popioły i ruiny:
Rozproszeni na równinie, poruszali się w
nieustannej elizji, wyświęceni przedstawiciele teraźniejszości, dokonujący
podziału zastanego świata i pozostawiający za sobą popioły - wszystko już było
i nic już nie będzie takie samo.
Świat, który nas
otacza, usiany jest cmentarzyskami. Pełno w nim krwawych południków będących
symbolem upadku człowieka - mrocznienia i
zmierzchu jego dnia. Stąpamy po skrwawionych ziemiach, wszystko [jest] wielkim
zbrukanym ołtarzem. Pisarz zdaje się przestrzegać przed pogardą wobec ciszy, kamieni i
samego czasu. Snuje złowieszcze wizje, w których nie ma szansy na ratunek lub
odkupienie:
W dniach, które nadejdą, kruche czarne rebusy
krwi zastygłej w tutejszych piaskach popękają, rozpadną się i znikną, i w ciągu
zaledwie kilku pochodów słońca wszelki ślad zagłady tych ludzi ulegnie
zatarciu. Pustynny wiatr obsypie ich szczątki solą i nie zostanie nic, ni duch,
ni pieśniarz, który opowiedziałby wędrującemu pielgrzymowi, jak to się stało,
że w tym miejscu żyli ludzie i tutaj pomarli.
Największe
niebezpieczeństwo czai się w sercu człowieka. To ono jest, według McCarthy’ego
siedliskiem zła. Krwawy południk to apokaliptyczny
w swej istocie utwór poruszający problem istoty zła rodzącego się w
człowieku, który jest stracony dla Boga i
ludzi […] póki nie otworzy serca na
bliźnich tak, jakby się otworzył na samego siebie, gdyby napotkał własną osobę
w skrajnej potrzebie pośrodku wielkiej pustyni.
Już pierwszy cytat był wystarczający, żeby mną trochę targnąć. Po takich recenzjach mam potworne wyrzuty sumienia, że męczę jakiś populistyczny kryminał.
OdpowiedzUsuńBezdenny smutek zostawię sobie na cieplejsze, dłuższe dni.
Ale dopisuję do must-readów.
Pozdrawiam.
Słuszna decyzja. To nie jest lektura na zimę, kiedy to najbardziej potrzebujemy czegoś, co nas ukoi i wzmocni:)
UsuńMimo wszystko nie żałuję czasu spędzonego z tą powieścią. To dziwne, ale pomiędzy drastycznymi wręcz opisami przemocy kryje się w tej prozie coś, co zachwyca... Momentami McCarthy potrafi przemówić jak poeta: niezwykle mocno i poruszająco. Jeśli jeszcze nie czytałaś żadnej z jego powieści, to zapoznawanie się z jego dorobkiem zaproponowałabym rozpocząć od lektury "Suttree".
Chyba jestem nienormalna, ale po lekturze "Drogi" byłam tak wstrząśnięta, że więcej po autora nie sięgam. Z tego co czytam wynika, że klimat podobny. Piękna, targająca myśleniem o człowieku, ale tragiczna:(
OdpowiedzUsuńOj, potrafi ten amerykański pisarz potargać czytelnikiem:) Źle chyba wybrałaś, gdyż "Droga" to podobno najokrutniejsza spośród utworów McCarthy'ego. A i krytycy uważają, że najlepsza powieścią w jego dorobku jest właśnie "Krwawy południk", choć w momencie jego ukazania się (w 1985 roku) nie było dla nich oczywiste, że mają do czynienia z czymś wybitnym. Dopiero później odkryli i docenili tę powieść. A że tragiczna... w tym kontekście znów bym zacytowała Herlinga-Grudzińskiego:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKażdy szuka w literaturze czegoś innego, jednak nie wyobrażam sobie, żeby nie pozwalać pisarzowi, aby nie wywoływał w nas żadnych emocji, nie targał nimi. Najlepiej to ujął Nabokov, który tak napisał:
Usuń"Choć czytamy za pomocą mózgu, siedzibą artystycznych rozkoszy jest miejsce między łopatkami. Dreszczyk, który tam odczuwamy, jest z pewnością najwyższą formą emocji, jaką zdołała osiągnąć istota ludzka w procesie ewolucji czystej sztuki i czystej nauki. Czcijmy zatem te ciarki wzdłuż krzyża. Bądźmy dumni z tego, że jesteśmy kręgowcami, bo jesteśmy kręgowcami zwieńczonymi głową, w której płonie boski ogień. Mózg jest tylko przedłużeniem kręgosłupa; knot biegnie na całej długości świecy".