Jej
pisane płomiennymi słowami książki pozwalają myślą, sercem i duszą ulatywać
wstecz, szczególnie do domów rodzinnych, w których wzrastali najlepsi synowie i
córki naszej ojczyzny. W tropieniu i odkrywaniu ulotnych znaków ziemskiego losu
najwybitniejszych Polaków Barbara Wachowicz jest niestrudzona. Otrzymujemy
kolejny owoc przeżywanych przez pisarkę „przygód w poszukiwaniach rzeczy
narodowych polskich”. Oto zbiór niezapomnianych portretów najpiękniejszych
postaci matczynych naszej historii, muzyki i literatury - prawdziwych Mulier Fortis (statecznych niewiast), familiae matris, „matron Sercem i
Sumieniem błyszczących”, „zwykłych polskich matczysk”…
Współczesne
polskie matule mogą w tej książce zobaczyć siebie w radości i trudzie budowania
ogniska domowego, wychowywania dzieci, organizowania dnia codziennego,
wspólnego bytowania, śmiania się, podróżowania i walczenia z przeciwnościami.
Książka opowiada o różnych barwach macierzyństwa i dzieciństwa. Używając słów
Melchiora Wańkowicza, można metaforycznie powiedzieć, że
Przecież ta
książka jest dla mamuś i dla tych, którzy mieli dzieci, i dla tych, którzy byli
dziećmi. Ta książka jest po to, żeby złożyli samotne ręce stwardniałe od pracy
i przypomnień.
Z
najnowszego dzieła Barbary Wachowicz dowiadujemy się o tym, w aurze jakich
tradycji wzrastali: MAREK i JAN SOBIESCY, TADEUSZ KOŚCIUSZKO, ADAM MICKIEWICZ,
FRYDERYK CHOPIN, JULIUSZ SŁOWACKI, HENRYK SIENKIEWICZ, JAN KASPROWICZ, STEFAN
ŻEROMSKI, MARIA PAWLIKOWSKA-JASNORZEWSKA i MAGDALENA SAMOZWANIEC, a także KRZYSZTOF
KAMIL BACZYŃSKI, na jakich lekturach macierze kształciły swoje utalentowane,
ale i zarazem krnąbrne dzieci, jakie wartości im zaszczepiały, z jakimi
problemami się borykały. Wszystkie sportretowane matki starały się, aby ich
synowie i córki poznali dzieje przodków i „najświętsze narodu epoki” oraz aby
wzrastali w wierze chrześcijańskiej. Pisarka podaje wiele na to dowodów,
przytacza choćby niezmiernie symboliczną scenę: ksiądz, który spowiadał
umierającego Fryderyka Chopina, podając mu Pana Jezusa ukrzyżowanego, zobaczył
łzy w oczach kompozytora i spytał, czy wierzy. Odpowiedział: –
Wierzę. – Jak Cię matka nauczyła? – Jak
mię nauczyła matka!