7 lipca 2013

Trupie pola




Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,
Zapomnij o mnie.

(Adam Mickiewicz)


Recenzja ku pamięci pomordowanych Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej


We wprowadzeniu do książki, do której lektury chcę w przededniu 70. rocznicy rzezi wołyńskiej zachęcić, ks. prof. Józef Marecki opowiada przejmującą i symboliczną historię dziewczynki w czerwonej sukience. Jako historyk badający relacje polsko-ukraińskie wielokrotnie przemierzał Wołyń, Podole, Lwów i Kijów. Dwadzieścia lat temu w Kamionce Strumiłłowej (dziś Buskiej) przyszła do niego starsza kobieta, która chciała się wyspowiadać „przed ksiondzem z Polszy”, ale w imieniu jej nieżyjącego ojca. Na taką formę spowiedzi ksiądz jednak nie mógł się zgodzić. Dopytywana, dlaczego zamierzała się wyspowiadać w imieniu swojego ojca, opisała zgromadzonym w kościele wiernym, jak wyglądała jego śmierć. Ojciec umierał w strasznych męczarniach, rzucając wyzwiskami i bluźnierstwami. Opowiedziała także o swoim dzieciństwie. Urodziła się na Wołyniu w posiadającej dosyć duży majątek i szczęśliwej rodzinie. Z rodzicami uczęszczała na cerkiewne nabożeństwa, wspominała także szkołę z polską nauczycielką oraz koleżanki z sąsiedztwa. Po wybuchu wojny zdawała sobie sprawę, iż bolszewików należy się bać. Ojciec ukrywał ziarno i stale pouczał ją, iż nie wolno jej nikomu nic zdradzić. Kolejna wojna sprawiła, że Ukraina stała się wolna. Z matką spała na strychu, gdyż pozostałe pomieszczenia zajmowali mężczyźni, którzy zbierali się w ich domu. Zapamiętała, że to wtedy zaczęły się kłótnie między jej rodzicami, a ojciec ciągle gdzieś znikał na kilka nocy. Wracał brudny, pijany i zakrwawiony. Przywoził wiele rzeczy: meble, sprzęt gospodarczy, kury i kaczki, ubrania. Matka płakała i błagała męża, by więcej już nie wyjeżdżał. Pewnego dnia przywiózł dla swej córki czerwoną sukienkę, poplamioną, chyba krwią, więc matka ją wyprała. Załatała także małą dziurkę na wysokości serca. Okazało się, że świetnie pasuje. W całej wsi żadna dziewczynka nie miała takiej sukienki. Jedna z sąsiadek powiedziała jej, że „wygląda jak polska panienka”. Jednak wówczas jeszcze nic nie rozumiała. Okrutną prawdę o tej sukience pozna wiele lat później. Po zamążpójściu opuściła rodzinną wioskę i pracowała w kołchozie. Dowiedziała się, jak naprawdę wyglądała wojna, w której brał udział jej ojciec, i zrozumiała, że nosiła sukienkę swej polskiej rówieśniczki, której serce przebił ukraiński nóż. Po powrocie w rodzinne strony dręczyła ją przeszłość. Pytana o czas wojny, matka odpowiedziała, że „wszyscy mordowali, bo tak trzeba było”. Od ojca usłyszała zaś kilka przekleństw i  pytanie: „czy ci źle w wojnę było, brakowało ci czego?”. Później, jak wspominała, żyła w biedzie i nieszczęściu. I pomyślała sobie, że jak wyspowiada się w imieniu ojca przed polskim księdzem, to może Pan Bóg jej i rodzicom wybaczy. Opowiedziana przez księdza historia swojego spotkania z Ukrainką jest dla niego kwintesencją wydarzeń, do jakich doszło na Wołyniu w 1943 roku. Ewa Siemaszko z kolei podkreśla w swoim wprowadzeniu do lektury książki dr Szarkowej, że podczas II wojny światowej naród polski był ofiarą trzech ludobójstw  - niemieckiego, sowieckiego i ukraińskiego. Ta prawda powoli, ale jednak przebija się do naszej, polskiej, świadomości. Ale czy nasi sąsiedzi ją pojmują i przyjmują? O tym, jak ciężko dziś zmierzyć się Ukraińcom i Kościołowi Greckokatolickiemu z przeszłością, można przeczytać w końcowych rozdziałach książki Joanny Wieliczki-Szarkowej.

Historyczka podaje, że ponad 100 tysięcy (według niektórych źródeł, 130 tysięcy) Polaków padło ofiarą niespotykanego ludobójstwa. Tej tragedii nie można zrozumieć bez tła historyczno-geograficznego. Autorka przybliża więc najpierw czytelnikom długie dzieje Wołynia oraz opisuje jego położenie i sielską przyrodę. Przywołuje postaci znanych Polaków związanych z tą krainą leżącą niedaleko, bo między górnym Bugiem i Słuczą (do stolicy Wołynia, Łucka, trzeba z Warszawy pokonać tylko 400 km). W końcu XVIII wieku, gdy ziemia wołyńska znalazła się częściowo pod zaborem rosyjskim, a częściowo austriackim, pojawiały się wśród Ukraińców zachowania zapowiadające późniejsze tragiczne wydarzenia, w których podczas dwóch wojen światowych z wielką mocą odżyły okrutne, krwawe tradycje kozaczyzny hajdamacczyzny, prowadzące do niewyobrażalnych cierpień tysięcy niewinnych i bezbronnych Polaków. Nie mogło zabraknąć wzmianek o Zofii Kossak-Szczuckiej i Kornelu Makuszyńskim, którzy byli naocznymi świadkami dantejskich scen, jakie rozgrywały się w listopadzie 1917 roku. Bolszewicy zniszczyli ponad sto polskich dworów i folwarków, w tym pałac Sanguszków w Sławucie. Właściciela tych dóbr, Romana Sanguszkę, bandyci bestialsko zamordowali. Autor Awantury o Basię, który także widział, jak to określił, szaleństwo zbolszewizowanych Ukraińców, niezwykle sugestywnie opisał, jak ludzkość została sponiewieraną po tysiącu lat chrześcijaństwa w tym kraju. Wyrażał nadzieję, że może przyjdzie jeszcze ten czas, że i ten człowiek oszalały, co piłą rzezał człowieka i gwałcił dzieci, stanie nagle nieprzytomny z lęku przed ohydnym widmem tego czynu i człowiek się w nim odezwie? Nie przypuszczał, że to szaleństwo może się powtórzyć...


Po przedstawieniu dziejów Wołynia, życia jej mieszkańców (z relacji, które zebrali państwo Siemaszkowie, wynika, że sąsiedzkie stosunki między Polakami a zwykłymi Ukraińcami układały się przed drugą wojną światową dobrze) i tego, jak powstawała ukraińska nacjonalistyczna ideologia o mocno antypolskim zabarwieniu (porzucająca chrześcijańskie zasady współżycia; główne hasło OUN brzmiało: „Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń”), która przyczyniła się do rzezi wołyńskiej, historyczka oddaje głos ocalałym ofiarom. Ich świadectwa są nasycone dotkliwym i przejmującym bólem.

Trudno opisać ogrom emocji towarzyszących w trakcie lektury książki dr Joanny Wieliczki-Szarkowej poświęconej zagładzie Polaków i polskości na Wołyniu. Bardzo silne przeżycia wywołuje jej lektura, ale ogromny głód wiedzy i prawdy tłumi to wzburzenie i każe jednak nie odkładać książki. Wstrząsające relacje świadków przywołują dramat dwóch okupacji, narastającą grozę wojenną, a w końcu ludobójcze działania ukraińskich nacjonalistów, którzy mordowali ze szczególnym okrucieństwem (jeden z historyków policzył 130 sposobów zabijania Polaków na Wołyniu!!!) całe rodziny, wsie, kolonie... Dworek w Butejce, Parośla, Huta Stepańska, kolonia Lipniki (zamieszkana przez potomków szlachty zagrodowej; wśród uratowanych przez samoobronę zorganizowaną przez Polaków był wówczas dwuletni, przyszły kosmonauta, Mirosław Hermaszewski), Klesów (w tej wsi ukraińscy nacjonaliści bagnetami oraz nożami wymordowali dziesięcioro dzieci pilnujących bydła), Janowa Dolina, Dominopol to tylko niektóre przykłady skupisk Polaków unicestwionych niemal w całości. Tych wsi już nie ma. Na ich miejscu rozciągają się pola i ugory. Są to trupie pola, gdyż tysiące Polaków zamordowanych w bestialski sposób przez ukraińskich nacjonalistów do dziś nie mają grobów… Większość ofiar pozostaje bezimienna. Ci, którzy przeżyli rzeź, rozpaczliwie próbują odnaleźć ślady dawnych domostw, miejsca pogrzebania, pomordowanych rodzin...
Źródło: Polona.pl

W czasie „krwawej niedzieli”, 11 lipca 1943 roku, w rodowym mieście Czackich Porycku oraz miasteczku Kisielinie (powiat horochowski) ukraińskie bojówki napadły kościół w czasie odprawiania mszy świętej, stąd narodziła się poruszająca nazwa dramatu: „przerwane msze wołyńskie”. Z bohaterskiej obrony kościoła w Kisielinie ocalał Włodzimierz Sławosz Dębski, który stracił wtedy nogę, ale mimo to walczył później w 27. Wołyńskiej Dywizji AK. Ożenił się z Anielą Sławińską. Ich synem jest znany kompozytor Krzesimir Dębski. Szał bestialstwa trwał jeszcze długo, do lutego 1944 roku. Jak wspominają ocalali, śmierć była wszędzie. Jesteśmy im oraz pomordowanym ich całym rodzinom winni pamięć. Jednym z jej przejawów może być lektura książek poświęconych tej tematyce, a pojawia się ich coraz więcej. Dr Szarkowa przypomina także historie Ukraińców, którzy jako sąsiedzi z narażeniem życia ratowali Polaków przed mordami dokonywanymi przez ich rodaków, a ponadto akcentuje, że ofiarami OUN-UPA padali obywatele nie tylko polskiego pochodzenia, ale też żydowskiego i właśnie ukraińskiego.

Warto podkreślić, że książka dr Szarkowej jest przepięknie wydana pod każdym względem, wzbogacona o liczne fotografie oraz indeksy nazw miejscowości i nazwisk, a ponadto niezwykle przyjazna dla oka, gdyż tekst został złożony dużą czcionką, co jest dziś rzadkością na polskim rynku wydawniczym. Styl wywodów daleki jest od narracji typowo akademickiej czy naukowej, gdyż zamierzeniem autorki było przystępne i przejrzyste przybliżenie skomplikowanych i dramatycznych faktów wciąż mało znanych Polakom (o czym świadczy najnowszy sondaż). Mimo grozy opisywanych wydarzeń trudno oderwać się od lektury.

Wszystkie zaznaczone kursywą cytaty pochodzą z książki Joanny Wieliczki-Szarkowej, Wołyń we krwi 1943, Wydawnictwo AA, Kraków 2013.

20 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się czy ją kupić na pikniku, gdy sama sprzedawałam książki. Gdyby Twoja recenzja ukazała się w2cześniej z pewnością bym kupiła. Szkoda, ale nic straconego.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic straconego.:) Nie ma się co wahać, każdy Polak powinien mieć tę książkę we własnej bibliotece. Autorka wszechstronnie i w łatwy do przyswojenia sposób przedstawia fakty ustalone przez historyków dotyczące ludobójstwa na Kresach II RP.

      Usuń
  2. Zbliża się 11 lipca - ważna data, bo mija 70 lat od pierwszych masowych mordów. Rozejrzałam się po zbiorach i mam dużo kresowych wspomnień, ale żadnej monografii ludobójstwa na Wołyniu. Szukam w księgarniach i nie wiem, na którą się zdecydować. Jeśli znasz kilka, to może pomożesz w wyborze? Mam "Skrawione ziemie" Snydera, ale jednak wolałabym polskich autorów. Rolicki też nie stał po właściwej stronie. "Pożoga" Kossak-Szczuckiej dotyczy lat wcześniejszych, to właściwie zapowiedź okrucieństw, które mają nadejść. Wieliczka-Szarkowa czy Siemaszko? Nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś pisałaś o książce ks. Isakowicza-Zaleskiego i o spotkaniu z autorem, więc chyba już masz książkę na ten temat, ale z tego, co zapamiętałam z lektury Twojej recenzji, dotyczy ona współczesnego polsko-ukraińskiego odbioru wydarzeń sprzed 70 lat, czy tak? W każdym razie gorąco Ci polecam publikację dr Szarkowej! Książka ma wiele walorów i jest skierowana do każdego czytelnika, niekoniecznie historyków, gdyż ma charakter popularnonaukowy. Nie jest trudna w odbiorze.

      Usuń
    2. Zresztą sama Ewa Siemaszko z przekonaniem ją rekomenduje:

      "Opracowanie to wszechstronnie ukazuje teren zbrodni, sprawców, przebieg zbrodniczej depolonizacji i stan po zbrodni".

      Ze Wstępu Ewy Siemaszko

      Usuń
    3. Dzięki:) Już zaglądam na stronę Multibooka. Księdza Isakowicza-Zaleskiego mam "Nie zapomnij o Kresach", a bliższa tematowi byłaby pozycja "Przemilczane ludobójstwo na Kresach".

      Usuń
    4. Kupiona. Musiałam:)

      Usuń
    5. Będę wypatrywać opinii:)

      Usuń
  3. Opis napadu na kościół w Kisielinie znajduje się też w "Czerwonych nocach" H. Cybulskiego.

    Brakuje do dzisiaj przystępnie napisanej popularno-naukowej książki na temat ludobójstwa na Wołyniu, czegoś na kształt książek Beevera czy Thorwalda. Czyżby udało się tym razem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka oczywiście przywołuje wspomnienia Cybulskiego i przypomina, że były one jedyną dostępną w PRL relacja o zbrodniach wołyńskich.

      Trudno mi porównywać ksiażkę Szarkowej do publikacji Beevera czy Thorwalda, bo nie znam ich dorobku, ale do sposobu pisania Snydera tak, bo go czytałam. Snyder patrzy na historię między innymi przez jednostkowe losy, tak też czyni dr Szarkowa w odniesieniu do rzezi wołyńskiej. Jej styl może nie jest na miarę stylu Snydera, nie jest aż tak porywający i mistrzowski, ale na tle polskiej historiografii jej pozycja się wyróżnia.

      Usuń
    2. Piszą książki popularyzatorskie, "prostym językiem o trudnych sprawach" u nas niestety, przyjęło się, że o poważnych sprawach można pisać tylko w nudny sposób. W tamtych latach była jeszcze "Droga do nikąd" Szcześniaka i Szoty tyle, że jej problematyka była znacznie szersza niż mordy na Wołyniu.

      Usuń
    3. Zapewniam, że książki J. Wieliczki-Szarkowej nie jest ani trochę nudna.

      Usuń
  4. Brzmi niesamowicie - muszę ją dorwać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię książki historyczne, a Wołyń jest tematem zupełnie nieznanym, dlatego z przyjemnością bym ją przeczytała, zapraszam http://qltura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mamy takie same upodobania lekturowe. O tym, co się działo na Wołyniu 70 lat temu, dopiero dziś zaczynamy się więcej dowiadywać, choć książek wciąż za mało, gdyż polscy historycy nie mają dostępu do archiwów ukraińskich. Jednak to, co już się ukazało, pozwala nam w dużym stopniu poznać prawdę o tamtych straszliwych masowych mordach na Polakach...
      Na bloga będę zaglądać.:) Dziękuję za wizytę.

      Usuń
  6. Anonimowy14.7.13

    Hej :( pisałam Ci o tej książce w czerwcu, byłam pewna, że o niej już pisałaś, a tu niespodzianka:) pewnie z innym tytułem mi się pomyliła.
    Tak czy owak fajnie, że ją na blogu wspominasz, to bardzo wartościowa książka, straszna za razem - to co się działo pomieścić się nie może w głowie.....Warto przeczytać. E

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, książkę warto przeczytać.

      Usuń
  7. Anonimowy14.7.13

    Hej :) miało być ..poprawiam się , choć patrząc na dzisiejszą aurę, to uśmiech trudno utrzymać na twarzy...leje,leje, leje.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj lało, a dziś była w Krakowie piękna aura.

      Usuń
  8. O Wołyniu ludzie nie wiedzą za wiele, ale i tak słyszałam jak perorowali, że tych ofiar nie było za dużo i przede wszystkim było to dawno, więc po co o tym w ogóle mówić. Krew zalewa jak się to słyszy z ust totalnych ignorantów. A ten ich ton świadczący o nieomylności...

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.