14 sierpnia 2012

Saga rodzinna

Na niebie wisiały nieruchome strzępy chmur. Wzgórza srebrzyły się w słońcu, żywopłoty bielały od głogów, na polach złociły się jaskry. Na padoku kłębiły się beczące owce. Gdzieś kukała kukułka. Wróble ćwierkały, jaskółki oknówki przecinały powietrze. Dwie klacze w stajni, z pyskami w workach z obrokiem, raz po raz kopały, opędzając się od much.

I takim nieśpiesznym nurtem płynie cudowna opowieść brytyjskiego pisarza… Chwytająca za serce. Z przyjemnością sięgnę po inne utwory Bruce’a Chatwina, aby znów przenieść się na angielską prowincję i podglądać życie zwykłych ludzi. Nawet jeśli akcję pozostałych powieści osadził pisarz w innych zakątkach globu, to i tak nie dam się długo prosić. Na czarnym wzgórzu zaczęłam czytać w pociągu, dzięki czemu prawie czterogodzinna podróż była jak mignięcie świateł za oknami turkoczącej maszyny.

Zanim Bruce Chatwin został światowej sławy pisarzem i podróżnikiem, spędził osiem lat, pracując w domu aukcyjnym Sotheby's w Londynie. Dał się tam poznać jako człowiek o fenomenalnej umiejętności rozpoznawania falsyfikatów, czemu zawdzięczał szybki awans. Doświadczenie pracy wśród dzieł sztuki w dużym stopniu ukształtowało jego sposób postrzegania i opisu rzeczywistości, czemu po latach dał wyraz w swoich słynnych książkach – taki portret pisarza wyłania się z tekstu Wojciecha Konończuka zamieszczonego na łamach "Rzepy". W tym kontekście nie dziwi mnie finezyjna kompozycja powieści Na czarnym wzgórzu i talent pisarza do oczarowywania czytelnika za pomocą mistrzowskich opisów detali.


Chatwin stworzył porywającą, wielowątkową sagę rodzinną opowiadającą życie dwóch pokoleń farmerów walijskich od schyłku XIX wieku po koniec 1970 roku. Pisarz przenosi czytelnika na farmę „Widzenie” zbudowaną na pograniczu: Jedno z okien wychodziło na zielone pola Anglii, drugie na Walię i na wznoszące się za modrzewiami Czarne Wzgórze. W tak malowniczo usytuowanym domu jednojajowi bliźniacy Lewis i Beniamin spędzili czterdzieści dwa lata. Burze dziejowe przetaczające się przez kontynent omijały ich rodzinne gniazdo: dwie wojny światowe przewaliły się nad braćmi, nie zakłócając ich samotności, a dla większości mieszkających na wzgórzu Walijczyków były jak dalekie echo, wprawdzie złowrogie, lecz jednak wciąż tylko dalekie. Bliźniacy raczej nie tęsknili do wielkiego świata. Przez całe swoje długie życie ani razu nie opuścili rodzinnych okolic, bardziej z nawyku niż w obawie przed światem zewnętrznym. Ich losy opisane są z nutką ciepła i dyskretnego humoru: Bracia zastanawiali się nad rozpoczęciem pustelniczego życia: porośnięta bluszczem altana, szemrzący strumyk, dieta z jagód i dzikich porów, a zamiast muzyki paplanina kosów. Albo zostaną świętymi męczennikami, kurczowo trzymającymi hostię, podczas gdy hordy wikingów będę plądrować, palić i gwałcić. To był rok wielkiego kryzysu. Może zbliżała się rewolucja?

Życie braci upływa jednak w rytmie pór roku i prac gospodarskich, a nie dziejowych katastrof. Czytelnik z łatwością i przyjemnością poddaje się temu rytmowi, jaki dyktuje obrazowo przedstawiona przez pisarza codzienna, zwyczajna egzystencja na prowincji. Jeśli ktoś, tak jak ja, mieszka w miejskim zgiełku, to nie będzie mógł się oprzeć w żadnej mierze czarowi powieści, która jest w pewnym sensie literacką odmianą czy wersją Księgi Koheleta, której cytaty przywołuje zresztą Chatwin w finale swojego utworu. Przypomina biblijne frazy: Jest czas rodzenia i czas umierania; czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono…, lecz to wcale nie oznacza, że o zwykłych ludziach opowiada w kaznodziejskim tonie. Wręcz przeciwnie. Narrator jest przede wszystkim świetnym gawędziarzem, który przy kominku snuje dla nas historię małej, zamkniętej społeczności i jej codzienności, tak że będziemy mieć poczucie uczestnictwa w jakimś wspaniałym misterium.

Na czarnym wzgórzu to pełna wdzięku alegoryczna powieść o przemijaniu oraz jasnych i ciemnych barwach ludzkiej egzystencji; to także swoisty pean na cześć niezmiennego, wręcz rutynowego trybu życia oraz jednym z najważniejszych jego elementów, mianowicie ciężkiej pracy.



Powieść Bruce'a Chatwina została sfilmowana przez Andrew Grieve'a i podobno spotkała się z serdecznym odbiorem zarówno ze strony krytyki, jak i widzów. Chętnie bym obejrzała...

13 komentarzy:

  1. Ja lekturę mam w planach, ale już przed twoją recenzja czułam,że ta książka jest niezwykla.
    A film także z chęcią bym obejrzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniała powieść. Idealna na wakacyjny czas. Szczerze polecam.

      Usuń
  2. Tak błyskawicznie czytasz i piszesz, to potem nie dziw się, że ludzie nie wyrabiają na zakrętach z komentowaniem:)))
    O autorze słyszałam, ale nic nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):):) Energia mnie po prostu rozpiera:)

      Usuń
  3. Żałuję, że nie wziąłem jak jeszcze była za 9,90 zł na Weltbild. Wahałem się, cóż... Na pewno będę ją mieć na uwadze, mam nadzieję, że kiedyś mi wpadnie w łapska :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żałuj, żałuj!:) Sądzę jednak, że Cię ta powieść w końcu sama odnajdzie. W czytelniczych peregrynacjach na daną książkę bowiem przychodzi zawsze odpowiedni czas. Jak to pisał przed wojną Marian Hemar: "Może kiedyś innym razem, dziś na pewno nie".:)

      Usuń
  4. Chyba najsłynniejszą powieścią Chatwina jest Wicekról Ouidah ale nie spodziewaj się w niej widoków angielskiej prowincji :-) ale za to też była filmowana - na jej podstawie W. Herzog nakręcił "Cobra Verde".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być piękny film, bo Herzog to genialny reżyser. A na inne powieści Chatwina zaczynam polowanie:)

      Usuń
    2. Krytycy trochę się go czepiają a mi się on i tak podoba :-)

      Usuń
  5. Skusiłaś mnie tą recenzją i zapisuję Chatwina na moją listę, książek wartych przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna recenzja, czuję się przekonana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i dziękuję. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz, kiedy powieść trafi do Twoich rąk, a Twojego bloga włączam sobie do mojej "przeglądarki".

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.