16 sierpnia 2012

"Odwijam klatki filmu swego życia..."

Odwijam klatki filmu swego życia, niczym beckettowski stary Krapp taśmy nagrane w latach atrakcyjnej młodości.

Wbrew zacytowanym słowom zapiski Zofii Kucówny tworzą nie tylko przywoływane z pamięci epizody swego długiego (bo osiemdziesięcioletniego) i niewątpliwie barwnego życia, czyli powroty do przeszłości, lecz także okruchy codzienności i teraźniejszości. Szara godzina ma bowiem charakter bardziej pamiętnikarski niż diaruszowy. Opisywane zdarzenia są uporządkowane chronologicznie, ale nie są opatrzone datami. Autorce nie zależy na skrupulatnym odnotowywaniu każdej chwili i każdego dnia, tylko na zatrzymaniu się w biegu nieuchronnie przecież mijającego życia, na przystanięciu, na refleksji, nabraniu oddechu, odkryciu prawdy o samej sobie i własnej egzystencji.


 Ten książkowy memuar aktorki urzekł mnie od pierwszej strony. Przez cały lipcowy tydzień brałam go ze sobą niczym rzecz codziennego użytku, a więc coś bardzo przydatnego, do tramwaju, który wiózł mnie do miejsca pracy, i dzięki temu moje powszednie życie, w rytmie turkoczącej maszyny i czytanych słów, nabierało intensywności. Bo Zofia Kucówna pięknie się zachwyca tym wszystkim, co składa się na nieświąteczny, zwyczajny dzień. Uwrażliwia i uczula na drobnostki, słońce lub deszcz, spotykanych ludzi, sprawy małej lub wielkiej wagi. Słowem – na łapanie ulotnej chwili, chwytanie dnia. A ponieważ styl, w jakim prowadzi swoje memorabilia, jest żywy, prosty, nienapuszony, po prostu pełen elegancji, książkę czyta się jednym tchem.

Zofia Kucówna należy do tego pokolenia aktorów, którzy potrafili uwodzić Polaków wielką literaturą piękną. Dla artystów tej generacji, choćby Andrzeja Łapickiego (którego postać przewija się zresztą we wspomnieniach aktorki), klasyka to była świętość. A dziś, jak ubolewał w jednym z wywiadów zmarły niedawno aktor, albo się ją pomija, albo usilnie przerabia na współczesność. Dużo młodsi od nich aktorzy (czyli mojego pokolenia) nie mają już takiego poczucia misji, jest w nich więcej zadufania w sobie i efekciarstwa niż profesjonalizmu i przywiązania do imponderabiliów. Stają się na własne życzenie bardziej celebrytami niż artystami. O dzisiejszym podejściu do aktorstwa pisze też sporo Zofia Kucówna. Na kartach swojej książki jest na przemian albo belfrem, przypominającym młodym aktorom o tym, co najważniejsze w tym zawodzie, albo czułym, przyklaskującym ich talentowi i energii widzem. Aktorka dzieli się też swoim niepokojem związanym ze współczesnymi obyczajami życia społecznego i kulturowego. Przeraża ją, co nie powinno dziwić, wszędobylskie chamstwo, ekshibicjonizm i wulgaryzm, a o polityce rzadko napomyka i deklaruje, że nie identyfikuje się z żadną partią polityczną. Z niektórymi poglądami wyrażanymi przez artystkę chciałabym polemizować, bo się z nimi nie zgadzam, ale najczęściej z pokorą i wdzięcznością przyjmowałam jej opinie, bo otwierały mi szeroko oczy na pewne sprawy zaprzątające każdego człowieka niezależnie od wyznawanego światopoglądu.

W swoim pamiętniku aktorka nie narzuca się czytelnikowi. Powściągliwie dzieli się z nim swoimi przeżyciami i wspomnieniami. Niemal szeptem. Tak jak w rozmowie w kawiarnianym ogródku, gdy Proustowska magdalenka zanurzona w herbacie mimowolnie skłania do zwierzeń. A czytelnik czuje się zaszczycony tym nagłym odsłonięciem interlokutora. Nie ma się wrażenia, iż – mówiąc kolokwialnie – wchodzi buciorami w cudze życie, a takich publikacji nie znoszę. Książka pozbawiona jest plotkarstwa, a o ludziach mniej lub bardziej znanych opowiada aktorka, też przecież osoba publiczna, w życzliwym, taktownym tonie. Prawdziwym bohaterem książki nie jest jednak artystka, choć przecież publikacja ma charakter autotematyczny, ale przede wszystkim CZAS. To on determinuje ludzkie życie i Zofia Kucówna często przyłapuje się na uświadomieniu sobie tej prawdy. Pisze o jego jasnych i ciemnych barwach: o podróżach, pracy, pasjach, ludziach, miłości, rozstaniu, o samotności, chorobie, przemijaniu, starości, śmierci. O pogodach i niepogodach duszy swej – jakby to wyśpiewała Maryla Rodowicz. Ze stron książki przebija mądrość, którą kształtują, jak wiemy, nie księgi biblioteczne, lecz życie w całej swojej pełni i okazałości.

Aktorka bywa czasem niezwykle szczera i jest to szczerość niekłamana. Trudno jej nie wierzyć, gdy w końcowych zapiskach, kiedy już trochę poznaliśmy jej życie, myśli i światopogląd, pisze na przykład:

Patrzę w lustro i nie przerażają mnie bruzdy i zmarszczki. Przeciwnie. Nadają twarzy rangę, znamię czegoś, co jest zużyciem i zmęczeniem, ale stało się to z bezwzględnego nakazu czasu i zwyczajnej kolei rządzącej ludzką egzystencją. Nie wstydzę się, nie narzekam, nie mam do niczego pretensji. Życie toczy się i rzeźbi nie tylko moją twarz, ale duszę, i świadomość wyznaczonego mi miejsca w tym nadzwyczajnie dziwnym świecie.

Albo gdy wyznaje:

Nadal chcę wiedzieć, jaka jestem. Ale to nie ma żadnego przełożenia na całość problemu życia, starzenia się, śmierci. To tylko zaspokaja egocentryczną ciekawość samej siebie, biorącej udział w najpiękniejszej rzeczy, jakiej doświadczam. W misterium świata i życia. W misterium zmieszanym z lękiem i zachwytem.

Zofia Kucówna jawi się nam jako osoba pogodna, niezmiernie rzadko utyskuje na otaczającą ją rzeczywistość. Przyjmuje życie takim, jakie jest, a przesłaniem jej memoriału mogłyby być słowa: każdy żyje tak jak umie.

Miałabym tylko jedno zastrzeżenie. Kiedy się podejmuje polemikę z wywodami jakiejś osoby, warto sprawdzić poprawność zapisu imienia i nazwiska. Otóż krytyk literacki, który na łamach „Rzeczpospolitej” wyraził swój negatywny pogląd na temat nadwiślańskiej mody publikowania przez aktorów memuarów i ich poziomu, nazywa się Tomasz Z. Zapert, a nie Zapart, jak to trzy razy z błędem zapisała w swej polemice aktorka, a redakcja tego nie wychwyciła. Pragnę jednak dodać, że w tym „sporze” jestem po stronie Zofii Kucówny, która apeluje do kolegów artystów, aby pisali i tworzyli w ten sposób swoistą historię teatru polskiego, gdyż to czas jest najlepszym krytykiem. Najsprawiedliwszym. Warto jego dzieje utrwalać także tą drogą, na jaką wkroczyła również Zofia Kucówna, publikując swoje pamiętniki, a trzeba zaznaczyć, że Szare godziny to już trzecia jej książka. Dzięki niej sporo się dowiedziałam choćby o tym, w jak trudnych warunkach postawał warszawski Teatr Powszechny i że był to pierwszy teatr po wojnie, a nie, jak mylą się historycy teatru i teatrolodzy, Teatr Polski. Innym walorem książki aktorki są wspaniale przedstawione sylwetki zasłużonych i zapomnianych aktorów, ale nie tylko. Zofia Kucówna nie poprzestaje jednak na portretowaniu ludzi ze swojego środowiska zawodowego. Udało się jej bowiem skutecznie zainteresować mnie postacią Kazimiery Iłłakowiczówny, która w zbiorowej pamięci pozostała wyłącznie „osobistą sekretarką” Józefa Piłsudskiego, a przecież była to niezwykła kobieta: świetnie wykształcona, poetka, tłumaczka-poliglotka, silna i niezależna...

Zapiski zgromadzone w Szarej godzinie zaczynają się prawdopodobnie w 2001 roku, a kończą na 2007 lub 2008 oraz adnotacją …ciąg dalszy trwa. Razem z aktorką pytam zatem: Mijający czasie, jakie jeszcze niespodzianki przyniesiesz?






Recenzja opublikowana na wortalu

6 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę zdobyć i przeczytać. Panią Zofię niezwykle cenię, a wspomnienia i pamiętniki uwielbiam, szczególnie, gdy ktoś miał ma :) takie długie i fascynujące życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko się zdarza, aby tego rodzaju książka mnie zachwyciła, a tak było w przypadku memuariów Zofii Kucówny. Aktorka ma lekkie pióro i wie, o czym chce opowiedzieć. Najpiękniej potrafi opisywać codzienność, a do tego trzeba mieć naprawdę nie lada umiejętność. Byłam ta książką pozytywnie zaskoczona.

      Usuń
  2. Też jestem przeciwnikiem publikowania przez celebrytów medialnych wspomnień, ale gdyby tak pisali jak pani Kucówna, to proszę bardzo. Czyli nie zawód, ale posługiwanie się piórem - to raz - i mieć o czym pisać - to dwa. Wtedy niech piszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Tak samo z dystansem podchodzę do wszelkich tego rodzaju publikacji, a jest ich w księgarniach tyle, że w głowie się kręci. Jednak książką Zofii Kucówny nie powinnaś się rozczarować, jeśli już kiedyś trafi do twoich rąk. W końcu "książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera".;)

      Usuń
  3. Zachwycił mnie poniższy fragment. Bardzo prawdziwy i właściwie może dotyczyć każdego z nas. Może się zapożyczę u ciebie ;-) na zimę...

    "Nadal chcę wiedzieć, jaka jestem. Ale to nie ma żadnego przełożenia na całość problemu życia, starzenia się, śmierci. To tylko zaspokaja egocentryczną ciekawość samej siebie, biorącej udział w najpiękniejszej rzeczy, jakiej doświadczam. W misterium świata i życia. W misterium zmieszanym z lękiem i zachwytem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zimę? Na jesień Ci już pożyczę tę książkę!:)

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.