20 grudnia 2011

"Czas ludzki"




Wprawdzie  świąteczne życzenia już Wam złożyłam i wierszyki o Bożym Narodzeniu powklejałam, ale myślę, że warto poruszyć  przy tej okazji jeszcze jedno zagadnienie. Mam na myśli mało znane obyczaje związane z obchodzeniem tych bliskich każdemu z nas świąt.

Jestem dumną posiadaczką unikatowego albumu poświęconego wielowiekowym i wciąż żywym obyczajom Małopolski. Tę piękną publikację wygrałam w jednym z konkursów, w których staram się brać udział od czasu do czasu, ponieważ odkryłam, że mam szczęście do nich…:) W moim antykwariacie uzbierało się już sporo tych książkowych nagród…
Szerzej na temat wspomnianego albumu napiszę kiedy indziej, dziś natomiast podzielę się z Wami tym, co można w nim przeczytać o regionalnych obyczajach związanych ze świętami Bożego Narodzenia.
 Czy ktoś z Was mieszka lub był w czasie świąt w okolicach Podegrodzia (nieopodal Nowego Sącza)? Jeśli tak, to z pewnością był świadkiem święcenia owsa na urodzaj w dzień św. Szczepana. W tej maleńkiej, jak napisano, gminie po mszy św. na zebranych w kościele wiernych pada deszcz ziaren jedynego wiosennego zboża, które rolnicy zasieją na topniejących od śniegu polach. Zwyczaj upamiętnia ukamienowanie męczennika − patrona kamieniarzy, chorych, opętanych, umierających, a nawet… koni! Jedna z gospodyń z Mokrej Wsi koło Podegrodzia opowiada, że do niedawna owsiane harce odbywały się w całej wsi. Oddajmy jej głos:
 Sypano się nie tylko w kościele i pod kościołem, ale chodzono w grupach po domostwach z kolędą i świątecznymi życzeniami na urodzaj. Kolędnicy obsypywali także domowników, za co ci najczęściej obdarowywali ich świątecznymi smakołykami. Choć dziś już raczej nie chadza się z owsem do sąsiadów, po mszy św. chłopcy wsypują całe garście za koszulę, oczywiście najchętniej młodym pannom. Dawniej prawie każdy niósł owies w zawiązanej na supełek chusteczce. Poświęconą garstkę zanosiło się do sąsieka i wsypywało do zboża, które czekało na wiosenny zasiew. Wiosna, przed zasiewem, gospodarz musiał zrobić na początku pola niewielkie koło, a w nim znak krzyża. Tu wraz z modlitwą wrzucał gęsto pierwsze ziarna, które wiosną wschodziły, tworząc soczyście zielony znak krzyża − znak śmierci i zmartwychwstania, zapowiedź odradzającego się życia.
Piękne to były zwyczaje… Jak można  się dowiedzieć z albumu, do dziś przetrwał w tym regionie tylko obyczaj święcenia owsa w czasie uroczystej sumy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.
W uroczej podkarpackiej wsi, gdzie spędzam co roku Boże Narodzenie, nie ma opisanego wyżej zwyczaju, ale przez całe święta dzwonią do drzwi domostw miejscowe dzieci przebrane (czasem nawet bardzo pomysłowo) za kolędników i śpiewają kolędy. Czasem aż miło posłuchać, czasem jednak ku irytacji mojej kuzynki dzieci fałszują…:) W ciągu dnia takich kolędników jest naprawdę sporo, tak że wieczorem nikt już nie ma drobnych monet, aby obdarować małych kolędników...
W książce można też przeczytać, że Podegrodzie słynie również z… pająków. Wiecie co to jest? I jak to wygląda?:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.