19 kwietnia 2015

Podróż fiacikiem po Kresach z "Zośkowcem": część I

Czytam teraz wspaniałą książkę, której bohaterem jest Henryk Kończykowski ps. „Halicz” – żołnierz Harcerskiego Batalionu AK „Zośka”, członek plutonu „Felek”. Na podzielenie się wrażeniami z lektury przyjdzie jeszcze czas. Dziś natomiast chciałabym zaprosić na niezwykłą wycieczkę po Kresach, jaką główny bohater publikacji odbył wraz z rodzicami i bratem latem 1939 roku. Nie przypuszczali, że to będą ich ostatnie beztroskie i szczęśliwe chwile.  Jarosław Wróblewski wydobył od Henryka Kończykowskiego wspomnienia, które odzwierciedlają codzienność i urodę choćby Buczacza, Beremian, Dniestru. Jakże zdumiewająca i wzruszająca dla współczesnego czytelnika jest relacja z wakacji w Rumunii, wzbogacona zdjęciami z podróży! Zapraszam na wyprawę kolejno do Lwowa, "leżącego w głębokim i wąskim parowie na wysokim brzegu Strypy" Buczacza, znajdujących się u ujścia Strypy do Dniestru Beremian - "raju na Podolu", okolic Czortkowa, Okopów św. Trójcy, granicy polsko-sowieckiej na brzegu jaru Zbrucza, Zaleszczyk, a następnie udamy się mostem zaleszczyckim do Rumunii - ziemi mołdawskiej.

Część I. Lwów


Zamiast wyprawy do Jugosławii rodzina Kończykowskich postanowiła odbyć podróż w granicach Polski. Henryk Kończykowski wspomina: Padła propozycja ojca, aby kierować się w kierunku Wołynia i tylko na krótki czas "wyskoczyć" z Zaleszczyk do Rumunii. Przystąpiliśmy do realizacji naszego nowego planu. Wyruszyliśmy radośnie we dwoje (mój starszy brat i ja) naszym fiacikiem w wakacyjną podróż, nie zdając sobie sprawy, że jest to ostatnia w naszym życiu wspólna rodzinna wyprawa. [...] Od czasu letnich eskapad dwoma samochodami większość tras pokonywaliśmy oddzielnie, a ojciec wyznaczał czas i punkty spotkań. W tym przypadku mieliśmy się spotkać za dwa dni wieczorem we Lwowie w restauracji hotelu "Żorża". [...]  Pomimo naszego młodego wieku (Witek miał niecałe 18 lat, a ja byłem o 3 lata młodszy), w hotelach, jak również w restauracjach zawsze traktowano nas poważnie, jak osoby w pełni dorosłe. [...]

Cytat i zdjęcie z: Jarosław Wróblewski, Zośkowiec, Fronda, Warszawa 2013, s. 82-83.



Na kolejny etap podróży zapraszam w następną niedzielę.



Henryk Kończykowski „Halicz” jest jednym z 44 żyjących żołnierzy „Zośki”. Działał w małym sabotażu, od 1943 r. był żołnierzem batalionu. Wziął udział w powstaniu warszawskim; walczył na Woli, Starym Mieście i na Czerniakowie. Po wojnie był represjonowany. Spędził kilka lat w więzieniu.

9 komentarzy:

  1. Wspaniała książka, wspaniały człowiek. Piękne życie prawdziwego bohatera. Jak dobrze, że przypomniała Pani Halicza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyta się z zapartym tchem. Książka jest bardzo starannie opracowana edytorsko. Nie mogło być inaczej, bo bohater na to zasługuje.
      Nie jestem "Pani";) Po imieniu można:)

      Usuń
    2. :) ja byłam zachwycona tą książką. I bardzo bliska mi tematyka i fantastyczna gawęda. To dopiero było pokolenie! Pozdrawiam Cię Beato najserdeczniej:)

      Usuń
  2. Kresy są moim wielkim marzeniem, w sumie tak blisko... a jednak nie składało się nigdy, by pojechać, nawet do Lwowa.
    Przemknęłam kilkanaście lat temu nocą, autokarem przez Litwę i Łotwę w drodze do Petersburga, ale nie zatrzymywaliśmy się nigdzie poza stacjami benzynowymi. Z okna migały mi czasami, gdy budziłam się, tylko lasy i mnóstwo jezior.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może będzie jeszcze okazja. Podobno teraz wypad do Lwowa nie byłby tak kosztowny, gdyż jest zła sytuacja hrywny (1 złoty to w tej chwili 5,5 hrywny). Dla turystów to jednak dobra wiadomość, bo oznacza, że jest tanio.

      Usuń
  3. Lubię od czasu do czasu sięgać po tego typu literaturę, więc może kiedyś się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również sobie przeplatam lekturę literatury historyczno-biograficznej z beletrystyką:) Tak na przemian czytam.

      Usuń
  4. Bardzo fajny pomysł na cykl. Połączenie literatury i podróży zwykle daje dobry rezultat.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wspomnienia H. Kończakowskiego z wyprawy w 1930 m.in. na Podole są warte poznania, symboliczne i piękne. Warto jednak całą książkę mieć w domu i przeczytać, choćby dlatego że zawiera wiele cennych zdjęć oraz dokumentów graficznych i poznawczych, podobno nigdzie dotąd niepublikowanych. Mam nadzieję, że uda mi się zachęcić kogoś:)

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.