Czytam teraz wspaniałą książkę, której bohaterem jest Henryk Kończykowski ps. „Halicz” – żołnierz Harcerskiego
Batalionu AK „Zośka”, członek plutonu „Felek”. Na podzielenie się wrażeniami z lektury przyjdzie jeszcze czas. Dziś natomiast chciałabym zaprosić na niezwykłą wycieczkę po Kresach, jaką główny bohater publikacji odbył wraz z rodzicami i bratem latem 1939 roku. Nie przypuszczali, że to będą ich ostatnie beztroskie i szczęśliwe chwile. Jarosław Wróblewski wydobył od Henryka Kończykowskiego wspomnienia, które odzwierciedlają codzienność i urodę choćby Buczacza, Beremian, Dniestru. Jakże zdumiewająca i wzruszająca dla
współczesnego czytelnika jest relacja z wakacji w Rumunii, wzbogacona zdjęciami
z podróży! Zapraszam na wyprawę kolejno do Lwowa, "leżącego w głębokim i wąskim parowie na wysokim brzegu Strypy" Buczacza, znajdujących się u ujścia Strypy do Dniestru Beremian - "raju na Podolu", okolic Czortkowa, Okopów św. Trójcy, granicy polsko-sowieckiej na brzegu jaru Zbrucza, Zaleszczyk, a następnie udamy się mostem zaleszczyckim do Rumunii - ziemi mołdawskiej.
Część I. Lwów
Zamiast wyprawy do Jugosławii rodzina Kończykowskich postanowiła odbyć podróż w granicach Polski. Henryk Kończykowski wspomina: Padła propozycja ojca, aby kierować się w kierunku Wołynia i tylko na krótki czas "wyskoczyć" z Zaleszczyk do Rumunii. Przystąpiliśmy do realizacji naszego nowego planu. Wyruszyliśmy radośnie we dwoje (mój starszy brat i ja) naszym fiacikiem w wakacyjną podróż, nie zdając sobie sprawy, że jest to ostatnia w naszym życiu wspólna rodzinna wyprawa. [...] Od czasu letnich eskapad dwoma samochodami większość tras pokonywaliśmy oddzielnie, a ojciec wyznaczał czas i punkty spotkań. W tym przypadku mieliśmy się spotkać za dwa dni wieczorem we Lwowie w restauracji hotelu "Żorża". [...] Pomimo naszego młodego wieku (Witek miał niecałe 18 lat, a ja byłem o 3 lata młodszy), w hotelach, jak również w restauracjach zawsze traktowano nas poważnie, jak osoby w pełni dorosłe. [...]
Cytat i zdjęcie z: Jarosław Wróblewski, Zośkowiec, Fronda, Warszawa 2013, s. 82-83.
Na kolejny etap podróży zapraszam w następną niedzielę.
Henryk Kończykowski „Halicz” jest jednym z 44 żyjących żołnierzy „Zośki”. Działał w małym sabotażu, od 1943 r. był żołnierzem batalionu. Wziął udział w powstaniu warszawskim; walczył na Woli, Starym Mieście i na Czerniakowie. Po wojnie był represjonowany. Spędził kilka lat w więzieniu.
Henryk Kończykowski „Halicz” jest jednym z 44 żyjących żołnierzy „Zośki”. Działał w małym sabotażu, od 1943 r. był żołnierzem batalionu. Wziął udział w powstaniu warszawskim; walczył na Woli, Starym Mieście i na Czerniakowie. Po wojnie był represjonowany. Spędził kilka lat w więzieniu.
Wspaniała książka, wspaniały człowiek. Piękne życie prawdziwego bohatera. Jak dobrze, że przypomniała Pani Halicza:)
OdpowiedzUsuńCzyta się z zapartym tchem. Książka jest bardzo starannie opracowana edytorsko. Nie mogło być inaczej, bo bohater na to zasługuje.
UsuńNie jestem "Pani";) Po imieniu można:)
:) ja byłam zachwycona tą książką. I bardzo bliska mi tematyka i fantastyczna gawęda. To dopiero było pokolenie! Pozdrawiam Cię Beato najserdeczniej:)
UsuńKresy są moim wielkim marzeniem, w sumie tak blisko... a jednak nie składało się nigdy, by pojechać, nawet do Lwowa.
OdpowiedzUsuńPrzemknęłam kilkanaście lat temu nocą, autokarem przez Litwę i Łotwę w drodze do Petersburga, ale nie zatrzymywaliśmy się nigdzie poza stacjami benzynowymi. Z okna migały mi czasami, gdy budziłam się, tylko lasy i mnóstwo jezior.
Może będzie jeszcze okazja. Podobno teraz wypad do Lwowa nie byłby tak kosztowny, gdyż jest zła sytuacja hrywny (1 złoty to w tej chwili 5,5 hrywny). Dla turystów to jednak dobra wiadomość, bo oznacza, że jest tanio.
UsuńLubię od czasu do czasu sięgać po tego typu literaturę, więc może kiedyś się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńRównież sobie przeplatam lekturę literatury historyczno-biograficznej z beletrystyką:) Tak na przemian czytam.
UsuńBardzo fajny pomysł na cykl. Połączenie literatury i podróży zwykle daje dobry rezultat.:)
OdpowiedzUsuńTe wspomnienia H. Kończakowskiego z wyprawy w 1930 m.in. na Podole są warte poznania, symboliczne i piękne. Warto jednak całą książkę mieć w domu i przeczytać, choćby dlatego że zawiera wiele cennych zdjęć oraz dokumentów graficznych i poznawczych, podobno nigdzie dotąd niepublikowanych. Mam nadzieję, że uda mi się zachęcić kogoś:)
Usuń