Wszystkim kobietom o imieniu Beata składam najlepsze życzenia.
**************************************
Imię pochodzi od łac. słowa beata oznaczającego błogosławiona, szczęśliwa, przynosząca szczęście. W Polsce imię znane od XIV w., wymawiane: Biejata (1392), Biata, Bieta, Biejta. Używane były spieszczenia: Biejatka (1389), Bietka (1360), Biechna (1418). Bieta występuje także jako skrócenie imienia Elżbieta. Odpowiedniki obcojęzyczne: łac., niem., wł. Beata, fr. Béate.
Powiedzonka
Że kobietę zdobi szata,O tym każda wie Beata.
Najłatwiej spotkać pannę Beatę, gdy się gdzieś wygrzewa latem.
Mam pretekst, by przybliżyć nieco zapomnianą poetkę z takim samym imieniem.
Beata Obertyńska (1898-1980), poetka i aktorka teatrów lwowskich, córka Maryli Wolskiej - wybitnej poetki Młodej Polski. Aresztowana w lipcu 1940 roku, przebywała w więzieniach i obozach, w 1941 roku pracowała w kołchozie pod Bucharą. ZSRR opuściła jako członkini Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet przy Armii Polskiej w 1942. Przeszła szlaki korpusowe: irańsko-palestyński oraz egipsko-włoski. Po wojnie zamieszkała w Londynie, gdzie uprawiała twórczość poetycką (refleksyjno-nastrojową i patriotyczną) oraz prozatorską: opowiadania i wspomnienia z łagrów W domu niewoli. Piękny portret poetki napisał Piotr Lisiewicz. Warto przeczytać. TUTAJ
Gwieździste mlewo
Ociągliwym obrotem
jak kamienie na żarnach
noc koliście ruszyła nad światem…
Latem ciężka i parna
Złote ziarna rozmiażdża,
Złote ziarna w krążeniu rozgniata.
Aż się gruba osypka,
migotliwa i sypka
rozsypała w zaświatach –
Aż się cała roztarła
w grys od blasku ościsty,
aż się wszechświat wieczysty
gwiezdną mąką tą zatchnął do dna –
Z tomu: Otawa (1945)
Bądź pochwalona...
Bądź pochwalona, Mario Panno, Królowo światów i przestworzy
Ty, co Dziewicą wiecznie będąc, zrodziłaś Tego, kto Cię stworzył!
U dróg początku Pan Cię posiadł, pięknej Miłości żywa.
Ani się jeszcze nad przepaści gór ciężka wielkość wydźwignęła,
Ani zważono wodom źródła - a już Cię Boża myśl poczęła.
Gdy Bóg zawiasy kładł niebiosom i gdy fundamenty dawał światu,
Byłaś - z Nim wszystko składająca - zwierciadłem Jego Majestatu!
Nim rzeki z głębin wyniknęły, nim wód i lądów stał się podział,
Szatą zbawienia Pan Cię oblókł i w sprawiedliwość Cię przyodział!
Jak księżyc pięknaś! Broń mocarzów wisi na Tobie tarcz tysiącem!
Jesteś jak wojsko w zbrojnym szyku, wielki strach wroga wzbudzające.
Nad plaster miodu duch Twój słodszy! Dziedzictwo Twe - nadzieja święta!
O wierne drzewo! Różo wonna, ku strumieniowi wód przegięta!
Którego objąć świat nie zdoła, Pan nasz i Bóg na wysokościach,
Najozdobniejsza Panno, w Twoich zamknąć się oto chciał wnętrznościach!
Tobie - coś niosła Króla Chwały, dał Pan Królestwa chwałę wszelką.
Cichaś w słodkościach swych i wdzięczna, o święta Boża Rodzicielko!
Nad wszystko Ciebie Pan przełożył, dla prawdy czci, sprawiedliwości...
I nie odejdzie chwała Twoja po wieków wiek od ust ludzkości!
[wiersz Bądź pochwalona ogłoszony drukiem w 1946 roku w „Tygodniku Powszechnym”. Był to rok, w którym wydała również wspomnienia opisujące przeżycia z czasu zesłania w głąb Związku Radzieckiego.]
O Mamie i o Staffie
– Staff był najmilszym kompanem, jakiego sobie można wyobrazić – wspominała Mama po latach. – Bystry, dowcipny, łatwy i zawsze na swoim
miejscu. Zupełnie osobno byłam mu wdzięczna za to, że się nigdy we mnie
nie kochał. Byłam wtedy młoda i ładna, więc mógł… Na szczęście nigdy
tego nie robił i dlatego mogło być tak, jak było.
Nie umiem dziś w pamięci ustalić
wszystkich dat i lat owej „staffowskiej” u nas epoki, wiem tylko na
pewno, że w roku 1904, w czasie najbujniejszego w gości lata, był także
na Storożce i on. Mieszkał z wujem Adamem w pokoiku przy drewutni, pisał
wiersze, chodził na wycieczki, pozował Sojce Albinowskiej do portretu,
bawił się z nami w łapankę i – jak Anioł Stróż – uczył trzyletnią
wówczas Lelę chodzenia po najwęższej kładce świata, bo po poręczy
starożańskiej werandy.
Być może, że to właśnie tego lata i
chyba w czasie jakiegoś „rymowanego sekretarza” posypał się między Mamą a
Staffem szybki, krótki dialog, który w opowiadaniu doszedł mnie po
latach:
Mama: Są słowa, do których nie można dobrać rymu.
Staff: Nie ma takich słów.
Mama: To niech mi pan znajdzie rym do: kobza.
Staff: (bez zająknienia) Marobza.
Mama: Co to jest marobza?
Staff (rzeczowo): Rym do kobza.
Ową „marobzą” określało się potem u nas wszystko, co albo nic nie
znaczyło, albo nie było do niczego podobne. Uniwersalne, umowne słówko,
które – gorzko powiedzieć – przetrwało na Zaświeciu Staffa!
B. Obertyńska, Quodlibecik [w:] M. Wolska, B. Obertyńska, Wspomnienia, Warszawa 1974, s. 454-455.
W domu niewoli
Wszystko zalane jest teraz różanym
sorbetem zachodzącego słońca. Glina ma tysiące puszystych odcieni, smug i
plam, coś niby lewa strona ćmich skrzydeł. I może dlatego Buchara
zaschła mi w pamięci taką właśnie malinowo burą, głuchą od pyłu ćmą.
W połowie drogi Helena dostaje ataku
kamieni nerkowych i kuląc się z bólu woli biec truchtem przy karawanie,
niż dać się tak wytrząsać. Wreszcie wielbłąd zbacza z gościńca i zapada w
piaszczyste polne drogi. Wtedy dopiero Uzbek zwalnia tempo. Raz po raz
na czas niedostrzeżone, przydrożne drzewa przemiatają nam zziębnięte
policzki piekącymi prętami. Ból dochodzi nas wprawdzie z dużym
opóźnieniem, ale mija tak samo – ociągliwie.
Jest późna noc, gdy docieramy wreszcie do
kołchozu. Nie widać nic prócz jednego światełka w oknie. To Klub.
Zwlekamy się z kulbaki. Jesteśmy od pasa sparaliżowane jakby. Przedziwne
, nigdy jeszcze nieznane uczucie, że nas jest tylko – pół. Od pasa ani
śladu nikogo. Helena, choć sama skulona z bólu, chce nas dźwignąć jak
popsute lalki, rozciera, pociesza, zapewnia, że to chwilowe, że to z
zimna, z tego obłędnego tłuczenia się po siodle, a my grzebiemy się w
piasku i nie możemy w żaden sposób nawiązać kontaktu między naszą wolą a
tymi popsutymi nogami.
Klub to długa, płaska izba z klepiskiem,
popodpierana bielonymi słupkami. Dwie od ściany ku środkowi pochyłe
płaszczyzny prowizorycznych nar, pełne znajomych w kształcie i kolorze
śpiących, zwiniętych kłębków. To nasi. Ci, którzy przyjechali tu dziś
przed nami. Naftowa, na ziemi stojąca lampa podświetla izbę od spodu i
wyżera nawykłe do ciemności oczy.
Raissa – czyli zarządzająca kołchozem
Uzbeczka, baba młoda, w białej jedwabnej podwice, pluszowym tułupie i
wysokich butach – rozdaje nam po garści suszonych morelek i po pół
lepioszka. Gada coś, czego nie rozumiemy, i szczerzy w uśmiechu białe,
drobne zęby. Stoi tuż nad lampą, więc jej dziąsła lśnią wilgotnie jak
białoróżowa emalia.
To było ostatnie, co zapamiętałam z tej nocy.
B. Obertyńska, W domu niewoli, Warszawa 1991, s. 287-289.
Na mnie w domu mama wołała "Beata" i nawet nie wiem, dlaczego;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego pięknego, Beatko:)
I chwała za wywołanie zapomnianej Obertyńskiej. Jeden, głos, drugi głos... i zawołamy chórem!
Dziękuję!:) Piękne wiersze pisała, wczoraj sobie poczytałam, zachwycona. Mam je w "Antologii poezji Dwudziestolecia Międzywojennego". Nawet na studiach polonistycznych pomija się ją. Nietuzinkowa kobieta z niezwykłym życiorysem.
UsuńWszystkiego naj.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam:)
OdpowiedzUsuńPrzyłączę się do życzeń! Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńBietka, to też od Beaty? Tego nie wiedziałam.
Skojarzyło mi się z Balzakiem, bo on napisał kiedyś utwór "Kuzynka Bietka" (La cousine Bette).
Ładne skojarzenie:) Podoba mi się. Za życzenia dziękuję i pozdrawiam.
UsuńWszystkiego co najlepsze imienniczko tej wspaniałej poetki.
OdpowiedzUsuńPiękny post nam zafundowałaś z okazji swych imienin.
Wiersz "Bądź pochwalona jest przepiękny.
A " W domu niewoli" chętnie bym przeczytała.
Dzięki swoim imieninom odkrywam niejako ciekawą poetkę;) Fragment "W domu niewoli' wielce obiecujący.
UsuńTeż uważam, że jest wielce obiecujący.
UsuńWszystkiego najlepszego! Piękne jest imię, które nosisz :)
OdpowiedzUsuńBeatę Obertyńską bardzo cenię. Oby udało się przywrócić pamięć o niej...
Dziękuję:) Przy następnej wizycie w bibliotece poszukam książki Obertyńskiej. Bardzo mnie zainteresowała ta literatka.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZbyszek to ja: lobzovka. Tzn. nie ja:) Wszystkiego najlepszego, tym razem z mojego konta:))
OdpowiedzUsuńHi, hi, witaj Zbyszku i nie-Zbyszku;) Dziękuję bardzo za życzenia i pozdrawiam:)
Usuń