Obszerny
tom będący zapisem wieloletnich rozmów Roberta Jarockiego ze świadkiem
historii XX wieku, jakim jest wybitny ekonomista Witold Kieżun, jest
epokowym i poruszającym do głębi dziełem. Profesor wraca wspomnieniami
do dzieciństwa spędzonego na Kresach i na warszawskim Żoliborzu, porusza
tematy rodzinne i nawet egzystencjalne, przede wszystkim jednak daje
dwa świadectwa: o doświadczeniach wojennych i pobycie w sowieckim gułagu
oraz o perypetiach życia w PRL. Bohater książki jawi się jako nie tylko
twardy mężczyzna, bohaterski powstaniec warszawski, w trakcie Powstania odznaczony osobiście przez naczelnego dowódcę AK, gen. Tadeusza Bór-Komorowskiego, Krzyżem
Virtuti Militari, więzień NKWD zesłany do łagru, po wojnie przeciwnik
komunistycznego systemu, ale przede wszystkim jako wspaniały mąż,
ojciec, przyjaciel, wykładowca i wielki patriota. Człowiek ciekawy
świata i ludzi, o szerokich horyzontach intelektualnych, obdarzony
wieloma talentami, w tym muzycznymi, uprawiający wiele sportów, aby -
jak wyzna - wyzwalać się z małości codziennych kłopotów,
a także prowadzący bogate życie towarzyskie. Z książki wyłania się też
wizerunek osoby, która zrobiła międzynarodową karierę, odnosiła sukcesy
akademickie, działała na zagranicznych misjach. Profesor Kieżun jest
wizjonerem i zarazem człowiekiem starej daty, odwołującym się do lat
minionych. Najprawdziwszy Europejczyk. Mimo mocno podeszłego wieku (w
lutym prof. Kieżun obchodził 92 urodziny!) wciąż jest czynny naukowo i
społecznie. Jest cały czas au courant w tym, co ważne w świecie. Autorytet oraz strażnik i ucieleśnienie najwyższych wartości.
Mamy
do czynienia z książką pasjonującą pod wieloma względami. Aż żal, że
tylko do jednego tomu ograniczył się inicjator rozmów. Robert Jarocki
wyraża przekonanie, że mogłyby powstać nawet trzy, ale musiał dokonać
syntetycznej selekcji wątków z tak niezwykłej biografii. Wspominając
swoje bogate w wydarzenia życie, nierzadko dramatyczne, Witold Kieżun
tworzy malownicze portrety członków swojej kresowej rodziny: Gieysztorów
i Bokunów, mocno rozgałęzionej. Szczególnie interesujący jest wizerunek
matki, jako wyjątkowej kobiety, świetnie wykształconej, oraz do tego
stopnia niezależnej i energicznej, że postanowiła się nauczyć jeszcze
jednego języka obcego, gdy była już starszą panią, a raz nawet
przepłynęła wpław morze daleko od plaży w Gdyni, by przywitać się z
synem wracającym z kolegami jachtem z Morza Północnego. Nie brakuje
anegdot o innych krewnych bohatera książki, odznaczających się równie
niepowtarzalnymi osobowościami i talentami, a trzeba wspomnieć, że
wszyscy członkowie rodziny byli wybitnymi intelektualistami.
Ojciec
Witolda, także Witold, urodził się w Tbilisi. Skończył studia medyczne w
Dorpacie. Podczas I wojny został wcielony do rosyjskiej marynarki
wojennej, jako lekarz na krążowniku „Oleg”. W czasie przewrotu
bolszewickiego marynarze wymordowali wszystkich oficerów, rozważnie zostawiając przy życiu lekarza. Tak wypadło mu służyć w sowieckiej
flocie. Po zatopieniu krążownika przez brytyjską flotę w ramach tajnej
akcji przeciwko bolszewikom jako jeden z trzech cudem wtedy ocalałych
członków załogi otrzymał przydział do szpitala wojskowego w Rewlu (dziś
Tallinie). Na wieść o powstaniu państwa polskiego przedostał się do
Wilna, a potem Grudziądza, biorąc udział w wojnie z bolszewikami. Po jej
zakończeniu pozostał w polskim wojsku w randze kapitana i jako lekarz
garnizonu wileńskiego. W Wilnie był lubianą i cenioną osobowością,
bohaterem krążących w mieście anegdot, a ponadto najwyższym człowiekiem:
miał 195 cm wzrostu (jego syn nie przekroczył 190). Stryj Witolda
juniora, Jan, był jednym z pierwszych rosyjskich lotników wojskowych,
zastępcą attaché lotniczego przy ambasadzie Mikołaja II w Paryżu. W
kampanii 1920 roku uzyskał Virtuti Militari. Po wojnie dowodził
pierwszym pułkiem lotniczym w Bydgoszczy.
Matka
pochodziła z zamożnej ziemiańskiej rodziny na Białorusi. Wiadomości o
jej szlacheckiej rodzinie zebrał spowinowacony z nią prof. Aleksander
Gieysztor. Jako szesnastoletnia dziewczyna straciła w tym samym roku
oboje rodziców. Aby zapewnić osieroconym dzieciom środki na edukację,
rada familijna zdecydowała sprzedać majątek i dzięki temu stworzyć
fundusz stypendialny. Po edukacji domowej panna Leokadia Bokunówna zdała
eksternistyczną maturę w Mińsku. Chciała studiować medycynę, a ściślej
stomatologię. Szwajcaria była wówczas jedynym krajem, gdzie dopuszczano
kobiety na takie studia. W Lozannie okazało się, że ma pewne kłopoty z
łaciną, której znajomość jest niezbędna na studiach. W kręgu tamtejszych
rosyjskich i polskich emigrantów polecono jej wówczas Rosjanina jako
korepetytora. Był to jegomość koło czterdziestki, nudny, sztywny i
mrukliwy, mól książkowy pochłonięty pisaniem. Nieduży, mocno wyłysiały i
z ryżą bródką, mówił urywanymi gardłowymi zdaniami. Nie żądał opłat
przekraczających jej możliwości. Ów Włodzimierz Iljicz Uljanow, po 1917
roku znany pod pseudonimem Lenin, dawał jej lekcje przez cały rok
akademicki. Dyplom lekarza zdobyła ostatecznie w 1916 roku na
uniwersytecie w Kijowie. Dopiero rok później zdała sobie sprawę, z kim
miała do czynienia. Znajomość ta nie była jednak czymś, czym chciała się
chełpić ani przed wojną, ani po wojnie, choć mogłoby to ułatwić jej
wtedy życie. Unikała ujawniania tej historii, by nie znaleźć się w
centrum zainteresowania władz i prasy. Swojego przyszłego męża poznała w
1913 roku w Druskiennikach, gdzie przebywała w ramach praktyk jako
pielęgniarka. I jeszcze w tym samym roku się pobrali.
Żoną
bohatera książki była sanitariuszka „Jola” z batalionu „Gustaw”
kompanii „Anna”, Danuta z domu Magreczyńska, z którą łączyły go wspólna
walka w Powstaniu i 63 lata związku małżeńskiego. W książce Magdulka i cały świat
Robert Jarocki udzielił głosu także Danucie Kieżun. Jej świadectwo o
udziale w Powstaniu Warszawskim oraz spotkaniu z przyszłym mężem jest
równie poruszające i cenne. Profesor
wskrzesza w rozmowie przedwojenne Wilno i Warszawę, mroczny Kraków z
okresu stalinowskiego i zadzierzgnięte w tych miejscach przyjaźnie, w
tym ze Zbigniewem Herbertem. Wspomina także powojenne, a więc w trudnych
okolicznościach spotkanie z majorem Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką”
u wujostwa w Gołąbku (w pobliskich lasach Puszczy Tucholskiej walczył
jego dobrze uzbrojony oddział). Opowiada oczywiście, jak jego rodzina ze strony matki weszła w posiadanie tytułowej Magdulki - folwarku
Dolny Horodziej, położonego blisko granicy z sowiecką Białorusią.
Siostra Leokadii wyszła za właściciela dworku, Aleksandra Gieysztora,
który zostanie wybitnym badaczem historii średniowiecza polskiego i
powszechnego.
Witold
Kieżun jako bardzo młody człowiek zetknął się z okrucieństwem
sowieckiego systemu. 9 marca 1945 roku, przechodząc przez Rynek Główny,
został zatrzymany przez patrol NKWD. Znalazł się w więzieniu na
Montelupich. Więziony był najpierw w Polsce, a potem w radzieckim gułagu na pustyni Kara-Kum. Świadectwo
o uwięzieniu w sowieckim łagrze cechują rzeczowość i powściągliwość
ocen, a także szczerość opowiadania. Kieżun poddaje chłodnej analizie
system łagrowy, posługując się sugestywnymi opowieściami o losach
poszczególnych więźniów (m.in. księciu Bałutinie, jednego z adiutantów
cara Mikołaja II, Japończykach, Francuzach z dywizji Charlemagne oraz…
niemieckich gestapowcach i esesmanach), ich cierpieniach, jakie
przechodzili w śledztwie, i obróbce, jakiej poddawani byli w obozie,
niejako na dalszy plan spychając swoje dramatyczne doświadczenia, gdyż
nie skupia się tylko na sobie. Wstrząsająca jest relacja o tym, jak
cudem ocalał mimo kolejnych chorób: zapalenia płuc, tyfusu brzusznego i
plamistego, beri-beri, dystrofii, świnki i świerzbu! Enkawudowski obóz w
Krasnowodsku ukazuje Kieżun w całej grozie łagrowej egzystencji. Warto
podkreślić, że w całości wyposażyli go… Amerykanie, co było szokującym
odkryciem dla uwięzionych Polaków. Jak wspomina profesor: wszak
byliśmy polskimi żołnierzami, kraju walczącego z Trzecią Rzeszą od 1
września 1939 roku, uczestnikami antyhitlerowskiej kolacji Zachodu!
To Stany Zjednoczone tak bogato wyposażyły sowiecki aparat represji
NKWD: namioty, ciężarówki, młotki, drut kolczasty na ogrodzenie,
siekiery, łopaty, konserwy były produkcji amerykańskiej! Lokomotywa,
która ciągnęła transport z profesorem Kieżunem z Taszkientu, również
była amerykańska. Więźniowie poddawani byli przymusowej, wycieńczającej
pracy, walczyli o przeżycie, przechodząc torturę głodu, wielu chorób
(m.in. tropikalnej beri-beri), ataki tarantuli i wyzucia z wszelkich
praw. Podlegali procesowi odczłowieczania. Zachowanie godności w takich
warunkach przechodziło ludzkie siły, granicząc niemal z cudem. A jednak w
tym morzu znieprawienia i hańbiącej przemocy znajdowały się enklawy
ludzkich uczuć, czasami jednak dobro zwyciężało.
W puencie tej części wspomnień Jarocki spytał Kieżuna, czego się
dowiedział po łagrowych przejściach o samym sobie i w ogóle o człowieku.
Obszerna odpowiedź ściska za gardło. Zacytuję dwa zdania:
Skala
zakłamania, a jednocześnie okrucieństwa systemu ugruntowała we mnie
świadomość o głębokiej warstwie podłości i zła tkwiących w ludzkiej
osobowości, a jednocześnie o równych głębokością pokładach dobra,
życzliwości, nawet niejednokrotnie chęci poświęcenia się dla bliźnich. […]
Dowiedziałem się też, że istnieje szeroko społecznie upowszechniona
potrzeba istnienia sacrum: modlitwa, wiara były czynnikiem silnie
podtrzymującym odporność psychiczną (s. 252).
A
odporność psychiczna miała ogromne znaczenie, bo, jak wspomina Kieżun,
umierali ludzie będący w miarę w dobrym stanie fizycznym, ale słabi
psychicznie. Historia uwolnienia w wyniku listu Jana Strzeleckiego
napisanego do Stalina jest niebanalna. 23 kwietnia 1946
przed północą doprowadzono Kieżuna do NKWD w Kaganie, gdzie kazano mu
przetłumaczyć pismo z kancelarii Stalina. Znajdował się w nim załącznik w
języku polskim. Papier był z nadrukiem: Związek Niezależnej Młodzieży
Socjalistycznej, adresowany do Towarzysza Generalissimusa Józefa
Stalina, podpisany przez przewodniczącego Jana Strzeleckiego. Tekst
brzmiał: Związek
gorąco prosi o zwolnienie z obozu w Krasnowodsku naszego kolegi Witolda
Kieżuna, zasłużonego w walce z hitlerowskim faszyzmem, którego przez
jakąś tragiczną omyłkę aresztowano w Krakowie. Kieżun, nie wiedząc,
czy był ZNMS, przebiegle oświadczył, że to polski Komsomoł.
Enkawudzista przy okazji przeczytał mu donosy złamanej pary akowskiej,
które przyczyniły się do uwięzienia. Dopiero po powrocie do Polski
Kieżun dowiedział się, jakim cudem list ten dotarł do biura Stalina.
Ostatecznie jednak to nie on zaważył w sprawie uwolnienia, ale opinia o
tym, że jest nieuleczalnie chory, wystawiona przez rosyjskiego lekarza,
jak się okazało, bliskiego kolegi ojca z czasów uniwersyteckich w
Dorpacie oraz świadka na ślubie rodziców w Druskiennikach. Doktor
Wasiliew zdążył mu wyszeptać: Pamiętaj, że my, Rosjanie, nie jesteśmy złymi ludźmi, to nie my wprowadziliśmy zło do naszego kraju.
Nie
sposób w recenzji przybliżyć wszystkich intrygujących epizodów
opowiedzianych przez świadka ubiegłego wieku i zapisanych przez Roberta
Jarockiego w obszernym tomie. To trzeba koniecznie przeczytać! Rzadko
ma się do czynienia z tak chwalebnym, niezwykłym i pełnym niesamowitych
splotów okoliczności życiorysem. Takiej biografii nie trzeba
fabularyzować czy podkoloryzować, by powstał porywający film. Do
wspomnień Witolda Kieżuna nie potrzeba też beletryzatora. Magdulka i cały świat
jest najbardziej zajmującą książką z czytanych w ciągu ostatnich paru
lat. Powinna stać się obowiązkową lekturą wszystkich myślących Polaków.
Magdulka i cały świat. Rozmowa biograficzna z Witoldem Kieżunem przeprowadzona przez Roberta Jarockiego, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2013.
Chyba powinienem ograniczyć przeglądanie blogów książkowych, bo co nie wejdę na jakiegoś to znajduję kolejną pozycję do przeczytania :) Na razie niestety nie mogę skusić się na "Magdulkę...". Na czytanie 600 stron nie wystarczy mi czasu, ale na wakacje będzie jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńLektura w sam raz na wakacje, bo jest krzepiąca, a poza wtedy jesteśmy najbardziej wyciszeni. Z pewnością będą do niej wracać.
UsuńWspaniały człowiek! O książce wiem i mam na liście "do kupienia", bo to chyba jest książka, do której warto wrócić nie jeden raz. Dobrze mieć w domu.
OdpowiedzUsuńWypowiedzi i analizy prof. Kieżuna otworzyły mi oczy na wiele spraw naszej współczesności.
Nietuzinkowa postać. To jest KTOŚ. Warto takie osoby słuchać i czytać. Może dodam jeszcze w tym miejscu taką krótką notkę o Janie Strzeleckim, o którego liście i roli w dramatycznym etapie życia prof. Kieżuna jest mowa w książce.
UsuńJan Strzelecki, ur. 1919 r. w Warszawie, dr hab., socjolog, uczeń i najbliższy asystent Jana Ossowskiego. Żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego. Autor wielu znakomitych prac i esejów z pogranicza socjologii i myśli społecznej, postać wśród polskiej inteligencji z tzw. pokolenia Kolumbów wyjątkowa. Latem 1988 r. zamordowany w niejasnych okolicznościach
Tak się cieszę, że mam to arcydzieło! Czas odsuwa lekturę, ale czekanie też jest przyjemne. Lenin molem książkowym? - nieprawdopodobne! Gdy czytam takie przekrojowe dzieje, to wciąż myślę, jaką ludzką miarą patrzeć na tych ludzi i ich przeżycia. I jak nie cieszyć się, że żyjemy tu i teraz? Dzięki za wspaniały wpis:)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, że ją mam. Wspaniałym gawędziarskim stylem opowiada prof. Kieżun swoje długie życie. Doskonała lekcja historii. Książka z przesłaniem.
UsuńMiłej lektury!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChciałabym tak "zaszczuć" wszystkich Polaków, aby czytali;)
UsuńGdy czytałam ten fragment o Leninie, to pomyślałam o książce popełnionej przez jego osobistego wroga, czyli Ossendowskiego o nim właśnie. Must read.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie wiedziałam o epizodzie z Kasprowiczem.
UsuńPozdrawiam!
Przeczytam, bo książka wydaje mi się interesująca :) Ale bardzo zaskoczyłaś mnie wiadomością, że łagier w Krasnowodsku wyposażyli Amerykanie. Może zrobili tak dlatego, że trzymano tam Niemców? Tak czy siak, dla polskich więźniów musiało to być bardzo przykre.
OdpowiedzUsuńTo niewiarygodne wydaje się, ale to prawda. To był szok dla polskich więźniów, jak opowiada prof. Kieżun. Trudno to pojąć, trudno znaleźć wytłumaczenie...
Usuń