30 października 2012

Impresje festiwalowo-targowe


Najpierw zaprezentuję Wam autografy zdobyte w trakcie Festiwalu Conrada. Obok, jak widzicie, swoje odciski zostawił na stronie tytułowej Alain Mabanckou. Dobrze wymówił moje imię, ale miał problemy z jego zapisaniem, więc stojąca przy nim pani pomogła mu i przeliterowała je:) Naprawdę przesympatyczny człowiek. Miłośnicy pisarza, którzy tłumnie przybyli do Pałacu pod Baranami, mogli się przekonać, jak olbrzymim poczuciem humoru, temperamentem oraz otwartością i życzliwością cechuje się autor poczytnego w naszym kraju Kielonka. Żartował, że jeśli popularność jego książek w Polsce będzie rosła w takim samym tempie jak dotąd, to zmieni nazwisko na Mabanckowski. Krakowskiej publiczności opowiadał między innymi o swojej matce, która wywarła duży wpływ na jego twórczość i radziła mu na przykład: „Jeśli chcesz się ożenić, miej dobre buty”. Rzeczywiście, można było zauważyć, że tę radę swojej matki wziął sobie do serca, bo moją uwagę zwróciły jego eleganckie buty:). Oto, co powiedział o swojej matce:


- Nie umiała czytać i pisać, ale bardzo długo ukrywała to przede mną. Siadała z gazetą pod drzewem i starała zachowywać tak samo jak mój tata, który umiał czytać. Kiedy podchodziłem, mówiła: Nie przeszkadzaj teraz. Nie widzisz, że czytam?. Któregoś razu podszedłem do niej od tyłu i zobaczyłem, że trzyma gazetę do góry nogami. Nie przeczytała ani jednej mojej książki. Gdy zobaczyła pierwszą zapytała: Gdzie są obrazki?. Odpowiedziałem, że to powieść i wyjaśniłem na czym polega ten gatunek. Wtedy odpowiedziała: Po co wymyślasz historie, zamiast pisać prawdę?.

Pisarz mimo śmierci matki postanowił spełnić jej życzenie i kolejną swoją książkę wzbogacić o fotografie. Kongijczyk, obecnie mieszkający w Stanach Zjednoczonych, opowiadał nie tylko o swoim dzieciństwie, lecz także o literaturze afrykańskiej, afrykańskiej odmianie komunizmu i nowej powieści. Spotkanie było kapitalnie prowadzone i tlumaczone, a publiczność żywiołowo reagowała na wypowiedzi pisarza. To był prawdziwy dialog pisarza z czytelnikami. Zachwyciła mnie też osoba tłumacza. Sprawdziłam przed chwilą, jak się nazywa. Był to Oscar Hedemann, którego głos i sprawność przekładania językiem prawdziwie literackim wypowiedzi pisarza ujmowały i miałam wrażenie czasami, jakbym oglądała jakiś film lub słuchała audycji radiowej z lektorem wcześniej już nagranym. Mabanckou podpisywal też książki na targach. Jeden z czytelników, dla społeczności blogerskiej znany jako Bazyl, zaskoczył go pytaniem o to, czy w jego powieści, którą trzyma właśnie w rękach, znajdzie takiego fajnego pijaka jak w “Kielonku”. Bardzo mnie rozbawiła ta anegdotka. Warto zajrzeć na jego bloga i poznać reakcję pisarza:)


Tego samego dnia odbyło się pod Wawelem, w Czułym barbarzyńcy spotkanie w czeskich klimatach. Znacznie się spóźniłam, ale autograf zdobyłam.



O tym spotkaniu, które prowadził Szymon Kloska, wiem tylko tyle, ile można przeczytać w  relacji Grzegorza Nurka na stronie "Tygodnika Powszechnego". Wklejam fragment (wyróżnienia moje):

Michal Viewegh powiedział, że pisze tylko dla kobiet i dla pieniędzy. Na pytanie który z prozaików, Hrabal czy Kundera miał na nich większy wpływ, Viewegh odparł: „Ze względu na miejsce, w jakim odbywa się spotkanie, powinniśmy bardziej chwalić Hrabala”. Szymon Kloska zadeklarował, że swoją wiedzę o kobietach czerpie od „żony, matki i Viewegha”, czym rozbawił publiczność.


Tak było w piątek 26 października 2012 roku, natomiast w środę doszło do wiekopomnego wydarzenia, bo po raz pierwszy odwiedził Polskę Orhan Pamuk. Moją krótką relację z tej wizyty autora Nazywam się czerwień możecie przeczytać w portalu granice.pl. 

Mimo że noblista miał długi i pracowity dzień, zgodził się na podpisywane książek. Końca kolejki nie było widać, ale miłośnicy twórczości Pamuka byli wytrwali, jak sami możecie zobaczyć.


Na stronie Festiwalu można obejrzeć krótkie reportaże: TUTAJ i TUTAJ

A teraz słówko o targowych i skromnych, bądź co bądź, nabytkach. Na ulicy Centralnej pojawiłam się z wypisanym na kartce planem, który udało mi się zrealizować mimo doskonale znanych Wam niedogodności: duchoty, tłumu i labiryntu stoisk. Oto rezultaty mojej obłąkańczej wędrówki po hali.




Książkę Masłowskiej przeczytałam w jeden wieczór, śmiejąc się do rozpuku od czasu do czasu. Po lekturze przyszła refleksja, że to jednak śmiech podszyty gorzką diagnozą otaczającego nas zewsząd sztucznego świata. Dla mnie jest to kapitalna powieść! W swej satyrycznej wymowie kluje jak szpilka! Było to moje pierwsze spotkanie z pisarką. Nie znam jej wcześniejszego dorobku.


Polskie piekiełko już recenzowałam na blogu, a ponieważ wiedziałam, że autor będzie w sobotę, zabrałam ze sobą książkę. Nie było kolejki do historyka i może dlatego sprawiał wrażenie trochę zmęczonego i znużonego?;)
Kupiłam sobie także wydany przez Instytut Pamięci Narodowej Słownik PRL-u .Marka Nowakowskiego. Wprawdzie mam już ten tytuł, ale najnowsze wydanie jest znacznie ładniejsze, bo wzbogacone o satyryczne rysunki Andrzeja Krauzego. Nie mogłam się więc oprzeć. 


Targi, targi... i po targach! 


11 komentarzy:

  1. A mnie pozostaje poczytać o nich u innych. W stolicy byłam, na te się już nie załapałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może uda mi się na warszawskie targi wybrać?

      Usuń
  2. Anonimowy31.10.12

    Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię literaturę czeską, a twórczość pochodzących z Afryki pisarzy też mnie interesuje, stąd moja obecność na wspomnianych wyżej spotkaniach. Muszę sobie oddzielną półkę sprawić, specjalnie dla książek z autografami:)

      Usuń
  3. Wow! Też byłam na spotkaniu z Vieweghiem, siedziałam w pierwszym rzędzie, i też stałam w kolejce po autograf, więc pewnie nieświadomie się widziałyśmy :) Szkoda, że się spóźniłaś, spotkanie było naprawdę ciekawe (a dla mnie dodatkowo atrakcyjne ze względu na to, że mogłam osłuchać się trochę z czeskim, którego się póki co uczę). A tak z ciekawości - przyszłaś tam tylko dla Viewegha, czy Rudiša też coś czytałaś? :) Tego drugiego było mi szkoda, bo raczej wygrzewał się na tym spotkaniu w blasku sławy swojego kolegi po fachu ;) Ja niestety też należałam do tej części zaznajomionej tylko z twórczością Viewegha, ale koniecznie muszę ten brak nadrobić i skombinować sobie jakąś książkę Rudiša.

    Zazdroszczę, że dostałaś się na spotkanie z Pamukiem, ja poprzestałam na transmisji spotkania w internecie. Choć może to i lepiej, z twórczości noblisty znam tylko "Śnieg" i "Stambuł", a tak - tylko zajmowałabym miejsce tym bardziej fanatycznym wielbicielom :) Wiem w każdym razie, którą jego książkę przeczytam jako następną - na pewno "Muzeum niewinności", bo to co mówił o niej Pamuk - i cały ten pomysł na stworzenie prawdziwego muzeum! - bardzo mi się spodobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie pierwszy, kiedy nieświadomie minęłam się z jedną z osób prowadzących bloga książkowego;) Ciekawe, czy w kolejce stałaś przede mną czy za mną;) Przyszłam tylko dla Viewegha, bo książek Rudiša nie znam, choć swego czasu przymierzałam się do lektury "Grandhotelu". Ponieważ nie miałam funduszy, nie kupiłam sobie jego książki, aby zdobyć autograf także od niego. Musiałam zadowolić się zatem cyrografem tylko od Viewegha. O tym, że całe spotkanie było interesujące, wiem już dzięki Twojej relacji (także tej, którą zostawiłaś w jednym z komentarzy na prośbę czytelniczki bloga), za co bardzo dziękuję, gdyż byłam niezmiernie ciekawa, jak ono przebiegło.:)

      Co do spotkania z Pamukiem, to było mnóstwo wolnych miejsc w auli. Z dystrybucją biletów organizatorzy festiwalu niestety nie poradzili sobie i wydarzenie to ominęło wiele osób. Nie jestem wielbicielką Pamuka i sądzę, że mnóstwo osób zgromadzonych w auli też by tak stwierdziło, ale u mnie nierzadko jest tak, że fascynacja twórczością danego pisarza czy poety zaczyna się właśnie po tego rodzaju spotkaniach autorskich. Czytałam tylko jedną jego powieść, ale ponieważ pisarz tak pięknie opowiadał o swoim muzeum, że z pewnością sięgnę po powieść, która była przyczyną jego stworzenia:)
      Życzę ci wytrwałości w nauce języka czeskiego! Miło było go posłuchać, chociaż przez chwilę, na owym spotkaniu w Czułym barbarzyńcy.

      Usuń
  4. Gratuluję nowych autografów w kolekcji, zwłaszcza ten pierwszy bardzo mi się podoba :) Szkoda, że nie udało mi się przyjechać...
    Czy niedogodności targowe były w tym roku tak samo uciążliwe jak w ubiegłym? Strasznie zmęczył mnie wtedy tłum, chaos, hałas. I nie tyle samej atmosfery targów żałuję, ile spotkań z pisarzami, które mnie ominęły. Salon autorów związanych z Podhalem - bardzo chciałam to zobaczyć.
    Dziękuję za relację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Forma autografów, jak zauważyłam, zależy od temperamentu zostawiającego swój odcisk. Mówi się trafnie, że charakter pisma w jakiś sposób odzwierciedla osobowość;)
      Targi odbyły się w tej samej hali co zawsze, więc i zaduch, i tłok, i chaos były (długo do wyjścia nie mogłam trafić...), ale mimo to magia jakaś była:D Dla mnie targi książek to uroczystość:) Może na warszawskie się wybierzesz? Bo już o tym myślę...

      Usuń
  5. Bezcenne wspomnienia, spotkania, autografy... Jeszcze myślami tam jestem. Z targów salon Podhala wspominam bardzo ciepło - jak Ada:) I wspomnienie Kasprowiczów w Harendzie, i kilka minut z Krohem. Muszę rozmnożyć targowe doznania, chociażby przez udział w warszawskich. Tylko czy stadion narodowy udźwignie krakowski czar?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwię się, że ominęłam ten Salon Podhala... Ale cóż, w czasie targów jest tyle atrakcji, że człowiek zmuszony jest wybierać, i to z bólem serca... Za rok tam zajrzę.

      Zadałaś istotne pytanie: "czy stadion narodowy udźwignie krakowski czar?" Już teraz mogę odpowiedzieć, że nie:D Czaru krakowskiego nie da się bowiem podrobić:)

      Usuń
  6. Gratuluję autografów, to będzie wspaniała pamiątka :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.