3 lutego 2012

Zimowe opowiadanie Marka Nowakowskiego

Ostatnia strona wczorajszej 
"Gazety Polskiej Codziennie"





       Charakterystyczne zwięzłe zdania to znak firmowy jego prozy... O kim mowa?:)
      Wczoraj rano, gdy byłam już w pracy, dostałam od swojej mamy esemesa następującej treści: "w gazecie polskiej codziennie jest dziś opowiadanie marka nowakowskiego! kup sobie!" (pisownia oryginalna).
      Po południu, co oczywiste, wstąpiłam do kiosku. :) Postanowiłam nawet, że przepiszę tę piękną nowelkę i przedrukuję na swoim blogu specjalnie dla Was. 
     Mam nadzieję, że szanowna redakcja "Gazety Polskiej Codziennie" nie będzie mnie za to ścigać listem gończym... 
     Zapraszam do lektury i głośnej interpretacji. "O co mu idzie!" No, o co?:)


Opowiadanie Marka Nowakowskiego

POWSTAŃ Z KLĘCZEK

– Od kilku dni tak nas atakował – mówi Franek, pracownik firmy ochrony mienia pod nazwą Gwarancja. Mieszka w narożnej kamienicy. Wolne chwile poświęca na wysiadywaniu w oknie swojego mieszkania na trzecim piętrze. Lubi patrzeć w dół.
Pan Stasio z budki warzywnej potwierdza.
– Stamtąd zaczyna obchód – pokazuje kierunek.
Pojawia się na placu o różnych porach dnia. Niepozorny, chudziak, wiek średni. Ubrany tak jak wszyscy, pikowana kurteczka, welwetowe spodnie, czapka zwana potocznie bejsbolówką. Buty zwróciły ich uwagę. Sznurowane nad kostkę, solidne, gruba, zębata zelówka.
– Piechur – mówi Franek, ochroniarz.
– Strój raczej z ciucholandu – zauważa pan Stasio.
Wybiera takie miejsca, gdzie zbierają się w większej liczbie ludzie. A więc pod budką pana Stasia. Towar tu przedni i ustawiają się kolejki w przewadze kobiet. Pod szkołą dla zaocznych. Uczą tam marketingu i zarządzania, sztuki reklamy i akwizycji. Dużo młodzieży. Blisko tramwajowego przystanku. Wiadomo, czekają na komunikację.
Zbliża się wolno, przystaje. Podnosi głowę, spręża się i woła: Powstań z klęczek!
– Dreszcz po grzbiecie przechodzi – mówi pan Stasio. – Na wadze się mylę, rachunki się plączą.
Przecież nikt tu nie klęczy – dziwi się Franek, ochroniarz. – O co mu idzie!
– Jest jeszcze drugie pytanie – odzywa się emerytowany nauczyciel, który z jamnikiem Dropsem spaceruje po placu. – Czy on tak się zwraca do pojedynczej osoby, czy do całości? Znamion widocznego zmącenia umysłu nie przejawia. Spokojny, grzeczny.
Oko przytomne. Tylko tak pokrzykuje. Dwa słowa. Nigdy nic innego nie powiedział.
– Przycisnąć, sukinkota! – podnieca się Franek, ochroniarz.
Kierowcy z postoju taksówek też rozważają zachowanie tego dziwaka. Najstarszy z nich, kilkadziesiąt lat za kółkiem, rozpoznanie rodzaju ludzkiego posiadł znaczne, obraca w palcach papierosa.
– Moim zdaniem – odzywa się, ważąc ostrożnie słowa – nasz naród bardzo podupadł i niejednego to martwi.

Źródło: „Gazeta Polska Codziennie”,  2 lutego 2012.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.