11 września 2015

Przedwojenni aktorzy (część 4). Historia niezwykłej kolekcji

sierżant pilot Antoni Głowacki (1910-1980)


Dziś chciałabym przedstawić sylwetki dwóch asów powietrznych i nawiązać do poprzednich odcinków swoistego cyklu fotograficznego, który zatytułowałam Przedwojenni aktorzy. Historia niezwykłej kolekcji [część 1, część 2, część 3]. 

Od Pani Beaty Płaczek otrzymałam bowiem, obok wielu pięknych zdjęć pochodzących z jej bogatego i ciekawego archiwum rodzinnego, fotografię ze słynnym pilotem RAF-u z adnotacją, iż był to brat cioteczny jej babci! Publikuję to zdjęcie, bardzo znane zresztą miłośnikom polskiej historii podniebnej, wraz ze znalezionymi w Internecie fragmentami wspomnień spisanych po wojnie przez tego niezwykłego asa myśliwskiego. Jak napisała do mnie Pani Beata,

nie zachowały się żadne jego zdjęcia z dzieciństwa, mam jedynie zdjęcie ich [Antoniego i Piotra Głowackich - obydwaj bracia byli pilotami] rodziców. Ojciec Głowackich był bratem mojej prababci Rozalii Jasińskiej (z domu Głowacka).



Rozalia Jasińska (z domu Głowacka)


Edward Jasiński
AKTUALIZACJA (14.09.): NOWE ZDJĘCIA!

Antoni Głowacki



Antoni Głowacki






Rodzice Antoniego Głowackiego






Zapraszam do zapoznania się z fragmentem relacji sierż. Antoniego Głowackiego (wówczas pilota 501. squadronu RAF) z lotów, które wykonał 24 sierpnia 1940 r. Tekst został spisany po wojnie:

Godzina szósta. Alarm. Przeraźliwy dźwięk dzwonka budzi nas z drzemki. Bieg na "łeb na szyję" do naszych Hurricanów, które stały tuż obok. W dwóch minutach cały Dywizjon był już w powietrzu. Zwartym szykiem przechodzimy przez cieniutką mgiełkę, wiszącą nad lotniskiem. Ponad mgłą cudowne słońce. Powierzchnia mgiełki lekko pofałdowana, jak piasek nad brzegiem morza.

Na znak dowódcy rozchodzimy się do szyku bojowego i ciągniemy w górę, na południe. W słuchawkach radiowych słychać słowa - "Large formation of bandits, angel 25, steer one eight zero". Będzie robota. Duża formacja, dwadzieścia pięć tysięcy, wysoko - psia kość. Jestem w sekcji wypatrywaczy. Bardzo lubię to miejsce. Leci się swobodnie i można patrzeć na cały świat.

Mamy już 15 tysięcy. Zaczyna robić się duszno, włączam więc tlen i czuję momentalnie ulgę. Kamizelka ratunkowa zaczyna trochę uciskać, wypuszczam więc trochę powietrza. Teraz jest lepiej. Wysokość i zmiana ciśnienia robią swoje. Włączam celownik i odbezpieczam karabiny maszynowe. Wszystko w porządku, jestem gotów.Daleko na południu, wyżej od nas widzę Niemców.

Natychmiast melduję dowódcy - "Bandits, Twelve o'clock, high". Dowódca kwituje i lekko poprawia kierunek do spotkania. Liczę maszyny niemieckie. Jest ich dużo. Pierwszy szyk 25 maszyn, to na pewno myśliwskie Messerschmitty 109 i 110. Będzie ciepło. Spod słońca, na tle jasnego nieba, pokazuje się coraz więcej formacji niemieckich. Już jest około 150 maszyn. Oglądam się poza siebie. Za nami, daleko widać dwa lub trzy dywizjony Hurricanów i Spitfireów. Ale my będziemy pierwsi przy Niemcach. [...] (cały tekst można przeczytać na stronie POLSKIE SIŁY POWIETRZNE W II WOJNIE ŚWIATOWEJ)



W tym roku obchodzimy 75. rocznicę Bitwy o Anglię, która trwała od 10 lipca do 31 października 1940 roku między brytyjskim RAF i niemiecką Luftwaffe w przestrzeni powietrznej nad Wielką Brytanią. U boku RAF walczyły cztery polskie dywizjony: dwa bombowe (300 i 301) oraz dwa myśliwskie (302 i 303) oraz 81 polskich pilotów w brytyjskich dywizjonach. Podczas Bitwy o Anglię ponad stu polskich pilotów służyło w prawie 30 dywizjonach myśliwców. Wielu z nich oddało życie, wielu zdobyło sławę asów powietrznych. Jednym z nich był Antoni Głowacki. 24 sierpnia 1940 roku ustanowił rekord, który nie został pobity do końca Bitwy o Wielką Brytanię (Battle of Britain). Na stronie Polskiego Radia można posłuchać  fragmentu wspomnień sierżanta pilota Antoniego Głowackiego, który 24 sierpnia 1940 roku w Bitwie o Anglię zestrzelił aż 5 niemieckich samolotów (zbiory Radia Wolna Europa). 




Antoni Głowacki skończył szkołę lotniczą w Dęblinie. W kampanii wrześniowej walczył w oddziale zwiadu lotniczego Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. W styczniu 1940 roku dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczął szkolenia na samolotach bombowych. Niedługo potem poprosił o przeniesienie do lotnictwa myśliwskiego. W sierpniu 1940 roku przeszedł do angielskiego 501. Dywizjonu Myśliwskiego. W listopadzie 1941 roku trafił do słynnego Dywizjonu 303, a potem do 302. Dywizjonu Myśliwskiego, gdzie koniec wojny zastał go w stopniu podpułkownika. Po wojnie był instruktorem w bazie lotniczej Ohakea w Nowej Zelandii. W 1960 roku przeszedł do lotnictwa cywilnego. Zmarł 27 kwietnia 1980 roku w Wellington w Nowej Zelandii (notkę biograficzną podaję na podstawie artykułu, który można przeczytać na stronie Polskiego Radia)





A oto, co zanotował w swoim dzienniku w 1942 roku inny polski pilot, Rudolf S. Falkowski:


Dzisiaj odziano nas w mundury RAF-u. Bardzo podobne do naszych przedwojennych, tyle że bardziej stalowe. Na czapkach godło - korona nad skrzydłami w obramowaniu tarczy: "Per ardua ad astra". Tony Z. z Oszmiany, mój obecny kumpel, który ma wykształcenie humanistyczne, przetłumaczył to: "Przez cierpienia do gwiazd". Moja Mama powiedziała kiedyś, że kto sięga po gwiazdy, zagraża niebu. Więc ostrożnie. [...]


(Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści, Iskry, Warszawa 2014, s. 266).




Poznając wojenne i powojenne losy Antoniego Głowackiego, do czego zainspirowała mnie otrzymana od Pani Beaty fotografia, przypomniała mi się historia innego, tyle że mniej znanego Polakom, asa powietrznego, o którym przeczytałam we wspaniałej książce Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści. Autorka wydobywa z cienia zapomnienia sylwetkę urodzonego w 1919 roku w Czortkowie (na Podolu) Rudolfa S. Falkowskiego, pilota latającego m.in. w owianym dziś legendą polskim dywizjonie 303. i pisarza na stałe osiadłego w Kanadzie. Ta opowieść zaczyna się w konwencji wręcz baśniowej, bo to historia o człowieku, który był ponoć całe życie samotny, a o miłości pięknie pisał (s. 249). Rudolf S. Falkowski  od dzieciństwa marzył o zostaniu pilotem i pisarzem. To pierwsze marzenie szybko się spełni. W 1939 roku skończył Szkołę Pilotów w Stanisławowie, ale nie przestawał "zaczerniać papieru", nieprzerwanie prowadząc w wolnych chwilach zapiski.



Miał ledwie dziesięć lat, kiedy zaczął prowadzić dziennik i pisał go przez kolejne dwadzieścia lat. Później zaczął tworzyć powieści. Pisanie stało się jego życiową pasją. Pisał dla siebie, ale marzył, "że ktoś to przeczyta". Długie godziny po pracy i w każdy wolny dzień spędzał nad kartką papieru. Pierwszą swoją wydrukowaną książkę zobaczył, gdy miał lat osiemdziesiąt osiem (Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Druga bitwa o Monte Cassino i inne opowieści, Iskry, Warszawa 2014, s. 249)

Rudolf S. Falkowski zadebiutował w bardzo późnym wieku, mając ponad dziewięćdziesiąt lat. Napisał między innymi powieść o miłości Żużle na dłoni, która została wydana w 2007 roku w Montrealu. Jak wyznał w rozmowie z pisarką, przez całe życie szukał kogoś, kto doceni jego pasję, czyli miłość do słowa. Bohater opowiedzianej przez Aleksandrę Ziółkowską-Boehm historii, uzupełnionej o fragmenty z dziennika pilota, może być dla nas uosobieniem Conradowskiego motta:

Iść za marze­niem i zno­wu iść za marze­niem, i tak zaw­sze, aż do końca.













13 komentarzy:

  1. Co za historie!
    Otrzymałaś od Pani Beaty Płaczek wspaniałą rodzinną opowieść.
    Niech te zdjęcia i opisy idą w świat, niech zainteresowani czytają. Jak już wiesz nie wszyscy czytający pozostawiają komentarze, ale nie to najważniejsze.
    Najważniejsze, że pamięć o tych ludziach - miedzy innymi dzięki takim wpisom - przetrwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham starocie. W starych dokumentach i fotografiach kryją się zawiłe ludzie losy i fascynujące historie. Myślę, że mogę ukraść cytat z bloga naszej koleżanki (mam nadzieję, że się nie pogniewa) i tutaj u siebie teraz przywołać: "Kocham wszystko, co stare: starych przyjaciół, stare czasy, stare obyczaje, stare książki, stare wino." (Oliver Goldsmith)

      Usuń
    2. Pani Magdaleno jest mi bardzo miło czytając te słowa.
      Cieszę się, że historia mojej rodziny wyszła z zakurzonych pudeł.
      Beata Płaczek

      Usuń
    3. Pani Beato, dla mnie była to piękna lekcja. Podobnie jak Autorka tego bloga kocham stare dokumenty i stare historie.

      Usuń
  2. Czyli z tej okazji warto by było wrócić do "Dywizjonu 303", ale mam wspomnienia Jerzego Damsza - lotnika z Dywizjonu chyba 307 pt. "Lwowskie puchacze" to może nią uczczę te rocznicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ wspaniałą lekturę masz! Chętnie bym przeczytała, zwłaszcza teraz przy okazji rocznicy. Czy masz to nowe wydanie? Znaku?

      Usuń
    2. Tak, mam to nowe Znaku...udało mi się wymienić za inną książkę na LC.
      Świetnie wydana, ze zdjęciami...

      Usuń
  3. Beatko dzięki Tobie historia mojej rodziny nabrała nowych kształtów.
    Kiedyś to były tylko rodzinne pamiątki skrywane w zaciszu domowym.
    Gdybym przypadkiem nie trafiła na Ciebie nigdy nie ujrzałyby światła dziennego.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja bardzo dziękuję. Takie bogactwa kryją się w Twoich rodzinnych szufladach, że grzechem byłoby niepokazanie ich światu! Teatr Reduta, przedwojenne polskie kino i polski teatr, Bitwa o Anglię, Powstanie Warszawskie, Armia Andersa... Przecież te starocie opowiadają o niemałym kawałku dwudziestowiecznej historii Polski i naszej kultury. Wymowa symboliczna tych zdjęć jest poruszająca. Mamy wolną Polskę, więc można opowiadać. Cieszę, że mogę te cenne pamiątki oglądać i pokazywać.

      Usuń
  4. To tez moja rodzina moja babcia była z domu Głowacka dla Pani Beaty to prababcia moja matka opowiadała czasami o tamtych czasach ale byłam wtedy za młoda żeby tego słuchać/żałuję/ dobrze że jeszcze jest rodzina od której można coś sie dowiedzieć Teraz mój syn się tym pasjonuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę o kontakt....skoro jesteśmy rodziną musimy sie poznać :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że mój blog łączy członków rodziny:) Oczywiście zachęcam Panie do wzajemnego kontaktu.

      Usuń
    3. Pani kryjąca się pod loginem Unknown to rzeczywiście moja rodzina, tylko, że znamy się i mamy kontakt.Moja babcia i jej mama były siostrami...pozdrawiam Basieńko :)

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.