Antykomunista,
frankofil (do pewnego momentu dziejowego), skrajny indywidualista, witalista i
sentymentalista, arcymistrz literatury dokumentu osobistego (innymi słowy,
literatury intymnej), wybitny epistolograf, kontestator martyrologicznej
„idealizacji” wojny i w ogóle polskiej historii, katolik „z krwi i kości”, polski
Szwejk (tak siebie określił w liście do Giedroycia), Polak próbujący się
uwolnić od Polski i polskości, piewca urody świata i jednocześnie
katastrofista, wyznawca zasady primum
vivere, romantyczny realista, niepodległy duchowo i kochający wolność
człowiek, ceniący impresjonistów kolorysta, „gwałtownik z Krakowa”, zapalony
cyklista, szczęśliwy mąż, z wykształcenia ekonomista…
Opisany przez
Macieja Urbanowskiego Andrzej Bobkowski, bo o nim mowa, ma wiele twarzy, co nie
oznacza, że pisarz świadomie siebie kreował i z premedytacją przywdziewał
rozmaite maski. Wręcz przeciwnie - zawsze starał się być sobą. Nigdy nie
udawał, był szczery zarówno wobec siebie, jak i otaczającego go świata oraz ludzi
spotykanych na ścieżce swojego krótkiego, bo zaledwie czterdziestoośmioletniego
życia. Warto podkreślić, że w tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin
pisarza.
Zebrane w
książce Szczęście pod wulkanem szkice
są zapisem dwudziestoletniej przygody Macieja Urbanowskiego z twórczością
Andrzeja Bobkowskiego. Pod względem treści, jak i formy publikacja jest wariacją
polifoniczną i wielogatunkową. Z tekstów poświęconych autorowi Szkiców piórkiem przebija prawdziwa
fascynacja Urbanowskiego jego osobowością, światopoglądem, postawą i nielicznym
dorobkiem, jednak wyłaniający się z nich portret pisarza daleki jest od
posągowości i sztampy. Wręcz przeciwnie - odznacza się malowniczością i
żywością. Krakowski historyk literatury używa bowiem palety wielu kolorów i
miesza style, tak jak czynił to Bobkowski w swoim dzienniku, nazywając swoje
hybrydyczne zapiski „orchideami w sosie pomidorowym”. Urbanowski zebrał i
ułożył szkice, które razem tworzą eseistykę na poły krytyczną, na poły naukową.
Niektóre z tekstów przybierają także postać felietonu. W niewielkiej rozmiarami
książce znajdziemy niezmiernie interesujące rozważania między innymi na temat
autentyczności Szkiców piórkiem,
poglądów Bobkowskiego na rolę kultury w życiu jednostek i społeczeństw w
kontekście przekonań Miłosza, struktury dzienników wojennych będących kronikami
katastrofy zarówno globalnej, jak i jednostkowej, korespondencji pisarza z
Giedroyciem, Turowiczem i Terleckim czy patriotyzmu pisarza.
Przez wszystkie teksty na temat Andrzeja
Bobkowskiego przewija się jeden charakterystyczny motyw, że kochał życie i jego różne przejawy. W Szkicach piórkiem układał peany na jego cześć. Najsłynniejszy warto
przypomnieć:
Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż w
duszny poranek lata paryskiego zaszyć się w kącie jakiegoś bistra i sączyć
zimne piwo. Zapalić papierosa i po prostu istnieć. Nic więcej. Żyć i modlić
się. Coraz częściej modlę się nad szklanką piwa lub kieliszkiem rumu, bo są to
momenty, w których naprawdę czuję, że jeszcze żyję. I dziękczynię.
Pisał te słowa w
czasie wojennej zawieruchy, która w pewnym stopniu mąciła jego odbiór świata i
wiarę w ludzi, lecz nie zniszczyła do końca wrodzonego u Bobkowskiego daru zachwytu
i zachłystywania się radością z samego istnienia wbrew i pomimo ponurej
rzeczywistości Europoläger, jak
nazywał zniewolony dwoma totalizmami kontynent.
Niezwykle cenna
jest ta książeczka poświęcona jednemu z najwybitniejszych polskich pisarzy.
Dobrze, że autor dał się namówić i ją przygotował. Publikację zamyka arcyciekawy,
gdyż o charakterze wspomnieniowym wywiad z Jackiem Stworą, który poznał Bobkowskiego
w 1933 roku. Pozostaje mieć nadzieję, że czytelnicy doczekają się także szkicu
o Krakowie Bobkowskiego, do którego napisania, jak wyznał Urbanowski we
wstępie, ciągle się przymierza. Byłoby to doskonałe uzupełnienie już
fascynująco przez niego stworzonej, bo wielowymiarowej sylwetki jednej z
największych osobowości dwudziestowiecznej literatury polskiej. Wyłaniający się
z publikacji wizerunek Bobkowskiego urzeka i skłania do ponownego sięgnięcia po
Szkice piórkiem czy choćby listy
pisane z Gwatemali do matki. Lektura znakomitych szkiców krakowskiego krytyka
literackiego nie tylko poszerza wiedzę o jednym z najbardziej intrygujących
pisarzy, lecz także ubogaca i przemawia do wyobraźni. Urbanowski bowiem zachęca
do wyimaginowania sobie następującej sceny spotkania, do którego mogło dojść
w 1947 roku:
Jest ciepły wieczór. Krakowski Rynek
wypełniają tłumy spacerowiczów. Gdzieniegdzie widać mundury polskich żołnierzy
- wojna przecież skończyła się ledwie parę dni temu. W kawiarni zawzięcie
dyskutuje dwóch wysokich blondynów. Elegancko ubrany - zawsze o tym marzył -
Andrzej Trzebiński wymachuje gwałtownie ostatnim numerem „Sztuki i Narodu”.
Naprzeciwko niego, rower oparty o krzesło, siedzi Andrzej Bobkowski. Leniwie
sączy czerwone wino i z uśmiechem słucha Trzebińskiego. Na środku stołu leży
maszynopis Szkiców piórkiem, o które
pewnie toczy się spór. Tuż obok księgarnia. Na witrynie egzemplarze Kwiatów
z drzew zakazanych Trzebińskiego, nowe
wiersze Gajcego i Baczyńskiego, opasły tom Mostów Irzykowskiego, eseje Brauna i Górskiego, chyba też coś Czechowicza, Wierzyńskiego,
Pietrzaka i Konińskiego… Okruchy z Atlantydy. Okruchy Polski.
Maciej Urbanowski, Szczęście pod wulkanem. O Andrzeju Bobkowskim, LTW, Łomianki 2013, s. 42-43.
Pięknie odrobiłaś lekcje u swojego wykładowcy. Wychodzi szóstka z plusem. Ciekawa postać niewątpliwie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak wysoką notę! Tym bardziej ją sobie cenię, bo wystawiła ją także nauczycielka. Nie wypadało mi wypowiadać się w niepochlebnym tonie o książce mojego byłego wykładowcy:) Żartuję. Nie musiałam swojej opinii "lukrować", bo publikacja jest arcyciekawa i pochłonęłam ją w dwa wieczory. A że jej bohaterem jest tak nietuzinkowa postać polskiej literatury - to dodatkowy walor. Najbardziej interesujący i poruszający jest esej o patriotyzmie Bobkowskiego, prawda? O jego stosunku do polskości i polskiej historii, a także tradycji walk wyzwoleńczych, a także jego postawy w czasie wojny. Ten rys w biografii pisarza intryguje mnie (i, jak zauważyłam, również ciebie) najbardziej. Twardy orzech do zgryzienia. Będę to konfrontować ze "Szkicami piórkiem".
Usuń