3 października 2012

Literacka panorama małej ojczyzny

Dojrzewanie u Habsburgów Artura Gabora to rzecz zaskakująca pod każdym względem. To prawdziwa perła z lamusa. Przede wszystkim: mamy do czynienia z barwnie odtworzoną panoramą małej ojczyzny, Żywca i jego dziejów, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Malowidło to jest niezwykle wciągające, bujne, zmysłowe. Na tym tle śledzimy równie obrazowo opisane perypetie i doświadczenia, zarówno szkolne, jak i pozaszkolne, młodego chłopaka, Leszka Rotaka – ucznia technikum drzewnego, które usytuowane jest od ponad dziesięciu lat w olśniewającej urodą, zabytkowej posiadłości cieszyńsko-żywieckiej linii cesarskich Habsburgów, przepędzonych ze swych dóbr przez władze komunistyczne (w dniu pisania tej recenzji pojawiła się w mediach informacja o śmierci ponad osiemdziesięcioletniej księżnej Marii Krystyny Habsburg, która do Polski powróciła na stałe we wrześniu 2001 roku i zamieszkała w żywieckim pałacu Habsburgów, w niewielkim mieszkaniu, w miejscu, w którym przed drugą wojną światową funkcjonowała kręgielnia).

 

Głównego bohatera poznajemy w chwili ogłoszenia wyników matury. To pełne napięcia wyczekiwanie przed komisją egzaminacyjną na swoje oceny wywołuje w nim wspomnienia niedawno przeżytych w szkole i poza nią sytuacji – raz zabawnych, innym razem tragicznych. Do minionych zdarzeń wracamy wraz bohaterem dzięki zastosowanym przez autora rzutom retrospekcji i pierwszoosobowej narracji. Leszek Rotak jest łobuziakiem, pełnym fantazji i skorym do żartów, ale lubianym przez brać klasową. W żywieckim technikum (zwanym zwyczajowo szkołą „u leśników”, choć nie ma ona nic wspólnego z leśnictwem) zawiera przyjaźnie oraz doznaje wielu typowych dla uczniów upokorzeń i olśnień, na których każdy młody człowiek buduje swą zdolność do zmierzenia się wkrótce z dorosłym, samodzielnym życiem. Przeżywa wówczas także inicjację alkoholową, flirtuje z dziewczynami i potajemnie pali papierosy. Nałóg ćmienia tytoniu próbuje mu wybić z głowy jeden z nauczycieli, stosując wielce oryginalną metodę. Któregoś dnia wraz z kolegami nasz bohater udaje się na kartoflaną misję, wskutek której znajdzie się niespodziewanie w oku cyklonu wydarzeń październikowych:

W tym nagłym uświadomieniu sobie, w jakich w istocie uwarunkowaniach żyć nam przychodzi, doznaliśmy wstrząsu, a po nim otrzeźwienia, niczym po głębokim, długo trwającym zamroczeniu ducha… Raptem z beztroskich chłopców, oddanych wyłącznie nauce szkolnej, do tego w granicach niezbędnej konieczności, poddawanych groteskowemu rygorowi internatowego drylu, poza nim wyszukujący sobie na różne sposoby rozrywki i odrobinę choćby uciechy, zostaliśmy pasowani z giermków na rycerzy przez zdarzenia, jakie nagle ogarnęły kraj…

Na drobiazgową, gęstą tkaninę codzienności szkolnej składają się znakomicie ukazane postaci belfrów (te portrety nauczycieli są naprawdę kapitalne!) i przyjaciół głównego bohatera oraz fascynujące opisy uczniowskich figli, wygłupów i pomysłów z kategorii tych najbardziej kopniętych, ale i niebywale podniecających do najdrobniejszego nerwu. Przeżycia młodych ludzi przenikają się i nakładają na siebie, tworząc kalejdoskop rzeczy i spraw wciągających nieodwracalnie w nowe doznania. W tle przewija się siermiężna rzeczywistość PRL. Leszek Rotak wraz kumplami staje się bowiem świadkiem wielu wydarzeń, które odnaleźć możemy dziś tylko na kartach podręczników: krwawych wypadków poznańskich, do jakich doszło w czerwcu 1956 roku, późniejszego wiecu Gomułki... Docierają też do naszych bohaterów echa tragicznego węgierskiego powstania.

Odkopana przez archeologa pamięci, bo tak można nazwać narratora i zarazem autora powieści, rzeczywistość PRL została ukazana z godną podziwu pieczołowitością. Pasjonujące są wplecione w utwór charakterystyki peerelowskich absurdów i różnych postaw wobec podobno najdoskonalszego i najszczęśliwszego z ustrojów w dziejach ludzkości. Ponadto Gabor z prawdziwie gawędziarską swadą opowiada rozmaite dykteryjki na temat szkolnej obyczajowości, dzięki którym czytelnik mimowolnie i z sentymentem zacznie przypominać sobie własne doświadczenia edukacyjne.


Dojrzewanie u Habsburgów jest pełną ciepła, nostalgii i humoru opowieścią o dorastaniu w sielskim, beztroskim (ale tylko do pewnego czasu) i zabytkowym Żywcu, o szukaniu swojego miejsca w życiu, a także o czasach minionych. Fabuła jest wartka, dobrze skonstruowana, trzyma w napięciu, nieustannie intryguje. Ponadto powieść napisana została przepiękną, nieskazitelną polszczyzną. Artur Gabor uwodzi stylem już od pierwszych stronic utworu. Rozkoszą jest obcowanie z tą jej krystaliczną, dziś już wypartą przez nowomowę odmianą. Autor posługuje się językiem polskim z lekkością maestra, słowem wręcz harcuje. Ileż to zachwycających słów, fraz i zwrotów można by było tu wymienić. Ale nie chciałabym zabierać potencjalnym czytelnikom przyjemności odkrywania bogactwa polszczyzny.

Brawurowe porównania, sarkastyczne puenty, mnóstwo przedniego humoru i trafnej ironii – wszystko to znaleźć można w powieści Artura Gabora! Nieznanego, ale wielce obiecującego pisarza, który ma już za sobą debiut (w latach siedemdziesiątych Iskry opublikowały jego powieść Spalony, która została zaadaptowana na widowisko wyemitowane w Teatrze Telewizji). Okładkowy blurb informuje również, że autor zamierza napisać powieściowy tryptyk, poświęcony swojej krainie dzieciństwa i młodości – Żywiecczyźnie. Oby tylko nie kazał czytelnikom długo czekać…

Łyżka dziegciu. Muszę niestety wspomnieć, że przyjemność lektury psuje sporo błędów (nie tylko literówek) pozostawionych przez korektę. Ich ogromna ilość wprawdzie nie umniejsza wartości powieści, której artyzm broni się sam, ale momentami wzbudza irytację u czytającego. Brak wnikliwej redakcji i korekty to błąd fatalny - szczególnie w przypadku tak wartościowej książki.





Recenzja opublikowana na 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.