5 maja 2012

Wir życia i pióro

Źródło tutaj
Studia całkowicie straciły sens. Goły, odpychający przymus i nic więcej. Tym bardziej łapczywie rzucałem się w wir życia. […] Otaczał mnie kalejdoskop zmiennych ludzi, zbuntowanych, przegranych albo walczących po swojemu, żyjących na obrzeżach oficjalnej rzeczywistości. Szczególnie przyciągali drastycznością postaw wykolejeńcy, awanturnicy, mitotwórcy. Tacy, którzy na przekór wszystkim stwarzali sobie wolną przestrzeń, byli panami swego losu. […] Oni dodawali otuchy. Nie byłem samotny. Tak samo jak oni błąkałem się i nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca. Ale miałem pewną przewagę. Posiadłem narzędzie do utrwalania całego tego tumultu. […] Trzymam w ręku pióro, przygotowałem papier. Oto tak uzbrojony ruszam na podbój czegoś nieznanego.

Marek Nowakowski, Pióro..., Iskry, Warszawa 2012, s. 35.


Pióro. Autobiografia literacka to najbardziej osobista książka w całym dorobku Marka Nowakowskiego. Pisarz za sprawą tej publikacji bardzo mocno się odsłania i pozwala się poznać od zupełnie dotąd nieznanej strony. Po 1989 roku opublikował kilka książek o charakterze wspomnieniowym (cykle pt. Powidoki, Nekropolis), w których starał się „przedrzeć przez mgłę niepamięci”, jednak w żadnej z nich nie napisał aż tyle o sobie i najważniejszym szlaku swojego życia, czyli literackim. Przyjęta przez niego pojemniejsza forma prozatorska  – autobiografii  – pozwoliła Nowakowskiemu zsyntetyzować rozproszone w różnych utworach (autotematycznych i mających charakter nostalgicznych powrotów do dawnej Warszawy) wspomnienia, doświadczenia, obserwacje.
     Świadomie używam słowo „szlak”, ponieważ autor Benka Kwiaciarza jest rasowym perypatetykiem, niezmordowanym piechurem. To właśnie od tego rozpoczęła się próba wejścia do literackiego parnasu – od szczeniackich wędrówek po ciemnych zaułkach i zakazanych rewirach powojennej Warszawy w poszukiwaniu enklaw wolności. Buszował tam, gdzie mógł chłonąć życie wszystkimi zmysłami. W tym tkwi źródło jego młodzieńczego wyboru: zostania pisarzem.

    Z nagromadzenia wrażeń, zasłyszanych opowieści i rozmów z ludźmi spotykanymi w czasie swoich wędrówek – różnymi oryginałami, którzy idą przez życie jak przez labirynt i po prostu próbują żyć inaczej, dziwnie,  tragikomicznie, ale po swojemu - zrodziła się potrzeba opanowania zaobserwowanego zgiełku. Sięgnął po pióro, narzędzie, które pozwala, jak wiemy, tylko niektórym opanować wir życia. Usiadł przy stole kuchennym, przy którym rodzice jako nauczyciele przygotowywali się do pracy, i napisał opowiadanie Kwadratowy. Było to w 1957 roku.
        Wir życia. Materia życia. Matecznik życia. Strumień życia. Te słowa najczęściej przewijają się w nurcie wspomnieniowym i autotematycznym jego twórczości. Swoistą klamrą spinającą ten nurt jest Pióro. Autobiografia literacka. Niezwykle urzekająca, czarująca książka. Nowakowski opowiada przede wszystkim o tym, co go kształtowało jako pisarza, o znaczeniu literatury, o bolączkach „pięknej choroby pisania”. o buszowaniu i pisaniu jako dwóch wybranych przez niego niezależnych stanach, które zrosły się z całym jego życiem.
       Na początku swojej drogi pisarskiej postanowił „zdzierać warstwy zwierzchnie i docierać do jądra”. Starał się pozostać wierny tej dewizie, a przede wszystkim sobie. Nie dać się stłamsić, zdusić, uzależnić od zewnętrznych uwarunkowań typowych dla totalitarnego systemu. Popadał w rozterki, nękały go wątpliwości, dławiło go osamotnienie, nie brakowało szarpaniny, szamotaniny. O tym wszystkim szczerze opowiada w najnowszej książce. Stąd zapewnie podtytuł „Autobiografia literacka”.
    Jednak nie tylko dlatego ten prozatorski opis własnego młodzieńczego życia zasługuje na miano literackiego. Książka jest bowiem także wspaniałą historią literatury polskiej, na którą składają się soczyste portrety osobistości „artystycznego hadesu Warszawy” lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Nowakowski obficie obdarowuje czytelnika anegdotami związanymi ze swoimi, jak to określa, „knajpianymi peregrynacjami” (lub jeszcze inaczej – „zakrapianej perypatetyce") w towarzystwie między innymi Andrzeja Brychta, Ireneusza Iredyńskiego, Stanisława Grochowiaka, Romana Śliwonika. W autobiografii określa siebie i podobnych mu duchem ludzi pióra „terminatorami literackiej fikcji”. Tworzą oni, wedle jego słów, „zakon wolnych pisarzy z generacji nazywanej pokoleniem »Współczesności«”:




Bazary, knajpy, meliny, kryminalny półświatek, całe to „miasto”, jak się wtedy mówiło, obszar poza zasięgiem władzy – był naszym matecznikiem i tworzywem dla twórczej inspiracji. Znaliśmy tych samych rycerzy nocy, dworcowych bywalców, damy lekkich obyczajów z Polonii, gruzinki (od gruzów) z Chmielnej i Widok, wykolejonych oryginałów.



     Debiutanta wtajemniczał w arcana literatury Wilhelm Mach, który wytrwale patronował jego narodzinom jako pisarza. Dzięki Machowi, któremu poświęca wiele stronic swej autobiografii, poznaje literackie salony ówczesnej stolicy i największych luminarzy: Tadeusza Konwickiego, Kazimierza i Mariana Brandysów, Adolfa Rudnickiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Antoniego Słonimskiego, by wymienić tylko niektórych. W książce bowiem aż roi się od kunsztownie naszkicowanych portretów także innych wybitnych pisarzy, których barwnie opisał także we wcześniejszych utworach.
      Wspomnienia spotkań i rozmów z „koryfeuszami literatury polskiej” oraz ludźmi, którzy stali się w debiutanckiej prozie prototypami wykreowanych postaci, przeplatają się z wyznaniami na temat stosunków ze swoimi rodzicami, sercowych perypetii (tu mimo wszystko Nowakowski jest powściągliwy) i związku z poznaną w czasie prawniczych studiów dziewczyną, którą nazwał Czarnowłosą, słabości do alkoholu, o łobuzerskich wybrykach i pijackich ekscesach (choćby bójce z Iredyńskim, obsikaniu Domu Partii czy wybiciu szyby w mieszkaniu Marka Hłaski), o bohaterach Powstania Warszawskiego, podróży po Polsce, jak również o swoich przeżywanych w młodości rozterkach życiowych i twórczych. Dzieli się także z poglądami na literaturę popaździernikową (obrachunkową) i przedwojennych pisarzy, którzy po wojnie znaleźli się, jak to ujął, „w rydwanie panujących władców”. Młodego Nowakowskiego nurtowała postawa ludzi pióra „zaczadzonych, zainfekowanych komunizmem”, których jednak nie osądza, ale w życzliwym tonie przedstawia ich sylwetki.  
       Prawdziwym majstersztykiem są opowieści o utarczkach ze starszymi pisarzami; szczególnie zabawny jest fragment o gębowej, gombrowiczowskiej maskaradzie urządzonej przez Nowakowskiego w mieszkaniu Julii Hartwig i jej męża Artura Międzyrzeckiego w czasie przyjęcia z udziałem między innymi Juliana Stryjkowskiego, a wydanego z okazji wizyty w stolicy pewnego redaktora francuskiego periodyku. Frapująco i barwnie opowiada też o próbach kupna pierwszego mieszkania, w czym przeszkodą okazał się brak… książeczki wojskowej. Sporo w tej autobiografii epizodów i historii wywołujących albo śmiech, albo zdumienie.
         Dla miłośników twórczości i znawców biografii Marka Nowakowskiego (do których się zaliczam), mimo powtarzalności pewnych wątków i portretów postaci przedstawionych we wcześniejszych utworach wspomnieniowych lub wywiadach, najnowsza książka może być prawdziwą niespodzianką, miłym zaskoczeniem. Natomiast dla osób, które nie miały jeszcze w ręku żadnego jego zbioru opowiadań lub mikropowieści, Pióro może być nie tylko skarbnicą anegdot o przedwojennych i powojennych pisarzach polskich i w ogóle historii na temat dawnego „artystycznego hadesu Warszawy” lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, lecz także doskonałą okazją do poznania niezwykłej osobowości twórczej jednego z najwybitniejszych polskich prozaików oraz inspiracją do przeczytania innej jego książki.
      W najnowszej książce autor Księcia Nocy jawi się nam zarówno jako swego rodzaju varsavianista, odczuwający nostalgię do dawnej stolicy, przewodnik po jej salonach literackich, jak i imponująco wytrwały outsider literacki, od początku swojej drogi twórczej mający ukształtowane poglądy na sens literatury, dobrowolny więzień pewnego modelu wrażliwości oraz osobliwej strategii życiowej i pisarskiej.
     Zachwycająca, cudowna autobiografia, prawdziwie literacka. Żałuję tylko, że nie ma w niej żadnych fotografii...





  

5 komentarzy:

  1. Czyli dla każdego coś dobrego. Już sobie wyobrażam tego nocnego rycerza w mateczniku. Bardzo barwnie to opisałaś. Oczywiście muszę się spotkać z tą książką, bo kocham biografie, a tym bardziej literackie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochłonęłam tę książkę w jeden dzień:) Literatura najwyższych lotów. Nie zawiedziesz się:)

      Usuń
    2. No i kupiłam, zatem nadzieja na przeczytanie też nadchodzi. Książka przekartkowana, zapowiada się apetycznie.:) Chwilowo wyrzucam telewizor i robię nowe półki, więc uśmiecham się od ucha do ucha. A, zdążyłam obejrzeć sobie "Erratę do biografii" z Nowakowskim. Wnikliwie przyglądam się tym, którzy mieli nawet krótkotrwały romans z komuną. Nie to, że czytam potem albo nie, ale łączę (niestety?) twórczość z biografią, bo chyba lepiej wtedy rozumiem. Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. Jako posiadaczka tej ksiązki jesteś zatem szczęściarą, tak jak ja:) Będę czekała niecierpliwie na Twoja opinię!

      Usuń
  2. Właśnie padłaś ofiarą TAGowania! Serdecznie zapraszam do zabawy http://sokrates0313.blogspot.com/2012/05/otagowana.html :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.