W biografiach wielkich ludzi czasem jedna anegdota mówi więcej niż cała góra informacji − tak uważa mieszkający w Australii belgijski pisarz, krytyk literacki i sinolog Simon Leys, autor kapitalnych felietonów zebranych w książeczce pt. Szczęście małych rybek. Listy z Antypodów: o literaturze i nie tylko, którą właśnie niespiesznie czytam i o której zamierzam napisać recenzję. Zacytowane słowa będą patronować mojemu cyklowi „Poniedziałki z Anegdotą”. W ten sposób będę systematycznie uzupełniać widoczną wyżej na tym blogu stronę „Z Wielkiej Księgi Anegdot”, które uwielbiam, a wy będziecie mogli się pośmiać lub po prostu pomyśleć. Anegdoty będę przepisywać z książek, które mam w swoim domowym skromnym antykwariacie.
Dziś
ofiaruję Wam jedną spośród licznie podanych we wspomnianej książeczce. Jest to
swego rodzaju anegdota w anegdocie:
Simon Leys, Szczęście małych rybek. Listy z Antypodów: o literaturze i nie tylko, tłum. W. Dłuski, Drzewo Babel, Warszawa 2011, s. 13.Kipling, który przez pewien czas mieszkał w Vermoncie, był pod urokiem Nowej Anglii. Wspomina ją w Something of Myself, gdzie przytacza anegdotę o przeżyciu swego przyjaciela, profesora Harvardu. Uczony ten był na przejażdżce za miastem z jednym ze swoich kolegów. Dwaj profesorowie, którzy właśnie dyskutowali nad pewnym głębokim problemem etycznym, zatrzymali się na chwilę u znajomego starego wieśniaka, żeby napoić konia. Podczas gdy wieśniak, milkliwy jak większość ludzi z tamtych okolic, niósł wiadro z wodą, obaj przyjaciele siedzieli w bryczce i kontynuowali dyskusję. „Według Montaigne’a…”, powiedział jeden i wsparł swój argument cytatem, na co wtrącił się wieśniak, wciąż trzymający wiadro: „To nie Montaigne to powiedział, tylko Mon-tes-ki-ew”. (I to on miał rację).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKapitalna anegdota, wyobrażam sobie miny pozostałych panów! :D
OdpowiedzUsuńOj, zrzedła panom profesorom mina, oj zrzedła!:D
Usuń