12 lutego 2012

O "bohaterze naszych czasów"




- Nie nazywam się Tomasz Serafiński; moje prawdziwe nazwisko brzmi: Witold Pilecki. […]
- Nie przerywaj. […] Mam ci do opowiedzenia dużo niezmiernie ważnych rzeczy. […] Po zakończeniu kampanii wojennej zorganizowaliśmy podziemną armię. We wrześniu poszedłem na ochotnika, aby zbudować tu komórkę oporu. […]
-  Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to ty jesteś albo niezwykłym bohaterem, albo wielkim głupcem.

Tak powie do Witolda Pileckiego podporucznik Konstanty Piekarski w poruszającej rozmowie, w trakcie której rotmistrz ujawni swoją prawdziwą tożsamość wewnątrz obozu. Jak zaznacza Marco Patricelli, to jedyna udokumentowana sytuacja, w której zdradza, kim jest, na terenie Auschwitz. Tę rozmowę zapisał Piekarski w swojej książce pt. Umykając piekłu. Wspomnienie polskiego oficera AK z Auschwitz i Buchenwaldu. Całą rozmowę przytacza Marco Patricelli w Ochotniku.
To tylko jeden spośród wielu naprawdę wstrząsających i wzruszających fragmentów książki Patricelliego, który gościł niedawno w Warszawie i Krakowie. To nie jest nie tylko klasyczna biografia, ale przede wszystkim historyczna i zarazem literacka opowieść o męstwie, nieustraszoności, sile moralnej. Postawa Pileckiego to symbol nie tylko romantyzmu i uporu Polaków, ich olbrzymiego przywiązania do honoru i wolności, lecz także walki każdego człowieka, bez względu na swoje pochodzenie, o zachowanie godności i człowieczeństwa, a także najwyższe wartości moralne, takie jak solidarność i wzajemna pomoc, w obliczu wojny i totalitaryzmu. 

Patricelli nazywa rotmistrza „bohaterem naszych czasów” oraz „Europy i ludzkości”, a także zaznacza, że głównym impulsem do napisania książki o Pileckim był fakt, że jest on „niestety, poza Polską mało znany albo wręcz nieznany, podobnie jak wiele zdarzeń i postaci związanych z krajem, który aż do wyniesienia Karola Wojtyły na tron papieski był «krajem dalekim»” […] (s. 12). W Polsce pamięć o nim jest też dopiero przywracana. „Nie czas zatarł wszystko, lecz ludzie” – zauważa włoski historyk [wyr. moje].

 

Patricelli niesamowicie barwnie opisuje całe życie i żołnierską służbę rotmistrza, jednak najwięcej miejsca poświęca jego ponad dwuipółrocznemu pobytowi w Auschwitz i ucieczce z obozu. Ten okres biografii rotmistrza jest, jak sądzę, stosunkowo mało znany nawet w naszym kraju. Ta część publikacji obfituje w wiele niezmiernie intrygujących i mrożących krew w żyłach szczegółów związanych z historią dobrowolnego oddania się w ręce esesmanów pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego, koszmarnym życiem obozowym, na dnie piekła, walką o przetrwanie każdego dnia, codziennym oglądaniem koszmarnych i drastycznych scen mordowania więźniów przez hitlerowskich Niemców, odważnym tworzeniem przez Pileckiego podziemnego ruchu oporu w obozie i systemu wzajemnej pomocy, wysyłaniem raportów na temat metod masowej zagłady i zbiorowych egzekucji jeńców wojennych i Żydów w KL Auschwitz, a także brawurowych ucieczek organizowanych przez Polaków.

        Z opowieści Patricelliego dowiemy się na przykład, skąd Niemcy zaczerpnęli słowa Arbeit macht frei. Zdradzę Wam, że zostały wzięte z tytułu książki dziewiętnastowiecznego pisarza Lorenza Diefenbacha. W powszechnym mniemaniu napis Kapo, który nosili więźniowie na żółtych opaskach, pochodzi od pierwszych słów dwóch niemieckich wyrazów: Kameraden i Polizei. Historyk przytacza jednak inną interpretację genezy tego określenia. Okazuje się, że jest to słowo włoskie, które weszło do języka niemieckiego pod koniec XIX wieku. Tak pracujący w południowych Niemczech włoscy robotnicy nazywali wtedy swoich zwierzchników: capo. Takich zdumiewających anegdot jest mnóstwo w tej publikacji. Niezwykła jest choćby ta o zadziwiającym przypadkowym spotkaniu (po ucieczce z obozu) Pileckiego z Tomaszem Serafińskim. To pod jego imieniem i nazwiskiem rotmistrz dał się wywieźć do piekła, w którym przeżył, jak sam obliczył, 947 dni. Albo ta o Himmlerze, który wizytował Auschwitz we „wspaniałym czarno-srebrnym mundurze skrojonym przez Hugo Bossa” (s. 197).

 

W KL Auschwitz Pilecki-Serafiński otrzymuje numer 4859. Na jego oczach nieustannie rozgrywają się dramatyczne sceny mordowania i katowania, na przykład był świadkiem chłosty na specjalnie skonstruowanym stołku-koźle w trakcie jednego z karnych apeli po pierwszej ucieczce z Auschwitz. Tym uciekinierem był Tomasz Wiejowski. W książce przeczytamy więcej zajmujących i zapierających dech w piersiach opisów ucieczek. Do jednej z najbardziej brawurowych, zuchwałych, a nawet romantycznych, doszło 20 czerwca 1942 roku. Czterech Polaków ukradło samochód marki Steyr 220 i nim wydostało się z obozu, mijając po drodze esesmanów. Oto, jak Pilecki przedstawia ten epizod w swoim raporcie: „Aumeier prawie się wściekł, rwał włosy na głowie, krzyczał, że przecież ich spotkał. Potem z rozpaczą cisnął czapką na ziemię i… nagle na głos się roześmiał. Represji żadnych, rozstrzeliwań ani też stójek dłuższych nie mieliśmy wtedy. Tak było już od lutego 1942 roku” (s. 191). Po ucieczce przysłali nawet do komendanta obozu list z przeprosinami za kradzież samochodu, tłumacząc się w nim, że inaczej nie mogliby uciec. Inny więzień zbiegł na rowerze w esesmańskim mundurze. „Niestety - jak podkreśla Patricelli - inne ucieczki nie kończyły się szczęśliwie i nie otaczała ich już romantyczna brawura” (s. 192).

Nie będę Wam zdradzać, w jaki sposób Pilecki tworzył obozowy ruch oporu oraz wzajemnej pomocy. Wystarczy wspomnieć, że te działania wymagały od niego (i nie tylko jego) zarówno niesamowitej przenikliwości i wyobraźni, jak i fizycznej i psychicznej odporności na koszmarne trudy i warunki panujące w tym piekle (Pilecki zapadł w Auschwitz na dwie bardzo ciężkie choroby, z których zrządzeniem Opatrzności wychodzi zwycięsko). Dodam też, że więźniom tworzącym podziemną siatkę udało się w 1942 roku zbudować radioaparat na akumulator, przeprowadzić „wojnę bakteriologiczną” z hitlerowcami oraz „wojnę papierową” z groźnymi szpiclami. Te i inne czyny Pileckiego i jego współwięźniów są wręcz niewiarygodne!

 Książkę zamyka epilog, w którym opowiada o aresztowaniu Pileckiego 8 maja 1947 roku przez komunistycznych tajniaków z UB, więzieniu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na Rakowieckiej, w którym w trakcie wielogodzinnych przesłuchań poddawano go straszliwym torturom przez sześć miesięcy, przebiegu procesu w 1948 roku, skazaniu na karę śmierci, egzekucji wykonanej sowiecką metodą, czyli strzałem w tył głowy, i bólu najbliższej rodziny, a także o tych, którzy go zamordowali, ale żaden z nich nigdy za to nie odpowiedział w wolnej Polsce: Eugeniuszu Chimczaku i Stanisławie Łyszkowskim (funkcjonariuszach MBP prowadzących przesłuchania), podpułkowniku Adamie Humerze, który zatwierdził wyrok, podpułkowniku Janie Hryckowianie (przewodniczącym składu sędziowskiego) i majorze Czesławie Łapińskim, który oskarżał Pileckiego i zażądał kary śmierci dla niego, a także Piotrze Śmietańskim (kacie w wiezieniu MBP w Mokotowie, który 25 maja 1948 roku zabił rotmistrza). W uzasadnieniu wyroku podano, że trzej główni oskarżeni (Witold Pilecki, Maria Szelągowska, Tadeusz Płużański) „dopuścili się najcięższej zbrodni stanu i zdrady narodu, cechowało ich wyjątkowe napięcie złej woli,  przejawiali nienawiść do Polski Ludowej, reform społecznych, zaprzedali się obcemu wywiadowi i wykazali szczególną gorliwość w akcji szpiegowskiej”.

Patricelli przytacza słowa rotmistrza, jakie szepnął swojej szwagierce w czasie jednego z niezwykle rzadkich widzeń, że w porównaniu z tym, co przeżył w komunistycznej Polsce „Oświęcim to była igraszka”. Epilog wzbogacony jest wypowiedziami między innymi żony i dzieci rotmistrza, relacją z rozprawy przeciwko wiceprokuratorowi Czesławowi Łapińskiemu, który w 2003 roku zasiadł jako oskarżony. Jednak „los nie pozwolił mu odpowiedzieć za zabójstwo rotmistrza Pileckiego, popełnione w imieniu państwa. Zmarł na raka w grudniu 2004 roku, zanim dosięgła go ludzka sprawiedliwość. Ostatnie dni życia spędził na oddziale onkologicznym jednego z warszawskich szpitali. Stoi on przy ulicy rotmistrza Pileckiego. Kto wie ile razy Łapiński widział tabliczkę i czytał to nazwisko. Contrapasso, której nawet Dante w Boskiej komedii nie mógłby sobie wyobrazić” (s. 353).

Takimi słowami włoski historyk kończy swoją znakomitą książkę o jednym z największych bohaterów nie tylko Polski, lecz także Europy i świata. Ta napisana plastycznym językiem opowieść o niewyobrażalnej wręcz odwadze i poświęceniu w obronie najwyższych wartości moralnych w czasach totalnego zezwierzęcenia jest swoistym hołdem złożonym przez Marco Patricelliego „najmężniejszemu z mężnych” - rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Przez karty książki przebija autentyczna fascynacja włoskiego autora nie tylko niezwykłym życiem naszego bohaterskiego żołnierza, lecz także jego umiłowaną ojczyzną. Jednak nie dlatego ta książka jest godna polecenia. Jest przede wszystkim wspaniałym i syntetycznym źródłem informacji o tej wielkiej postaci najnowszej historii Polski.

  Znakomita i świdrująca lektura! Czytałam ją z zapartym tchem. Piękna książka!!! Wzbogacają ją liczne zdjęcia pochodzące między innymi z archiwum rodziny Witolda Pileckiego, a także przypisy zebrane na końcu (czego nie jestem zwolenniczką), bibliografia oraz słowniczek wyjaśniający terminy i rozkazy obozowe. Nie omieszkam napisać, że pod względem edytorskim publikacja jest dziełem sztuki.

Oby polscy historycy potrafili tak pisać o polskich bohaterach, czego życzę Wam i sobie...

 

PS. Miejsce pochówku Pileckiego do dziś pozostaje nieznane…

 

Dodatkowe informacje: Marco Patricelli, Ochotnik. O rotmistrzu Witoldzie Pileckim, tłum. K. Żaboklicki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011. W czasie styczniowego spotkania z autorem na krakowskim Kazimierzu przedstawiciel WL powiedział, że sprzedano już trzy tysiące egzemplarzy i że będzie dodruk.

 

Marco Patricelli w radiowej Trójce: http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/538963,Marco-Patricelli-o-rotmistrzu-Pileckim 

 

 

    Pan Michał Tyrpa, inicjator akcji społecznej „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”), pomysłodawca ustanowienia 25 maja europejskim Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmem, napisał na swoim blogu 16 lutego 2012 roku:

[...] Podczas spotkania w Żydowskim Muzeum Galicja, 27.I.2012 wicekonsul Stanów Zjednoczonych w Krakowie, Jeffrey Vick zapytał autora „Ochotnika”, dlaczego – choć od dawna mamy edycję włoską i francuską, a teraz także polską – biografia rtm.Pileckiego nie została dotąd wydana w języku angielskim. Marco Patricelli wyjaśnił amerykańskiemu dyplomacie, że nikt w Ameryce (ani w Wielkiej Brytanii) nie wyraził zainteresowania wydaniem „Ochotnika”... 
    Jak mnie poinformował włoski biograf Rotmistrza, Jeffrey Vick obiecał pomóc w znalezieniu oficyny, która zechciałaby książkę „The Volunteer” przybliżyć czytelnikom amerykańskim. Pozostaje trzymać kciuki za wysiłki amerykańskich dyplomatów. 

Zachęcam do obejrzenia krótkiego filmu dokumentalnego o Witoldzie Pileckim, a także do propagowania akcji społecznej "Przypomnijmy o Rotmistrzu!" (Let's Reminisce About Witold Pilecki!). Na temat szczegółów akcji można przeczytać między innymi tu: http://michaltyrpa.blogspot.com/2012/02/przypomnijmy-o-rotmistrzu-historykom

Pod tym linkiem kryją się odsyłacze do innego interesującego filmu o Pileckim (anglojęzycznego), a także teledysk!  Klikajcie!


Przesłanie Pani Zofii Pileckiej-Optułowicz, córki Rotmistrza Pileckiego, wygłoszone 1 marca 2012 roku, w Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych, pod więzieniem przy Rakowieckiej:


 Przyszliśmy tu, by złożyć hołd Wam "Niezłomnym" za naszą wolność, za którą zapłaciliście najwyższą cenę.

Przyszliśmy także po to, aby przekazać Wam Raport, że Wasz etos rycerski, Wasz System Wartości był i jest dla nas drogowskazem prawdy. Jesteście z nami teraz.

Dlatego przyszliśmy tu, by w Waszej obecności przekazać sztafetę pokoleń młodym, by służba Ojczyźnie, Jej Wolność i Wielkość była dla nich najświętszym obowiązkiem, że mają pamiętać, że Ziemia na której żyjemy, jest ziemią naszą, ziemią ojczystą, której jesteśmy winni miłość i wierność, dla Niej się uczyć, pracować i strzec.

4 komentarze:

  1. Czyli Bohater. Cześć Jego pamięci.
    Wynika z Twojej recenzji, Beatko, że obcokrajowiec doskonale poradził sobie z naszą materią. Nic dodać, nic ująć. Rozwiałaś moje wątpliwości.
    Wydaje mi się, że Patricelli jest optymistą, gdy pisze, że poza granicami postać Pileckiego jest nieznana. Ja stawiam tezę, że w Polsce również. Tylko wąski krąg pasjonatów. Krąg moich znajomych jest niemy, a najgorsze jest to, że nawet nie chcą słuchać, nie interesuje ich to. To mnie boli najbardziej. Teraz czekamy na film. Lepiej tak ulokować się w zakamarkach pamięci niż wcale.

    Bardzo Ci dziękuję za tę notkę. Gdy pisałam o Januszu Krasińskim i jego tetralogii, komentujących prawie nie było. Potem przeczytał ktoś, potem drugi bloger... Napisali recenzje. U nich też może przeczytał ktoś... Każda świadoma jednostka jest na wagę złota, bo pamięć historyczna trwa. Pozdrawiam Cię z ciepłym uśmiechem.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, w Polsce też ten niezwykły Polak jest nieznany..., nad czym należy ubolewać, ale tym bardzie warto jeszcze więcej pisać i mówić o nim. Dziś wzbogaciłam trochę powyższego posta o krótki film dokumentalny o naszym bohaterze, a także o interesujące szczegóły na temat akcji społecznej "Przypomnijmy o Rotmistrzu".
      Cześć Jego pamięci!

      Myślę, że po lekturze dwóch historycznych książek (mam na myśli Snydera i Patricelliego) mogę śmiało wybrać się na film "Róża".:)


      Bardzo Ci dziękuję za towarzyszenie mi w tej blogowej przygodzie:) Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Dokładnie, cześć Jego pamięci. Ale niestety, większość Polaków nawet nie słyszała Jego nazwiska, ja też kiedyś napisałam notkę o Nim. I zgodzę się z Książkowcem - dobrze, że taka notka powstała, bo o takich Bohaterach trzeba przypominać. Dzięki bardzo i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam Twoją notkę o Pileckim. Dziękuję. Zachęcam do lektury niedługiego wywiadu z autorem "Ochotnika" w zakładce "Prasówka". Pozdrawiam:)

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.