Powrót posła. Komedię we 3 aktach
Juliana Ursyna Niemcewicza zamyka przesłanie, adresowane do szlachty, które
wypowiada Podkomorzy, obdarzający swoich włościan wolnością:
Cnotliwie
wszyscy w zgodzie i jedności żyli
I na
szczęście ojczyzny i dzieci patrzyli.
Wszystkich bohaterów
czternastu wspaniałych mikropowieści Joanny Puchalskiej łączy to, że „na
szczęście ojczyzny i dzieci patrzyli”, że byli niestrudzonymi strażnikami rodzimej
tradycji i swoich ukochanych kresowych krain dzieciństwa. Sportretowani przez
autorkę Sarmaci to oryginałowie, sobiepankowie, facecjoniści i dziwacy, ale o
gorącym sercu miłującym ojczyznę i namiętnie ceniącym wolność. Każdy z nich
wiódł życie półromantyczne i półpozytywistyczne, choć bywało, że momentami
niezbyt cnotliwie, po prostu sarmackie.
Urokiem gawędy i
miłością do Nowogródczyzny, Wileńszczyzny, Polesia i innych „zatopionych kresowych
Atlantyd” tchną opowieści Joanny Puchalskiej. To próba odtworzenia autentycznej
szlachecko-sarmackiej mentalności i obyczajowości, które przetrwały zresztą do
czasów międzywojennych, gdyż wtedy nie zatarły się jeszcze dawne poczciwe
obyczaje i ideały. Otrzymujemy zbiór barwnych i świdrujących duszę opowieści.
Nie pozostaniemy obojętni na przykład wobec niezwykłej historii o niewidomym
„Antku Muzykancie” z Worończy, który w 1943 roku w wyniku okrutnego morderstwa stracił
całą swoją rodzinę w „imię sowieckiej sprawiedliwości dziejowej”. Ostatni z
rodu Czarnowskich (właścicieli najpiękniejszego dworu Nowogródczyzny) znalazł
schronienie u mieszkającej w Rowinach wdowy. Kochająca śpiew kobieta
przygarnęła go pod swój wiejski, skromny dach. Wacławę Iwańczyk i Antoniego
Czarnowskiego połączyła miłość do muzyki i… do siebie nawzajem.
Autorka z
powabem przedstawia, przeplatając anegdotami, dzieje ośrodków wysokiej kultury,
czyli dworów oraz żyjących w nich przez pokolenia zacnych i zasłużonych dla
polskiej niepodległości i kultury rodzin, na przykład Sierakowskich, Woyniłłowiczów,
Bułhaków, Zaleskich, Meysztowiczów. Zaczyna jednak od sportretowania… hałaburdy,
czyli najsłynniejszego szulera doby oświecenia, Michała Walickiego, którego dla
potomnych uwiecznił Henryk Rzewuski. Urodzony na Mińszczyźnie „prosty szlachetka”
zasiadał do kart z możnymi tamtego świata, którzy bardzo go lubili. Podobno
sama Maria Antonina darzyła go wyjątkowym zaufaniem, gdyż był to człowiek pełen
galanterii, zawsze opanowany i uprzejmy. Nie przejawiał skłonności do swarów i
chętnie udzielał kredytów. Puchalska szczegółowo i malowniczo opisuje jego
drogę od pucybuta do milionera, a przy okazji legendę le saphir merveilleux należącego do „polskiego szulera wszech
czasów”. Jak przekonuje autorka, jego biografia, pełna wątków
karciano-awanturniczych, ale i filantropijnych i patriotycznych, może stanowić
kanwę do filmowego przeboju.
Następnie
przenosimy się do krainy zajazdów, a więc mickiewiczowskich z ducha opowieści o
procesach, wzajemnych zajeżdżeniach i najeżdżeniach, które urozmaicały spokojne
życie niewielkiego obszaru Nowogródczyzny. Jak wiadomo, twórca Pana Tadeusza miał okazję zetknąć się ze
sprawami dotyczącymi naruszenia czyjejś własności dzięki pracy swojego dziadka,
który był ekonomem, a także ojca - prawnika. Poznajemy różne „odkazanki y
pochwałki” na przykładzie dawnych właścicieli Czombrowa, dworu należącego do
chrzestnej matki wieszcza, Anieli Uzłowskiej. Na podstawie zachowanych
dokumentów sądowych autorka rekonstruuje graniczne procesy i wojenki dziedzica
Józefa Uzłowskiego z sąsiadami. Przyznam się szczerze, że ten rozdział bardzo
mnie znudził, gdyż owe zawiłości prawno-sądowe do mnie nie przemawiają i gdy
czytam epos Mickiewicza także podobne fragmenty pomijałam i pomijam nadal. Nic
na to nie poradzę.
Jak to w życiu,
tak w tych biograficznych nowelach bywa czasami komicznie, czasami wzruszająco.
Poznajemy bliżej kapturnika, na którym Mickiewicz wzorował księdza Robaka.
Prawdziwy bernardyn nazywał się Fabian Ignacy Bułhak i z racji najpierw
żołnierskiej, a potem zakonno-politycznej działalności cieszył się dużą
sympatią mieszkańców Nowogródczyzny. Po tej ziemi wędrował, nie tylko zbierając
datki od hojnych dziedziców, lecz także niosąc dobre słowo, godząc skłóconych
ludzi, jednając zwaśnionych małżonków i zapobiegając pojedynkom. Był swoistym
łącznikiem różnych miniświatów w
staropolskim mikrokosmosie Wielkiego Księstwa Litewskiego. O wielokulturowości
Księstwa świadczy kolejna przypomniana przez Joannę Puchalską postać mogąca być
symbolem spolonizowanych Tatarów, którzy wiernie trwali przy swojej przybranej
ojczyźnie. Chodzi mianowicie o gen. Józefa Bielaka, który walczył między innymi
w powstaniu kościuszkowskim. W cechach tego tatarskiego żołnierza nieraz
ujawniała się sarmacka fantazja. W kolejnej opowieści zwiedzamy dworek w
Borejkowszczyźnie, którym zarządzał zapomniany dziś nieco poeta Władysław
Syrokomla. Co ciekawe, ten „wiejski lirnik”, jak go nazwano, był wielkim
przyjacielem litewskich włościan. Litwini go kochali i podziwiali.
Niejako w cieniu
opisanych Sarmatów znajdują się dzielne kobiety - ich babcie, matki, żony, kochanki,
siostry… One także ofiarnie tworzyły dziedzictwo kulturowe Kresów. Z założenia
tematycznego i kompozycyjnego w książce Puchalskiej znajdują się one na drugim planie, ale ich
rola w podtrzymywaniu polskości w należących od pokoleń do ich rodzin dużych majątkach
ziemskich była równorzędna. Pracowały tak samo ciężko i ofiarnie jak mężczyźni.
Żeby przychylić nieba swoim mężom, były gotowe do najwyższych poświęceń, nawet
porzucenia spokojnego życia i podążenia aż na Syberię, jak to uczyniła żona
konarszczyka, Tomasza Bułhaka, którego Teresa poślubiła… w wileńskim więzieniu.
Pulsujące dawnym
życiem opowieści biograficzne wzbogacają liczne fotografie, które cudem
przetrwały częstokroć zagładę ich pierwszych właścicieli. A skoro o
fotografiach mowa, trzeba wspomnieć, że miłośnicy dorobku Jana Bułhaka, mistrza
obiektywu i kronikarza życia ziemiańskiego, znajdą w tej książce również
charakterystykę jego ukochanej ziemi, czyli - jak sam wspominał w Kraju lat dziecinnych - „stron
Mickiewiczowskich, najpiękniejszego zakątku kraju. Tuhanowicze, Nowogródek,
Świteź - nie były dla mnie tylko głuchymi terminami geografii poetyckiej, lecz
żywą codzienną rzeczywistością”. Joanna
Puchalska na podstawie pamiętników i innych źrodeł ukazuje nam geografię
serdeczną tego wybitnego fotografa kresowego. Podążamy śladami jego dziecinnych
wypraw, zachwytów i przygód, dowiadujemy się, jak kształtowała się jego
artystyczna wrażliwość na urodę Nowogródczyzny oraz tego wszystkiego, co jest
jasne, piękne i doskonałe.
Miłośnicy
mocnych wrażeń znajdą w tej książce krążące do dziś wśród potomków
zaprezentowanych rodów rozmaite legendy
i opowieści o duchach, seansach spirytystycznych lub dziedziczce, która
modlitwą poskramiała burze. Szczególnie interesująco i nawet przekonująco, a
więc groźnie, brzmi historia opowiadana w rodzinie Zalewskich o Krzysztopolu,
gdzie odwiedzających dom Fitinghofów straszy duch zamurowanego w piwnicy po
powstaniu listopadowym młodego Puzyny, który dopuścił się jakiejś nieprawości i
sąd rodzinny skazał go na okrutną karę, gdyż śmierć głodową…. A miłośników
anegdot też ucieszy wiele historyjek wplecionych przez autorkę w dzieje kresowych
rodów. Nie sposób wspomnieć o wielu innych ciekawostkach i zmitologizowanych nieco historiach rodzinnych. Jak powiedział prof.
Stanisław Nicieja,
w opowieściach, jakie przetrwały w polskich
rodzinach, jest mnóstwo prawdy o Kresach i trochę mitów, ale nie należy ich
burzyć.
A dlaczego? Bo:
Mity o Kresach są jak
kobieta po wizycie u fryzjera: troszkę oszukana, dużo piękniejsza, ale nadal
jest sobą.
Galerię
kresowych Sarmatów zamyka sylwetka charyzmatycznego kapłana, kapelana jedenastu
nowogródzkich sióstr męczenniczek, zamordowanych przez Niemców w czasie drugiej
wojny światowej, księdza Aleksandra Zienkiewicza, któremu Boża opatrzność, jak
wspominał, wielokrotnie ratowała życie dzięki ich wstawiennictwu.
Joanna Puchalska
zaprasza na wspaniałą wyprawę do krainy, która po stracie tych ziem przez Polskę w wyniku
zawieruch wojennych pogrążyła się w odmętach niepamięci. Autorka wydobywa z
zapomnienia wiele fascynujących wydarzeń, zdumiewających biografii znanych i
nieznanych Polaków, Tatarów, mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego i ziem porozbiorowych, a także wygasłych już w świadomości obecnych pokoleń
legend i mitów. Historię utraconych Kresów opowiedziała autorka życiorysami ich
mieszkańców - sarmackich typów - pełnymi sukcesów, porażek, dramatów, a czasem
skandali.
Przeglądałam w księgarni na szybko. Kiedyś z chęcią przeczytam, bo temat piękny i bliski.
OdpowiedzUsuńUwagę zwraca też ciekawa okładka.
Gorąco polecam! Każda z przedstawionych przez autorkę zapomnianych dziś postaci miała niesamowity życiorys zakorzeniony w Kresach. Należy się jej podziękowanie, że na podstawie kwerendy źródłowej i dzięki osobistym kontaktom z potomkami opisanych rodów wydobyła sylwetki tych wybitnych Polaków z zapomnienia i przywraca do masowej wyobraźni. Publikacja powinna cieszyć się popularnością, zwłaszcza że po części ma charakter przygodowo-awanturniczy:)
Usuń"Dziedziczki Soplicowa" tak podbiły moje serce, że do kolejnej pozycji tej autorki nie trzeba mnie przekonywać:)Uwielbiam "mickiewiczowskie z ducha opowieści":)
OdpowiedzUsuńLektura "Dziedziczek..." wciąż przede mną. Muszę zdobyć książkę. "Kresowi Sarmaci" to swoisty zbiór mickiewiczowskich impresji.
UsuńKsiążkę czytałam będąc w Warszawie i jestem nią zachwycona. Autorkę miałam okazje poznać osobiscie na Targach Książki Historycznej w listopadzie. Przedstawił mi Ją wnuk Jana Bułhaka (wspaniałego fotografa)Pan Bohdan Bulhak (Który wspaniałomyslnie udzielił mi kilka razy zgodę na publikacje cudnych fotografii Dziadka w kilku moich książkach).
OdpowiedzUsuńPiekna, jak zwykle recenzja Pani Beaty.
Podzielam Pani zachwyt. Znakomita publikacja. "Kresowi Sarmaci" to książka pełna żywych obrazów życia rodzin polskich (i nie tylko polskich, ale także tatarskich, litewskich i białoruskich) na ziemiach kresowych. Stawiam ją sobie na półce obok wielu przez Panią napisanych książek, które miałam przyjemność przeczytać, zwłaszcza że łączy je postać mistrza fotografii, Jana Bułhaka. Dziękuję za odwiedziny, podzielenie się swoimi wrażeniami i za ciepłe słowa.
UsuńPiękna książka! - tak myślę. A serce wciąż przy Kresach... Przy okazji panującego rozgardiaszu - świątecznego dobrostanu życzę, a w nowym 2016 roku niech spełniają się marzenia :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się to czyta. Ciekawe opowieści z kresów!
OdpowiedzUsuń