W roku 1829 siedmioletni Henryk otrzymał na Gwiazdkę Historię powszechną Jerrera, wspaniałą księgę, ozdobioną całostronicowymi reprodukcjami stalorytowymi. Główka chłopca z bujną czupryną pochyliła się w wielkim skupieniu nad obrazkiem, przedstawiającym płonącą Troję, z której uchodził Eneasz ze zniedołężniałym ojcem - Anchizesem na plecach. I oto posłuchajmy, jak wspomina tę chwilę sam Henryk w swojej książce Ilion:
(Z. Kosidowski, Gdy słońce było bogiem, Iskry, Warszawa 2012)
Gdy słońce było bogiem
Zenona Kosidowskiego można śmiało ochrzcić mianem książki kultowej, gdyż
wychowało się na niej kilka pokoleń czytelników, na co zwraca uwagę Zdzisław
Skrok we wstępie do pierwszej polskiej powieści archeologicznej. I nie
ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Wielu Polaków ze starszej generacji z
rozrzewnieniem wspomina swoje niezwykłe doświadczenie lekturowe związane z
publikacją, która powstała w okresie stalinowskiej opresji. Ale nawet dziś, dla
młodszych wiekiem czytelników, obcowanie z tą książką może być fascynującą
przygodą i rozbudzić pragnienie wyruszenia w świat w poszukiwaniu zasypanych
piaskiem nierozpoznanych jeszcze miejsc czy przedmiotów, jak to uczynili
opisani przez Kosidowskiego bohaterowie jego barwnych historii.
Nie wypada nie znać tej
pierwszej w swojej dziedzinie książki, podobnie zresztą jak innych, zaliczanych
do powojennej literatury polskiej. Opowieści Kosidowskiego olśniewają urodą i
rozpalają wyobraźnię. Z wypiekami na twarzy śledzi się losy największych
dziewiętnastowiecznych archeologów i towarzyszy im w jawiących się w ich
czasach jako szaleńcze, ale w końcu zakończonych jednak sukcesem wojaży do
egzotycznych krajów. Większość przedstawionych przez autora odkrywców wyruszało
w świat pod wpływem dziecięcych lektur, a zrodzone w najwcześniejszych latach
życia śmiałe marzenia chcieli zrealizować za wszelką cenę, nie bacząc na
rozmaite przeszkody. W tym kontekście książkę Kosidowskiego można nawet
traktować nie tylko jako powieść archeologiczną, lecz także jako hymn na cześć
fantastów-marzycieli, do których większość z nas może siebie zaliczyć. Niektóre
z zamieszczonych w publikacji historii traktują bowiem o sile marzenia i
imaginacji, o upartym dążeniu do urzeczywistnienia swoich pragnień.
Kosidowski zaprasza do
odbycia razem z nim wyjątkowej podróży w czasie i przestrzeni. Najpierw
proponuje wędrówkę do świątyń i ogrodów Mezopotamii w towarzystwie między
innymi Duńczyka Karstena Niebuhra, który jako jeden z pierwszych próbował
odczytać pismo klinowe (jego książkę, opisującą podróż po Arabii, Napoleon miał
stale przy sobie), a także Anglika Austena Henry’ego Layarda, na którego
przemożny wpływ wywarły arabskie baśnie Tysiąca i jednej nocy.
Następnie udamy się do
Egiptu, by śledzić wysiłki uczonych w badaniu tajemnic piramid czy odkrywaniu
dzieł sztuki egipskiej. Poznamy pionierów egiptologii i zarazem… pospolitych
rabusiów. Detektywistyczna historia, zatytułowana Kłopoty pośmiertne
faraonów, opowiadająca o poszukiwaniu Araba handlującego cennymi zabytkami
antycznymi mogłaby być doskonałą kanwą scenariusza filmu przygodowego z wątkami
kryminalnymi. Poznamy lorda Carnarvona i Howarda Cartera, którzy po pięciu
latach tytanicznej pracy wykopaliskowej prowadzonej w Dolinie Królów odkryli
grobowiec Tutanchamona. Opowieść Kosidowskiego o ich zmaganiach, zwieńczonych
wreszcie sukcesem, jest tak finezyjnie i sugestywnie zbudowana, że czytelnik
staje się naocznym niemal świadkiem wiekopomnego odkrycia i może doznać tej
samej ekscytacji, jaką przeżyli w 1922 roku wspomniani egiptolodzy. Gdy
wreszcie Carter i Carnarvon weszli do pierwszej komnaty grobowej, ogarnęło ich
wzruszenie, minęło bowiem przeszło trzy tysiące lat, kiedy tu ostatni raz
stanęła stop ludzka. Czytając te słowa, jesteśmy tam razem z nimi.
Wyobraźmy sobie też, że w tych nienaruszonych przez trzy wieki komnatach
grobowych, wśród rozmaitych oślepiających swą urodą przedmiotów, znaleźli
archeolodzy wianuszek kwiatów polnych, które - jak wtedy zanotował Carter -
przypominały, jak znikomą chwilą są tysiąclecia. Archeologiczne
gawędy Kosidowskiego skłaniają do zadumy nad upływem czasu i mechanizmami
historii, a także uświadamiają, że nawet w mitach i biblijnych przypowieściach
kryją się echa rzeczywistych wydarzeń.
Po opisaniu
fascynującej przygody związanej z Egiptem faraonów Kosidowski zaprasza do
wędrówki po basenie Morza Egejskiego, między innymi śladami utrwalonymi w dwóch
wielkich eposach Homera. Realność świata przedstawionego przez Homera
udowodnił, jak wiadomo powszechnie, niemiecki archeolog amator Heinrich
Schliemann, którego ojciec był pastorem protestanckim i wielbicielem Homera.
Miłość tę zaszczepił synowi, który w wieku siedmiu lat postanowił, że odkopie
resztki murów Troi. Nie wiemy jednak, jak długą i wyboistą drogę musiał
pokonać, aby spełnić swoje młodzieńcze marzenia. Kosidowski skreślił sylwetkę
tego fantasty-marzyciela w tak ujmujący sposób, że pokochamy tego śmiałka i
będziemy mu szczerze kibicować w jego zmaganiach związanych ze zlokalizowaniem
miejsca akcji Iliady.
Po opuszczeniu kolebki
świata egejskiego udamy się do Zatoki Neapolitańskiej, przede wszystkim do
Pompei - miasta rzymskiego zniszczonego przez wybuch wulkanu (zostało one
zasypane kilkumetrową warstwą pyłów wulkanicznych) oraz Herkulanum. Mistrzowskie
literacko opisy życia mieszkańców sprawiają, że pamiętnego dnia 24 sierpnia 79
r. p.n.e. spacerujemy po mieście z leniwą ociężałością lub zasiadamy do obiadu,
aby po chwili wraz z nimi przeżywać koszmar związany z wybuchem Wezuwiusza.
Zagłada dwóch kwitnących miast została utrwalona przez Tacyta, a także w
literaturze rzymskiej, natomiast prace wykopaliskowe przyczyniły się do
poszerzenia wiedzy o ich historii. Dzięki nim stanęła przed naszymi oczami
jak żywa kultura materialna Italii w jej złożonym i przebogatym całokształcie,
jakby zatrzymana w ruchu, za sprawa jakiegoś przemożnego czaru. Żadne inne
wykopaliska, dokonane na olbrzymim obszarze imperium rzymskiego, nie mogą im
dorównać.
Muszę ostrzec.
Prezentowana publikacja jest bowiem niebezpieczna. Za sprawą powieści
archeologicznej Kosidowskiego staniemy się ludźmi żądnymi przygód, zaczniemy
bezkrytycznie wierzyć w realność motywów przedstawionych w mitach i legendach
oraz ujawnić się może z dużą mocą śpiący w nas dotąd duch odkrywczy… A wtedy
nikt nie zdoła nas powstrzymać; tak, jak dziewiętnastowieczni odkrywcy,
będziemy chcieli - raz opanowani przez jakąś wielką ideę - z niezłomnym
uporem urzeczywistnić swoje cele pozornie fantastyczne, głusi na kpiny i
perswazje otoczenia.
Lektura książki
pozostawi niezatarty ślad w naszej wyobraźni także dzięki błyskotliwemu i
finezyjnemu stylowi oraz niezwykłej barwności opisów dziewiętnastowiecznych
odkryć archeologicznych w krajach egzotycznych. Informacje dotyczące historii i
kultury starożytnych Sumerów, Egipcjan, Azteków czy mieszkańców Pompei
okraszone są fabularnymi, mistrzowsko zbudowanymi wątkami. Po lekturze tej
książki nie wyobrażam sobie, by można było zwiedzać Italię, Grecję czy Egipt
bez trzymania jej w dłoniach w czasie podziwiania tamtejszych starożytnych
zabytków. Jakże uboższa we wrażenia byłaby taka podróż bez zapoznania się z
historiami spisanymi przez Kosidowskiego.
Recenzja dla
No tak, byłam już nawet dwukrotnie w Pompejach i Herkulanum i nie czytałam "A Słońce było Bogiem"-szkoda! Muszę więc to jak najszybciej nadrobić! Natomiast przez przypadek, u jakiegoś ulicznego sprzedawcy, kupiłam przed laty "Rumaki Lizypa", i zakochałam się w jego pisaniu o historii. Przeczytałam je już kilka razy i marzę o napisaniu na podstawie tej historii scenariusza filmowego. Jest to materiał na znakomity film przygodowy, ale musiałby się za to wziąć chyba Hollywood...
OdpowiedzUsuńCudowna jest ta książka! Jestem nią zachwycona. To jednak z takich książek, do których będzie się chciało wracać wielokrotnie. Z wielką ochotą sięgnę także po zarekomendowane przez ciebie "Rumaki Lizypa". A scenariusz koniecznie pisz! Także na kanwie wielu historii spisanych przez Kosidowskiego w "Gdy słońce było bogiem" można byłoby popełnić oryginalne scenariusze filmowe.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPewien Pan na wortalu granice.pl pod moją recenzją napisał tak:
Usuń"45 lat minęło. Pierwszą samodzielnie kupioną książką pewnego kilkulatka, była taka żółta gruba książka, z której wiejski chłopczyk tak wiele o wielkim świecie się dowiedział. Aż mu się przeczytane dziwy po nocach śniły. Autorowi - gdziekolwiek jest- dziękuję. RJK"
Czyż może być piękniejszy dowód na to, jak czasem książki wpływają na całe życie?:)
Dla mnie Kosidowski to "Opowieści biblijne" - pamiętam z jakim politowaniem mój profesor patrzył na kogoś, kto czytał je zamiast Biblii. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem dlaczego :-)
OdpowiedzUsuńCzyżby Kosidowski przemycił do tej książki jakieś podejrzane treści, skoro profesor odradzał jej lekturę?:)
UsuńNie znasz tego, to najbardziej znana książka Kosidowskiego - poradnik jak wojujący ateiści powinni czytać Biblię, potrafił wytłumaczyć każdy cud biblijny :-) - trzeba przyznać, że sprawnie napisana.
UsuńNie znam... Mam spore zaległości, które staram się nadrabiać. Zresztą mam wrażenie, że najbardziej znana książka Kosidowskiego to właśnie "Gdy słońce było bogiem" :) A ten "poradnik dla wojujących ateistów" to sobie odpuszczę, jeśli chodzi o dorobek jego autora:) Dzięki za ostrzeżenie.
UsuńNapisał jeszcze "Opowieści ewangelistów", choć nie były tak popularne. Co do popularności to warto spojrzeć na ilość wydań :-)
Usuń