Rarytas! 17 kwietnia ma się ukazać najnowsza książka Marka Nowakowskiego! Jak zapowiada wydawnictwo Iskry, książka jest zapisem literackiej inicjacji Marka Nowakowskiego, jego pierwszych prób zostania pisarzem, odnalezienia się w środowisku warszawskich literatów, obrony niezależności pisarskiej przed wpływami cenzury, krytyków literackich i innych twórców. Autor przedstawia bogatą galerię pisarzy lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, kolegów, przyjaciół i dalszych znajomych, ukazuje ich losy, zestawiając je ze swymi doświadczeniami pisarza zachowującego indywidualny styl i wolność wypowiedzi.
W najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska" ukazał się fragment tej wspomnieniowej prozy. Miłośników jego twórczości, do których się zaliczam, czeka wspaniała uczta artystyczna i duchowa. Miałam szczęście poznać Marka Nowakowskiego, a nawet wypić z nim kawę na krakowskim Rynku. Do spotkania doszło dzięki napisanemu przeze mnie listowi do pisarza... Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych jest niezwykle życzliwym i otwartym człowiekiem. Znakomitym gawędziarzem. Zapraszam do lektury jego autobiografii! Na razie tylko urywków, które przepisałam z gazety. To kolejna anegdota na poniedziałek w ramach tradycyjnej rubryki na moim blogu.
Marek Nowakowski "Pióro. Autobiografia literacka"
Znacznie zacieśniła się moja znajomość z Adamem Pawlikowskim. Wąska, blada twarz i lekko zmrużone, uważne oczy, zawsze lekko znudzony. Chodził gończym, posuwistym krokiem, maniery miał nienaganne. Był cynicznie dowcipny, oczytany, wykształcony po dyletancku. Prowadził tryb życia nieustabilizowany, cygański, niedobór gotówki łatał tłumaczeniami z włoskiego, angielskiego, artykułami na tematy muzyczne, amatorskim aktorstwem w filmach. Błysnął jako partner Zbyszka Cybulskiego w „Popiele i diamencie”. W innym filmie zagrał rolę złodzieja hotelowego. Najlepsza kreacja. Jeden z pierwszych w Polsce nosił dżinsowe spodnie. W bylejakości i marnocie ubiorów, workowatych spodni, sztywnych, nieforemnych marynarek o watowanych ramionach wyróżniał się jako smukły, lekki wędrowiec nie stąd.
Skutecznie uwodził ładne dziewczyny. Czynił to od niechcenia, mimochodem. Był mistrzem absurdalnych dykteryjek podszytych makabrycznym humorem, sam wiele wymyślał. Przyjaźnił się z osobistościami różnych profesji, niekoniecznie poczciwych, i znosił do Wilka Macha plotki i sensacyjki z artystyczno-dygnitarskiej warszawki. Sprawiał wrażenie człowieka, którego mało co dziwi i wiary w cokolwiek zachował niewiele. To nie były czasy na jego miarę. […]
Chart – tak nazywał go Janusz Szpotański, zwany przez przyjaciół Szpotem, z którym Adam pozostawał w bliskich stosunkach. Szpot był niskim, chudziutkim człowieczkiem o trójkątnej twarzy i bystrych, złośliwych oczkach. Typowy inteligencik, okularnik. Erudyta, znawca filozofii i literatury niemieckiej, szachista, koneser muzyki klasycznej. […]
Przypadkowo spotkanego Szpota zaciągnąłem kiedyś do Kameralnej. Piliśmy w towarzystwie fundatorów z prywaciarskiego stanu, cwaniaków robiących interesy w szczelinach państwowej gospodarki, mistrzów korumpowania urzędników ze skarbówki i gliniarzy z wydziałów przestępczości gospodarczej. Lubili się popisywać zamożnością w stylu iście prostackim. Szpot popijał z nami i milczał skromnie. Nagle wstąpił w niego demon. Sprężył się w sobie i wygłosił monolog wyraźnie skierowany do biesiadników. O bydlęcej chciwości, zadufaniu i braku wyższych lotów, fantazji. Nazwał ich nieodrodnymi dziećmi Polski niewolnej, zsowietyzowanej, gnojnikami żywiącymi się rozkładem. W części drugiej wystąpienia przeszedł do apoteozy przedwojennych oszustów, farmazonów i naciągaczy, w rodzaju głośnego niegdyś mistrza tej profesji, który sprzedał wieśniakom kolumnę Zygmunta czy miejskie tramwaje. Jego zdaniem oszuści mieli wtedy więcej fantazji, pomysłowości, bezinteresownego czaru i przede wszystkim ogłady.
– Nawet Nikodem Dyzma był lepszy – zauważył.
Słuchali go z rozdziawionymi gębami.
– Co to za czub? – zapytał jeden.
– Wybitny filozof – odparłem. [...]
– Nawet Nikodem Dyzma był lepszy – zauważył.
Słuchali go z rozdziawionymi gębami.
– Co to za czub? – zapytał jeden.
– Wybitny filozof – odparłem. [...]
Źródło: „Gazeta Polska” 28 marca 2012.
Jest na co czekać:)
OdpowiedzUsuńJuż się ukazała!:)
UsuńNic nie wiedziałam o tej pozycji. Koniecznie muszę mieć. Wpisuję na listę :-)
OdpowiedzUsuńTo pozycja obowiązkowa!:) Niedługo zabiorę się za lekturę.
Usuń