Kocham tę epopeję! Ze zdumieniem zauważam za każdym razem, gdy czytam to arcydzieło (zwłaszcza gdy grypa przykuwa do łóżka), nieprzemijalność jej głównej problematyki (szczególny wgląd w dramat ojczystych dziejów, pamięć o wielkich momentach dziejowych, kult pamiątek przeszłości, opis próby zachowania polskiej tożsamości, poszukiwanie miłości). Owszem sztafaż historyczny, społeczny i obyczajowy znacząco odbiega od tego, co dziś obserwujemy w naszej codzienności na przełomie XX I XX wieku, ale w warstwie wartości, które przemyca, powieść-rzeka Elizy Orzeszkowej pozostaje opoką, kamieniem węgielnym naszej polskości. Dopóki będziemy czytać tę epopeję, duch w narodzie nie zginie!
Pisarka z rozmachem, ale i zarazem ogromnym wyczuciem, ukazała panoramę życia polskiego na kresach dawnej Rzeczypospolitej, nad litewskim Niemnem. Z wielkim znawstwem opisała życie różnych warstw społeczności polskiej doby popowstaniowej: od arystokracji po chłopstwo. Orzeszkowa była znakomitą obserwatorką zarówno świata ludzi, jak i świata natury. Zanim przystąpiła do pisania, starała się poznać specyfikę krajobrazu nadniemeńskiego, ludowe zwyczaje i pieśni oraz codzienność ludzi żyjących nad Niemnem. O poważnym podejściu do tego problemu świadczy cytat z listu
(1886 r.):
Dzięki temu pisarka mistrzowsko i realistycznie ukazała piękno polskiego pejzażu. Opisy przyrody czyta się więc z zainteresowaniem i bez znudzenia.
Dla tej powieści odbyłam...formalne studia botaniki miejscowej,
tudzież pieśni, bajek, zagadek, podań tutejszego polskiego ludu.
Zakładka wykonana przez pisarkę (zbiory Biblioteki Narodowej: Polona.pl) |
Pisarka osią akcji uczyniła zatarg między dworem Korczyńskich a zaściankiem Bohatyrowiczów. Przed powstaniem styczniowym dwór i zaścianek łączyła silna więź, tradycja wspólnych walk niepodległościowych, sięgających epoki napoleońskiej, o której w powieści opowiada starzec Jakub.
Niemen, L. Baranowski, 1920 (Biblioteka Narodowa) |
Za oknami na błękitnym Niemnie ciężkie rudle wciąż uderzały
w wodę, wywołując
pluski perlistych kaskad; lekki wiatr szumiał w klonach i
mieszały się z nim fruwania
ptasich skrzydeł. Na przeciwległym wybrzeżu, w ciemnym borze,
ludność wiejska zbierała
pewno poziomki lub zioła, bo w głębi boru odzywały się nawoływania:
— Hu! ho! hej!
hop! hop!
Andrzej Korczyński, brat obecnego gospodarza Korczyna,
Benedykta, walczył u boku Bohatyrowiczów w zrywie styczniowym i w pobliskim
lesie kryje się ich wspólna powstańcza mogiła.
[...] w powietrzu jak w kadzielnicy olbrzymiej, głuszone zapachem
pleśni,
kipiały wonie jadłowca, smoły i cząbru, kiedy Jan i Justyna
stanęli u Mogiły, na której
gdzieniegdzie bujały proste i wysokie łodygi kampanuli, mające,
zda się, tuż, tuż, przy
najlżejszym powiewie, w delikatne liliowe dzwonki uderzyć [...].
Teraz Benedykt i Bohatyrowicze prowadzą ze sobą spór sądowy o
szkody w uprawach. Rzecznikiem pojednania dworu i zaścianka zostaje syn Benedykta,
student agronomii Witold. Entuzjasta, wychowany na pozytywistycznych (ale i
romantycznych) ideałach, oddany pracy i nieustannie myślący o tym, jak przyczynić się do ulżenia ludowi wiejskiego bytu.
[...] młodzieniec ze zwykłą sobie zapalnością zajęty losami,
charakterami, obyczajami ludzi, których przed chwilą opuścił, po raz pierwszy
mówił do młodej swojej krewnej o myślach i celach, którym własną przyszłość
poświęcić przyrzekał. [...]
Na tle stosunku do
schłopiałych Bohatyrowiczów powstaje konflikt między ojcem i synem. Rozmowa między nimi, do której dochodzi w dniu wesela Elżusi, córki Fabiana Bohatyrowicza, należy do jednego z najbardziej wymownych i przejmujących fragmentów powieści (a także filmu!).
Mieszkańcy zaścianka są dumni ze swojej genealogii i
tradycji. Tę tradycję z ust Anzelma Bohatyrowicza i dzięki spacerom z Janem Bohatyrowiczem poznaje piękna panna Justyna Orzelska, uboga krewna Korczyńskich,
która po bankructwie hulaszczego ojca osiadła jako rezydentka w Korczynie.
Ani sztuka muzyczna, w której od dzieciństwa ćwiczył ją
ojciec, ani lekcje udzielane jej przez nauczycielki, ani tyczące się obejścia i
układu wskazówki i przestrogi, których często udzielała jej pani Emilia, ani
czytywane wspólnie z kochanym człowiekiem poezje Musseta i Feuilletowskie
powieści — nie podjęły przed nią zasłony, która tu i w tym momencie opadła na
rzeczy wielkie, ważne i wysokie. Nieszczęście rzadko bywa mistrzem dobrym, a
pognębienie, jak olbrzymia tłocznia, szczyty nawet kruszy i wtłacza w padoły. W
życiu jednostek i narodów bywają momenty taką miarą nieszczęść napełnione, że
nic już w nich więcej zmieścić się nie może. Takiego momentu dzieckiem była
Justyna i dlatego z tej mogiły uderzyły w nią strumienie uczuć i myśli, jeżeli
niezupełnie dla niej nowych, to nigdy dotąd silnie nie zaznanych i wyraźnie nie
określonych.
Pogrążyła się w nich tak, że całkiem zapomniała o sobie.
Pierwszy może raz w życiu, zupełnie, absolutnie o sobie zapomniała, i tylko
tego nie czuć nie mogła, że serce jej stawało się większe, jakby nabrzmiewało
jakąś z tonów bez słów uplecioną pieśnią, i gorętsze, jakby spod tej trawy, do
której piersią lgnęła, wydobywał się i w nią wnikał niewidzialny płomień.
Byłyżby zaraźliwym żarem spoczywające w samotnych mogiłach prochy zapomnianych?
Albo w zamian nie otrzymanych wawrzynów otrzymywałyżby ich kości dar wiecznego
pod ziemią gorzenia i wyrzucania na świat niewidzialnych iskier?
Gnana ciekawością, po części nudą, a potem kiełkującym stopniowo uczuciem do młodego, jasnowłosego, pełnego energii,
pracowitego i uczciwego Jana Bohatyrowicza, pewnego dnia w jego towarzystwie i starego stryja
Anzelma udaje się na mogiłę Jana i Cecylii, symbolizującą wzniosłe więzy miłości
silnej bez względu na różnice w pochodzeniu.
Kochać to ufać i w dwa serca na raz spoglądać jak w czyste zwierciadła,
razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać
złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów
życia…
Wybierając Jana za męża, a odrzucając
ofertę małżeńską arystokraty Różyca, Justyna nawiązuje do dziejów Jana i
Cecylii.
Czy podobna, aby ten słuszny, zgrabny chłopak z błękitnymi
jak turkusy oczami, który, gdy nadchodziła, wiązał w snopy zżęte zboże, mógł
czegokolwiek ją nauczyć? Jednak nauczył.
Za sprawą tego wyboru Justyny i za pośrednictwem Witolda dochodzi do
pojednania dworu z zaściankiem.
Poszli drogą sunącą białym szlakiem u spłowiałego kobierca
pól. Niebo było białe od okrywających je obłoków, pod nim leciały stada
jaskółek i gdzieniegdzie kołysały się jastrzębie. W powietrzu panowała chłodna,
smętna, łagodna cisza jesieni.
Orzeszkowa powieść przesyciła bliskimi jej ideami pracy
organicznej i pracy u podstaw. Poddała krytyce obojętność arystokracji i części
szlachty na sprawy ludu, a bohaterami pozytywnymi uczyniła ludzi mężnej pracy.
Jej epopeja nadniemeńska tchnie patriotyzmem oraz przywiązaniem
do ziemi i tradycji.
Powieść to także wspaniała galeria znakomicie nakreślonych (momentami dowcipnie) i pogłębionych psychologicznie postaci kobiet różnego statusu i pochodzenia. Justyna jest ni to myszą przy samej ziemi biegającą, ni to ptakiem kołyszącym się pod obłokami, Emilia to kobieta biała, cicha, cierpiąca, Marta to... cholera, Teresa to... synogarlica, Klotylda to, w opinii jej męża Zygmunta, dziecko, które uszczęśliwić można cackami, a oślepić drobną monetą czułości, Pani Andrzejowa to wieczna wdowa. I jeszcze bogata aktorka (sukcesorka; jedyna dziedziczka majątku), panna Jadwiga Domuntówna - dumna i charakterna kobita. Zakochana w Janie, bez wzajemności.
Łza stoczyła się po rozognionym jej policzku i na wiszące u
szyi końce żałobnej wstążeczki spadła, ale z głową spokojnie i trochę dumnie
podniesioną Jadwiga powtórzyła:
— Spodziewam się, spodziewam się, że tego dostąpię. Kiedy
już takie przeznaczenie kobiety, żeby jak tyka sama w świecie nie tkwiła, to i
mnie go nie ominąć…
— Tedy i ja z gruntu serca pannie Jadwidze wszystkiego
dobrego życzę, a proszę, żeby do mnie nijakiego gniewu nie miała…
— A ja pana Jana o dobre wspominanie proszę…
— A jakże! Całe życie przyjacielem pani ostanę…
ORZESZKOVIANA
Wszystkie poniższe zdjęcia ze zbiorów BN (Polona.pl)
A. Regulski, 1876 |
Zdjęcie domu Orzeszkowej w Grodnie w książce Przewóskiej |
Stronica książki Przewóskiej o Orzeszkowej |
NAD NIEMNEM - to jedyna książka Orzeszkowej, którą naprawdę lubię. Inne mnie drażnią. A w tym to nawet opisy przyrody czytam z zainteresowaniem :)))
OdpowiedzUsuńNa grypę to ja preferuję Sienkiewicza. W dzieciństwie W PUSTYNI i W PUSZCZY, teraz OGNIEM i MIECZEM.
Moje lekarstwa na grypę to "Nad Niemnem" i "Przeminęło z wiatrem":)
UsuńA skoro poruszyłaś tematykę opisów przyrody (które w powieści Orzeszkowej nie drażnią i nudzą), to polecam ten link:
http://www.wilanow-palac.pl/przyrodnicze_pasje_pani_elizy.html
Ja zawsze, gdy byłam chora czytałam "Dewajtisa", ale "Nad Niemnem" też należy do moich ulubionych książek i może uda mi się go przeczytać po raz drugi. Ostatnio powtarzała go moja córka i zostaje pod jego urokiem.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przypomniałaś o "Dewajtis"! Chętnie jeszcze raz tę powieść przeczytam, zwłaszcza że mam ją w domu.
UsuńZ miłości do tej książki pojechałam do Bohatyrowicz i zobaczyłam na własne oczy to, co zostało z opisu Orzeszkowej. Możecie o tym przeczytać tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.de/search/label/Bohatyrowicze?m=0
OdpowiedzUsuńCzytałam i oglądałam już dwa razy z wypiekami na twarzy Twoją relację!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń