15 sierpnia 2015

Dożynki Reymontowskie


Aurelia i Władysław Reymontowie w towarzystwie znajomych we Florianowie
Źródło: Polona.pl

15 sierpnia 1925 roku Władysław Reymont przyjechał do niewielkich podtarnowskich Wierzchosławic na zaproszenie Wicentego Witosa. Wtedy już mocno schorowanemu Nobliście towarzyszyła żona Aurelia. Na cześć autora czterotomowej powieści Chłopi wyprawiono w Wierzchosławicach wielkie dożynki reymontowskie. Uroczystość powitania Noblisty odbyła się na stacji kolejowej w Bogumiłowicach. Na trasie od tamtejszej  stacji kolejowej na błonia wierzchosławickie ustawili się chłopi z całej Polski ze sztandarami. Na spotkanie z noblistą przybyło, według niektórych źródeł, nawet 40 tysięcy osób, a wyjątkowy gość przyjechał specjalnie wynajętym pociągiem. Na pisarza czekała dorożka. Wysiadającego z wagonu pisarza chłopi przywitali niezwykle entuzjastycznie. Reymonta wzięli na ręce i wśród okrzyków na jego cześć zanieśli na udekorowany wóz zaprzężony w cztery siwe konie. Odświętny pochód ze śpiewem i muzyką wiejskiej kapeli ludowej podążył do Wierzchosławic, przejeżdżając zbudowaną na tę okazję bramę w kształcie wiejskiej strzechy.  Po wysłuchaniu laudacji wygłoszonych na swoją cześć poruszony gorącym przyjęciem pisarz zwrócił się do uczestników uroczystości dożynkowych: 

Obywatele! Darujcie, tylko kilka słów powiem, gdyż jestem chory. Zawstydzacie mnie - hołd wasz niezasłużony [...] Obdarzyliście mnie po królewsku. Wzruszenie mię dławi i nie pozwala mi dłużej mówić, więc kończę staropolskim - Bóg zapłać za wszystko, Chłopi, Obywatele i Polacy. 

Po skończonej uroczystości odwieziono pisarza do szpitala w Krakowie, a potem do Poznania. Wracał jednak myślami do tamtych dożynek. W ostatnim liście adresowanym do J. Gluzińskiej napisał:

 A przecież do Wierzchosławic jechać musiałem. Wydobyłem na to ostatki sił. [...] Nie żałuję. Niestety, nawet za najwyższe dobro placić trzeba. Nic darmo. 

Zdawał sobie sprawę, że pogarsza się jego stan jego zdrowia. Zmarł 5 grudnia 1925 roku. Noblistę pochowano w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, a jego serce złożono w kościele Św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.


[...] Południe już przechodziło, chude cienie jęły wypełzać spod drzew i domów, a we zbożach, co się ździebko kłoniły za słońcem, zagrały z cicha koniki polne, bąk też kajś niekaj zahuczał i przepiórki odzywały się po swojemu. 
Ale upał wzmagał się coraz barzej i prażył już niemiłosiernie.
Suma się wnet skończyła i nad stawem jęły gęsto przysiadać kobiety do zezuwania trzewików, zaś drogi tak się zamrowiły ludźmi, wozami a gwarem, że Hanka spiesznie powróciła do chałupy. [...]

(Władysław Reymont, Chłopi, cz. IV: Lato)

7 komentarzy:

  1. Niezwykle ciekawy wpis Beato. Dziękuję.

    Jak również za fragment z "Chłopów". Przysiadłam razem z kobietami nad tym stawem.....
    Ja nie musiałam chodzić boso, ale moja mama wspominała nieraz swoją drogę do kościoła a miała daleko i buty niesione, by je ubrać przed samym wejściem do niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym tam pojechać kiedyś przy okazji. Nawet sobie zanotowałam drogowe wskazówki:)

      "Na zachód od Tarnowa przez Mościce i most nad Dunajcem w Ostrowie, lub autostradą prosto z Krakowa do Wierzchosławic. To o tyle dobry środek transportu, że śladem Reymonta powinni Państwo dotrzeć do Muzeum Wincentego Witosa, które jest przy drodze z Wierzchosławic do Radłowa.
      Wyjeżdżając z Muzeum Witosa w stronę Krakowa - warto pojechać drogą numer 964 w kierunku Szczurowej - i wstąpić do Dworku w Dołędze. W nazywany Nadwiślańskim Soplicowem, wypoczywali m.in. Adam Asnyk, Włodzimierz Tetmajer i młody Stanisław Wyspiański".

      Usuń
    2. Wstyd przyznać , że nie byłam ani w Muzeum Witosa ani w Dołędze.
      Ale może się jeszcze wybiorę.

      Usuń
    3. Wstyd dlatego, że pracowałam w Tarnowie i mieszkałam w nim przez siedem lata a i obecnie nie mam daleko. Tylko się wybrać....

      Usuń
    4. Koniecznie musisz się wybrać, a potem zdać nam na blogu relację!:)

      Usuń
  2. Dzięki za ten post. Nie miałam pojęcia o tych dozynkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam o tym wydarzeniu, ale nie znałam szczegółów. Trochę poszperałam w necie i postanowiłam wypromować w ten sposób Małopolskę i jej ślady literackie:)

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.