10 lipca 2017

Portret "znanego spod Somosierry Kozietulskiego siostry"



Magdalena Jastrzębska nie każe sympatykom swojej twórczości czekać długo na kolejną opowieść biograficzną. Pisze i publikuje regularnie. Autorka ma już pokaźny dorobek i grono wiernych czytelników. Inspiracje czerpie przeważnie z dzieł sztuki. Z uwagą przygląda się znajdującym się w obiektach muzealnych portretom kobiet, szczególnie polskich dam, i zastanawia się, jakie życie wiodły w swoich czasach, o czym myślały i jakie wartości im przyświecały. W trakcie obcowania z dziełami malarskimi wyobraźnia podsuwa wiele interpretacji i przywodzi na myśl różne skojarzenia, ale nie sposób nie zadać sobie wtedy pytania: czy zachowały się jakieś pamiątki po przedstawionej postaci i co kryją w sobie dokumenty na jej temat. Kolejna koncepcja twórcza zrodziła się w głowie autorki za sprawą obrazu austriackiego malarza Josepha Grassiego, znajdującego się we wrocławskim Muzeum Narodowym. Widniejący na okładce wizerunek Klementyny Kozietulskiej, namalowany podczas jej pobytu w Dreźnie w 1804 roku, zachwyca i jest bardzo dobrym przykładem wykreowanego przez Grassiego typu idealnej urody kobiecej, jednoczącego delikatność z powabem i zmysłowością.


Najnowsza książka Magdaleny Jastrzębskiej to napisana w duchu empirowym opowieść biograficzna o Klementynie z Kozietulskich Walickiej, drugiego ślubu Wichlińskiej (1780−1862) −  damie trzech epok: Polski stanisławowskiej, napoleońskiej i kongresowej. Jej losami zilustrowała autorka burzliwe lata przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy ważyły się losy Rzeczpospolitej, gdy schyłek oświecenia rozpraszał już świt romantyzmu.

Ukazane w publikacji ścieżki życia Klementyny Kozietulskiej: od niezbyt zamożnej szlachcianki ze Skierniewic do wpływowej na salonach warszawskich damy, która cieszyła się szczególnymi względami u namiestnika Królestwa Polskiego − generała Józefa Zajączka, dowodzą schyłkowego charakteru epoki, której aktorzy, miotani gwałtownymi wydarzeniami, usiłowali odnaleźć miejsce dla siebie. Także bohaterka opowieści Jastrzębskiej poszukiwała szansy dla swej indywidualności w natłoku politycznych przesileń, walk wewnętrznych i kalkulacji zewnętrznych. Dla kobiet ówczesnej doby taką szansę stwarzało przede wszystkim zrobienie tak zwanej dobrej partii. Miłość, tęsknotę za wielkim uczuciem wiązały z poszukiwaniem partnera, który zapewni przedstawicielkom drobnej szlachty ocalenie albo wywyższenie społeczne. Kobiety, zwłaszcza z  rodzin ziemiańskich, zajmowały się głównie utrzymywaniem stosunków towarzyskich i bywaniem na salonach. W związku z tym wykazywano dużą dbałość o ich wykształcenie, by mogły należycie pełnić funkcje reprezentacyjne. Było to jednak tzw. wykształcenie domowe. Nie inaczej było u bohaterki opowieści Magdaleny Jastrzębskiej.


Osiemnastoletnia Klementyna Kozietulska poślubiła dziedzica Małej Wsi i starostę mszczonowskiego − znacznie starszego Józefa Walickiego, który wywodził się ze starego rodu szlacheckiego herbu Łada. O tym, że związek należał do udanych, świadczą listy, jakie pisali do siebie nawzajem małżonkowie przez dziewięć lat wspólnego pożycia, do śmierci Józefa. Drugie małżeństwo Klementyny, zawarte z poważanym w Warszawie kasztelanem Piotrem Wichlińskim, również okazało się korzystnym dla niej krokiem. Klementyna wiodła spokojne życie w Małej Wsi, gdzie opiekowała się dużym majątkiem ziemskim. Odnajdywała swoje miejsce u boku męża jako żona, matka i patronka ogniska domowego, ale nie odrzucała pokus wielkiego świata. Lubiła bowiem błyszczeć na salonach, bywać na warszawskich balach (oprócz tych, które odbywały się w owianą złą sławą pałacu pod Blachą) lub sama je urządzać w swojej małowiejskiej rezydencji, podróżować, nosić piękne stroje i kosztowne kaszmirowe szale. Olśniewała urodą, wdziękiem i sposobem życia. Krakowski „Czas” jeszcze dwadzieścia lat po śmierci Klementyny wspominał jej zalety:

pomiędzy paniami, które stanowiskiem, rozumem, pięknością błyszczały odznaczała się dziwnym urokiem prostoty, niezrównanej ogłady i powabu synowa wojewody rawskiego Walicka, znanego spod Somosierry Kozietulskiego siostra.


Autorka jak zwykle skrupulatnie przestudiowała koleje życia Klementyny Kozietulskiej, aby rozszyfrować motywy jej wyborów. Z wyczuciem i znawstwem porównuje rozmaite relacje, przytacza fragmenty zachowanej korespondencji i innych źródeł, snuje hipotezy, odmalowuje koloryt epoki, a więc opisuje najgorętsze wydarzenia polityczne, codzienne życie kobiet, obyczaje, intrygi, trendy w modzie i rozsiewane w salonach plotki, by znaleźć odpowiedź na pytanie, czy odznaczyła się czymś wyjątkowym w swoich czasach. Klementyna jawi się jako mająca ciekawą osobowość kobieta, rozważna i romantyczna, z poświęceniem walcząca o swoje szczęście. Rodzina, dzieci i dom − tym wartościom hołdowała, ale nie chciała być uwięziona w gorsecie konwencji i konwenansu. Korzystała bowiem z nieznacznego marginesu swobody do korygowania swojego losu wedle własnej woli.

Kiedy jej brat walczył z wojskami zaborczymi w wiekopomnym roku 1812, zaangażowała się, jak większość kobiet, w prace polegające na zaopatrzeniu szpitali w materiały opatrunkowe, zwane wtedy skubanką lub szarpiami. Jednak trudno stwierdzić, jaki stosunek miała Klementyna Kozietulska do Napoleona. Czy wierzyła w sens ofiarnej walki swojego brata u boku cesarza Francuzów? Nie zachowały się niestety w rodzinnej korespondencji żadne wzmianki na temat jej poglądów w tej sprawie. Wiadomo jednak, że wspierała brata na wszelkie sposoby w jego wojskowej służbie i martwiła się, gdy odnosił rany w bitwach epopei napoleońskiej. Może oboje uważali, że Bonaparte miał jak najbardziej czyste intencje w stosunku do Polaków i że warto przy nim trwać, bo Polacy na tym zyskają?

Klementyny Kozietulskiej nie można zaliczyć do kontrowersyjnych postaci kobiecych. Mimo to nie wzbudziła u mnie pełnej sympatii. Nie wiem nawet, czy można powiedzieć o niej, że była tak gorącą patriotką jak jej brat. Magdalena Jastrzębska też tego otwarcie nie stwierdza, dlatego że nie ma na to dowodów w źródłach. Wydaje mi się, że intensywnie utrzymywana znajomość z gen. Zajączkiem − lojalnym poddanym cara Aleksandra I − kładzie się trochę cieniem na biografii siostry walecznego i odważnego szwoleżera. Zajączek wielokrotnie zmieniał swoje sympatie polityczne, poszukując dla siebie miejsca u boku przywódców ówczesnych obozów politycznych. Ten koniunkturalizm doprowadził do tego, że w latach Królestwa Kongresowego objął urząd znienawidzonego namiestnika i przyjął tytuł książęcy od zaborcy. W tym kontekście warto dodać, że książę Józef Poniatowski, mimo licznych nacisków, nigdy nie przeszedł na stronę Rosji. W jednym z listów pisał: „wszystko może być stracone oprócz honoru”.

Książka ma w zasadzie dwóch równorzędnych bohaterów. Autorka dużo miejsca poświęciła także sylwetce brata Klementyny − Janowi Kozietulskiemu (1781−1821), który wsławił się walecznością u boku Napoleona. Nie mogło być inaczej, gdyż jest to niezwykle barwna postać, wokół której narosło sporo mitów. Magdalena Jastrzębska stara się zdemaskować te mity, zderza ze sobą różne opinie na temat szwoleżerskiej kariery Jana Kozietulskiego oraz odtwarza meandry jego losu po jej zakończeniu. Był świetnym jeźdźcą i przystojnym tancerzem rozrywanym w spotkaniach towarzyskich, porywczym mężczyzną (nazywano go „Siarką” od wybuchowego charakteru), absolwentem znamienitej Szkoły Rycerskiej, brawurowym żołnierzem, pułkownikiem wojsk polskich, uczestnikiem kampanii napoleońskich −  dowódcą szwadronu w pułku szwoleżerów gwardii Napoleona I, a od 1811 roku baronem Cesarstwa Francuskiego. Po klęsce Napoleona Jan Kozietulski był prześladowany przez brata cara Aleksandra I − wielkiego księcia Konstantego, ale i on w końcu dostrzegł w bohaterze kampanii napoleońskich wysokie walory żołnierskie. Zmarł przedwcześnie, mając zaledwie 43 lata. Klementyna często opiekowała się bratem, wspierając go finansowo lub troszcząc się w inny sposób. To ona wprowadziła go w krąg spotkań patriotów, które odbywały się przy Krakowskim Przedmieściu u marszałka Stanisława Małachowskiego. Od tego zaczęła się błyskawiczna kariera wojskowa Jana Kozietulskiego.

Nie mniej interesującą część książki tworzą dwa rozdziały poświęcone fascynującym dziejom potomków Klementyny 1 v. Walickiej, 2. Wichlińskiej, począwszy od jej syna Aleksandra Walickiego i córki Józefy Walickiej, a skończywszy na czterech wnukach. Józefa Walicka, tak samo jak jej matka, zrobiła dobrą partię, poślubiając obdarzonego niezwykłymi zdolnościami i wyjątkową urodą młodego arystokratę Stanisława Rzewuskiego. Swojego przyszłego męża po raz pierwszy ujrzała na wzgórzu małowiejskiego parku, gdy Stanisław z ojcem cwałowali na ogierach czystej krwi arabskiej… Można zatem powiedzieć, że wymarzony książę przybył do niej na białym koniu. Bajka jednak nie trwała długo − Stanisław Rzewuski zmarł w 1831 roku w Krakowie, gdzie szalała epidemia cholery. W tym samym czasie zachorował i odszedł brat Józefy − Aleksander. Klementyna postanowiła zabrać córkę pogrążoną w bólu za granicę. Tam Józefa poznała syna ordynata Stanisława Kostki i urodziwej Zofii z Czartoryskich − Zdzisława Zamoyskiego. Dzieje tej pary oraz ich dzieci odtwarza autorka ze szczegółami, nawiązując do zapisanych myśli i poczynań Klementyny, która dożyła sędziwego wieku i cieszyła się ślubem jednej z wnuczek, Zofii, z pochodzącym z zacnego „Domu” Janem Tarnowskim − dziedzicem Dzikowa.

W portrecie Klementyny wyjętym z ram przez Magdalenę Jastrzębską akcenty dekoracyjne splatają się z analizą historyczną, charakterologiczną i psychologiczną bohaterki i jej potomków, którzy będą wywodzić się z zasłużonych dla Polski rodzin Rzewuskich, Zamoyskich, Tarnowskich i Grocholskich (charakterystykę rodu kończy autorka na roku 1922) .

Książka poświęcona siostrze walecznego szwoleżera to żywymi kolorami odmalowana prawdziwa panorama życia w epoce napoleońskiej − jednej z najbarwniejszych w historii. Magdalena Jastrzębska pieczołowicie zrekonstruowała rodzinne listy Klementyny Kozietulskiej, szperała w niepublikowanych dotąd archiwach, przeczesywała pamiętniki, wspomnienia, korespondencje i inne spisane relacje, a także dobrała liczne fotografie. W efekcie znajdziemy w publikacji najważniejsze informacje związane z położeniem kobiet na przełomie XVIII i XIX wieku na przykładzie Klementyny, zapoznamy się z nietuzinkowymi postaciami sportretowanymi na tle burzliwych przemian społeczno-politycznych, zachwycimy się wyjątkowymi historiami miłosnymi, zwiedzimy rezydencję w Małej Wsi, w której bywali: Julian Ursyn Niemcewicz, pani Walewska, hrabina Rozalia z Lubomirskich Rzewuska, kronikarka warszawskiego życia Aneta Nakwaska czy Anetka z Potockich Wąsowiczowa. Ta opowieść biograficzna rozbrzmiewa nie tylko szwoleżerskimi salwami, ale też dźwiękami typowymi dla dawnych polskich dworów, w których rodziny ziemiańskie pod czujnym okiem strażniczek domowego ogniska, takich silnych kobiet jak Klementyna, wiodły w miarę spokojną, samowystarczalną egzystencję, kultywując zwyczaje i doceniając uroki wsi.


4 komentarze:

  1. Czytałam tej autorki 'Panie z kresowych siedzib'. Fajnie napisana, bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna z moich ulubionych :) Reprezentatywna literacka galeria panien na kresowych włościach.

      Usuń
  2. Pięknie dziękuję za tak wnikliwą analizę opowieści o Klementynie z Kozietulskich.
    Rzeczywiście zabrakło mi w tej monumentalnej korespondencji rodzinnej, którą przeczytałam informacji dotyczących poglądów Klementyny, jej stosunku do spraw bieżących, politycznych. W tamtych czasach ludzie musieli być jednak ostrożni, tym bardziej że część listów szła pocztą, zagranicę, więc mogła być sprawdzana. To na pewno luka... ale nie miałam jej czym zapełnić.

    Pięknie napisałaś o rodzeniu się miłości jej córki Józefy do Stanisława Rzewuskiego. "Wymarzony książę przybył do niej na białym koniu..." Rzeczywiście jak w bajce...ale tak było!

    Po "Portrecie Klementyny" zaplanowałam sobie nieco dłuższy wypoczynek od pisania. Regularność pisania i wydawania książek ma swoje walory, ale ma też minusy. Chwilowo nie przenoszę się do żadnej z epok historycznych. Chcę po prostu za pisaniem zatęsknić. A aby zatęsknić trzeba zrobić dłuższą przerwę.
    Serdeczności posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie! Bardzo dziękuję!
      Oczywiście mogło tak być, że pisząc listy, musiano zachowywać ostrożność, stąd ubogie informacje na tematy polityczne. Ale może są w listach jakieś aluzje Klementyny lub jej mężów o Napoleonie? ;)

      Książka wspaniała - zawiera wiele fascynujących historii dotyczących nietuzinkowych postaci doby bonapartowskiej. Jakże miło było poza tym przebywać w empirowych klimatach.

      Nawet czytelnicy potrzebują czasem odpoczynku (przeżywają niekiedy "kryzys czytelniczy"), a co dopiero autorzy! Przecież mają prawo do kryzysu twórczego. Życzę zatem przyjemnego i opromienionego słońcem (tu aluzja do obecnej deszczowej pory) wypoczynku!

      Usuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.