Magdalena Jastrzębska nie każe
sympatykom swojej twórczości czekać długo na kolejną opowieść biograficzną.
Pisze i publikuje regularnie. Autorka ma już pokaźny dorobek i grono wiernych
czytelników. Inspiracje czerpie przeważnie z dzieł sztuki. Z uwagą przygląda
się znajdującym się w obiektach muzealnych portretom kobiet, szczególnie
polskich dam, i zastanawia się, jakie życie wiodły w swoich czasach, o czym
myślały i jakie wartości im przyświecały. W trakcie obcowania z dziełami
malarskimi wyobraźnia podsuwa wiele interpretacji i przywodzi na myśl różne
skojarzenia, ale nie sposób nie zadać sobie wtedy pytania: czy zachowały się
jakieś pamiątki po przedstawionej postaci i co kryją w sobie dokumenty na jej
temat. Kolejna koncepcja twórcza zrodziła się w głowie autorki za sprawą obrazu
austriackiego malarza Josepha Grassiego, znajdującego się we wrocławskim Muzeum
Narodowym. Widniejący na okładce wizerunek Klementyny Kozietulskiej, namalowany
podczas jej pobytu w Dreźnie w 1804 roku, zachwyca i jest bardzo dobrym
przykładem wykreowanego przez Grassiego typu idealnej urody kobiecej,
jednoczącego delikatność z powabem i zmysłowością.
Najnowsza książka Magdaleny Jastrzębskiej
to napisana w duchu empirowym opowieść biograficzna o Klementynie z
Kozietulskich Walickiej, drugiego ślubu Wichlińskiej (1780−1862) − damie trzech epok: Polski stanisławowskiej, napoleońskiej
i kongresowej. Jej losami zilustrowała autorka burzliwe lata przełomu XVIII i
XIX wieku, kiedy ważyły się losy Rzeczpospolitej, gdy schyłek oświecenia
rozpraszał już świt romantyzmu.
Ukazane w publikacji ścieżki życia
Klementyny Kozietulskiej: od niezbyt zamożnej szlachcianki ze Skierniewic do
wpływowej na salonach warszawskich damy, która cieszyła się szczególnymi
względami u namiestnika Królestwa Polskiego − generała Józefa Zajączka, dowodzą
schyłkowego charakteru epoki, której aktorzy, miotani gwałtownymi wydarzeniami,
usiłowali odnaleźć miejsce dla siebie. Także bohaterka opowieści Jastrzębskiej
poszukiwała szansy dla swej indywidualności w natłoku politycznych przesileń, walk
wewnętrznych i kalkulacji zewnętrznych. Dla kobiet ówczesnej doby taką szansę
stwarzało przede wszystkim zrobienie tak zwanej dobrej partii. Miłość, tęsknotę
za wielkim uczuciem wiązały z poszukiwaniem partnera, który zapewni
przedstawicielkom drobnej szlachty ocalenie albo wywyższenie społeczne. Kobiety,
zwłaszcza z rodzin ziemiańskich,
zajmowały się głównie utrzymywaniem stosunków towarzyskich i bywaniem na
salonach. W związku z tym wykazywano dużą dbałość o ich wykształcenie, by mogły
należycie pełnić funkcje reprezentacyjne. Było to jednak tzw. wykształcenie
domowe. Nie inaczej było u bohaterki opowieści Magdaleny Jastrzębskiej.
Osiemnastoletnia Klementyna Kozietulska
poślubiła dziedzica Małej Wsi i starostę mszczonowskiego − znacznie starszego
Józefa Walickiego, który wywodził się ze starego rodu szlacheckiego herbu Łada.
O tym, że związek należał do udanych, świadczą listy, jakie pisali do siebie
nawzajem małżonkowie przez dziewięć lat wspólnego pożycia, do śmierci Józefa. Drugie
małżeństwo Klementyny, zawarte z poważanym w Warszawie kasztelanem Piotrem
Wichlińskim, również okazało się korzystnym dla niej krokiem. Klementyna wiodła
spokojne życie w Małej Wsi, gdzie opiekowała się dużym majątkiem ziemskim. Odnajdywała
swoje miejsce u boku męża jako żona, matka i patronka ogniska domowego, ale nie
odrzucała pokus wielkiego świata. Lubiła bowiem błyszczeć na salonach, bywać na
warszawskich balach (oprócz tych, które odbywały się w owianą złą sławą pałacu
pod Blachą) lub sama je urządzać w swojej małowiejskiej rezydencji, podróżować,
nosić piękne stroje i kosztowne kaszmirowe szale. Olśniewała urodą, wdziękiem i
sposobem życia. Krakowski „Czas” jeszcze dwadzieścia lat po śmierci Klementyny
wspominał jej zalety:
pomiędzy paniami, które stanowiskiem, rozumem, pięknością błyszczały
odznaczała się dziwnym urokiem prostoty, niezrównanej ogłady i powabu synowa
wojewody rawskiego Walicka, znanego spod Somosierry Kozietulskiego siostra.
Autorka jak zwykle skrupulatnie
przestudiowała koleje życia Klementyny Kozietulskiej, aby rozszyfrować motywy
jej wyborów. Z wyczuciem i znawstwem porównuje rozmaite relacje, przytacza
fragmenty zachowanej korespondencji i innych źródeł, snuje hipotezy, odmalowuje
koloryt epoki, a więc opisuje najgorętsze wydarzenia polityczne, codzienne
życie kobiet, obyczaje, intrygi, trendy w modzie i rozsiewane w salonach plotki,
by znaleźć odpowiedź na pytanie, czy odznaczyła się czymś wyjątkowym w swoich
czasach. Klementyna jawi się jako mająca ciekawą osobowość kobieta, rozważna i
romantyczna, z poświęceniem walcząca o swoje szczęście. Rodzina, dzieci i dom −
tym wartościom hołdowała, ale nie chciała być uwięziona w gorsecie konwencji i
konwenansu. Korzystała bowiem z nieznacznego marginesu swobody do korygowania swojego
losu wedle własnej woli.
Kiedy jej brat walczył z wojskami
zaborczymi w wiekopomnym roku 1812, zaangażowała się, jak większość kobiet, w
prace polegające na zaopatrzeniu szpitali w materiały opatrunkowe, zwane wtedy
skubanką lub szarpiami. Jednak trudno stwierdzić, jaki stosunek miała
Klementyna Kozietulska do Napoleona. Czy
wierzyła w sens ofiarnej walki swojego brata u boku cesarza Francuzów? Nie
zachowały się niestety w rodzinnej korespondencji żadne wzmianki na temat jej
poglądów w tej sprawie. Wiadomo jednak, że wspierała brata na wszelkie sposoby
w jego wojskowej służbie i martwiła się, gdy odnosił rany w bitwach epopei napoleońskiej. Może oboje uważali, że Bonaparte miał jak najbardziej czyste intencje w
stosunku do Polaków i że warto przy nim trwać, bo Polacy na tym zyskają?
Klementyny Kozietulskiej nie można
zaliczyć do kontrowersyjnych postaci kobiecych. Mimo to nie wzbudziła u mnie pełnej
sympatii. Nie wiem nawet, czy można powiedzieć o niej, że była tak gorącą
patriotką jak jej brat. Magdalena Jastrzębska też tego otwarcie nie stwierdza,
dlatego że nie ma na to dowodów w źródłach. Wydaje mi się, że intensywnie
utrzymywana znajomość z gen. Zajączkiem − lojalnym poddanym cara Aleksandra I −
kładzie się trochę cieniem na biografii siostry walecznego i odważnego
szwoleżera. Zajączek wielokrotnie zmieniał swoje sympatie polityczne,
poszukując dla siebie miejsca u boku przywódców ówczesnych obozów politycznych.
Ten koniunkturalizm doprowadził do tego, że w latach Królestwa Kongresowego
objął urząd znienawidzonego namiestnika i przyjął tytuł książęcy od zaborcy. W
tym kontekście warto dodać, że książę Józef Poniatowski, mimo licznych nacisków,
nigdy nie przeszedł na stronę Rosji. W jednym z listów pisał: „wszystko może
być stracone oprócz honoru”.
Książka ma w zasadzie dwóch równorzędnych
bohaterów. Autorka dużo miejsca poświęciła także sylwetce brata Klementyny − Janowi
Kozietulskiemu (1781−1821), który wsławił się walecznością u boku Napoleona.
Nie mogło być inaczej, gdyż jest to niezwykle barwna postać, wokół której
narosło sporo mitów. Magdalena Jastrzębska stara się zdemaskować te mity,
zderza ze sobą różne opinie na temat szwoleżerskiej kariery Jana Kozietulskiego
oraz odtwarza meandry jego losu po jej zakończeniu. Był świetnym jeźdźcą i przystojnym
tancerzem rozrywanym w spotkaniach towarzyskich, porywczym mężczyzną (nazywano
go „Siarką” od wybuchowego charakteru), absolwentem znamienitej Szkoły
Rycerskiej, brawurowym żołnierzem, pułkownikiem wojsk polskich, uczestnikiem
kampanii napoleońskich − dowódcą szwadronu
w pułku szwoleżerów gwardii Napoleona I, a od 1811 roku baronem Cesarstwa
Francuskiego. Po klęsce Napoleona Jan Kozietulski był prześladowany przez brata
cara Aleksandra I − wielkiego księcia Konstantego, ale i on w końcu dostrzegł w
bohaterze kampanii napoleońskich wysokie walory żołnierskie. Zmarł
przedwcześnie, mając zaledwie 43 lata. Klementyna często opiekowała się bratem,
wspierając go finansowo lub troszcząc się w inny sposób. To ona wprowadziła go
w krąg spotkań patriotów, które odbywały się przy Krakowskim Przedmieściu u
marszałka Stanisława Małachowskiego. Od tego zaczęła się błyskawiczna kariera
wojskowa Jana Kozietulskiego.
Nie mniej interesującą część
książki tworzą dwa rozdziały poświęcone fascynującym dziejom potomków
Klementyny 1 v. Walickiej, 2. Wichlińskiej, począwszy od jej syna Aleksandra
Walickiego i córki Józefy Walickiej, a skończywszy na czterech wnukach. Józefa
Walicka, tak samo jak jej matka, zrobiła dobrą partię, poślubiając obdarzonego
niezwykłymi zdolnościami i wyjątkową urodą młodego arystokratę Stanisława
Rzewuskiego. Swojego przyszłego męża po raz pierwszy ujrzała na wzgórzu
małowiejskiego parku, gdy Stanisław z ojcem cwałowali na ogierach czystej krwi
arabskiej… Można zatem powiedzieć, że wymarzony książę przybył do niej na
białym koniu. Bajka jednak nie trwała długo − Stanisław Rzewuski zmarł w 1831
roku w Krakowie, gdzie szalała epidemia cholery. W tym samym czasie zachorował
i odszedł brat Józefy − Aleksander. Klementyna postanowiła zabrać córkę
pogrążoną w bólu za granicę. Tam Józefa poznała syna ordynata Stanisława Kostki
i urodziwej Zofii z Czartoryskich − Zdzisława Zamoyskiego. Dzieje tej pary oraz
ich dzieci odtwarza autorka ze szczegółami, nawiązując do zapisanych myśli i
poczynań Klementyny, która dożyła sędziwego wieku i cieszyła się ślubem jednej
z wnuczek, Zofii, z pochodzącym z zacnego „Domu” Janem Tarnowskim − dziedzicem
Dzikowa.
W portrecie Klementyny wyjętym z
ram przez Magdalenę Jastrzębską akcenty dekoracyjne splatają się z analizą historyczną,
charakterologiczną i psychologiczną bohaterki i jej potomków, którzy będą
wywodzić się z zasłużonych dla Polski rodzin Rzewuskich, Zamoyskich,
Tarnowskich i Grocholskich (charakterystykę rodu kończy autorka na roku 1922) .
Książka poświęcona siostrze
walecznego szwoleżera to żywymi kolorami odmalowana prawdziwa panorama życia w
epoce napoleońskiej − jednej z najbarwniejszych w historii. Magdalena Jastrzębska pieczołowicie zrekonstruowała
rodzinne listy Klementyny Kozietulskiej, szperała w niepublikowanych dotąd archiwach,
przeczesywała pamiętniki, wspomnienia, korespondencje i inne spisane relacje, a
także dobrała liczne fotografie. W efekcie znajdziemy w publikacji najważniejsze
informacje związane z położeniem kobiet na przełomie XVIII i XIX wieku na
przykładzie Klementyny, zapoznamy się z nietuzinkowymi postaciami
sportretowanymi na tle burzliwych przemian społeczno-politycznych, zachwycimy
się wyjątkowymi historiami miłosnymi, zwiedzimy rezydencję w Małej Wsi, w
której bywali: Julian Ursyn Niemcewicz, pani Walewska, hrabina Rozalia z
Lubomirskich Rzewuska, kronikarka warszawskiego życia Aneta Nakwaska czy Anetka
z Potockich Wąsowiczowa. Ta opowieść biograficzna rozbrzmiewa nie tylko
szwoleżerskimi salwami, ale też dźwiękami typowymi dla dawnych polskich dworów,
w których rodziny ziemiańskie pod czujnym okiem strażniczek domowego ogniska, takich
silnych kobiet jak Klementyna, wiodły w miarę spokojną, samowystarczalną
egzystencję, kultywując zwyczaje i doceniając uroki wsi.
Czytałam tej autorki 'Panie z kresowych siedzib'. Fajnie napisana, bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych :) Reprezentatywna literacka galeria panien na kresowych włościach.
UsuńPięknie dziękuję za tak wnikliwą analizę opowieści o Klementynie z Kozietulskich.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zabrakło mi w tej monumentalnej korespondencji rodzinnej, którą przeczytałam informacji dotyczących poglądów Klementyny, jej stosunku do spraw bieżących, politycznych. W tamtych czasach ludzie musieli być jednak ostrożni, tym bardziej że część listów szła pocztą, zagranicę, więc mogła być sprawdzana. To na pewno luka... ale nie miałam jej czym zapełnić.
Pięknie napisałaś o rodzeniu się miłości jej córki Józefy do Stanisława Rzewuskiego. "Wymarzony książę przybył do niej na białym koniu..." Rzeczywiście jak w bajce...ale tak było!
Po "Portrecie Klementyny" zaplanowałam sobie nieco dłuższy wypoczynek od pisania. Regularność pisania i wydawania książek ma swoje walory, ale ma też minusy. Chwilowo nie przenoszę się do żadnej z epok historycznych. Chcę po prostu za pisaniem zatęsknić. A aby zatęsknić trzeba zrobić dłuższą przerwę.
Serdeczności posyłam.
Cała przyjemność po mojej stronie! Bardzo dziękuję!
UsuńOczywiście mogło tak być, że pisząc listy, musiano zachowywać ostrożność, stąd ubogie informacje na tematy polityczne. Ale może są w listach jakieś aluzje Klementyny lub jej mężów o Napoleonie? ;)
Książka wspaniała - zawiera wiele fascynujących historii dotyczących nietuzinkowych postaci doby bonapartowskiej. Jakże miło było poza tym przebywać w empirowych klimatach.
Nawet czytelnicy potrzebują czasem odpoczynku (przeżywają niekiedy "kryzys czytelniczy"), a co dopiero autorzy! Przecież mają prawo do kryzysu twórczego. Życzę zatem przyjemnego i opromienionego słońcem (tu aluzja do obecnej deszczowej pory) wypoczynku!