Rewolucja
bolszewicka i wojenne zawieruchy skazały na unicestwienie wiele kresowych
rezydencji należących do zasłużonych polskich rodów arystokratycznych. Zostały
obrabowane, ograbione, spalone, a następnie rozebrane prawie do fundamentów lub
niszczały pozostawione po wojnie bez opieki. Wśród nich znalazły się między
innymi: podolskie Pietniczany, pałac
zimowy Branickich w Białej Cerkwi, Sanguszkowa
Sławuta, Stawiszcze, do których latem 1914 roku zdążył zawitać Jarosław
Iwaszkiewicz, legendarne Antoniny,
wspaniała ziemiańska siedziba w Ożomli,
litewskie Jużynty Weysenhoffów, radziwiłłowski
pałac w Połoneczce, wołyński dworek
„Na Górce” w Równem, pałac w Młynowie czy położony niedaleko Białej
Cerkwi biały dwór w Lemieszówce.
Świadkami ich rozkwitu, a potem powolnego umierania
wskutek podmuchu rewolucji i wojen były słynące z urody, niezwykłej siły i
nieposzlakowanej prawości charakteru polskie damy, strażniczki domowych ognisk
i tradycji, patriotki, opiekunki zesłańców, wygnańców i powstańców,
kolekcjonerki, pisarki, znawczynie sztuki, posażne córki magnatów, z upływem
latem zmieniające się w szacowne matrony. Magdalena Jastrzębska postanowiła,
tym razem inaczej niż w swoich poprzednich książkach, stworzyć reprezentatywną
galerię panien na kresowych włościach.
Kogóż
nie ma w tej galerii! Same szykowne, utalentowane, oryginalne i niezależne
damy. Poznajemy i zaprzyjaźniamy się między innymi z: zapomnianą pisarką rodem
z Litwy, panią na Dydeliszkach - Zofią z
Chłopickich Klimańską; właścicielką najpiękniejszej rezydencji Wołynia - Aleksandrą ze Steckich Radziwiłłową;
muzą najsłynniejszego pisarza francuskiego doby romantyzmu, panią na
Wierzchowni - Eweliną Hańską; znaną
i poważaną w całej Europie, ale przede wszystkim przywiązaną do rodzinnej ziemi, panią na Białej Cerkwi - Marią z Sapiehów Branicką; hojnie
wspierającą potrzebujących „panną Postawianką” - Marią z Tyzenhauzów Przezdziecką; panią na Czarnominach, które
odwiedził tuż przed zniszczeniem Jarosław Iwaszkiewicz - Elizą z Szembeków Czarnomską (bratanicą głównej bohaterki poprzedniej
książki Magdaleny Jastrzębskiej, poświęconej Józefie z Moszyńskich Szembekowej); żoną hr.
Aleksandra Fredry, panią na Beńkowej Wiszni - Zofią z Jabłonowskich Fredrową; babką Zygmunta Krasińskiego, panią
na Dunajowcach - Antoniną z Czackich Krasińską, matką znakomitego i wciąż
niedocenianego pisarza Józefa Weyssenhoffa, panią na Jużyntach i Tarnowie - Wandą z Łubieńskich, bądź autorką chętnie
czytanej do dziś Burzy od Wschodu,
panią na Lemieszówce - Marią z Izbickich
Dunin-Kozicką. Jednak moje serce podbiła pani z Bochennik, babka stryjeczna
Josepha Conrada, bohaterka licznych anegdot i twórczyni unikatowego w jej
czasach Atlasu Polski - Regina
Korzeniowska. Może dlatego, że wiodła egzystencję na przekór narzucanym w
jej epoce stylom życia, ale jednocześnie wierna była szlacheckim i
chrześcijańskim zasadom oraz swoim ideałom?
Wszystkie
nakreślone przez Magdalenę Jastrzębską krótką, ale zamaszystą kreską portrety -zestawione
obok siebie - tworzą spójny i barwny obraz życia magnackich rodzin polskich na
Podolu, Wołyniu czy Wileńszczyźnie. Lektura tej książki uzmysławia, że kresowe
dwory i rezydencje przybierały własny charakter, wiodły nieco odrębny tryb życia, ale
wszędzie to życie pulsowało śmiałością i swoistą bujnością. Liczne szlachetne inicjatywy, olbrzymia odwaga i poświęcenie właścicielek sprawiały,
że ich siedziby stały się na długi czas ostoją kultury, tożsamości narodowej, tradycji,
obyczajów i religii. Dziejowe
zawieruchy zniszczyły tę wyjątkową, przepojoną duchem romantyzmu i polskości atmosferę, tę kresową bujność życia toczącego
się w tych siedzibach. Dawne wspaniałe rezydencje możemy dziś zobaczyć
wyłącznie dzięki zachowanym szczęśliwie archiwom, do których Magdalena Jastrzębska dotarła. Liczne fotografie oraz cytaty ze wspomnień i pamiętników zeń
zaczerpnięte zdobią strony jej najnowszej książki. Godzi
się wspomnieć, że spośród opisanych przez autorkę rezydencji nieliczne ocalały,
np. znajdujący się dziś w granicach Białorusi pałac w Postawach, pałac w Wierzchowni,
który w czasach swojej świetności oszołomił Balzaca, zamek w Nieświeżu (otwarty
w 2012 roku dla zwiedzających po gruntownym remoncie) czy klasycystyczny pałac
w Wysokich Litewskich, który kazała
wznieść Pelagia z Potockich Sapieżyna - córka targowiczanina Szczęsnego
Potockiego.
Z
książki wyłania się spójny i barwny obraz życia magnackich rodzin polskich w XIX i na
początku XX wieku w zbudowanych przez siebie pałacach, zamkach i dworach. Niektóre z przedstawionych
pań na kresowych włościach są znane w mniejszym lub większym stopniu czytelnikom
interesującym się tą tematyką, pozostałe nazwiska wydobywa Magdalena
Jastrzębska z mroków niepamięci. Wbrew pozorom ich historia nie urywa się, lecz
będzie trwać nadal właśnie dzięki tej książce. Skomponowaną
przez pisarkę galerię strażniczek kresowych siedzib otwiera pani
na Pietniczanach, czyli Ksawera z
Brzozowskich Grocholska (1807-1872), co bardzo mnie cieszy, gdyż dama ta,
obdarzona tytułem „La divine Xaverine”, jest swoistym spoiwem łączącym się z
inną (bliską mojemu sercu) książką - Bohaterkami powstańczej Warszawy. Otóż jedną z
bohaterek wspomnianego dzieła Barbary Wachowicz jest prawnuczka
opisanej przez Magdalenę Jastrzębską Ksawery - Barbara Grocholska-Kurkowiak, ps. Kuczerawa,
sanitariuszka 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, poetka i wielokrotna
mistrzyni Polski w narciarstwie (warto dodać na marginesie, że słowo
„kuczerawa” ma pochodzenie kresowe i oznacza kędzierzawa). Jej pradziadek to
Stanisław Zamoyski - autor opublikowanych w 2014 roku cennych Listów z Podola.
Magdalenie Jastrzębskiej udało się oddać niepowtarzalną
atmosferę wielokulturowych Kresów i pokazać bogactwo utraconego dziedzictwa. Na
książkę składa się moc szczegółów, kolorów, a nawet zapachów. Możemy usłyszeć głosy
dawnych mieszkańców i łatwo wyobrazić sobie, jak kresowe siedziby nadal tętnią życiem. Autorka przybliża
losy wielkich Polek, które dawały świadectwo prawdzie, wierze, miłości i nadziei.
Polskę – z Wileńszczyzną, Nowogródczyzną, Podolem, Polesiem, Wołyniem i ziemią
lwowską – zachowywały w swoich sercach i przekazywały swoim dzieciom.
Panie kresowych siedzib są próbą zajrzenia w przeszłość i teraźniejszość dawnych polskich ziem. Publikacja ma wymiar sentymentalny, tragiczny i smutny zarazem. Czytelniczki
(ale może i panowie chętnie sięgną po nią?) znajdą w niej szkicowe, ale pełne uroku opowieści o niezwykłych Polkach i kresowych rodach ziemiańskich, jak również krótkie wzmianki o współczesnym stanie ich siedzib. Liczne dwory i pałace
położone na dawnych Kresach Wschodnich oraz wznoszone przez ich właścicieli
świątynie po traktacie ryskim znalazły się poza granicami Rzeczypospolitej.
Zaprezentowane przez pisarkę damy zostały zmuszone do opuszczenia rodzinnych stron.
Ta książka gwarantuje poruszającą podróż w czasie i przestrzeni – jest piękna i
krzepiąca, niepozbawiona jednak kropli goryczy.
Pięknie dziękuję za tak wnikliwą recenzję mojej nowej książki. To rzeczywiście miała być podróż w czasie, podróż na Kresy wraz z moimi bohaterkami.
OdpowiedzUsuńPostać Reginy Korzeniowskiej była mi do czasu pisania książki zupełnie nieznana. Tymczasem przeglądając pamiętniki Anny Pruszyńskiej " Między Bohem a Słuczą" (bardzo ciekawa książka!) natrafiłam na nieznaną mi dotąd arcyciekawą postać panny Reginy. Po nitce do kłębka... i powstał kolejny rozdział.
Przez pół roku pisząc książkę "podróżowałam na Kresach". Żyłam w dwóch światach - współczesnym, codziennym i tym dawnym, minionym, który przeminął z wiatrem...
A ja bardzo dziękuję za zaproszenie do odbycia tej inspirującej podróży kresowym gościńcem! O Reginie Korzeniowskiej, tak się złożyło, czytałam w pociągu i z trudem powstrzymywałam się od głośnego śmiechu. Mam na myślę te przednie anegdotki, w tym jedną o modlitwie w kościele na... materacu:) Ale tak naprawdę wszystkie damy, których sylwetki znajdują się w książce, zaimponowały mi swoja indywidualnością i romantycznym podejściem do życia.
UsuńCieszę się, że dzięki książce mogłam na chwilę całkowicie przenieść się do świata "utraconej Atlantydy".
Właśnie czekam na tę książkę w bibliotece, zapisałam się!
OdpowiedzUsuńWarto czekać. Myślę, że się nie zawiedziesz. A ja teraz czytam "Zieloną sukienkę" M. Szumskiej, którą tak zachwalałaś:)
UsuńNo, ja myślę, że na książce Magdy się nie zawiodę :)))
UsuńA jak tam "zielona sukienka"? Podoba się?
Mam mieszane uczucia po lekturze "Zielonej sukienki", ale czytało mi się ją wspaniale. Jeśli ktoś szuka w tej książce pogłębionej historii o wywózkach na Syberię i współczesnej Rosji, to się zawiedzie. Myślę, że najlepiej traktować tę książkę jako osobisty hołd złożony przez autorkę jej dziadkom, jako zbiór luźnych - rodzinnych i osobistych - opowieści. Nie podoba mi się powierzchowny stosunek autorki do martyrologii, taki w duchu michnikowszczyzny, nieco popkulturowy. Mnie to razi.
Usuń