Mojego Drohobycza już nie ma, on żyje wyłącznie we wspomnieniu
i rozrzewnieniu serdecznym, w uwzniośleniu i w wyższośćwstąpieniu wspomnień.
Są to słowa (jakże wymowne i symboliczne) Andrzeja
Chciuka - jednego z bohaterów opasłej i pięknie wydanej książki znanego krytyka
literackiego, Krzysztofa Masłonia. Publikacja jest zbiorem esejów. Część z nich
ukazała się w latach 2010-2011 w kresowym dodatku „Rzeczpospolitej”. Chwała
autorowi, że je zgromadził w jednym tomie, dzięki czemu czytelnicy zaliczający
siebie do miłośników Kresów mogą uporządkować sobie wiedzę na temat dzieł
literackich sławiących ojczyznę wielu narodów, języków, kultur i religii. Teksty
te razem tworzą swoistą panoramę literackich opowieści o mitycznej krainie,
potencjale tkwiącym w utraconych ziemiach (czy na zawsze? Wszak historia jest
rodzaju żeńskiego, jak słusznie zwraca uwagę Waldemar Łysiak), o polskich pisarzach
i ich rodzinach mieszkających na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej.
Jedną z inspiracji do powstania tej książki, jak wspomniał
Masłoń w trakcie warszawskiego spotkania promocyjnego, było zdanie przypisywane
Józefowi Piłsudskiemu, którego autorem był wybitny poeta, Kazimierz Wierzyński:
„Polska będzie wielka albo żadna”.
Książkę Krzysztofa
Masłonia można potraktować jako wypiski z dziejów piśmiennictwa polskiego.
Kalejdoskop opisanych postaci obejmuje bowiem różne epoki. W szkicach tu
pomieszczonych przeglądają się kresowe losy zarówno klasyków literatury
polskiej, jak i debiutantów, a także nieliteratów. Na stronach
publikacji wprost roi się od wspaniałych nazwisk tworzących niebywale barwny
korowód. Nie
przeszkadza skrótowość w kreśleniu ich
sylwetek, wręcz przeciwnie - lapidarność zaostrza apetyt oraz inspiruje do
samodzielnych poszukiwań i lektur. Zresztą artykuły prasowe rządzą się swoimi prawami
i trudno mieć o to pretensje do autora. Puklerz Mohorta to skarbnica
inspiracji lekturowych, może też być (uwaga!) przyczyną wyrzutów sumienia, jeśli się czegoś
jeszcze nie przeczytało (na półce mojej czekają Nadberezyńcy
Czarnyszewicza).
Autor ma talent do
portretowania. Szkice Masłonia cechują urok
i magnetyzm, a także swada narracyjna. Książka obfituje w wiele pasjonujących
ciekawostek, historyjek i charakterystyk poetów i pisarzy związanych
z Kresami. Na przykład fascynująca się historia pojedynku „lwowskiego Dumasa”,
jak nazywano nad Pełtwią Walerego Łozińskiego, z innym lwowskim pisarzem,
Karolem Ciszewskim. Poszło, rzecz jasna, o kobietę. Warto też przypomnieć sobie
historię Iwana Mazepy, który tak zainteresował największych romantyków. Piękna
jest także opowieść o związanym ze Lwowem rodem Scottów, których na ziemie
polskie przyciągnęła nafta. Poświęconą Scottom książkę napisał Jerzy Janicki,
który poznał po wojnie w Kanadzie jednego z potomków, syna konsula Jego
Królewskiej Mości. Jerzy Janicki był też znawcą bałaku, w którym, jak
zaznaczał, przeglądała się długa i bujna historia grodu nad Pełtwią.
W Krakidałach
(Iskry, 2004), w rozdziale poświęconym bałakowi, Jerzy Janicki zwracał uwagę:
[...] raz na zawsze należy wiedzieć, że lwowiak nie
jada, tylko wcina albo wbija w krzyżbanty, nie idzie ulicą, tylko faluji, a
jeśli z płcią piękną, to z dziunią, a do tego trzyma ją popud kolki, chyba że
jest brzydka, w takim razie idzie z rymundą. Kiedy będzie się żenił, to si
okołtuni i wtedy wypije moc ćmagi albo bajury, poczem gdy tak da sobi do nosa,
to będzie hirny albo zaćmakany.
Po lekturze książki
Krzysztofa Masłonia po raz kolejny uświadamiamy sobie, że niezwykłe bogactwo
kulturowe dawnej Rzeczpospolitej będzie naszą krynicą dopóty, dopóki w naszych
sercach i w naszej pamięci pozostanie całe jej dziedzictwo. Niech zatem żyją
i we wspomnieniach, i w rozrzewnieniu serdecznym, i w uwzniośleniu utracone
ziemie kresowe i zakotwiczone w nich wspaniałe dzieła literackie.
Ależ pięknie opisałaś tę książkę! Ja również uważam, że teksty Krzysztofa Masłonia zachęcają do dalszych poszukiwań i są kopalnia interesujących tytułów i autorów. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wypożyczenie egzemplarza! Chciałabym mieć tę książkę na własność, bo warto ją mieć pod ręką. Może uda się wysupłać grosze ze skromnego budżetu.
UsuńZaczynam czytać Twoją recenzję, zaczynającą się od cytatu "Mojego Drohobycza już nie ma..." i uśmiecham się do siebie, bo właśnie wróciłam z Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, gdzie oglądałam m.in. czasową wystawę zatytułowaną "Drohobycz miasto jedyne na świecie".
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowo i ze smakiem zaaranżowana, mapy, zdjęcia, dawne fotografie w sepii, mnóstwo bibelotów, dokumentów, wspomnień mieszkańców...
Ależ ciekawa musi być wystawa! Chętnie bym ją obejrzała... Zajrzałam sobie na stronę muzeum, bo zastanawiałam się, dlaczego Bytom? Wiem już, że jest to miasto partnerskie Drohobycza i że w Bytomiu mieszka dziś wielu Kresowian i ich potomków.
UsuńZnakomita książka i jak zwykle cudnie ja zaprezentowałas, ale ja w tym roku ograniczyłam kupowanie. Pomyśle o niej p0óźniej.
OdpowiedzUsuńNa allu Beatko spotkałam za 20 zł + przsyłka 10 = 30 zł.
Pomyślę jeszcze o ewentualnym zakupie:) Jeśli chcesz, może Kaye ci pożyczy, o ile nie będzie miała nic przeciwko temu? Mogłabym ci wysłać, zamiast do niej.
UsuńNie ma problemu :)
UsuńI właśnie takie książki inspirują, przypominając o innych ciekawych lekturach!
OdpowiedzUsuńTa joj!:)
UsuńTa joj! Ta Lwów! Kochany Lwów!
Ta joj, ta przeci tak maleńku sercu trzeba!
Ta joj! Ta Lwów! Cacany Lwów!
I milion lwowskich gwiazd na tle lwowskiego nieba!
Tu słonko lśni, tam wschodzi nów,
I człowiek czuje się i wesół jest i zdrów.
Co chcesz to myśl, co chcesz to mów,
A całe życie przed oczami widzisz Lwów!