13 maja 2012

Wojna widziana i słyszana przez małego chłopca

Powstanie trwało już od trzech tygodni. Uciekinierzy opowiadali o walkach w środku Warszawy. Wchodziliśmy na dachy najwyższych kamienic i patrzyliśmy na kłęby dymu. Wiatr przynosił czarne chmury, słodki swąd albo zapach palącego się asfaltu. Jak stado wron nadlatywały spopielone kartki, niektóre jeszcze się tliły. Przy dotknięciu rozpadały się, ale nim spadły na ziemię, można było odczytać staroświeckie litery. Paliła się Biblioteka Narodowa.

Wojciech Albiński, Achtung! Banditen!, W.A.B., Warszawa 2009, s. 108.

      Wojciech Albiński jest krajanem i rówieśnikiem Marka Nowakowskiego. Obydwaj prozaicy pochodzą z Włoch, dziś dzielnicy Warszawy, ale dawniej było to miasteczko oddzielone administracyjnie od stolicy. Po latach znany pisarz tak wspominał kolegę:


    Był chłopcem powściągliwym, dobrze wychowanym. [...] Żywioł codzienności, który nas otaczał, interesował go znacznie mniej od książek. Unikał drastyczności, wulgarnych słów i nie bratał się z węglarzami (Marek Nowakowski, Historia niezwykłego debiutu, słowo wstępne do książki Wojciecha Albińskiego Kalahari).

      Autor Księcia Nocy wspomina ciepło i zarazem z nutką ironii Albińskiego także w swojej ostatniej (zrecenzowanej przeze mnie niedawno) książce pt. Pióro. Autobiografia literacka:

Podpatrywałem ich z ukrycia [w kawiarni Stylowej]. Pisanie dziwnie mnie elektryzowało. Poeci. Tak sobie powtarzałem to słowo. Bywał z nimi kolega z Włoch, absolwent gimnazjum Górskiego, student geodezji na politechnice, Wojciech Albiński. Uważałem go za lalusia, maminsynka; we Włochach wyśmiewany z powodu czapki, ci od „Górala” nosili rondle na wzór kepi francuskiego wojska. Wojtek Albiński brał udział w zakładaniu pierwszej, prywatnej „Współczesności”. Coś publikował, felietony, próbki prozy, wiersze. Spotykałem go w EKD dowożącej do miasta. Wtedy byłem przed drukiem pierwszego opowiadania w „Kulturze”.


Zdjęcie zapożyczone ze strony wyd. W.A.B
    
Wojciech Albiński to jedna z najbardziej intrygujących postaci najnowszej literatury polskiej. W jednym z wywiadów wyznał:

Żyję tylko dlatego, że mieszkałem z rodzicami pięćset metrów od granicy miasta Warszawy – we Włochach. Niemieccy żołnierze, którzy w Warszawie strzelali do banditen, jak nazywali powstańców, plądrowali mieszkania po wypędzonych warszawiakach i dawali wolną rękę Kałmukom masowo gwałcącym kobiety, u nas byli karnymi żołnierzami i spokojnymi Niemcami (Wszystkie wędrówki świata, „Tygodnik Powszechny”, 10 stycznia 2010 roku).

      Wojciech Albiński urodził się w 1935 w rodzinie Wacława Dominika Albińskiego, prawnika pracującego w Ministerstwie Komunikacji, i Janiny z Mazowieckich. Z wykształcenia jest geodetą. W Polsce mierzył pegeery. W 1963 roku wyjechał z żoną Wandą fiacikiem na wycieczkę do Paryża.  Droga wiodła przez Norymbergę. Z tej wycieczki na Zachód Albiński już nie wrócił do Polski w okresie PRL-u (w obawie, że esbecja nie wypuści go z kraju, nie przyjechał na pogrzeb swojej matki, która zmarła w 1985 roku). Zamieszkał z żoną w Genewie, gdzie podjął pracę w biurze geodezyjnym. W stolicy Szwajcarii codziennie mijał pensjonat na Champel z tablicą upamiętniającą pobyt Josepha Conrada. W archiwum firmy znalazł mapy sporządzone wiek wcześniej przez inż. Stryjeńskiego, oficera, który wyemigrował po upadku powstania listopadowego. Na pozostawione przez Polaka kamienie graniczne Albiński natrafiał w podgenewskich winnicach. W 1969 roku przeniósł się do stolicy Botswany, Gaborone. Wkrótce doleciała do niego żona z trzymiesięcznym synem. W podróż do Afryki zabrał ze sobą powieści Conrada. Odtąd związany jest z kontynentem afrykańskim. Jest twórcą pierwszych map Kalahari. Legenda głosi, że tygodniami siedział na pustyni, przed namiotem, i czytał Prousta. W jednym z wywiadów potwierdził to. Dziś mieszka w Johannesburgu i Warszawie.
        Debiutował po sześćdziesiątce książką Kalahari, która otrzymała Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza i była nominowana między innymi do Nagrody Nike. Zebrane w niej opowiadania oparte są na doświadczeniach czterdziestoletniego pobytu w Afryce. W następnych latach wydał kolejne zbiory „opowiadań afrykańskich”: Królestwo potrzebuje kata, Antylopa szuka myśliwego, Lidia z Kamerunu, a w tym roku: Sovieto, my love, a także jedną  osobliwą w jego dorobku, będącą swoistym powrotem pisarza  do dzieciństwa, które przypadło na czas okrutnej wojny.



       Jestem po lekturze dwóch jego tomów opowiadań: Lidii z Kamerunu oraz Achtung! Banditen! Dziś napiszę o tej ostatniej, którą już dawno temu chciałam przeczytać. O odłożonej lekturze przypomniała mi  wspomniana książka  Nowakowskiego. Pomyślałam, że już czas najwyższy.
      Achtung! Banditen! to zbiór przejmujących opowiadań będących lapidarnym zapisem sytuacji, epizodów i detali zapamiętanych w czasie wojennej okupacji przez kilkuletniego chłopca z podwarszawskich Włoch. Na okładce książki, którą zdobią niepodpisane zdjęcia pochodzące z archiwum rodzinnego, widzimy autora, który miał cztery lata, kiedy wybuchła wojna. Czytelnik patrzy na nią zatem oczami dziecka.
      Ta pozornie ascetyczna proza urzeka i wstrząsa zarazem. Nie sposób uwolnić się od niej, ponieważ nagromadzone w trakcie lektury emocje i refleksje będą jeszcze długo powracać. Przedstawione przez Albińskiego, wyłuskane z pamięci, zdarzenia i szczegóły są bowiem częścią osobistych doświadczeń. Tom otwiera opowiadanie opisujące planowaną rodzinną podróż nad morze w lipcu 1939 roku, a zamyka utwór o pielgrzymce chłopca z matką do Częstochowy, by uprosić Madonnę o wstawiennictwo w zdobyciu wiadomości o losach zabranego przez Niemców w 1944 roku ojca. Modlitwy zostały wysłuchane. Po powrocie czekał na nich list, lecz ze smutną informacją…
      Albiński w krótkich utworach, migawkach wręcz, opisuje trudną codzienność okupacji  oraz Powstania Warszawskiego, wydobywając z pamięci różne sceny, ludzi i drobiazgi: kaleką dziewczynkę, którą z niewiadomych przyczyn ratują z łapanki... niemieccy oficerowie, malowniczo wyglądających Kozaków stacjonujących w parku okalającym pałacyk, dziecięce zabawy pomiędzy czołgami, skrzynkami z amunicją i granatnikami należącymi do stacjonujących we Włochach Niemców, aresztowanie ojca, przejazd pociągiem włoskich żołnierzy z Sorrento na wschodni front, zakopany przez uciekinierkę z powstańczej Warszawy w piwnicy domu rodzinnego komplet stołowy, zakupy robione w pobliskich sklepach, kolegów z lat szkolnych i ich tajemnicze zniknięcia, zasłyszane rozmowy kobiet siedzących na ławce w cieni jabłonki, furmanki zwożące łupy ze zniszczonej stolicy, smak wypiekanego wówczas chleba, pokutę otrzymaną od spowiednika w czasie drugiej w życiu spowiedzi, żydowskiego chłopczyka w żółtym płaszczyku, z czystymi podkolanówkami i porządnie zawiązanymi bucikami cały dzień czekającego na „ciocię” w poczekalni kolejki EKD…

        Napisane niezwykle oszczędnym językiem, bez zbędnych ozdobników, opowiadania to moim zdaniem potencjalny materiał na film. Bez trudu można sobie bowiem wyobrazić niektóre filmowe epizody. Kanwą filmu mogłaby być choćby historia utrwalona w opowiadaniu Zina i Kapustin. Tytułowy bohater był kapitanem NKWD. Wprowadził się do domu rodzinnego narratora, wcześniej mieszkali w nim esesmani. Wkrótce wraz z kapitanem Kapustinem zamieszkała jego pułkowa żona, Zina, która była Kozaczką. Pochodziła z dobrej atamańskiej rodziny. Pewnego dnia jej mąż nie wrócił do domu, zniknął, prawdopodobnie z powodu przesunięcia frontów. Zina rozpaczała, w końcu przyszła do Pani Janiny, matki chłopca, i poprosiła, żeby nauczyła ją modlić się, gdyż chce wybłagać Boga, aby jej zwrócił męża. Doskonały scenariusz filmowy może powstać również na kanwie wielu innych opowiadań, których przedmiotem są okupacyjne przeżycia kilkuletniego chłopca. Na przykład frapująco opisana jest próba ucieczki we wrześniu 1939 roku na wschód.  Specjalny pociąg, z którego okien było widać atakujące go samoloty, dojechał do Równego (na Wołyniu) 16 września. Tam rodzina ulokowana w Hotelu Królewskim zobaczyła następnego ranka chłopskie furmanki wypełnione obcymi żołnierzami. Padła decyzja o powrocie do Warszawy. Płynęli dziurawą łodzią przez Bug, a na brzegu uciekinierzy natknęli się na niemiecki patrol…


    Bawiąc się metalowymi guzikami płaszcza, stanął przed nami młody oficer Wehrmachtu.
− Bolszewicy? − zapytał.
− Nie. Leutnant się nieco zasępił.
− Szkoda... Bo bym was kazał rozstrzelać.
Za oficerem stał Gefreiter. Robił grymasy i miny, dawał nam poznać, że przełożony żartuje
  (opowiadanie Za Bug i z powrotem).

      Proza fabularna Albińskiego nie pozwala na obojętność, zachodzi głęboko pod skórę. Treść opowiadań zebranych w książce Achtung! Banditen! jest niezwykle skondensowana, bogata, a styl, w jakim są napisane, jest z kolei rzeczowy, zdyscyplinowany, precyzyjny, co sprawia, że pozostawiają czytelnika z uczuciem niedosytu. Ta ascetyczność i zarazem finezyjność pod względem formy jest olbrzymim walorem tych autobiograficznych utworów. Tak skonstruowana proza skłania do refleksji i niepokoi. W opowiadaniach Albińskiego, mimo przedstawianej grozy wojennej, nie brakuje czarnego humoru, który podkreśla niepowtarzalność tej literatury. Ponadto pełno w niej niedomówień, które zmuszają czytelnika do większego wysiłku w uruchomieniu swojej wyobraźni.  Zapisane w niej obrazy z czasu apokalipsy wojennej wywarły na mnie olbrzymie wrażenie. Udzieliła się mi także tajemnicza aura, jaka unosi się nad nimi. Jest w niej tyle ciszy... Ona się należy tym, którzy zginęli w tej wojnie lub ją przeżyli.  Znakomita, wyrafinowana proza! Najwyższych lotów po prostu.

3 komentarze:

  1. Jak dobrze, że u Ciebie można poczytać o ważnych, potrzebnych książkach. Mam dość miałkich bylejakości rozsyłanych przez wydawnictwa, których zadaniem jest zabić czas. Albińskiego znam z biografii i myślę o czytaniu. Niestety, wszystkiego się nie da. A wersja Powstania opisana przez Białoszewskiego mi nie odpowiada. Będę szukać. Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że któregoś dnia ta książka Albińskiego Cię znajdzie...:)
      Ja z kolei mam zamiar sięgnąć po jego najnowszy, "afrykański" tom pt. "Sovieto, my love"... Najpierw muszę ją zdobyć.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.