[…] młody dżentelmen, pełen dystynkcji, rodem z
Polski, który opuścił swą Ojczyznę, by bronić sztandaru wolności w Ameryce.
(z listu
pułkownika Otho Williamsa, adiutanta gen. Nathanaela Greene’a, do siostry)
Pamiętam chwilę triumfu, gdy w New York
Historical Society pojawił się mi się ten tekst na ekranie z mikrofilmu: „Pułkownik
Kosciusko miał w swych rękach naczelne
kierownictwo i nadzór (chief direction and superintendence) dzieł w West
Point i jest moim pragnieniem, by pozostał tam dla prowadzenia ich dalej. […]”
(tak wspomina
Barbara Wachowicz chwilę odkrycia listu Naczelnego Wodza G. Washingtona do gen.
R. Gatesa z 11 września 1778 roku - w książce cytuje go w tłum. Stefana
Bratkowskiego i z jego podkreśleniem)
Odbyłam
wspaniałą podróż po Stanach Zjednoczonych. Razem z Barbarą Wachowicz.
Zakochałam się w tej Ameryce, którą zobaczyła pisarka. Nazwę Cię Kościuszko! to imponująca księga historyczno-przygodowa! Nie
mogło być inaczej, bo takoż sama była wyprawa Barbary Wachowicz! Niebywale
odważna, pełna niecodziennych wydarzeń i niesamowitych przeżyć, prekursorska
oraz ważna dla przetarcia szlaku bitewnego, jakim podążał generał Tadeusz
Kościuszko w trakcie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych w latach
1776-1783. Pisarka jest jedyną osobą, której udało się przemierzyć olbrzymi trakt
ośmiu lat walki naszego wielkiego rodaka
- odwiedziła 15 stanów, pokonując 15 tysięcy mil! Trzeba było niezwykłej
pasji, ogromnego zafascynowania polskim bohaterem narodowym oraz determinacji,
decydując się na tak trudną i najeżoną wieloma niewiadomymi przeszkodami
eskapadę.
Filadelfia, gdzie
nastąpił debiut fortyfikacyjny młodego inżyniera, Saratoga, Ticonderoga, West
Point - najważniejszy posterunek Ameryki i z ogrodem imienia Kościuszki, rzeki
Yadkin i Dan w Północnej Karolinie, twierdza Ninety Six, tajemnicze plantacje
pod Charlestonem, urocze miasteczko Kosciusko w stanie Mississippi, miasto
Warszawa w Kościuszko County - to są historyczne dla Amerykanów miejsca
związane z walką o wolność ich ojczyzny, a dla nas, Polaków, bitewną i
inżynieryjną epopeją wybitnego rodaka, Tadeusza Kościuszki. Gdzież on nie był!
Dlatego Barbara Wachowicz, porywając się na tak śmiałą (z motyką na słońce) wyprawę
jego śladami, miała prawo być przerażona u początku swojej podróży, gdy
wreszcie po wielu piętnastoletnich (!) staraniach udało się jej zdobyć fundusze
i sprzymierzeńców, co nie było łatwe. Nawet szacowna Fundacja Kościuszkowska („kogo
obchodzi jeszcze dzisiaj Kościuszko?”) sceptycznie podchodziła do jej projektu
udokumentowania szlaku bojowego Kościuszki w USA!
Pisarka z dużą
dawką (auto)ironii opisuje swoje przeżycia, przygody, emocje i obserwacje,
dzięki czemu czyta się książkę z wypiekami na twarzy i nierzadko (u)śmiechem,
na przykład kiedy opisuje początek wyprawy:
Siedzę na lotnisku Okęcie i świętym od
podróży - Krzysztofowi i Rafałowi - duszę polecam, struchlały robaczek
nadbużański, któremu przyjdzie się zmierzyć z groźną Ameryką. […] Nieszczęsny robaczek nadbużański na
Manhattanie, bez żadnych szans na księcia Lubomirskiego! Nagle pochyla się nade
mną srebrnowłosy uśmiechnięty dżentelmen: - A ziarenko szaleju zabrała pani?
Tego mi jeszcze brakowało! Szaleniec przed startem! - Pani Barbaro, własnych
cytatów dobrodziejka nie pamięta! A kto przywołuje Żeromskiego w „Malwach na
lewadach”: „Przebywam odległe światy, kraje słońca, róż i kamelii, których nie
ma w moim świerkowym kraju. Niosę w mózgu ziarenko szaleju, myśl o tym kraju”.
I z tym
ziarenkiem szaleju wędrujemy razem z Barbarą Wachowicz, także my, czytelnicy,
kibicując, śmiejąc się i wzruszając na przemian.
Z książki
będącej barwną i poruszającą relacją z podróży po Stanach Zjednoczonych w
poszukiwaniu śladów stóp Tadeusza Kościuszki wyłania się fascynujący obraz
epoki walk o niepodległość, a także piękny wizerunek współczesnych Amerykanów
pieczołowicie dbających o pamięć o „niesamowitym naszym chief inżynier”, jak
wykrzyknie do Barbary Wachowicz i jej dwóch towarzyszy podróży w Ninety Six
Robert Armstrong, przodek kapitana Armstronga, którego w swoich notach
Kościuszko wspomniał, pisząc:
[…] zginął kpt. Armstrong i 30 żołnierzy,
winniśmy chronić w pamięci ich cnoty odwagi, żałować ich straty i przykład
przekazać potomności.
Dziś Amerykanie z
oddaniem chronią w pamięci Tadeusza Kościuszkę i jego zasługi w wywalczeniu
niepodległości ich ojczyzny przekazywali i przekazują potomności, o czym
naocznie przekonała się pisarka. W Polsce przed swoją wyprawą słyszała nieraz
opinie w rodzaju: „któż tam będzie o nim pamiętać poza nawiedzonymi
historykami”. Miło nam i pisarce stwierdzić: „jakże się mylili!”. To my,
Polacy, powinniśmy się wstydzić, że tak mało wiemy o Kościuszce, jego życiu i olbrzymich
dokonaniach dla wolności. Można powiedzieć, że Barbara Wachowicz uratowała nasz
honor i pokazała Amerykanom, że polskim sercom także jest bliski ten wybitny
człowiek. Spotkała w USA takich, którzy mówili, że wreszcie doczekali się kogoś
z Polski. „Dziadek powiedział, że dla Polaków wylazłby z grobu! - Polacy! Nigdy
nikt tu nie dotarł z ojczyzny Kosciuski” - usłyszała pisarka od mieszkającego w
miasteczku South Boston sędziwego Carrolla Headspetha, który w swojej
książeczce nazwał go najlepszym inżynierem armii amerykańskiej. Niedaleko South Boston płynie rzeka Dan, przez którą
przeprawiła się Armia Południowa 13 lutego 1781 roku dzięki zorganizowanej
przez naszego inżyniera udanej akcji ratunkowej.
Ja już nie zobaczę tej rzeki ani twojej
książki. Ale powiedz w Polsce, że w miasteczku South Boston stanu Virginia nad
rzeką Dan żyli ludzie, którzy wiedzieli, co dla ich ojczyzny uczynił Thaddeus
Kosciusko.
Z wieloma takimi
pięknymi przesłaniami wróciła do Polski Barbara Wachowicz. Amerykanie
niemiłosiernie wręcz przekręcają nazwisko naszego wielkiego rodaka, ale nie można
im zarzucić, że go nie znają i nie czczą. Okazali się wspaniali, pomocni i
wielkoduszni dla ekipy podróżującej pod przewodnictwem pisarki śladami swojego
rodaka zasłużonego dla amerykańskiej niepodległości, choćby… darując Polakom
mandat, gdy w Chicago, nad jeziorem Michigan, podjechali pod pomnik Kościuszki,
by złożyć mu kwiaty. Tytuł książki Nazwę
Cię Kościuszko! jest fragmentem poruszającego listu młodej Amerykanki skierowanego
w 1797 roku (po jego powrocie
do „drugiej ojczyzny” po dwóch latach niewoli w petersburskim więzieniu) do sparaliżowanego wskutek maciejowickich ran Kościuszki.
Dowodów uznania otrzymywał nasz bohater sporo, nawet od rdzennych Amerykanów,
czyli Indian:
W lutym 1798 roku do skromnego mieszkania
przy 172 South Third Street w Filadelfii wkroczył niezwykły gość. Little
Turtle! Mały Żółw. Przyniósł w darze tomahawk „Wodzowi Wielkie Serce” -
Tadeuszowi Kosciuszce… Naczelnik mu ofiarował piękną burkę i okulary. - Dałeś
mi nowe oczy! - podziękował Mały Żółw z radością.
Z książki
wyłania się również pasjonujący wizerunek sprawcy tego całego zamieszania - Tadeusza
Kościuszki, który jest symbolicznym i
mocnym ogniwem łączącym Amerykę i Polskę. Jaki był? Co myślał? Jak
kochał? Barbara Wachowicz dotarła do wielu cennych dokumentów i źródeł ukazujących
jego znakomite wykształcenie, zasługi dla polskiej i amerykańskiej wolności,
zamiłowania (na przykład uwielbiał kawę, o której pisał w jednym z listów, iż
nie może bez niej żyć), charakter, światopogląd, stosunek do przełożonych i
podwładnych w armii… Miał wielkie serce, szczerze miłujące dwie ojczyzny:
Polskę i Amerykę. Dlatego Polacy i Amerykanie tak go kochali i kochają nadal.
Kościuszko podarował obydwu narodom nowe oczy. Był nie tylko naszą, ale i
Amerykanów kotwicą, co najpełniej wyraził autor Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych, uważany za jednego
z ojców założycieli USA, Thomas Jefferson, w liście napisanym w 1813 roku do
Kościuszki:
Nie możesz inaczej niż z radością wielką
widzieć, jak drzewo, które z takim zapałem pomagałeś sadzić, jest
podlewane i rozkwita. […] Każdy prawy Amerykanin, każdy szczery
stronnik wolności kocha Cię i czci.
Tadeusz Kościuszko. Źródło: Polona.pl |
Dzięki książce
możemy przenieść się do Ameryki z epoki nie tylko walk o niepodległości, ale
także z późniejszego okresu, z czasów niezwykle krwawej wojny domowej, zwanej secesyjnej,
gdyż „pisarka losu polskiego” (amerykańskiego także!) przejmująco opisała
również duch Południa, który przeminął z wiatrem. W Atlancie zdążyła zobaczyć
dom, w którym Margaret Mitchell napisała swoje dzieło. Na dwa tygodnie przed
jego ruiną! Barbara Wachowicz przemierzyła ze swoimi dwoma dobrymi druhami
między innymi pełną piaseczków i jałowców Alabamę i brzoskwiniowy stan Georgię,
gdzie od przygodnie spotkanego Murzyna usłyszą okrzyk: „Poland! Pulaski”. Pod
Atlantą w Visitors Centre pewna panienka jest zaskoczona pytaniem o miejsca
związane z Gone with the wind i
Margaret Mitchell. Zaproponuje odwiedziny Atlanta Historical Society i
tamtejszą wystawę. Między wierszami, przedstawiając szczegóły obejrzanej
wystawy oraz zwiedzania starej i nowej Atlanty, Barbara Wachowicz ukazuje
sylwetkę jednego z Polaków walczących w Armii Unii: Włodzimierza
Krzyżanowskiego, bratanka Justyny Chopinowej, matki Fryderyka. Autorka
sportretowała także Margaret Mitchell i opisała genezę powstania sławnej
powieści. Tak jak Melchior Wańkowicz, szukała w Atlancie miejsca,
„gdzie stał dom Scarlett. Kędyż przemykała się z Melanią przez płonące ulice?”,
i stwierdza, że:
Te ślady można jeszcze znaleźć w Clayton
County, jadąc Peach Blossom Trail (Szlakiem Kwitnącej Brzoskwini) do Jonesboro
bulwarem Tara ku domostwu Ashley Oaks. Ale to tylko nazwy. Nawet w filmie Tara
była zbudowana w Kalifornii, czerwoną ziemię Georgii dowożono na plan.
Mało kto dziś
wie, że Przeminęło z wiatrem było
lekturą zakazaną w komunistycznych krajach, w tym w Polsce. Barbara Wachowicz
przytacza zaczerpnięty z książki Anne Edwards interesujący list z 1949 roku autorki
sagi o Południu, w którym Margaret Mitchell stwierdza gorzko, ale i nie bez
dumy, iż komuniści plują na jej powieść, gdyż gloryfikuje on odwagę jednostki i
jej przedsiębiorczość. Warto dziś o tym pamiętać, gdy będziemy po raz kolejny
czytać Przeminęło z wiatrem.
Historycy
zauważają, że wydarzenia wojny secesyjnej nadal silnie działają na wyobraźnię
amerykańską, podczas gdy ośmioletnia walka o niepodległość żyje tylko jako
rozdział w podręcznikach szkolnych i
jako Dzień Niepodległości. Jednak książka Barbary Wachowicz nieco
przeczy temu, gdyż przekonuje, że Amerykanie żywo interesują się miejscami
związanymi z nie mniej ciężkimi i krwawymi bitwami wcześniejszymi, czyli o
niepodległość Stanów, w których olbrzymią rolę odegrał Tadeusz Kościuszko. Tę
rolę naszego inżyniera dostrzegają, co widać po tym, jak troskliwie dbają o
miejsca pamięci dotyczące jego walk pełnych triumfu i niebezpieczeństw. Piszą
także książki na jego temat, a mieszkańcy miasta Kosciusko w stanie Mississipi
i miasta Warsaw w Kosciusko County, kadeci West Point, farmerzy Północnej i
Południowej Karoliny również czują się spadkobiercami ideałów kościuszkowskich.
Będąca plonem
wyjątkowej i rekordowej dotychczas wyprawy księga (500 stron) o charakterze
historyczno-przygodowym nasycona jest wielowątkością, zapachami, kolorami
dawnej i dzisiejszej Ameryki. Relację z podróży od granicy kanadyjskiej po
Charleston nad Atlantykiem wzbogacają liczne zdjęcia i zamieszczone pod nimi
najcenniejsze cytaty lub informacje. Publikacja zawiera galerię portretów
Kościuszki, listy napisane przez niego i te, które otrzymywał (między innymi list Naczelnego
Wodza - George’a Washingtona, stwierdzający autorstwo Tadeusza Kościuszki w
stworzeniu legendarnej twierdzy West Point) i notatki z czasów amerykańskiego
eposu, a także rozdziały poświęcone krainie młodości spędzonej na Polesiu oraz
pejzaże, które wpisały się w epopeję Insurekcji – Racławice i Maciejowice.
Unikatowe
dokumenty i zdjęcia z XVIII wieku, zapierające dech w piersi opisy ogromu
dokonań wielkiego rodaka w czasie walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych,
mijanych krajobrazów, spotykanych ludzi oraz doświadczanych w drodze trudności
o posmaku przygody - wszystko to razem składa się na fascynujący obraz Ameryki
sprzed wojny secesyjnej, daleki od
wszystkiego, co znamy z literatury i kina, a także współczesnej. Te dwie
Ameryki ładnie się splatają w tej książce. Dzięki mistrzowskiemu piórowi, sugestywnemu
językowi i brawurowemu poczuciu humoru (zaczerpniętemu z Przygód Hucka Marka Twaina - jak pamiętamy, bohater tej powieści
odbywa wielką podróż po Ameryce) Barbara Wachowicz stworzyła niezwykłą opowieść reporterską i historyczną,
która na długo zapadnie w pamięci i sercu czytelnika.
Musze zdobyc te ksiazke, bo mam juz sporo ksiazek Pani Wachowicz, ktora w cudny sposob snuje opowiesc o swoich bohaterach. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMieszkasz w USA, więc tym bardziej Ci polecam! Być może ta niezwykła książka stanie się dla Ciebie swoistym przewodnikiem turystycznym! Kościuszkowskim:)
UsuńI ja się muszę wstydzić.....bo nie znam faktycznie Tadeusza Kościuszkę, tylko w takim stopniu w jakim poznałam go w szkole.
OdpowiedzUsuńŚwietnie przybliżyłaś książkę.
Mam "Malwy na lewadach" i nie czytałam ...ech.
Po przeczytaniu tej księgi będziesz zafascynowana naszym "szefem inżynierem", tak jak ja:)
UsuńO wielu swoich emocjach, wrażeniach i refleksjach z lektury tego dzieła nie napisałam w recenzji, bo rozrosłaby mi się do niebotycznych rozmiarów:) Książka jest wielowątkowa i wielowymiarowa.
Niesamowite - bo ja właśnie czytam "Siedziby wielkich Polaków" Pani
OdpowiedzUsuńBarbary Wachowicz. I wczoraj skończyłam czytać rozdział "Merecowszczyzna Kościuszkowska" w której kiedys byłam w trakcie podróży po Kresach.
Dziękuję, juz teraz wiem jaką następną ksiązkę będę czytać...
prawiewszystkiemojepodroze.blog.onet.pl
"Siedziby wielkich Polaków" również czytałam i często wracam do tej książki! Ukazało się już drugie wydanie, w jednym tomie. A czy można na Twoim blogu znaleźć relację z Twojej podróży po Kresach?
Usuń