Opowieść Indian Czerokezów (ze Wstępu książki A. Ziółkowskiej-Boehm)
Z książki Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wyłania się fascynujący i wielowymiarowy obraz rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Oni sami nie chcą być nazywani Indianami. Jeden z rozmówców pisarki, Chickasaw z Oklahomy - James A. Humes, podkreśla: Nie chcemy być nazywani pierwszymi Amerykanami ani podobnie jak Asian-Americans, Scottish-Americans, Italian-Americans. Nie chcemy być także nazywani Indianami (tak nas nazwał Kolumb), chcemy być Apaczami, Kiowa, Chickasaw. Jednak autorka słusznie zwróciła mu uwagę, że ludzie nazywają ich Indianami, bo skąd mają wiedzieć, z jakiego plemienia ktoś pochodzi. Aleksandra Ziółkowska-Boehm porusza i wyjaśnia w publikacji wiele delikatnych spraw i robi to z ogromnym wyczuciem. Zadanie, jakie przed sobą postawiła, było ryzykanckie. Jak sama we wstępie wyznała, bała się spłycenia problemu, a także tego, że będą nią kierować protekcjonizm oraz upojenie egzotyką i innością. Temat przeszłego i współczesnego życia Indian amerykańskich jest bowiem wieloaspektowy, wymagający olbrzymiej wiedzy, zerwania ze swoimi (ukształtowanymi przez lektury z dzieciństwa i popkulturę) wyobrażeniami na temat Indian, pozbycia się mitów, a także pokory i rzetelnego warsztatu reporterskiego. Tych cech Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm nie brakuje, o czym świadczą inne jej cenione i wyróżniane przez czytelników i krytyków książki.
Starszy
Indianin opowiada swemu wnukowi o złu i dobru. Mówi, że w człowieku są
dwa wilki, skłócone i walczące ze sobą. Jednego charakteryzuje gniew,
zazdrość, żądza posiadania, arogancja, fałszywa duma i inne negatywne
cechy. Z drugiego emanuje radość, pokój, miłość, nadzieja, spokój,
skromność, życzliwość, dobroczynność, wiara i inne pozytywne cechy.
Wnuk myślał przez chwilę i potem spytał:
- Dziadku, który wilk zwycięży?
- Ten, którego będziesz karmić - odpowiedział dziadek. Z książki Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm wyłania się fascynujący i wielowymiarowy obraz rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Oni sami nie chcą być nazywani Indianami. Jeden z rozmówców pisarki, Chickasaw z Oklahomy - James A. Humes, podkreśla: Nie chcemy być nazywani pierwszymi Amerykanami ani podobnie jak Asian-Americans, Scottish-Americans, Italian-Americans. Nie chcemy być także nazywani Indianami (tak nas nazwał Kolumb), chcemy być Apaczami, Kiowa, Chickasaw. Jednak autorka słusznie zwróciła mu uwagę, że ludzie nazywają ich Indianami, bo skąd mają wiedzieć, z jakiego plemienia ktoś pochodzi. Aleksandra Ziółkowska-Boehm porusza i wyjaśnia w publikacji wiele delikatnych spraw i robi to z ogromnym wyczuciem. Zadanie, jakie przed sobą postawiła, było ryzykanckie. Jak sama we wstępie wyznała, bała się spłycenia problemu, a także tego, że będą nią kierować protekcjonizm oraz upojenie egzotyką i innością. Temat przeszłego i współczesnego życia Indian amerykańskich jest bowiem wieloaspektowy, wymagający olbrzymiej wiedzy, zerwania ze swoimi (ukształtowanymi przez lektury z dzieciństwa i popkulturę) wyobrażeniami na temat Indian, pozbycia się mitów, a także pokory i rzetelnego warsztatu reporterskiego. Tych cech Aleksandrze Ziółkowskiej-Boehm nie brakuje, o czym świadczą inne jej cenione i wyróżniane przez czytelników i krytyków książki.
Zebrane w tomie
teksty (niektóre publikowane były już na łamach czasopism), wywiady i zdjęcia są
plonem dziesięcioletniego zgłębiania przez nią problemu, podróży do rezerwatów w
Dakocie Południowej, Teksasie, Montanie, Wisconsin i Oklahomie, śledzenia
bieżących spraw społeczności indiańskich, spotkań i rozmów z rdzennymi
mieszkańcami Ameryki, a także z badaczami niebędącymi Indianami. Bezpośrednim zaś asumptem do
popełnienia książki stała się intrygująca postać stryja pisarki, rzeźbiarza
Korczaka Ziółkowskiego, któremu wódz Siuksów, Henry Standing Bear (Stojący
Niedźwiedź), zaproponował przed drugą wojną światową wyrzeźbienie w Black Hills
podobizny najsłynniejszego indiańskiego wodza - Crazy Horse’a (Szalonego
Konia). Po zakończeniu wojny czterdziestoletni Korczak podjął się wykonania
tego niezwykłego i ciężkiego zadania. Często powtarzał:
Jaki zaszczyt dla polskiego sieroty z Bostonu, że wodzowie powierzyli mu
zadanie opowiedzenia w kamieniu historii swojej rasy. Jakiż to wielki zaszczyt!
Tylko w Ameryce człowiek może wyrzeźbić górę. Wcześniej ten rzeźbiarz
polskiego pochodzenia brał udział w tworzeniu wizerunków czterech
amerykańskich prezydentów oraz zbudował marmurowe popiersie Ignacego Paderewskiego,
za które zdobył pierwszą nagrodę na Wystawie Światowej w Nowym Jorku.
Otwarta rana Ameryki jest pozbawioną
tendencyjności i wiarygodną panoramą współczesnego życia i dziejów plemion
indiańskich na kontynencie amerykańskim. Autorka patrzy na Indian z kilku
perspektyw: historycznej, ekonomicznej, kulturowej i społecznej. O przeszłości
i dzisiejszym położeniu Czerokezów, Szejenów, Kiowa, Irokezów czy Apaczy
dowiadujemy się od nich samych, a także od innych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, dzięki czemu możemy
skonfrontować różne punkty widzenia. Autorka przywołuje wypowiedzi
przedstawicieli obydwu odmiennych światów, przy czym nie ufa ani jednej, ani drugiej
stronie, bo zdaje sobie sprawę, że nic nie jest czarno-białe oraz że błędy i
zaniechania popełniają zarówno Indianie, jak i nie-Indianie. Stara się unikać
za wszelką cenę trywializacji poruszanych zagadnień, z dużą dozą krytycyzmu
podchodzi do różnych źródeł i poglądów, łamie stereotypy, powołując się na
badania i obserwacje znawców problematyki, a także swoje wieloletnie, gdyż
autorka mieszka w Stanach Zjednoczonych od 1990 roku. Zaprasza nas do
rezerwatów i szkół, byśmy zobaczyli, w jakich warunkach uczą się indiańskie
dzieci, jak żyją różne plemiona i z jakimi problemami się borykają (m.in. narkotyki); przywołuje legendy, opisuje obrzędy, wierzenia i zwyczaje, abyśmy
lepiej zrozumieli Indian i ich kulturę. Ukazuje także status społeczny kobiet,
przy okazji rozprawiając się z romantycznym mitem o indiańskiej księżniczce
Pocahontas:
W indiańskiej tradycji kobiety cenione są
jako matki, ponieważ przekazują następnym pokoleniom wartości. Dziewczęta ze
swoją młodością i urodą nie są tak hołubione, jak dzieje się to w kulturze
białych. To tłumaczy, dlaczego Indianki nie wygrywają wyborów ogólnarodowych.
Chodzi rzecz
jasna o „festiwale próżności”, jakimi są konkursy piękności. Autorka portretuje
również wielkich wodzów, najdzielniejszych wojowników, przedstawia kulisy
bitew, np. masakrę nad Sand Creek z 1864 roku czy bitwę nad Little Big Horn, która rozegrała się w
1876 roku. Rozważania i spekulacje historyków na temat najważniejszych wojen
Indian z białymi Amerykanami trwają do dziś. Fakty, które Aleksandra
Ziółkowska-Boehm przywołuje na podstawie ich badań, każą się przejąć przeszłymi
losami rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Jak podkreśla jeden z rozmówców
pisarki, aktywista plemion Apaczów i Szejenów, Indianie zostali oszukani przez różne fałszywe traktaty i przyrzeczenia.
Powiedział również, że biali mordowali
nie tylko zaadoptowane dzieci indiańskie, lecz nawet własne, które mieli z
indiańskimi kobietami. Dlatego dzisiejsi Amerykanie żyją z „otwartą raną”,
ona wciąż krwawi, ale dziś widać więcej woli, aby jej nie rozdrapywać, ale budować pomosty
porozumienia i zwalczać uprzedzenia. Z książki dowiadujemy się też, dlaczego
Indianie nie uznają Święta Dziękczynienia, jakie znaczenie mają dla nich kasyna
gry oraz jaki wpływ wywarła konfederacja Irokezów na amerykańską konstytucję
(około 1570 roku pięć plemion irokezkich utworzyło najsilniejszą w dziejach
Ameryki Północnej konfederację plemion indiańskich - tzw. Ligę Ludów Długiego
Domu). Możemy również poznać fascynującą historię indiańskich szyfrantów,
którzy pomogli Amerykanom wygrać drugą wojnę światową.
Opublikowana w
Polsce w 2007 roku, a w Stanach w 2009 roku
Otwarta rana Ameryki stanowi doskonały pretekst, by się przyjrzeć
świadomemu lub nie, chcianemu lub nie, warunkowemu lub nie odosobnieniu Indian.
Książka zaspokaja pragnienie zrozumienia ich historii, kultury, wierzeń i
społeczno-gospodarczego położenia w dzisiejszej Ameryce. Pisarka darzy
rdzennych mieszkańców tego kontynentu dużym szacunkiem, maluje ich z wielką
wrażliwością, nie ukrywa swojej nimi fascynacji, ale to nie przesłania istoty podejmowanych przez nią problemów; przygląda się Indianom niezwykle krytycznie i
wnikliwie. Aleksandra Ziółkowska-Boehm napisała czuły przewodnik po indiańskiej
duszy. Pokazuje różne oblicza Stanów Zjednoczonych. Ze zgromadzonych przez nią
cegiełek każdy czytelnik może sam ułożyć sobie panoramę tego kraju.
**************************************************************
Warto jeszcze wspomnieć, że publikacja
wzbogacona jest o cenne fotografie, informacje dotyczące pochodzenia nazw
wybranych stanów, zestaw adresów muzeów przechowujących kolekcje i pamiątki
plemion oraz adresów szkół, organizacji i pism indiańskich, a także mapę Indian
amerykańskich.
Świetne zdjęcia Indian robił Edward S. Curtis, pewnie jakieś zostały w "Otwartej ranie ... " wykorzystane.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam. Pooglądałam w sieci i robią wrażenie. Są niesamowite. Zdjęć Curtisa nie ma w książce. Są natomiast m.in. dwie fotografie Billa Groethe'a z wojownikami, którzy przeżyli bitwę nad Little Big Horn w 1876 r., a ponownie spotkali się w 1948 roku. Są to więc cenne zdjęcia, o wartości historycznej. Ponadto są zdjęcia z archiwum rodzinnego Korczaka Ziółkowskiego, autorki, Indianina, z którym przeprowadziła wywiad, a także z archiwum National Archives Collection i College Park.
UsuńTematyka zupełnie mi nieznana, ale autorka owszem. Znając jej dociekliwość i rzetelność w opracowaniu swoich książek nie wątpię, że "Otwarta rana Ameryki", o której piszesz, warta jest poznania.
OdpowiedzUsuńPrzed lekturą tej książki moja wiedza o Indianach była znikoma i obwarowana stereotypami. Publikacja obfituje w wiele ciekawostek - zweryfikowanych w dodatku. Prawdziwy przewodnik po duszy indiańskiej.
UsuńOglądałam "Tańczącego z wilkami" i lubię ten film. Autorka wspomina również o innym dobrym filmie, opartym na prawdziwych wydarzeniach, mianowicie "Na rozkaz serca" z 1992 roku. Tego filmu akurat nie oglądałam. Sami Indianie podchodzą do filmów ukazujących ich historię i życie z dużym krytycyzmem. Na przykład Indianin z plemienia Chickasaw, James A. Humes, powiedział autorce, że"'we wszystkich filmach Indianie są do siebie podobni, a przecież między plemionami są ogromne różnice".
W dzieciństwie bawiłam się z bratem w kowbojów i Indian. Zawsze byłam po stronie tych drugich. Ot, takie wspomnienie...
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie. Z moim bratem byłam w dzieciństwie na balu przebierańców i na nim ja byłam biedronką, a brat Indianinem:) Te nasze wspomnienia z dzieciństwa pewnie by zaskoczyły Indianina z plemienia Chickasaw, z którym rozmawiała autorka. Powiedział jej, że "żadne dziecko nie chciało, i dalej nie chce, być Indianinem. Bo w filmach zawsze zwyciężali kowboje, a Indianie zawsze przegrywali".
Usuń