Anegdoty

 Stare i nowe anegdotki i legendy o pisarzach i poetach

Na tej stronie będę sukcesywnie publikować zasłyszane i przeczytane anegdotki. Czy któraś spośród podanych niżej była Wam znana lub nieznana?



3. Anegdoty zasłyszane w Katowicach na spotkani autorskim ze Schmittem.

4. Anegdoty o Hemingwayu.



Pewien początkujący pisarz przyniósł do Arthura Conana Doyle'a rękopis swojej powieści kryminalnej z prośbą o ocenę. Po upływie kilku dni Doyle zwrócił rękopis z adnotacją: Doskonała książka! Podziwiam, jak Pan wczuł się w duszę przestępcy. Kradzież opisana przez Pana jest doskonała! Podobnie zresztą, jak i cały pomysł powieści genialnie skradziony!

Czesław Miłosz o napisanej przez siebie, ale niewydanej powieści science fiction:Uprzejmym względom czytelnika ciekawego przyszłości polecam te rozdziały z powieści science fiction, która nie będzie napisana. Dlaczego nie będzie napisana? Bo mi się nie chce. Dlaczego mi się nie chce? Poważne to pytanie. Dlatego, że wynik byłby 1) artystycznie wątpliwy 2) niemoralny"


 "To jest lekka przesada" – miał odpowiedzieć ojciec Adama Zagajewskiego, zapytany przez pewnego dziennikarza o fragment jednej z książek syna. „Kiedy to przeczytałem, wybuchnąłem śmiechem – wspomina Zagajewski - tak bardzo, tak doskonale wyrażało to jego poglądy na poezję, ba, na cały ten dziwny świat, w którym zniknął jego syn".

 
"Zaryzykowałbym tezę, iż korekta to domena metafizyki. Są autorzy, których błędy prześladują z częstotliwością proporcjonalną do lęku, jaki w nich wzbudzają. Takim człowiekiem jest Ryszard Krynicki, słynący z maniakalnej wprost skrupulatności w dopieszczaniu zarówno publikowanych przez Wydawnictwo a5 książek, jak własnych tomów. Legenda głosi, że goszcząc z wizytą w domach przyjaciół, zwykł potajemnie wyjmować z regałów swoje książki i nanosić na nie poprawki".
(J. Illg, mój znak. o noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach
, Znak, Kraków 2009, s. 37)



Doktor Szczeklik spacerował nieuczęszczanym zboczem Gubałówki, kiedy z przydrożnych krzaków wprost na niego wyszedł góral zwany Jaś Dobry Ludź. Usposobiony był przyjaźnie i filozoficznie.
– Popatrz-ze pon: jaki to piykny świat Pon Bóg stworzył – prowda?
– Ano prawda – przytaknął zagadnięty profesor.
– Jakie to piykne kolory teroz jesieniom – ciągnął górol – czerwone, złote, barzo piykne – prowda?
– Prawda. – Trudno było przeczyć.
– I syćko to Pon Bóg stworzył, całom przyrode: i góry, i lasy, i niebo, i gadzine – prowda?
I tym razem trudno było się nie zgodzić.
 – I te hole Pon Bóg stworzył, i te krówki, i te owiecki.
– Święta prawda – raz jeszcze przytaknął profesor.
– O jednym ino Pon Bóg nie pomyślał.
– Tak? A o czym?
– No, ze cłek se z takom owieckom nie pogodo – prowde godom?
– To prawda – przyznał profesor, zaintrygowany dociekliwością Jasia.
– A cłek z cłekiem to się zawzdy dogodo – prowda?
– Ano prawda – zgodził się Andrzej Szczeklik.
Jaś Dobry Ludź błyskawicznie sięgnął za pazuchę, dobywając napoczętą butelkę:
– No toz napijmy się!

Przepisałam z: J. Illg, mój znak. o noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach, Znak, Kraków 2009.

 ******************************************************************************

Pisarka E.W. opowiada o pierwszym – po powrocie z Ameryki – spotkaniu Adama Zagajewskiego z kolegami z krakowskiego oddziału SPP na Kanoniczej. Atmosfera adoracji wokół Poety, któremu jego chwalcy każą czekać na Nobla, choć ta sytuacja go deprymuje, bo to człowiek o dużej inteligencji i poczuciu humoru. Jednak nawet on nie wytrzymuje presji bałwochwalstwa i traci niekiedy do siebie dystans… Czytał swoje genialne wiersze, z powagą niekwestionowanego Żywego Pomnika. W końcu dociekliwa i bezpośrednia E.  nie wytrzymała nadmuchanej atmosfery z autorem wyniesionym pod sufit i nakłuła ją pytaniem o… erotyki.
- „Czy są w pana dorobku wiersze pisane pod wpływem kobiety, miłości fizycznej”?
Ogólne milczenie. Konsternacja.  Po chwili Adam wyciąga uduchowiony wiersz zadedykowany żonie, w którym nie ma nawet cienia fizyczności. Czyta. E. nie daje za wygraną:
− „No tak, to na pewno doskonały wiersz, ale mnie chodzi o erotyki, niekoniecznie małżeńskie. Przecież musiał pan mieć także inne doświadczenia miłosne w młodości”.
Poeta jest wyraźnie wytrącony z równowagi, sala zamurowana. Wszyscy czują się zażenowani pytaniem poniżej poziomu, który może jednak nie jest pytaniem poniżej poziomu? Wreszcie bohater wieczoru odpowiada jakby lekko nadąsany (a może z cieniutką ironią? – myślę, że nawet to):
− „W młodości, proszę pani, zajmowałem się sprawami społecznymi”.
Wybucha śmiech. Adam się też uśmiecha, odzyskuje swój głos.
Anegdotkę przepisałam z książki Józefa Barana, Koncert dla nosorożca: dziennik poety z przełomu wieków, Zysk i S-ka, Poznań 2005, s. 312−313.


********************************************************

Anegdoty o Aleksandrze Żabczyńskim z książki Ryszarda Wolańskiego

"Prasówka" z przedwojennej kolekcji Jana Janoty
W sprawach sercowych on był bardzo dyskretny, a na ankiety pism odpowiadał zalotnie:

"Ja kocham kochać i dlatego w przeciwieństwie do wielu innych mężczyzn lubię flirt"

albo

"kocham się w małej Shirley, to jest mój ideał kobiety". 

 (Ryszard Wolański, Aleksander Żabczyński. "Jak drogie są wspomnienia", Rebis, Warszawa 2014, s. 158)



 
Shirley Temple. "Prasówka" z kolekcji Jana Janoty


Jedna z wielbicielek aktora przychodziła do Reduty bardzo często i za wszelką cenę usiłowała się z nim spotkać. Grano wtedy "Nowego Don Kiszota".


By zwrócić na siebie uwagę, głośno oklaskiwała go w chwilach do tego nieodpowiednich. W antraktach zaś lub po zakończeniu spektaklu domagała się wpuszczenia za kulisy. Zmęczony jej natarczywością, świeżo poślubiony mąż Maryni Zielenkiewicz postanowił dać za wygraną, spotkać się z adoratorką... i skutecznie do siebie zniechęcić. Przywitał ją wytwornie, ale gdy się odezwał, jego wielbicielka zaniemówiła.
- Czu, czu, czu, ję, ję, ję, się, się, się... zaszczycony spotkaniem z panią - dokończył, jąkając się okropnie, Żabczyński.
Po chwili powiedziała:
- Na scenie mówił pan płynnie i z nienaganną dykcja. Skąd ta zmiana?
- Czegóż się nie robi dla pieniędzy - odpowiedział Żabczyński, jąkając się jeszcze bardziej.


(Ryszard Wolański, Aleksander Żabczyński. "Jak drogie są wspomnienia", Rebis, Warszawa 2014, s. 40)



Ale tak właśnie - anegdotą - objawia się pamięć o aktorach, którzy zaczęli już występować na niebiańskiej scenie (Roman Dziewoński).

Oto, jak wspomina we wstępie do biografii Roman Dziewoński historię o „latającej szczęce”, którą usłyszał o aktorze w pewnej garderobie:

Ta latająca szczęka zaintrygowała mnie do tego stopnia, że drżącym głosem zapytałem, dlaczego pan Aleksander bawił się „latającą” szczęką i  o co tu właściwie chodzi. Oświecony zostałem błyskawicznie. Że został ciężko ranny i, chociaż nie wiedzieli, czy pod Monte Cassino, stracił zęby. I czasami, kiedy w SPATIFF-ie… popił sobie, wyjmował sztuczną szczękę, rzucał o podłogę, mówiąc, że przynajmniej to Anglicy zrobili solidnie. I klął ich zdradę, ale przede wszystkim Sowietów. Do tego serwował głośny komentarz dotyczący tego, co działo się w Polsce stalinowskiej. […] W rozmowach prywatnych pojawiały się komentarze, że „Żaba” jest taką gwiazdą, tak znanym aktorem, że chroni go to przed represjami.

Moja recenzja biografii TUTAJ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, dziękuję za pozostawienie komentarza. Niestety nie zawsze jestem w stanie szybko odpowiedzieć. Proszę zatem o cierpliwość.