14 maja 2012

Krakowskie spotkanie z Tomasem Tranströmerem

W chłodny majowy dzień odwiedził Kraków laureat Nagrody Nobla Tomas Tranströmer. Na zorganizowany przez Wydawnictwo a5 (z okazji premiery tomu Wiersze i proza 1954-2004) wieczór jego poezji przybyło liczne grono miłośników literatury. Zwyczajnych mieszkańców  stolicy Małopolski reprezentowałam między innymi ja, natomiast elita artystyczna i naukowa grodu królewskiego także miała swoich licznych przedstawicieli. Dostrzegłam bowiem choćby poetów Józefa Barana i Wojciecha Bonowicza, a także miłoszologów, herbertologów oraz przyjaciółkę Szymborskiej Teresę Walas...  W tak doborowym towarzystwie słuchałam zajmująco prowadzonej rozmowy Leonarda Neugera i i Magdaleny Wasilewskiej-Chmury - tłumaczy i znawców poezji noblisty, a także muzyki fortepianowej w wykonaniu szwedzkiego poety, utrwalonej na nagraniach i z nich odtworzonej. 

Poeta z żoną po zakończeniu spotkania
Zdjęcie nie najlepszej jakości... Wybaczcie, ale mam amatorski sprzęt i w ogóle jestem kiepskim fotografem...
Moje cenne nabytki...

Tę fotografię wręczano jako upominek przy zakupie tomu. Autorką zdjecia jest Joanna Helander, a wydano je, jak pisze na odwrocie,  z okazji jego ukazania się. Wyjątkowo pięknie wydana książka zawiera wszystkie wiersze, które szwedzki poeta opublikował w tomach poetyckich w latach 1954-2004, a także prozę wspomnieniową

Poetów dwóch wspaniałych... dzieli się wrażeniami po zakończeniu wieczoru zorganizowanego na cześć równie znakomitego poety...

Ryszard Krynicki przeczytał między innymi wiersz pt. Tory, a Adam Zagajewski, opowiadając o swoim osobistym spotkaniu z poezją Tranströmera, podkreślił jej wymiar kontemplacyjny. Przeczytał utwór zaczynający się od słów: Było to przed epoką masztów radiowych... (pochodzący z tomika Morza bałtyckie, który ukazał się w 1974 roku)





Wieczór poezji szwedzkiego noblisty odbył się w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha ustyuowanym naprzeciwko Wawelu



Wiersze Tomasa Tranströmera postanowiłam zilustrować moimi zdjęciami wykonanymi w czasie zeszłotygodniowego odpoczynku na rajskiej wysepce, która znajduje się w centrum Krakowa, czyli w Ogrodzie Botanicznym


Półgotowe niebo


Beznadzieja przerywa swój bieg.
Lęk przerywa swój bieg.
Sęp przerywa swój lot.


Gorliwe światło wycieka,
nawet duchy pociągają po łyczku.


I ukazują się nasze malowidła
nasze czerwone zwierzaki lodowcowej pracowni.

Wszystko zaczyna się rozglądać.
Idziemy setkami w słońcu.


Każdy człowiek to półotwarte drzwi
prowadzące do jednego pokoju dla wszystkich.


Niekończące się pola pod nami.

Woda błyszczy wśród drzew.

Jezioro jest oknem na ziemię.


(tłum. Leonard Neuger)



Tajemnice w drodze



Światło dnia padło na twarz śpiącego.
Począł śnić intensywniej
lecz się nie obudził.




Mrok padł na twarz idącego
wśród tłumu, w ostrych


niecierpliwych
promieniach słońca.



Nagle pociemniało jak podczas ulewy.
Znalazłem się w pokoju, który mieścił wszystkie chwile -
muzeum motyli.



A jednak słońce tak ostre jak przedtem.
Jego niecierpliwe pędzle malowały świat




(tłum. M. Wasilewska-Chmura)





13 maja 2012

Wojna widziana i słyszana przez małego chłopca

Powstanie trwało już od trzech tygodni. Uciekinierzy opowiadali o walkach w środku Warszawy. Wchodziliśmy na dachy najwyższych kamienic i patrzyliśmy na kłęby dymu. Wiatr przynosił czarne chmury, słodki swąd albo zapach palącego się asfaltu. Jak stado wron nadlatywały spopielone kartki, niektóre jeszcze się tliły. Przy dotknięciu rozpadały się, ale nim spadły na ziemię, można było odczytać staroświeckie litery. Paliła się Biblioteka Narodowa.

Wojciech Albiński, Achtung! Banditen!, W.A.B., Warszawa 2009, s. 108.

      Wojciech Albiński jest krajanem i rówieśnikiem Marka Nowakowskiego. Obydwaj prozaicy pochodzą z Włoch, dziś dzielnicy Warszawy, ale dawniej było to miasteczko oddzielone administracyjnie od stolicy. Po latach znany pisarz tak wspominał kolegę:


    Był chłopcem powściągliwym, dobrze wychowanym. [...] Żywioł codzienności, który nas otaczał, interesował go znacznie mniej od książek. Unikał drastyczności, wulgarnych słów i nie bratał się z węglarzami (Marek Nowakowski, Historia niezwykłego debiutu, słowo wstępne do książki Wojciecha Albińskiego Kalahari).

      Autor Księcia Nocy wspomina ciepło i zarazem z nutką ironii Albińskiego także w swojej ostatniej (zrecenzowanej przeze mnie niedawno) książce pt. Pióro. Autobiografia literacka:

Podpatrywałem ich z ukrycia [w kawiarni Stylowej]. Pisanie dziwnie mnie elektryzowało. Poeci. Tak sobie powtarzałem to słowo. Bywał z nimi kolega z Włoch, absolwent gimnazjum Górskiego, student geodezji na politechnice, Wojciech Albiński. Uważałem go za lalusia, maminsynka; we Włochach wyśmiewany z powodu czapki, ci od „Górala” nosili rondle na wzór kepi francuskiego wojska. Wojtek Albiński brał udział w zakładaniu pierwszej, prywatnej „Współczesności”. Coś publikował, felietony, próbki prozy, wiersze. Spotykałem go w EKD dowożącej do miasta. Wtedy byłem przed drukiem pierwszego opowiadania w „Kulturze”.


Zdjęcie zapożyczone ze strony wyd. W.A.B
    
Wojciech Albiński to jedna z najbardziej intrygujących postaci najnowszej literatury polskiej. W jednym z wywiadów wyznał:

Żyję tylko dlatego, że mieszkałem z rodzicami pięćset metrów od granicy miasta Warszawy – we Włochach. Niemieccy żołnierze, którzy w Warszawie strzelali do banditen, jak nazywali powstańców, plądrowali mieszkania po wypędzonych warszawiakach i dawali wolną rękę Kałmukom masowo gwałcącym kobiety, u nas byli karnymi żołnierzami i spokojnymi Niemcami (Wszystkie wędrówki świata, „Tygodnik Powszechny”, 10 stycznia 2010 roku).

      Wojciech Albiński urodził się w 1935 w rodzinie Wacława Dominika Albińskiego, prawnika pracującego w Ministerstwie Komunikacji, i Janiny z Mazowieckich. Z wykształcenia jest geodetą. W Polsce mierzył pegeery. W 1963 roku wyjechał z żoną Wandą fiacikiem na wycieczkę do Paryża.  Droga wiodła przez Norymbergę. Z tej wycieczki na Zachód Albiński już nie wrócił do Polski w okresie PRL-u (w obawie, że esbecja nie wypuści go z kraju, nie przyjechał na pogrzeb swojej matki, która zmarła w 1985 roku). Zamieszkał z żoną w Genewie, gdzie podjął pracę w biurze geodezyjnym. W stolicy Szwajcarii codziennie mijał pensjonat na Champel z tablicą upamiętniającą pobyt Josepha Conrada. W archiwum firmy znalazł mapy sporządzone wiek wcześniej przez inż. Stryjeńskiego, oficera, który wyemigrował po upadku powstania listopadowego. Na pozostawione przez Polaka kamienie graniczne Albiński natrafiał w podgenewskich winnicach. W 1969 roku przeniósł się do stolicy Botswany, Gaborone. Wkrótce doleciała do niego żona z trzymiesięcznym synem. W podróż do Afryki zabrał ze sobą powieści Conrada. Odtąd związany jest z kontynentem afrykańskim. Jest twórcą pierwszych map Kalahari. Legenda głosi, że tygodniami siedział na pustyni, przed namiotem, i czytał Prousta. W jednym z wywiadów potwierdził to. Dziś mieszka w Johannesburgu i Warszawie.
        Debiutował po sześćdziesiątce książką Kalahari, która otrzymała Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza i była nominowana między innymi do Nagrody Nike. Zebrane w niej opowiadania oparte są na doświadczeniach czterdziestoletniego pobytu w Afryce. W następnych latach wydał kolejne zbiory „opowiadań afrykańskich”: Królestwo potrzebuje kata, Antylopa szuka myśliwego, Lidia z Kamerunu, a w tym roku: Sovieto, my love, a także jedną  osobliwą w jego dorobku, będącą swoistym powrotem pisarza  do dzieciństwa, które przypadło na czas okrutnej wojny.