11 listopada 2015

"Nie dosyć jest mieć wolną Polskę: trzeba ją mieć szlachetną, prawą, trwałą". Cytat na święto niepodległości



Oto jestem przed frontem jakoby - kończył przypomniawszy wiekopomny czyn Konstytucji Trzeciego Maja. - Przed frontem walczącym. Bo i Kościół na ziemi walczącym jest, i każdy człowiek na walkę tu jest wybrany i posłany. Oto nas Bóg wrócił cudem na Ojczyzny łono. Oddajmy bohaterom poległym w długich walkach o wolność, w strasznych bojach ostatnich - cześć. Przyłożyli oni pieczęć czerwoną swej krwi serdecznej na dokumencie historii Narodu. Naród, co sobie na to imię zasłużył, to gmach potężny, gdzie każdy z nas powinien być ziarnkiem piasku, odrobiną wapna, cegiełką, głazem, czym kogo stać, do pospólnej budowy. Zaczynają się dzieje od legendy, od smoczej jamy, od Krakusa i Wandy, od Piasta kołodzieja - nad kamieniem tym węgielnym stają relikwie patronów, królewskie groby, bohaterów pomniki, mędrce i rajcy wielcy, wieszcze i ofiarnicy. Od Krakusa do Kościuszki imię im Legion - oto Naród. Po latach niewoli wrócił nam Bóg cudem Polskę. Stoimy na progu nowej ery naszej historii do troistej walki: z dwoma sąsiadami wszyscy i ze sobą każdy. Odziedziczyliśmy przodków cnoty i grzechy - niewola zaszczepiła nam nowe. Wraże były prawa i rządy, więc nie było grzechem ich nie szanować. Bracia, teraz nastaje polskie prawo i rząd, i grzechem się stanie niekarność i bunt, i oszustwo, i kłamstwo. Za gardło te grzechy brać pod stopy ciskać, bić - kto w Boga wierzy. Nie dosyć jest mieć wolną Polskę: trzeba ją mieć szlachetną, prawą, trwałą. Teraz stanie jeden do obrony granic, drugi do warsztatu, trzeci do urzędu, inny do roli, inni do nauczania, inni do sądzenia.

    Każdy we własnym już kraju, na własnym obowiązku. Przemówił wam to przykazanie Jagielloński dzwon. Honor ojczyzny każdego honor. Polska w naszych duszach niech żyje, niech kwitnie, niech owocuje cnotą! A byśmy w tym boju i pracy moc mieli, i wytrwanie, i zwycięstwo, dopomóż nam Bóg i Korony naszej Królowa.

    Z chóru srebrem zadzwonił głos kobiecy: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…” A kościół zahuczał spiżem wojackich męskich piersi: „Nie damy pogrześć mowy. Polski my naród, polski lud, Królewski szczep piastowy.”

10 listopada 2015

Czyj ty jesteś? – odpowiadał – „Trapszy” i gwizdał pierwsze takty mazurka „Jeszcze Polska nie zginęła”. Opowieści o Mieczysławie Ćwiklińskiej

Zdjęcia, która dziś zamieszczam, pochodzą z kolekcji zdjęć zbieranych przez Jana Janotę. O historii kolekcji można przeczytać w specjalnej zakładce zamieszczonej na blogu.



Cytuję za stroną Instytutu Pamięci Narodowej:


Mieczysława Ćwiklińska z domu Trapszo (1879-1972), wybitna aktorka i śpiewaczka zapamiętała z rodzinnego domu trzymanego w klatce kosa, którego jej rodzice uczyli śpiewać. – Kos, jak przystało na stworzenie wyedukowane w naszej rodzinie, miał silne poczucie przynależności do „klanu Trapszów”, był muzykalny i chętnie demonstrował uczucia patriotyczne. Na pytanie: – Czyj ty jesteś? – odpowiadał – „Trapszy” i gwizdał pierwsze takty mazurka „Jeszcze Polska nie zginęła”.



W wywiadzie-rzece Rozmowy z Panią Miecią Ćwiklińska wspominała jak podczas I wojny światowej brała udział w akcji pomocy ofiarom wojny i występowała na koncertach w Paryżu. Raz zamiast „Z dymem pożarów” zaśpiewała „Mazurka Dąbrowskiego”. 

W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że wywołam swoim śpiewem tak gorącą manifestację publiczności na rzecz Polski. Trudno opowiedzieć, jak owacyjnie mnie przyjęto; starzy emigranci całowali mnie po rękach, płakali ze wzruszenia. Musiałam bisować hymn, co chyba rzadko się zdarzało – mówiła po kilkudziesięciu latach.






Właśnie skończyłam czytać świetną i wzruszającą (naprawdę!) książkę biograficzną Ryszarda Wolańskiego o Aleksandrze Żabczyńskim (o której postaram się wkrótce więcej napisać). Na jej stronicach przewija się oczywiście postać Mieczysławy Ćwiklińskiej, nie wspominając już o innych aktorkach i aktorach.

Ćwiklińska zagrała z Żabczyńskim w filmie Panienka z poste restante (premiera 31.10.1935), do którego zdjęcia plenerowe kręcono na południu Europy. Ich artystyczne drogi wielokrotnie się przeplatały. Rok później odbyła się premiera bijącej przed wojną rekordy popularności komedii muzycznej pt. Jadzia, w której Ćwiklińska zagrała prezesową Okszę, a Żabczyński syna prezesowej. Kolejne występy  tych aktorów (oczywiście nie jako pary) podziwiała publiczność w filmach Pani minister tańczy, Dyplomatyczna żona oraz Biały murzyn. Do tego ostatniego filmu scenariusz napisał Tadeusz Dołęga-Mostowicz na podstawie powieści Michała Bałuckiego. W 1940 roku odbyła się premiera Złotej maski, tym razem według powieści Dołęgi-Mostowicza. Zatem w okresie przedwojennym i wojennym zagrali razem w sześciu filmach.

Po zakończeniu wojny spotkali się na deskach Teatru Kameralnego. W lutym 1954 roku odbyła się premiera Molierowskiego Mizantropa, na którą przybyły tłumy. Ćwiklińska zagrała kuzynkę Celimeny, a Żaba - Orontę. To była jednak klapa. Niektórzy aktorzy mieli złe recenzje, w tym i Żaba. A Gogolewski wspominał po latach:

Recenzje miałem fatalne, a Jan Kott napisał o Glińskim i o mnie, że wyglądaliśmy na poprzebieranych urzędników magistrackich (cytuję za książką Wolańskiego, s.  423).

Ciekawe, czy któryś z krytyków zwrócił uwagę na rolę Ćwiklińskiej.


Kolejne spotkanie na deskach teatralnych miało miejsce w 1955 roku w przedstawieniu Miesiąc na wsi, sztuki napisanej przez Ivana Turgieniewa.  Ćwiklińska w roli Anny Siemionownej, a Żaba - przyjaciela domu, Rakitina. Prasowa premiera tej sztuki, jak pisze Wolański, wiązała się pewnymi zakulisowymi dramatami, których doświadczyli właśnie Ćwiklińska i Żabczyński. Oddajmy głos Wolańskiemu:

Ćwiklińska, wracając do domu po próbie, usiłowała w ostatniej chwili wsiąść do tramwaju. Ledwie zdążyła postawić jedną nogę na stopniu, gdy wagon niespodziewanie ruszył. Natychmiast z pomocą pospieszył pewien młodzian. Wyskoczył z tramwaju, chwycił ją mocno pod ramię i "postawił" na przystanku. "Ale też z tego stąpnięcia - wspominała Ćwiklińska w książce Marii Bojarskiej - coś mi się w nogę zrobiło, że nie mogłam iść, ledwie też dokuśtykałam do domu".

Ćwiklińskiej udało się powiązać chwilową niedyspozycję z rolą, gdyż stale narzekała na nogi. Żabczyńskiego los dotknął mocniej. O jego kłopotach wiadomo też z jej pamiętnika. Dopadł go atak wątroby. Gorączka, penicylina, lekka żółtaczka. Nie obeszło się bez pomocy lekarza. A dublerów nie było (s. 437).