14 czerwca 2013

O mecenasie Janie Lesmanie, satyryku Szer-Szeniu i bajkopisarzu Janie Brzechwie

Postać Jana Brzechwy wzbudzała po 1989 roku dużo emocji, co było związane z pojawiającymi się raz po raz inicjatywami uczynienia pisarza patronem jakiejś szkoły. Przy tych okazjach toczył się w mediach spór o to, czy Brzechwa ze swoim uczestnictwem w stalinowskiej propagandzie zasługuje na tego rodzaju akt pamięci, stawiający go w rzędzie Polaków godnych naśladowania. W jednym z końcowych rozdziałów swojej najnowszej książki Mariusz Urbanek pieczołowicie odtworzył atmosferę, w jakiej próbowano nazwać niektóre szkoły imieniem autora Kaczki dziwaczki. Ale pośmiertny żywot Brzechwy to tylko jeden z tematów pasjonującej książki Urbanka, którego wkład w przybliżanie Polakom biografii znanych pisarzy, artystów i ich związków z polityką jest nie do przecenienia. Urbanek postanowił przypomnieć Polakom sylwetkę kolejnego pisarza z komunistyczną przeszłością, ale jednocześnie uwydatnić mniej znane fakty z niezwykle barwnego, jak się okazuje, życiorysu Brzechwy. Pod kilkoma względami koleje jego losu przypominają niezrozumiałe wybory i postawy Władysława Broniewskiego, ale daleka byłabym od ich porównywania ze sobą, gdyż każdy z nich był silną i niepowtarzalną osobowością twórczą w panteonie polskiej literatury.

Portret Brzechwy został - podobnie jak Broniewskiego - przez Urbanka wykończony miniaturowo, z ogromną doskonałością. I choć pewne wątki można byłoby pewnie bardziej rozwinąć, trzeba pamiętać, że wtedy książka rozrosłaby się do ogromnych rozmiarów. Dziś Jan Brzechwa jest przede wszystkim kojarzony wyłącznie z groteskowo-żartobliwymi utworami dla dzieci czy cyklem opowieści fantastycznych, m.in. Akademią Pana Kleksa. Należę do pokolenia, które wychowywało się na jego wierszach. Bez wątpienia Brzechwa był, obok Juliana Tuwima, prekursorem współczesnej polskiej literatury dla dzieci. Jednak mało kto zna inne role, w jakie się wcielał na swojej drodze życiowej. Publikacja Urbanka może zmienić sposób postrzegania Brzechwy, podobnie jak stało się to już, jak śmiem stwierdzić, w przypadku Władysława Broniewskiego.

W jednej książce zmieściły się trzy wizerunki tego samego człowieka. Poznajemy bowiem prawnika Jana Lesmana, satyryka Szer-Szenia oraz bajkopisarza Jana Brzechwę. To ostatnie wcielenie dobrze pamiętamy, natomiast na temat dwóch pierwszych jego twarzy niewiele osób mogłoby powiedzieć coś więcej niż to, co można przeczytać w każdej encyklopedii. Książka Urbanka daje wspaniałą szansę na spotkanie i dialog z Brzechwą jako z człowiekiem z krwi i kości, marzącym przede wszystkim o tym, aby uwolnić się od cienia sławnego i genialnego kuzyna, Bolesława Leśmiana. Nie opuszczała go myśl, że już na zawsze przypisany mu będzie los literata, którego imię napisane było na wodzie. Na kilka tygodni przed śmiercią napisał do przyjaciela Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego: Z niewielu żądz, które posiadam, tylko żądza sławy jest godna artysty. Inne stanowią kulę u nogi.