Postać Jana Brzechwy wzbudzała po 1989 roku dużo emocji, co było związane z
pojawiającymi się raz po raz inicjatywami uczynienia pisarza patronem jakiejś
szkoły. Przy tych okazjach toczył się w mediach spór o to, czy Brzechwa ze
swoim uczestnictwem w stalinowskiej propagandzie zasługuje na tego rodzaju akt
pamięci, stawiający go w rzędzie Polaków godnych naśladowania. W jednym z
końcowych rozdziałów swojej najnowszej książki Mariusz Urbanek pieczołowicie
odtworzył atmosferę, w jakiej próbowano nazwać niektóre szkoły imieniem autora Kaczki
dziwaczki. Ale pośmiertny żywot Brzechwy to tylko jeden z tematów
pasjonującej książki Urbanka, którego wkład w przybliżanie Polakom biografii
znanych pisarzy, artystów i ich związków z polityką jest nie do przecenienia. Urbanek
postanowił przypomnieć Polakom sylwetkę kolejnego pisarza z komunistyczną
przeszłością, ale jednocześnie uwydatnić mniej znane fakty z niezwykle
barwnego, jak się okazuje, życiorysu Brzechwy. Pod kilkoma względami koleje
jego losu przypominają niezrozumiałe wybory i postawy Władysława Broniewskiego,
ale daleka byłabym od ich porównywania ze sobą, gdyż każdy z nich był silną i
niepowtarzalną osobowością twórczą w panteonie polskiej literatury.
Portret Brzechwy został - podobnie jak Broniewskiego - przez Urbanka
wykończony miniaturowo, z ogromną doskonałością. I choć pewne wątki można
byłoby pewnie bardziej rozwinąć, trzeba pamiętać, że wtedy książka rozrosłaby
się do ogromnych rozmiarów. Dziś Jan Brzechwa jest przede wszystkim kojarzony
wyłącznie z groteskowo-żartobliwymi utworami dla dzieci czy cyklem opowieści
fantastycznych, m.in. Akademią Pana Kleksa. Należę do pokolenia, które wychowywało się na
jego wierszach. Bez wątpienia Brzechwa był, obok Juliana Tuwima, prekursorem
współczesnej polskiej literatury dla dzieci. Jednak mało kto zna inne role, w
jakie się wcielał na swojej drodze życiowej. Publikacja Urbanka może zmienić
sposób postrzegania Brzechwy, podobnie jak stało się to już, jak śmiem
stwierdzić, w przypadku Władysława Broniewskiego.
W jednej książce zmieściły się trzy wizerunki tego samego człowieka.
Poznajemy bowiem prawnika Jana Lesmana, satyryka Szer-Szenia oraz bajkopisarza
Jana Brzechwę. To ostatnie wcielenie dobrze pamiętamy, natomiast na temat dwóch
pierwszych jego twarzy niewiele osób mogłoby powiedzieć coś więcej niż to, co
można przeczytać w każdej encyklopedii. Książka Urbanka daje wspaniałą szansę
na spotkanie i dialog z Brzechwą jako z człowiekiem z krwi i kości, marzącym
przede wszystkim o tym, aby uwolnić się od cienia sławnego i genialnego kuzyna,
Bolesława Leśmiana. Nie opuszczała go myśl, że już na zawsze przypisany mu
będzie los literata, którego imię napisane było na wodzie. Na kilka
tygodni przed śmiercią napisał do przyjaciela Stanisława Ryszarda
Dobrowolskiego: Z niewielu żądz, które posiadam, tylko żądza sławy jest
godna artysty. Inne stanowią kulę u nogi.