21 listopada 2013

Bronowice po Wyspiańskim

Fot. Anna Kaczmarz. Źródło: "Dziennik Polski"

W wortalu Granice.pl ukazał się dziś mój artykuł o dawnych Bronowicach! Zapraszam do lektury! KLIK



20 listopada 2013

"Cóż tam, panie, w polityce?"


CZEPIEC
Cóż tam, panie, w polityce?
Chińcyki trzymają się mocno!?

DZIENNIKARZ
A, mój miły gospodarzu,
mam przez cały dzień dosyć Chińczyków.

CZEPIEC
Pan polityk!

DZIENNIKARZ
Otóż właśnie polityków
mam dość, po uszy, dzień cały.

CZEPIEC
Kiedy to ciekawe sprawy.

DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy;
wiecie choć, gdzie Chiny leżą?

CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy.

DZIENNIKARZ
A po co - ?

CZEPIEC
Sami się do światu garniemy.

DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki.

CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna.

DZIENNIKARZ
Ale tu wieś spokojna.
Niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna.



CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu.
Pon nos obśmiwajom w duchu. -
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich, jak my, był Głowacki.
A, jak myślę, ze panowie
duza by juz mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!





18 listopada 2013

Opowieść o życiu w Kręgu Młodej Polski

W odniesieniu do pewnych książek lubię czasem używać słowa "zacna", mimo że przymiotnik pasuje bardziej do scharakteryzowania człowieka, a nie przedmiotu. Dawniej używało się określenia "przezacny", np. ród czy gość. W moim przekonaniu na takie miano zasługują wspomnienia Marii Rydlowej - wdowy po Jacku Rydlu, wnuku Pana Młodego. Przezacna to książka! Moje Bronowice, mój Kraków to nie tylko kolejne cenne cracoviana czy pełne szlachetnej prostoty wspomnienia przybierające momentami charakter wypominek stworzonych w stylu Joanny Siedleckiej (to nie zarzut, wręcz przeciwnie!). Są to wypominki nawet znacznie wiarygodniejsze, bo z pierwszego, pierwotnego źródła! Jednak mamy przede wszystkim do czynienia, choć zabrzmi to być może zbyt patetycznie, z niezwykłym świadectwem pamiętnikarskim nasyconym najpiękniejszymi wartościami, m.in. miłością do ojczyzny oraz polskiej literatury. Książka Marii z Trąbków Rydlowej do tego stopnia mnie poruszyła, że sięgnęłam po dawną moją lekturę obowiązkową zarówno w liceum, jak i na studiach. Ponownie przeczytałam Wesele!

Autorka spisała swoje wspomnienia na poddaszu Rydlówki, którą opiekuje się od prawie dwudziestu lat. Wraca do dzieciństwa spędzonego w przedwojennych Bronowicach Małych, opowiada o swojej wczesnej młodości, która przypadła na złowrogi czas drugiej wojny światowej, wskrzesza atmosferę, w jakiej narodził się dramat Wesele, portretuje dwie niezwykłe kobiety, które doskonale znała osobiście, a które upamiętnił w swoim dziele Wyspiański, czyli Józefę Singer (Rachelę) i Anne Rydlównę (Haneczkę). Razem z nastoletnią Marią Trabkową bywamy w słynnym  bronowickim dworku w czasie okupacji. Poznajemy obyczaje ludu bronowickiego. Przemierzamy także Kraków okresu stalinizmu i późniejszych lat, nie tak znowu odległych... Nostalgiczne obrazy z przeszłości swojej i ludzi, których los postawił p. Marii na drodze, okraszone są uroczymi anegdotami o rodzinach Tetmajerów i Rydlów, np. ta o solniczce należącej do karczmarza, którą miał ponoć, ku jego oburzeniu,  zabrać ze sobą marszałek Foch goszczący u Tetmajerów po wojnie polsko-bolszewickiej. Nie będę historyjek przytaczać, aby nie odbierać wam przyjemności lektury. Niektóre z nich opowiadałam koleżance w pracy. Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu smaczkiem były opowieści związane z redagowaniem tekstów czy książek. Maria Rydlowa przez wiele lat wykonywała bowiem ten sam zawód, co ja, więc śmiem stwierdzić, że nić porozumienia z pewnością między nami by się zawiązała. Zna wszystkie blaski i cienie tego fachu. Gdy pracowała jako korektorka w "Dzienniku Polskim", jedna literówka kosztowała ją utratę pracy (ale nie do końca z jej winy). Na szczęście tylko na tym się skończyło, biorąc pod uwagę, że było to  w najgorszym okresie terroru komunistycznego, gdyż wiadome organy mogły uznać ów błąd językowy za polityczny. Zamiast "Niech żyje pokój między narodami", wydrukowano "Nie żyje pokój między narodami". Później jako redaktorka pracowała w Wydawnictwie Literackim i wspomina, jak po pracy koleżanki i koledzy nie rozchodzili się pośpiesznie do domów, tylko zostawali jakiś czas, by pobawić się w chowanego. O tempora, o mores!

 Niezmiernie ciekawe historie przywołuje z pamięci wdowa po wnuku młodopolskiego poety i dramatopisarza Jacka Rydla. Poruszające są choćby fragmenty o służbie w Armii Krajowej. Skrupulatnie zaznaczałam wszystkie adresy krakowskie podane przez autorkę i mam zamiar stworzyć swoistą mapę Krakowa z okresu wojennego i powojennego. Książka może posłużyć jako doskonały przewodnik po Bronowicach, gdy zechcemy wybrać się do tej dawnej podkrakowskiej wsi, dziś części Krakowa, ale dla Marii Rydlowej, jak napisała, Bronowice Małe są nadal i na zawsze pozostaną wsią. Z dawnego uroku, jak ubolewa, niewiele pozostało (władze Krakowa walnie się do tego przyczyniły - o tym w książce nie ma mowy, ale nutka żalu przebija z kart książki i z wywiadów, które udzieliła, wiem, że tak uważa) do tego stopnia, że gdy syn Żyda karczmarza, Michał Borwicz, przyjechał po wielu latach pobytu we Francji odwiedzić "kraj lat dziecinnych",  przeżył wstrząs

Abstrahując od tego, chcę podkreślić, że Moje Bronowice, mój Kraków to cudna książka! Nie tylko każdy polonista powinien ją mieć w bibliotece domowej i polecać ją uczniom przy omawianiu Wesela, chyba że dramatu nie ma już na liście lektur szkolnych... Nie tylko każdy wielbiciel cracovianów, ale po prostu każdy Polak powinien ją przeczytać! Amen!

17 listopada 2013

"Nocna Ojczyzna" Kazimierza Wierzyńskiego


Nocna Ojczyzna

Jest jeszcze miłość,
Raniona miłość
Samotna, gorzka,
Której nic nie odstraszy:
Dla "śmiesznej nędzy polskiej”,
Dla sensu nad klęską
Wszystkiemu na przekór
Budować co można,
Co zbudowane
To nasze.


Miłość karalna,
Młodość raniona,
Trud by dorównać
Niepodzielności sumienia:
Wszystkiemu na przekór
Idzie milczący
Ale go słychać,
Świadomy siebie
Krok pokolenia.


Z lądu na morze
Białe okręty
Spychają w życie
Nieznani,
Zamknięci w sobie
Ludzie bezsłowni:
W mieście uśpionym
Świeci im w pustce
Nocna ojczyzna,
Lampa w pracowni.


Tam przemijały
Złe, nadliczbowe
godziny rozpaczy,
Zmory pamięci,
I stamtąd płyną
Rozchybotane
Ale je widać
Maszty nadziei
Na każdym okręcie.


To jest ta miłość,
Miłość raniona
Co przeliczyła
całe bogactwo
Odbudowane
rana po ranie:
Wierność sumienia,
Sens ponad klęską,
Tego nie wezmą,
To było nasze
Jest i zostanie.


 Nocna Ojczyzna pochodzi z antykomunistycznego tomiku Czarny Polonez, wydanego w 1968 roku przez paryski “Instytut Literacki” i jest dzisiaj wierszem całkowicie zapomnianym, nieuwzględnianym w antologiach ani lekturach szkolnych. To unikatowe wydanie kosztuje około 90 zł na Allegro. Niesamowite, że żaden wydawca w wolnej Polsce nie wznowił tego tomiku!!!



 Film Errata do biografii przypomina emigracyjną biografię pisarza, w którym wypowiadają się: Anna Nasiłowska (IBL) i syn pisarza, Maciej Wierzyński (USA) oraz Sławomir Cenckiewicz, Nina Polan (USA). Realizatorzy filmu odwiedzili również Saq Harbour - małą osadę rybacką na północnym wybrzeżu wyspy Long Island. Zachęcam do obejrzenia.


 
Piękną pieśń autorowi Wiosny i wina poświęcił bard Jacek Kaczmarski:

Kielich pór roku zgłębiając wielekroć
Dotrzesz do Stanów Zjednoczonych Duszy
Kiedy sprzeczności się ze sobą zetkną
Jedno pragnienie nieodmiennie suszy:
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.


Unieść się ponad spiekotę epoki
Śmignąć ścianom dymów z jednego odbicia
Przeskoczyć wieczność w jednym mgnieniu oka
I pobić rekord świata w długości przeżycia
Opaść w zaświecie jak świetlisty szal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal


Zaświat wygląda jak przedświat dziecięcy:
Jeśli wojna to tylko – z błękitem – zieleni
Popłoch – jedynie słonecznych zajęcy
Jeśli stronnictw rozgrywki – to stronnictw strumieni
Jeśli ofiara – to z wiatru i fal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal


A w samym środku jest muzeum grozy
Czarnych polonezów strojów i ustrojów
Poustawianych w nierozumne pozy
Jak płomieni języki zastygłe w podboju
I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal


Zaświat to przecież – Kresy naszych marzeń
- Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże
Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze
- Miło Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!
Gdzie uroczyście trwa największa z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal…