14 stycznia 2015

"Chociaż żyły otworzyłem na polskim Polesiu. Każdy spotka tego diabła, którego się boi" (Jacek Kaczmarski)


Mahatma Witkac to jedna z legendarnych książek reporterskich. Nic dziwnego, że jest wielokrotnie wznawiana (ostatnia edycja ukazała się nakładem wydawnictwa MG). Ponowna jej lektura po wielu latach jest równie mocnym przeżyciem, co pierwsza. Fenomen książki Joanny Siedleckiej nie opiera się tylko na warstwie faktograficznej oraz na tym, że jest doskonale napisana. Była i pozostaje jedną z nielicznych prac, w której udało się w ostatniej chwili utrwalić świadectwa Polaków urodzonych na początku XX wieku. To swoista elegia na zagładę pokolenia upojonego dopiero co odzyskaną po pierwszej wojnie światowej wolnością, a już za moment żegnającego się z nią. Pozbierane przez autorkę wspomnienia ułożyły się w przypowieść o przemijaniu, starości, samotności oraz o meandrach losu. Talent reporterski Siedleckiej sprawił, że literatura faktu niebezpiecznie splotła się tu z literaturą piękną. To, co mogłoby przekreślić z upływem czasu tę książkę, okazało się jej atutem: Mahatma Witkac od chwili ukazania się drukiem funkcjonował w świadomości czytelników na prawach ostatniego portretu Witkacego, tym razem ukazującego go w odbiciu lustrzanym za sprawą opowieści tych, którzy go znali, kochali, przyjaźnili się z nim, nie znosili go, a nawet nienawidzili.


13 stycznia 2015

Najlepsze książki non-fiction 2014


Zdałam sobie sprawę dziś, że nie zaprosiłam jeszcze czytelników bloga do zapoznania się z moim wyborem najlepszych książek z literatury faktu, jakie ukazały się w 2014 roku. Można je przejrzeć na wortalu Granice.pl. KLIK. Lubię przeglądać czyjeś tego rodzaju zestawienia, aby dowiedzieć się, czy czegoś wartościowego nie przeoczyłam, czy coś mi nie umknęło spośród lektur. Może i ja Wam coś zasugeruję?

11 stycznia 2015

Lektury kresowe Krzysztofa Masłonia i nasze



Mojego Drohobycza już nie ma, on żyje wyłącznie we wspomnieniu i rozrzewnieniu serdecznym, w uwzniośleniu i w wyższośćwstąpieniu wspomnień.

Są to słowa (jakże wymowne i symboliczne) Andrzeja Chciuka - jednego z bohaterów opasłej i pięknie wydanej książki znanego krytyka literackiego, Krzysztofa Masłonia. Publikacja jest zbiorem esejów. Część z nich ukazała się w latach 2010-2011 w kresowym dodatku „Rzeczpospolitej”. Chwała autorowi, że je zgromadził w jednym tomie, dzięki czemu czytelnicy zaliczający siebie do miłośników Kresów mogą uporządkować sobie wiedzę na temat dzieł literackich sławiących ojczyznę wielu narodów, języków, kultur i religii. Teksty te razem tworzą swoistą panoramę literackich opowieści o mitycznej krainie, potencjale tkwiącym w utraconych ziemiach (czy na zawsze? Wszak historia jest rodzaju żeńskiego, jak słusznie zwraca uwagę Waldemar Łysiak), o polskich pisarzach i ich rodzinach mieszkających na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. Jedną z inspiracji do powstania tej książki, jak wspomniał Masłoń w trakcie warszawskiego spotkania promocyjnego, było zdanie przypisywane Józefowi Piłsudskiemu, którego autorem był wybitny poeta, Kazimierz Wierzyński: „Polska będzie wielka albo żadna”.

Książkę Krzysztofa Masłonia można potraktować jako wypiski z dziejów piśmiennictwa polskiego. Kalejdoskop opisanych postaci obejmuje bowiem różne epoki. W szkicach tu pomieszczonych przeglądają się kresowe losy zarówno klasyków literatury polskiej, jak i debiutantów, a także nieliteratów. Na stronach publikacji wprost roi się od wspaniałych nazwisk tworzących niebywale barwny korowód. Nie przeszkadza  skrótowość w kreśleniu ich sylwetek, wręcz przeciwnie - lapidarność zaostrza apetyt oraz inspiruje do samodzielnych poszukiwań i lektur. Zresztą artykuły prasowe rządzą się swoimi prawami i trudno mieć o to pretensje do autora. Puklerz Mohorta to skarbnica inspiracji lekturowych, może też być (uwaga!) przyczyną wyrzutów sumienia, jeśli się czegoś jeszcze nie przeczytało (na półce mojej czekają Nadberezyńcy Czarnyszewicza).

Autor ma talent do portretowania.  Szkice Masłonia cechują urok i magnetyzm, a także swada narracyjna. Książka obfituje w wiele pasjonujących ciekawostek, historyjek i charakterystyk poetów i pisarzy związanych z Kresami. Na przykład fascynująca się historia pojedynku „lwowskiego Dumasa”, jak nazywano nad Pełtwią Walerego Łozińskiego, z innym lwowskim pisarzem, Karolem Ciszewskim. Poszło, rzecz jasna, o kobietę. Warto też przypomnieć sobie historię Iwana Mazepy, który tak zainteresował największych romantyków. Piękna jest także opowieść o związanym ze Lwowem rodem Scottów, których na ziemie polskie przyciągnęła nafta. Poświęconą Scottom książkę napisał Jerzy Janicki, który poznał po wojnie w Kanadzie jednego z potomków, syna konsula Jego Królewskiej Mości. Jerzy Janicki był też znawcą bałaku, w którym, jak zaznaczał, przeglądała się długa i bujna historia grodu nad Pełtwią. W  Krakidałach (Iskry, 2004), w rozdziale poświęconym bałakowi, Jerzy Janicki zwracał uwagę:

[...] raz na zawsze należy wiedzieć, że lwowiak nie jada, tylko wcina albo wbija w krzyżbanty, nie idzie ulicą, tylko faluji, a jeśli z płcią piękną, to z dziunią, a do tego trzyma ją popud kolki, chyba że jest brzydka, w takim razie idzie z rymundą. Kiedy będzie się żenił, to si okołtuni i wtedy wypije moc ćmagi albo bajury, poczem gdy tak da sobi do nosa, to będzie hirny albo zaćmakany.


Po lekturze książki Krzysztofa Masłonia po raz kolejny uświadamiamy sobie, że niezwykłe bogactwo kulturowe dawnej Rzeczpospolitej będzie naszą krynicą dopóty, dopóki w naszych sercach i w naszej pamięci pozostanie całe jej dziedzictwo. Niech zatem żyją i we wspomnieniach, i w rozrzewnieniu serdecznym, i w uwzniośleniu utracone ziemie kresowe i zakotwiczone w nich wspaniałe dzieła literackie.